"Chciałam dogodzić wszystkim, a coraz bardziej czułam, że tak się po prostu nie da. Musiałam wybierać"
Spis treści
Robert właśnie przygotowywał zupę dyniową. Wesoło pogwizdywał, nie zdając sobie sprawy z tego, jakie właśnie przechodzę katusze. Wolałam na razie o niczym mu nie mówić. Sama musiałam się zastanowić, jak postąpić. W szufladzie biurka leżały bilety na lot do Toskanii. To była już tradycja – nasza rocznicowa podróż. Uwielbiałam ten czas. Dwa tygodnie beztroski, spędzone z dala od codziennych obowiązków.
Robert zaczął rozkładać sztućce na stole. Lubiliśmy jadać w salonie, tak jakby każdy wspólny posiłek był wyjątkowy. W zasadzie tak było. Całe moje życie stało się wyjątkowe, odkąd poznałam Roberta.
Rozdzwonił się leżący na komodzie telefon. Robert spojrzał na mnie pytająco, gdy nie odebrałam.
– To nieładnie rozmawiać przy obiedzie, oddzwonię później – wyjaśniłam, nabierając złocistej zupy na łyżkę.
Julia zawsze była niecierpliwa. Świadczyło o tym pięć nieodebranych połączeń, dwa esemesy i niezliczona ilość wiadomości na komunikatorze. Sprawdziłam je zaraz po obiedzie.
„Mamo, przemyślałaś to? Wiesz, że mi się spieszy”, pisała, a ja czułam, jak oblewam się zimnym potem. Do wyjazdu zostały jeszcze trzy tygodnie. Czemu mnie tak ponagla? Jeśli mocniej mnie przyciśnie, to szybciej ustąpię? Mieliśmy już zarezerwowany hotel w Toskanii, a lot zabukowaliśmy ponad pół roku temu.
Po kilku wiadomościach od córki zaczęłam się łamać. Może rzeczywiście powinnam jej pomóc? Leo jest ze mną związany, jestem jego jedyną babcią. To wyjątkowa sytuacja i mój ukochany Robert powinien to zrozumieć. Wie, że moja więź z córką jest silna. Uczyłam ją samodzielności i asertywności, budowałam jej pewność siebie i nakłaniałam do walki o swoje. Problem w tym, że dosyć często wykorzystywała to przeciw mnie.
Trzymany w ręku telefon znowu zaczął wibrować. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie Julii. Z nerwów zaschło mi w gardle, ale odebrałam już po drugim sygnale.
– Mamo, wiesz, że musimy wszystko ustalić. Karol nie odwoła tej delegacji, a dla mnie to duża szansa. Jeśli nie pojadę na szkolenie, to nie dostanę awansu – wyrzucała z siebie kolejne zdania. Julia nie prosiła, ona oczekiwała. Zwłaszcza gdy jej na czymś mocno zależało.
– Posłuchaj, kochanie… – zaczęłam. Głos lekko mi drżał i nie potrafiłam nad tym zapanować. – Najpierw muszę porozmawiać z Robertem.
– Mamo, ale co to za filozofia? Przecież wiedział, z kim się wiąże – prychnęła do słuchawki Julia. – Masz rodzinę!
– On też jest moją rodziną, nie zapominaj o tym – upomniałam córkę.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza.
– Okej, to daj mi znać, jak coś ustalisz… to znaczy ustalicie – odpowiedziała i rozłączyła się, nie czekając na moją odpowiedź.
Cisnęłam telefonem w poduszkę i usiadłam na brzegu kanapy. Wzięłam głęboki oddech…
– Julia poprosiła mnie, żebym zaopiekowała się Leosiem – wyrzuciłam z siebie. – Tylko przez trzy dni. Sęk w tym, że to w czasie naszej podróży do Toskanii.
Robert westchnął i odłożył gazetę na stolik, poprawił okulary. Nie wiem, dlaczego tak bardzo obawiałam się jego reakcji. Przecież to był mój wyrozumiały, cierpliwy, kochany Robert, a nie były mąż, który z byle drobiazgu robił aferę, który się obrażał i kłócił niemal o wszystko. Poczułam ulgę, gdy tylko wyznałam, co mnie dręczy.
– Ona naprawdę nie ma z kim zostawić dziecka – tłumaczyłam, chociaż Robert nie zdążył jeszcze nic powiedzieć. Czułam, że zawodzę na całej linii, jako matka, babcia i partnerka. Chciałam dogodzić wszystkim, a tak się po prostu nie dało.
– Przecież mają nianię – zauważył Robert.
– No właśnie. Pani Zosia ma zaplanowaną operację kolana. Tak, dokładnie w tym czasie – wyjaśniłam. – W przeciwnym razie Julia nie zawracałaby mi głowy.
– Tego akurat nie byłbym taki pewien – mruknął pod nosem Robert. – Przepraszam. Nie chciałem, by to zabrzmiało tak…
– Złośliwie?
– Może. Po prostu uważam, że dajesz sobą manipulować. – Robert spojrzał mi w oczy. Był nad wyraz spokojny, a we mnie zaczęły buzowały emocje. – Julia ma fantastycznego męża, świetną pracę i nianię, która jest aniołem. Naprawdę nie musisz biec na każde jej zawołanie.
Nie odpowiedziałam. Musiałam przetrawić te słowa. Wiedziałam, że są prawdziwe. Robert chciał tylko mojego szczęścia, to nie ulegało wątpliwości. Nie był także uwikłany w moją skomplikowaną relację z jedyną córką. Mógł na to spojrzeć z boku, na chłodno.
– No, nie martw się już. Rozwiązanie jest łatwiejsze, niż myślisz – powiedział, wstając z fotela.
Jego bliskość nie przestawała mnie elektryzować. Miałam ochotę się do niego przytulić i zapomnieć o całym świecie; o córce i jej oczekiwaniach, a przede wszystkim o tym, że będziemy musieli zrezygnować z naszego romantycznego wyjazdu.
– Leo może przecież lecieć z nami – zaproponował. – To grzeczny chłopiec. Dobrze wychowany – dodał i znowu wychwyciłam mały przytyk.
Ale niech sobie kpi, jeśli tylko…
– Nie mówisz poważnie? – zawahałam się.
– Leo był już z rodzicami na zagranicznych wakacjach, więc ma doświadczenie. To jedyna opcja, jeśli nie chcemy rezygnować z podróży do Toskanii. – Zaśmiał się, a wokół jego oczu zarysowały się urocze zmarszczki. – A nie chcemy, prawda? Dokupimy bilet i gotowe.
Kiwnęłam tylko głową, oczy zaszły mi łzami. Julia na pewno się zgodzi, bo nie posądzałam jej o celowe psucie naszej podróży. Znalazła się w sytuacji podbramkowej i w pierwszej kolejności zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc. Byłam zaskoczona, że Robert zaproponował takie rozwiązanie, podczas gdy ja nawet o tym nie pomyślałam. Pobraliśmy się z Robertem z miłości, ale nie był dziadkiem Leosia i wcale nie musiał tolerować jego obecności na naszym rocznicowym wyjeździe. A jednak sam wyszedł z taką propozycją. Znowu ujęło mnie, jak wrażliwym jest mężczyzną.
– Będę mógł się poczuć jak prawdziwy dziadek – dodał, doprowadzając mnie tym do łez.
– Już nim jesteś, mały cię uwielbia.
Położyłam głowę na ramieniu męża i poczułam, jak zalewa mnie fala szczęścia. Byłam wzruszona i podekscytowana. Zdawałam sobie sprawę, że za często ulegam córce, ale tym razem czułam, że powinnam jej pomóc. Robert miał wspaniały pomysł. Niczego w ten sposób nie tracimy, możemy tylko zyskać i zbudować jeszcze silniejszą więź z wnukiem. Wszyscy troje odliczamy już dni do wspólnego wyjazdu.