Relacje

"Zaczął się kolejny, już nie liczę który, alkoholowy ciąg mojego męża. Ale nie umiem go zostawić"

"Zaczął się kolejny, już nie liczę który, alkoholowy ciąg mojego męża. Ale nie umiem go zostawić"
Fot. 123RF

Ewa ma 40 lat i jest mamą dwóch nastolatków. Swojego męża, Marka, zna od ponad 20. Ratowała go setki razy, wspierała w okresach abstynencji. Dziś ma poczucie klęski. Czy zrobiła wszystko, co możliwe? Co właściwie można zrobić dla bliskiego w nałogu?

 

Stół nakryty, w piekarniku zapiekanka. Jest 19.00, o tej porze Marek wraca z pracy. Wołam chłopców, mąż lubi, gdy jemy razem. Ale pół godziny później wciąż siedzimy przy stole sami, Marka nie ma, telefonu nie odbiera. „Ojciec znów się napił, nie czekajmy”, stwierdza Łukasz. Kamil nerwowo obgryza skórki paznokci. „Możemy jeść?”, pyta cicho. Kiwam głową, uśmiecham się. Nagle łapię się za głowę: „Zapomniałam! Tata mi rano mówił, że będzie później, ma spotkanie!”. Chłopcy udają, że mi wierzą, a ja jestem wściekła. Znowu to robię, tłumaczę go. Na ilu terapiach już byłam? Z iloma psychologami rozmawiałam?

Wciąż popełniam ten sam błąd, tłumaczę alkoholika. Może już nie zawsze, ale przed dziećmi nadal. Po kolacji wkładam naczynia do zmywarki, czyszczę stół, wyrzucam śmieci, robię wszystko, żeby Marek do niczego się nie przyczepił. Jeśli wypił, zacznie szukać pretekstu do kłótni. Zauważy plastikową butelkę, która przypadkiem wylądowała nie w tym koszu, co trzeba, rzuci złośliwą uwagę, będzie dopytywał o lekcje chłopców i postanowi zrobić Łukaszowi wykład na temat gry w tenisa. Dr. Jekyll i Mr. Hyde.

To tylko jedno piwo, czyli zaprzeczenie

Późnym wieczorem słyszę, że ktoś próbuje trafić kluczem w zamek. Kiedyś dobiegłabym do drzwi, otworzyła i zaczęła krzyczeć, że złamał umowę. Ale to bez sensu. Z pijanymi się nie dyskutuje. Udaję, że czytam książkę. Marek rzuca „cześć” i idzie do kuchni. Wiem po co – uważa, że jeśli teraz zje, nie domyślę się, że pił. Ale jestem jak radar, już zauważyłam chwiejny chód. Trzaska szafkami, mruczy do siebie, nakłada zapiekankę. „Miałem spotkanie służbowe” – tłumaczy się, siadając obok mnie w salonie. Milczę. „Jezu, możesz się odezwać. Znowu jakieś fochy”, szuka zaczepki. Wstaję. „Pogadamy jutro”. „A dlaczego jutro?” – drąży. „Bo piłeś”, nie wytrzymuję. Wtedy zaczyna krzyczeć. „Oszalałaś? Jedno piwo. Nie pozwalasz mi żyć! Wciąż mnie kontrolujesz!” Nauczyłam się nie prowokować i nie eskalować – odpowiadam, że jestem zmęczona, idę spać. Ale nie zmrużę oka. Oto zaczął się kolejny, już nie liczę który, alkoholowy ciąg mojego męża. Dlaczego go nie zostawię? Często zadaję sobie to pytanie. Nie potrafię tego zrobić; boję się, że bez nas, bez rodziny, stoczy się na dno. Zachoruje, umrze. Mam czasem wrażenie, że jestem współodpowiedzialna za jego nałóg. Bo już nie umiem go wspierać. Właściwie cały czas jestem na niego zła, patrzę mu na ręce, kontroluję. Może dlatego ucieka w alkohol?

 

 

Jak próbujemy "kryć" osoby z uzależnieniem

Zobaczyłam go na koncercie, był perkusistą jednego z zespołów. Długie włosy, piękny uśmiech. Po koncercie siedzieliśmy pod sceną i nie mogliśmy przestać rozmawiać. Byłam w liceum, on w zawodówce. Marek miał tragiczne dzieciństwo, jego mama umarła na raka, wychowywała go 18-letnia siostra, ojciec odszedł. Ja pochodziłam z normalnej, dość szczęśliwej rodziny. Chciałam go naprawić, dać dostęp do lepszego świata. Moi rodzice też go polubili, a potem też go ratowali. Któregoś dnia Marek przyjechał do mnie z kolegami samochodem po pijaku. Co zrobił mój tata? Zapakował Marka i jego kolegów do auta i porozwoził ich do domu. Żadnych wymówek. To ja po dwóch latach huśtawki powiedziałam mu, że albo ja, albo alkohol i kumple. Wytrzymał tydzień beze mnie. Potem stał pod moim domem z kwiatami, przysięgał, że koniec, zabiera się za swoje życie. I rzeczywiście, przestał pić, zaczął się nasz najlepszy czas. Narty, wspinaczka, pływanie, podróże. Pchałam Marka w górę, po zawodówce poszedł do technikum, zdał maturę, zaczął studia. Zrobił patent sternika jachtowego, potem instruktora narciarstwa i windsurfingu. „Jednak mnie naprawiłaś”, śmiał się.

Skończył studia, dostał pracę, awansował. W tym czasie wzięliśmy ślub, urodził nam się pierwszy syn, drugi, zaczęliśmy budowę domu. Czy pamiętam moment, kiedy alkohol powrócił? Nie. Na początku nie zwracałam na to uwagi, później nie chciałam się czepiać. Widziałam, że codziennie otwiera piwo, ale nie reagowałam. A potem na imprezach z przyjaciółmi upijał się tak, że było mi za niego wstyd. Obiecywał, że przestanie, ale w koszu na bieliznę, w szafie, w garażu, w starej oponie znajdowałam butelki. Po alkoholu stawał się męczący, czasem agresywny. Nie była to przemoc fizyczna, ale potrafił się czepiać, wygłaszać wychowawcze monologi. Najgorsze jest to, że osoba uzależniona myśli, że potrafi ukryć nałóg. Czułam od niego wódkę, a on mówił, że zwariowałam. Znajdowałam butelki, odwracał kota ogonem, że to chamstwo, bo przeszukuję mu rzeczy. Nie chciał korzystać z pomocy. „Nie mam żadnego problemu”, „Wszyscy piją”, „Przesadzasz”. Nauczyłam się: mówi wolniej, znaczy, że pił. Więcej je, pił. I ratowałam go. „Marek źle się czuje” – kłamałam jego siostrze, gdy był tak nieprzytomny, że nie mógł z nią rozmawiać. „Marek pracuje, to ważny projekt” – oszukiwałam rodziców, do których kolejny raz nie przyjechał na niedzielny obiad z powodu ciężkiego kaca. „Marek ma anginę i nie może mówić” – dzwoniłam do jego szefa, tłumacząc, dlaczego nie dotarł do pracy. Zdarzało mi się pisać wiadomości z jego skrzynki mailowej. I podpisywałam: „Marek”. Wtedy wszystko dawało się opanować, bo mąż po wyskokach zachowywał się idealnie.

 

 

Czy osoby uzależnione mogą się zmienić?

Telefon w nocy: „Możesz zadzwonić po adwokata? Złapali mnie”. Prowadził po pijaku. Został z dnia na dzień bez auta, którego potrzebował do pracy. Podczas sprawy sądowej zobowiązał się do uczęszczania do grupy AA. „Nigdy więcej nie tknę alkoholu”, deklarował. Wspierałam go, jak potrafiłam. Gotowałam mu rosół, trzymałam za rękę i zapewniałam, że da radę. Człowiek po odstawieniu alkoholu jest jak ciężko chory fizycznie, ale też psychicznie. Jest smutny, a za chwilę ogarnia go sztuczny entuzjazm. Marek wracał do domu, zamykał się w sypialni i szedł spać, dzieci go drażniły. Wszyscy go drażnili. Nie oczekiwałam wtedy wiele. A może to błąd? Alkoholik jest egocentrykiem, życie toczy się wokół jego traum. Wysyła komunikat: „Kończę z nałogiem, chodźcie koło mnie na palcach”.

Wytrwał rok. Potem jedno piwo na imprezie, drugie w domu. Znów zaczęłam znajdować butelki. Wtedy już zauważali to chłopcy. Błagałam, groziłam, że odejdę. Jeździłam do fundacji w poszukiwaniu pomocy dla siebie. Umawiałam go na spotkania do terapeutów, na które nie przychodził. Zaczął się najgorszy okres mojej samotności. „Chodź, wyjedźmy z dziećmi na weekend”, proponowałam. Nie chciał, za to chętnie zostawał w domu sam, miał wtedy możliwość swobodnego picia. Oddalaliśmy się. Przez wiele lat nie udało nam się dotrzeć na sylwestra do znajomych – Marek wracał do domu pijany o 17 i szedł spać. Wszędzie słyszę: „Wywal go z domu, nie krzywdź dzieci”. Ale to też jego dom. Odpowiada: „Sama się wyprowadź”. Czuję coraz większą bezradność. Mam wrażenie, że przekroczyliśmy wszystkie granice, na niego nic nie działa. Nawet to, że nasi synowie też żyją w rytmie jego nałogu. Nie wiem, jak mogła - bym go jeszcze wesprzeć, nie mam siły.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również