Historie osobiste

"Czuję, że jestem ciężarem dla córki. Boję się starości, odbiera mi sprawność i niezależność"

"Czuję, że jestem ciężarem dla córki. Boję się starości, odbiera mi sprawność i niezależność"
Fot. 123RF

Siedzę na kanapie w mieszkaniu córki i marzę o tym, żeby znaleźć się we własnym domu. Na dywanie bawi się mój pięcioletni wnuk, a ja nie mogę do niego dołączyć. Jakie to upokarzające.

"Czuję, że jestem dla córki kłopotem"

Jeszcze pół roku temu jeździłam z wnukiem na rowerze, robiliśmy razem babki z piasku, biegałam za nim po placu zabaw. Patrycja była wtedy w ciąży z drugim dzieckiem, więc chciałam ją w ten sposób odciążyć. A teraz…

Serce pęka mi na myśl, że nie mogę jej pomóc w opiece nad nowonarodzoną wnuczką. Przed wyjściem ze szpitala lekarz zapisał mi tonę leków i wyraźnie podkreślił, że powinnam, że muszę się oszczędzać. Patrycja aż za bardzo się tym przejęła. Przywiozła mnie do siebie i ulokowała w pokoju gościnnym. Nie pytała mnie o zdanie. Podjęła arbitralną decyzję, uznawszy, że tak będzie najlepiej.

Pytanie tylko: dla kogo najlepiej? Na pewno nie dla niej. Ma wystarczająco dużo obowiązków. Na dodatek jej telefon nie przestaje dzwonić. Pracownica, która ją zastępuje, nie radzi sobie z powierzonymi zadaniami, więc Patrycja doraźnie jej pomaga. Moja córka jest świetną księgową. Założyła firmę, zatrudnia ludzi, jestem z niej ogromnie dumna, ale przeraża mnie jej pracoholizm. Po porodzie powinna się poświęcić wyłącznie dzieciom, a nie w kółko myśleć o pracy albo zawracać sobie głowę starą matką.

Z doświadczenia wiem, jak trudno jest opiekować się noworodkiem, a jednocześnie nie zaniedbywać starszego dziecka, które też potrzebuje matki. Michaś miewa ostatnio humory, pewnie z zazdrości i niedługo mu przejdzie.

A może to moja obecność tak źle na niego wpływa?

Od początku tej przeprowadzki czuję, że jestem dla córki kłopotem, balastem. A co będzie później? Tylko gorzej. Na razie jestem jeszcze sprawna, tyle że muszę na siebie uważać. Nie ma mowy o wysiłku fizycznym czy nadmiernym forsowaniu się, ale przecież dałabym sobie radę sama. Nie chcę, żeby wnuczek patrzył na mnie, taką… niesprawną, zapadniętą w fotel i wpatrzoną w ekran telewizora. Bo coś przecież muszę robić, a dłuższe czytanie też mnie męczy.

Co będzie ze mną za dwa-trzy lata?

Tego nikt nie jest w stanie przewidzieć, nawet lekarze. Mój stan może się gwałtownie pogorszyć, grozi mi ponowny zawał albo udar. Nie chcę, naprawdę nie życzę sobie, żeby moje wnuki były świadkami tego, jak gasnę w oczach. Nie chcę kojarzyć im się ze starością i cierpieniem, z umieraniem.

Może choć Michaś zapamięta cokolwiek z naszych wypraw na grzyby i wspólnych wycieczek rowerowych, gdy z zamocowanego na kierownicy siodełka obserwował świat. Czy będzie wspominał kąpiele w ciepłym jak zupa jeziorze, nagrzanym letnim słońcem? To były nasze pierwsze wspólne wakacje. Zbiera mi się na płacz, gdy myśl o tym, co bezpowrotnie utraciłam.

Najgorsze jest to, że mogę stracić jeszcze więcej – dobre relacje z córką, szacunek zięcia i miłość wnuków. Znam życie aż za dobrze. Ciągłe przebywanie pod jednym dachem rodziców i dorosłych dzieci zawsze kończy się tak samo. A jeśli do tego dochodzi jeszcze konieczność opiekowania się niedołężną osobą, zapowiada się katastrofa. Przechodzą mnie nieprzyjemne ciarki, gdy wyobrażam sobie, że córka będzie musiała wyręczać mnie w podstawowych czynnościach.

 

 

"Nie chcę wam siedzieć na głowie"

Obserwuję ją, jak krząta się po domu, z noworodkiem zamotanym w chustę. Mała Lilianka cierpi z powodu kolek i Patrycja jest wykończona. Mimo to powtarza, że nie sprawiam jej żadnego kłopotu. Wiem, że mnie kocha i szanuje. Wypracowałam to sobie przez lata, traktując swoje dzieci z miłością i wyrozumiałością. Patrycji nie mieści się w głowie, że mogłaby zostawić mnie samą w chorobie. To ja chcę uchronić ją przed tym zbędnym poświęceniem, które może zniszczy jej życie. Oczywiście nie mówię tego wprost, za to staram się ją przekonać, że świetnie poradzę sobie sama, więc niech już odwiezie mnie do domu.

– Nie chcę wam siedzieć na głowie. Przecież w razie konieczności możesz wziąć dzieci i podjechać, to niedaleko – tłumaczę. – Wolę być u siebie.

– A ja wolę mieć cię na oku – odpowiada z troską i uporem malującą się na twarzy. – Nie możesz być sama. Problemy z sercem to nie przelewki.

Niby ma rację, ale w dzisiejszych czasach człowiek nigdy nie jest tak do końca sam. Samotny może, ale nie sam. Mam telefon z dostępem do internetu. Mogę pisać do koleżanek, zadzwonić do mieszkającego w Londynie syna czy poprosić swojego lekarza prowadzącego o teleporadę. Potrafię też zamówić obiad czy zrobić zakupy z dostawą do domu. Nie rozumiem, dlaczego Patrycja nie chce się na to zgodzić. Czy jej spokojne sumienie jest ważniejsze od mojej dumy, poczucia komfortu i wolnej woli?

Czasami czuję się jak zbędny, zagracający dom mebel. Zięć wraca z pracy i chciałby odpocząć. Przeze mnie nie może, a przynajmniej nie tak swobodnie, jakby mógł. Wiem, choć nic nie mówi, nie skarży się. Jest wykształconym, kulturalnym człowiekiem, który wspiera moją córkę w każdej sytuacji. Na dobrego człowieka trafiła, to ważniejsze niż uroda. Wcale nie musiał się godzić na moją obecność. Niespodziewanie wtargnęłam do jego poukładanego życia, które dzielił z Patrycją. Owszem, spodziewali się małej rewolucji, gdy Lilianka  pojawi się na świecie, ale mój zawał i związana z nim niepełnosprawność to była niecodzienna sytuacja. Nigdy dotąd nawet nie rozmawialiśmy o takiej ewentualności, że coś mi się stanie i będę potrzebowała pomocy.

– Piotr jest za granicą. Kto ma się tobą zaopiekować jak nie ja? – pyta retorycznie córka, kiedy po raz kolejny tłumaczę jej, że są inne rozwiązania.

 

 

"Nie ma mowy, żebym oddała cię do domu opieki!"

Gdy wychodzi z dziećmi na spacer, dzwonię do ośrodka opieki. Numer znalazłam w internecie. Miła pani rozwiewa moje wątpliwości. Dom seniora to najlepsza opcja. Dla mnie. Oczywiście nie teraz, ale później, gdy nie obędę się bez całodobowej opieki. Koszt pobytu jest dość wysoki, bo i miejsce jest luksusowe, ale stać mnie. Zresztą nie wątpię, że dzieci dołożą się do opłat w razie czego. Wolę, aby partycypowały w kosztach mojego utrzymania w domu spokojnej starości, niż by musiały dźwigać moje schorowane ciało albo karmić mnie łyżką. Taki scenariusz to dla mnie istny horror. Zawsze byłam samodzielną, energiczną kobietą, dlatego nienawidzę starości, która odebrała mi sprawność i niezależność.

Jeszcze tego samego wieczoru po kolacji wykładam córce i zięciowi plan. Mała Lilianka usypia przy Patrycji, Michaś dawno już śpi w swoim łóżeczku. Tylko my troje, dorośli….

– Nie ma mowy, żebym oddała cię do domu starców! – oburza się Patrycja.

Na tyle głośno, że przytulona do jej piersi córeczka wzdraga się. Zięć wydaje się zmieszany, ale milczy. Tłumaczę córce, że nie musi mnie nigdzie oddawać. To moja decyzja, dzięki której będzie mogła zrzucić z barków to przytłaczające poczucie odpowiedzialności za matkę.

– Nikt mnie nigdzie nie odda. Sama się tam zgłoszę. Będę miała doskonałą opiekę i wizyty lekarskie na każde zawołanie. Czy to nie jest najlepsze rozwiązanie?

Patrycja wzdycha, spoglądając na swoją malutką córeczkę. Po tej trudnej rozmowie chyba wreszcie dotarło do niej, że już podjęłam decyzję. Pragnę jeszcze tylko jednego – wrócić do swojego domu, dopóki mam na to siły. Będę się cieszyć każdym telefonem od córki, wizytą wnuków czy wspólnie zjedzonym niedzielnym obiadem. Nie zamierzam jednak być ciężarem ani obowiązkiem dla osób, które kocham najbardziej na świecie.

"Ktoś kiedyś się mną zajmie, ale nie będzie to moja córka"

Właśnie zięć odwiózł mnie do domu. Mieszkam na parterze, więc bez problemu mogę poruszać się po okolicy. Wniósł moją walizkę do salonu, a potem zapewnił, że zawsze mogę liczyć i na Patrycję, i na niego. Wzruszyłam się tym wyznaniem. Wyglądam przez okno, macham mu, a potem patrzę, jak wsiada do samochodu i odjeżdża. To wielkie szczęście mieć kochającą rodzinę i uwierzcie, chcę jak najdłużej cieszyć się tą miłością. Chcę pielęgnować nasze relacje, w czystej formie, nieskalane koniecznością opieki nad niedołężną staruszką. Ktoś kiedyś zajmie się mną najlepiej, jak potrafi. Jestem tego pewna. Ale to nie będzie moja córka.

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również