Socjologowie zwracają uwagę, że pokolenie dzisiejszych 70-, 80-latków oczekuje opieki od swoich dzieci. Zamieszkanie z nimi uważają za oczywisty scenariusz. Rzeczywistość wygląda jednak inaczej. "Często osoby, które stoją w obliczu konieczności zaopiekowania się rodzicami, czują, że znalazły się w sytuacji patowej" – mówi Magda Jaros, autorka książki „Oddam matkę w dobre ręce. Cała prawda o domach opieki” i przytacza historie swoich bohaterów.
Żyjemy coraz dłużej. Główny Urząd Statystyczny podaje, że w 2022 roku przeciętne życie kobiet w Polsce trwało 81,1 roku, a mężczyzn - 73,4 roku. Za przedłużającym się życiem nie nadążają ani wysokość emerytur, ani dostępność opieki medycznej, ani infrastruktura pomocy społecznej. Jedynie ceny prywatnych domów opieki rosną szybciej.
Coraz dłuższe życie rodzi pytanie o jego jakość. Optymistycznie zakładamy, że w przypadku naszych bliskich i nas samych starość okaże się łagodna. „Wypieramy starość, staramy się o niej nie mówić, nie myśleć. Uspokajamy się: jakoś to będzie. Natomiast powiedzmy wyraźnie: dla większości z nas nie będzie »jakoś«, tylko będzie źle. Każdego czeka parę lat cierpień zanim odejdzie”, mówi prof. Tomasz Kostka, były krajowy konsultant w dziedzinie geriatrii, szef oddziału geriatrii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi, w książce Magdy Jaros „Oddam matkę w dobre ręce. Cała prawda o domach opieki”.
Kiedy mama Joanny przeszła na emeryturę, zaczęła wycofywać się z życia. Wcześniej aktywna, zaangażowana, pracowała w biurze Unii Wolności, teraz przestała się czymkolwiek interesować. – Namawiałam ją na wolontariat, choćby w Polskiej Akcji Humanitarnej, w której miała znajomych, bo czułam, że aktywność społeczna i kontakt z ludźmi dobrze by jej zrobiły, ale nie udało mi się jej przekonać – wspomina Joanna. Stan jej mamy pogarszał się przez kolejne lata. Kiedy przestała sobie radzić z codziennymi obowiązkami, rozwiązaniem okazała się pani, która przychodziła trzy razy w tygodniu. Gotowała, sprzątała, robiła zakupy i w miarę możliwości pilnowała regularnego przyjmowania leków. Ale nie mogła wiedzieć, że mama Joanny wieczorami nadużywa leków nasennych, popijając je ulubionym koniakiem. – Pewnego dnia znalazłam mamę leżącą na podłodze. Trafiła do szpitala. Po wyjściu spędziła u nas trzy tygodnie. Już po kilku dniach cały czas powtarzała, że chce wrócić do siebie – mówi Joanna.
Nawet kiedy z mamą było już znacznie gorzej, Joanna nie proponowała jej domu opieki. Kilka lat wcześniej razem odwiedzały ciotkę mieszkającą w domu opieki w Łodzi. - Wtedy bardzo dobitnie powiedziała, że nie chce znaleźć się w takim miejscu – przyznaje Joanna. - Uszanowałam to. Postanowiłam, że tak długo, jak będę w stanie zapewnić jej odpowiednią, całodobową opiekę, zostanie u siebie.
Stałym elementem prawie do końca życia jej mamy stały się niedzielne obiady rodzinne. – Przywoziliśmy ją do nas. Bywało trudno. Szczególnie kiedy jej demencja się rozwijała. Przez większość czasu była raczej w swoim świecie, a nie w naszym. Pewne rzeczy wiedziała zawsze – rozpoznawała mnie, mojego męża, dzieci, a jednocześnie potrafiła mówić, że właśnie była w radiu i udzielała wywiadu albo, że odwiedził ją ktoś, kto dawno nie żyje. Nauczyliśmy się tego nie komentować. Dałam jej to, co mogłam. Choć mam świadomość, że nie byłam dla niej taka, jak by chciała – bardziej troskliwa i czuła. Ale moja relacja z matką nigdy nie była łatwa. Ważne jest dla mnie, że była do końca w domu, na swoich warunkach – mówi Joanna.
Miała wątpliwości, czy to była dobra decyzja? – Myślałam, że gdyby była w domu opieki, może nie weszłaby w nocy pod stół, nie złamała biodra, co spowodowało, że potem już leżała. Niedługo później zmarła. Ale może w domu opieki nie miałaby regularnej rehabilitacji, nie byłaby namawiana do chodzenia. Długo była w ruchu, odeszła, mając 92 lata.
Socjologowie zwracają uwagę, że pokolenie dzisiejszych 70-, 80-latków oczekuje opieki od swoich dzieci. Zamieszkanie z nimi uważają za oczywisty scenariusz.
- Są osoby, które mają domy, ale większość z nas mieszka w dość standardowych mieszkaniach, w których nie ma wolnych pokoi. Wprowadzenie się rodzica może być rozwiązaniem tymczasowym, na przykład po wyjściu ze szpitala lub kiedy coś się wydarzy, ale nie na stałe. Poza tym jesteśmy rozproszeni, czasem mieszkamy w dużej odległości od rodziców lub za granicą. Zazwyczaj mamy absorbującą pracę, dzięki której spłacamy kredyt mieszkaniowy, jesteśmy odpowiedzialni za dzieci, własne życie. Często osoby, które stoją w obliczu konieczności zaopiekowania się rodzicami, czują, że znalazły się w sytuacji patowej – tłumaczy Magda Jaros.
Opieka instytucjonalna stanowi tabu. Brak akceptacji wyraża się nawet w języku. O umieszczeniu rodzica w domu opieki potocznie mówi się jako o „oddaniu”. Presja społeczna i oczekiwania rodziców sprawiają, że wstydzimy się myślenia o instytucjonalnej pomocy, czując, że to najwyższa forma niewdzięczności. Dlatego podjęcie decyzji, jaką formę opieki wybierzemy, jest często obarczone ogromnym stresem.
– Sprawa opiekowania się starszymi rodzicami czy dziadkami wzbudza silne emocje, bo mamy rodzinną mentalność, a jednocześnie wokół opieki instytucjonalnej narosło wiele mitów i negatywnych stereotypów. Są domy zaniedbane, ale także powstaje wiele nowych, godnych polecenia. Współpracuję z kilkoma takimi placówkami i tam naprawdę tętni życie. A nie zawsze samodzielna opieka w domu jest najlepszym rozwiązaniem. Czasem okazuje się, że nie mamy ani siły, ani odpowiednich kwalifikacji – mówi Edyta Bonk, socjolożka i geriatrka.
Kiedy na pewno warto zastanowić się nad taką formą opieki?
Kiedy mieszkanie z wymagającą opieki bliską osobą zaczyna mieć skutki niszczące: w naszym małżeństwie zaczyna się źle dziać, nie mamy czasu dla dzieci lub kiedy sami zaczynamy chorować. To znak, że sytuacja jest krytyczna i należy przemyśleć dotychczasowe sposoby działania – dodaje.
Niestety, dostęp do opieki instytucjonalnej też nie jest taki łatwy. Barierą może być jej koszt. Ceny pobytu w publicznych domach opieki znacznie przekraczają wysokość emerytur, a na prywatne domy stać zapewne niewielką część społeczeństwa. Marcel Andino Velez, założyciel firmy oferującej koordynację opieki medycznej, namawia do kreatywności w organizowaniu opieki nad osobami starszymi. – Najlepiej stosować różne metody, łączyć je i zmieniać. Instytucje warto traktować jak rozwiązanie tymczasowe, kiedy osoba, którą się opiekujemy, jest w gorszym stanie i wymaga profesjonalnego podejścia albo kiedy sami jesteśmy w gorszej formie i dobrze zrobiłoby nam odetchnięcie, sprawdzenie, w jakim stanie jest reszta rodziny i my sami.
Mama Iwony mieszkała sama i świetnie sobie radziła do momentu, kiedy jej stan zaczął się pogarszać. - Zawsze była nerwusem, ale zaczęła nagle awanturować się o sprawy wcześniej nieistotne, np. dlaczego nie może zrozumieć rachunku za gaz? Próbowałam jej tłumaczyć, że tych rachunków nikt nie rozumie, ale trudno było ją uspokoić. Przestała być odporna na stres – kiedy sąsiedzi zalali jej mieszkanie, zachowywała się, jakby to był koniec świata – opowiada Iwona. A potem zaczęły się telefony. – Dzwoniła nieustannie. Pewnego dnia poinformowała mnie, że widzi w mieszkaniu ojca, który od pięciu lat nie żyje. Natychmiast do niej pojechałam. Tłumaczyłam, że nikogo nie ma w pokoju. Krzyczała: „Nie rób ze mnie wariatki! Nie wierzysz, że on tu jest? Zapytaj tę panią!”. I wskazała inny kąt pokoju. Wtedy zrozumiałam, że z jej umysłem dzieje się coś niedobrego.
Zadzwoniłam po pogotowie. Ratownicy z pogotowia nie mogli zabrać mamy do szpitala wbrew jej woli. - Na szczęście bez powodu zaczęła się przepychać z jednym z nich. Przejaw agresji wystarczył, żeby ją zabrać. Odetchnęłam – mówi Iwona.
Pobyt w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach okazał się zbawienny. 90-letnia mama Iwony została gruntownie przebadana, dostała leki, wyszła z niego w dobrym stanie. Iwona zorganizowała całą siatkę osób pomagających w opiece. Koleżanka mieszkająca niedaleko zaglądała sprawdzić, czy czegoś nie potrzebuje. Na co dzień czuwali zaprzyjaźnieni sąsiedzi. Iwona odwiedzała ją regularnie. – Ale przez rok byłam zniewolona przez nieustannie dzwoniący telefon. Kiedy z jakiegoś powodu nie odbierałam, dzwoniła 6, 8 razy do skutku. Żyłam w przekonaniu, że w każdej chwili muszę być gotowa odebrać, w dzień i w nocy. I jechać - wspomina. To i tak wydawało się jej łatwiejsze niż zamieszkanie z mamą.
– Od początku wiedziałam, że takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Nie miałam nigdy łatwej relacji z matką, mieszkanie z nią byłoby koszmarem. Choć wiem, że tego oczekiwała. Mówiła innym, że powinnam zrezygnować z pracy, żeby się nią zajmować – przyznaje. W końcu postanowiła poszukać domu opieki. Koleżanka Iwony przekonała jej mamę do tego pomysłu. – Znalazłam taki niedaleko jej domu. Odwiedzałam ją dwa, trzy razy w tygodniu. Odzyskałam trochę spokoju po długim czasie życia w permanentnej niepewności. Ale kiedy szłam do kina, ciągle odruchowo sprawdzałam telefon – przyznaje Iwona. Jej mama niedawno zmarła.
Poświęcenie się opiece niesamodzielnemu czy choremu rodzicowi bez dbania o siebie może mieć dramatyczne skutki. Najczęściej na takie rozwiązanie decydują się kobiety. Czasem nawet rezygnują z pracy zawodowej. Szybko się okazuje, że zapał zamienia się w wyczerpanie fizyczne i psychiczne. Czasem depresję albo choroby somatyczne.
– Opiekunowie nie mogą zapominać o sobie i o dbaniu o swój dobrostan. Przecież żeby komuś pomagać, trzeba być w dobrej formie. Dlatego warto korzystać z publicznych usług wytchnieniowych, ale także szukać wsparcia choćby w rodzinie czy instytucjach publicznych i samorządowych. Jeśli to nie będzie możliwe, może uda się przez jakiś czas korzystać z pomocy płatnej – tłumaczy Edyta Bonk.
Marcel Andino Velez jest moderatorem jednej z grup dla opiekunów na Facebooku. – Czytam wiele wpisów kobiet, które są na skraju wyczerpania. Widzę, jak taka opieka, szczególnie nad osobami z chorobami otępiennymi, jest dla nich ciężka, jak się zmagają, jak są sfrustrowane. Niestety, czasem widzę też, że te trudności wynikają z niedostatecznej wiedzy, niewłaściwego postępowania albo po prostu tego obezwładniającego przemęczenia. Jestem wielkim zwolennikiem szerzenia wiedzy na temat opieki i sam prowadzę takie szkolenia, ale niestety zainteresowanie nimi jest niewielkie. Oczywiście wiem, trudno jest wziąć udział w szkoleniu, kiedy nie można zostawić chorej osoby samej w domu – przyznaje. Jego zdaniem, zasadniczym błędem jest niekorzystanie z pomocy opieki społecznej. - Zachęcam też wszystkich do sprawdzenia, jaką pomoc publiczną możemy uzyskać w naszym mieście czy gminie, bo może się okazać, że istnieje sporo różnych rozwiązań. Przestrzegam za to przed nastawieniem „wszystko zrobię sama” - przekonuje.
Niestety, decyzja, żeby nie zaopiekować się starzejącym się rodzicem również może mieć dramatyczne skutki. Prawo przewiduje tzw. obowiązek alimentacyjny, który oznacza, że jeśli nasi niesamodzielni rodzice zostaną umieszczeni w domu opieki, to na nas ciąży obowiązek ponoszenia części lub całości kosztów tego pobytu. W takiej sytuacji bez kontaktu z rodzicem przez większość życia, można mieć spory dług wobec państwa za jego pozostawanie w instytucji opiekuńczej. W skrajnych sytuacjach można sądownie udowadniać „niegodność” rodzica, ale taki proces zazwyczaj trwa długo i również jest kosztowny.
Najpierw zachorowała mama Marka. Alz -heimer. – Chorowała kilka lat. Jej stan się pogarszał. Opieka spadła przede wszystkim na mojego ojca, bo mieszkali razem. Alz- heimer ma to do siebie, że zmienia charakter osoby chorej. Staje się uparta, nieznośna, czasem agresywna. Wszelkie próby zatrudnienia kogoś do pomocy spełzły na niczym. Choroba matki wpływała na całą naszą rodzinę: kłóciliśmy się, mieliśmy do siebie pretensje. Żyliśmy w przekonaniu, że to się nigdy nie skończy i wreszcie nie będziemy mogli na siebie patrzeć – mówi Marek.
Po długich debatach podjęli decyzję o umieszczeniu mamy w domu opieki. – Pojechała tam transportem medycznym. Miałem poczucie, że ta decyzja jest racjonalna: nie byliśmy w stanie zapewnić jej odpowiedniej opieki, ale dojmujące poczucie winy pozostaje – opowiada Marek i kontynuuje: - Kiedy mama znalazła się pod profesjonalną opieką, odzyskaliśmy swoje życie. Ojciec najpierw deklarował, że będzie ją odwiedzał codziennie, potem jednak robił to co kilka dni. Po jej śmierci jakoś się pozbierał.
89-letniemu tacie Marka przez całe życie zdarzały się omdlenia. Niedawno, mimo że jest całkowicie sprawny i samodzielny, podczas spaceru w parku zemdlał i uszkodził sobie kręgosłup. Przeszedł poważną operację. - Bardzo szybko „wypchnięto” go ze szpitala. A opieka nad osobą karmioną sondą, która jest unieruchomiona, to ogromne wyzwanie. Dlatego razem z bratem podjęliśmy decyzję o tymczasowym umieszczeniu go w domu opieki. Co mogę powiedzieć? Nikt, kto nie próbował podnieść osoby unieruchomionej w łóżku, nie ma pojęcia, co to oznacza. Nie mówiąc już o zagrożeniach związanych z karmieniem i koniecznej rehabilitacji. Miałem szczęście, znalazłem miejsce w poleconym, dobrym ośrodku – mówi Marek.
Co jego tata o tym sądzi? - Jest wyrozumiały. Zdaje sobie sprawę, że profesjonalna opieka pomoże mu dojść do siebie. Nie traci animuszu, kłóci się z nami i wydaje rozkazy – śmieje się Marek. - Zdaję sobie sprawę, że będę musiał się z nim pożegnać, ale to dla mnie bardzo trudne. Dopiero jako dorosła osoba zbudowałem z ojcem prawdziwą, dobrą relację. Jest mi bardzo bliski.
Jest szansa, by pod koniec życia zostać wesołą staruszką? – Spotkałam takie panie w domach opieki. Zresztą kobiet jest w nich zdecydowanie więcej, bo żyją dłużej. Same zdecydowały się na opiekę instytucjonalną. Jedna z nich twierdziła, że ma świadomość, jakim obciążeniem dla jej córki byłaby opieka nad nią. I mniej podobała jej się wizja spędzania czasu w pustym przez większość dnia domu. W pensjonacie dla seniorów znalazła koleżanki, bierze udział w zajęciach, ma fachową opiekę. Raz w tygodniu przyjeżdża fryzjerka i manikiurzystka. Oczywiście, inaczej jest z osobami, które nie są sprawne – mówi Magda Jaros.
Jaka będzie nasza starość? Joanna: - To pytanie, którego każdy się chyba boi. Mój lęk wzbudza myśl, że dzieci będą widziały mnie jako kogoś zupełnie innego niż osoba, którą byłam, do tego poczucie niesamodzielności, bezradności. Mam z nimi bardzo dobre relacje, ale nie chciałabym być dla nich ciężarem. Dom opieki? Taki jak w brytyjskim filmie „Kwartet” o domu dla emerytowanych muzyków? Bardzo chętnie. Ale to raczej niemożliwe.
Iwona: - Jestem ostatnia w mojej rodzinie. Mam świadomość, że muszę uzbierać na dom opieki dla siebie.
Marek: - Raczej wyląduję w takim ośrodku, w jakim teraz jest mój tata. Nie mam nikogo, kogo mógłbym sobą obarczyć. Czy to będzie łatwe doświadczenie, czy trudne, zależy od mojej kondycji. Czasem mówi się, że na dobrą starość trzeba zapracować.
– To prawda. Wiele zależy od tego, w jakim stylu będziemy się starzeć. Czy będziemy się wycofywać z życia, czy nadal z niego korzystać – twierdzi Edyta Bonk. - Wszystkie badania dowodzą, że decydujące znaczenie dla kondycji w starszym wieku mają nasze relacje z innymi – rodziną, przyjaciółmi, sąsiadami oraz aktywność zarówno fizyczna, jak i umysłowa. Wtedy nie tylko choroby łatwiej znosić, ale można być nawet wesołymi – staruszką lub staruszkiem.
Magda Jaros - z wykształcenia filolożka, z pasji reportażystka. Przez lata przeprowadzała wywiady na łamach miesięcznika „Twój Styl”. Chętnie rozmawia z osobami, które mają za sobą duży bagaż doświadczeń. Autorka książek "Oddam matkę w dobre ręce" oraz "Ty pieronie! Biografia Franciszka Pieczki". Współautorka książki "Pojednanie ze złem. Historia chłopca z łódzkiego getta."