Jak pomóc osobie, która nadużywa alkoholu? W końcu mówi, że tylko lubi wino i powtarza, że pije je dla przyjemności jak Włoszka. W weekendy jednak urywa jej się film. Jak powinno wyglądać wsparcie dla bliskich, którzy po drinki sięgają zbyt często? Na ten temat rozmawiamy z psychoterapeutką uzależnień, Joanną Flis.
PANI: Najpierw piła w weekendy, teraz prawie codziennie. Ostatnio zawsze widzę ją z drinkiem w ręce. I na jednym się nie kończy. Zaczynam się niepokoić: czy moja przyjaciółka ma problem z alkoholem?
Joanna Flis: Z perspektywy Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) jeśli kobieta regularnie pije więcej niż kieliszek wina (lub piwo czy drinka) dwa razy w tygodniu – ma problem. Natomiast psychologowie spytają o konsekwencje: jakie skutki powoduje picie alkoholu w twoim życiu? Bo jeśli ktoś doświadcza kłopotów, czyli ponosi negatywne konsekwencje, a mimo to pije dalej, możemy mówić o uzależnieniu.
O tych konsekwencjach ona mówi żartem. Opowiada ze śmiechem, że gdzieś jej umknęła sobota. Był piątek, a potem to już niedziela.
Czyli doświadcza palimpsestów – potocznie mówimy na to „urwany film”. Jeśli taki objaw się powtarza, to wystarczy, żeby rozpoznać uzależnienie. Również żartobliwe traktowanie skutków picia potwierdza, że pani koleżanka ma świadomość problemu. Wie, że alkohol odbiera jej kawałki życia, że straciła weekend, a także kontrolę nad tym, co wówczas robiła.
Myślałam, że żart świadczy o bagatelizowaniu.
Dopóki nie mamy świadomości i pijemy bezrefleksyjnie, nie komentujemy, bo nie dostrzegamy problemu. Kiedy zaczynamy prześmiewać, intelektualizować, minimalizować – to znak, że uaktywnił się mechanizm iluzji i zaprzeczania, charakterystyczny w uzależnieniach. Pojawiają się racjonalizacje, odwracanie związku przyczynowo - skutkowego. Ktoś zawala terminy, odpuszcza ważne sprawy, bo pije – ale tłumaczy na odwrót: „Piję, bo nie mam co robić”. Albo opowiada, że Francuzi piją więcej, a Włosi codziennie do obiadu.
To ostatnie słyszałam nie raz. Ale lampka codziennie to za dużo?
Według WHO za dużo. Standard, o którym mówiłam – dwie dawki alkoholu tygodniowo, to jest taka ilość, która nie jest w stanie zaszkodzić organizmowi zdrowej dorosłej kobiety. Na tym skupia się WHO: tworzy standardy, biorąc pod uwagę zdrowie fizyczne. Ale jest jeszcze neurologiczna perspektywa: wiemy, że mechanizm uzależnienia może się pojawić jako niezdrowy nawyk, przez powtarzalną, regularną stymulację układu nagrody. A alkohol jest substancją psychoaktywną, spowalnia funkcje układu nerwowego, poprawia humor, daje subiektywne odczucie przyjemności. Codzienne picie szybko wytwarza głód, czyli odczuwanie silnej, trudnej do odparcia chęci sięgnięcia po kieliszek.
Pytałam: czy nie boisz się uzależnić? Powiedziała, że po prostu lubi wino.
Duża część osób uzależnionych mówi, że są koneserami alkoholu. Dla mnie jako diagnosty ważna jest odpowiedź na pytanie: czy masz inne źródła przyjemności? Bo kolejnym objawem uzależnienia jest zaniedbywanie alternatywnych źródeł zadowolenia i relaksu. W praktyce wygląda to tak, że osoba uzależniona rezygnuje z tego, co nie da się powiązać z piciem. Jeżeli czyta książkę, to przy winie. Jeżeli idzie na spacer, wstępuje na drinka. A jeśli spotyka się ze znajomymi – to przy kieliszku. Można powiedzieć, że alkohol zaczyna dominować całą jej przestrzeń związaną z doświadczeniem przyjemności z życia. Z czasem ona nie jest w stanie zrelaksować się bez butelki.
Co mogę zrobić jako jej przyjaciółka?
Nie pić z nią. Powiedzieć: „Słuchaj, nie zamawiajmy dziś wina, mam wrażenie, że za dużo ostatnio pijemy”. Albo: „Chciałabym się z tobą spotykać na trzeźwo. Nie chce się przyczyniać do rozwoju twojego nałogu”. Może to brzmi konfrontacyjnie, ale od tego mamy przyjaciół, żeby mówili nam ważne rzeczy wprost. Pamiętajmy, że osoby uzależnione używają swoich przyjaciół do tego, żeby pić. Posługują się nimi, żeby tworzyć korzystne dla nałogu okoliczności: skrzykują na imprezę, organizują piknik, zapraszają do restauracji na śniadanie przy prosecco.
Odmawiać?
Tak. Powiedzieć: „Spotkam się z tobą, kiedy będziesz miała ochotę pogadać bez alkoholu”. Bardzo do tego tęsknię. Najważniejsze to pozwolić osobie uzależnionej ponosić konsekwencje jej nałogu. I jedną z nich jest utrata spotkań z przyjaciółką. To najlepsza rzecz, jaką możemy zrobić.
A może powinniśmy rozmawiać z jej partnerem, rodziną? Zbudować grupę wsparcia?
Tak, osoba uzależniona potrzebuje sieci wsparcia. Warto pogadać z bliskimi, poszukać wspólnego rozwiązania. Tylko trzeba się dobrze zastanowić, na czym wsparcie miałoby polegać. Żeby nie okazało się, że wszyscy zgodnie opóźniamy konfrontację jej nałogu ze światem. Bardzo często jest tak, że w rozwoju uzależnienia bierze udział cały system: mąż usprawiedliwiający żonę przed pracodawcą, dzieci przejmujące odpowiedzialność za zakupy czy zajmowanie się młodszym rodzeństwem i przyjaciele szukający jej po barach i odwożący do domu. Ten system musi się rozpaść, rozbić o rzeczywistość.
Mąż mojej przyjaciółki zabrał jej kluczyki od samochodu.
I ile będzie je trzymał? Czy można przejąć kontrolę nad drugim człowiekiem? Nadopiekuńczość i nadmierna kontrola nie są zdrowe. Ostre ultimatum też nie zadziała, bo wywołuje stres, a ten powoduje silniejszy głód alkoholowy. Napór ze strony rodziny uzależnieni traktują często jako powód do tego, żeby dalej pić. Jako przyjaciele nie możemy zrobić nic ważniejszego, niż nie przyczyniać się do rozwoju tej choroby.
Chciałoby się zrobić coś więcej, gdy bliska osoba ma problemy. Potrząsnąć nią, pokazać, jak niszczy sobie życie, a nie zostawić.
Tak czujemy, ale niestety zwykle to, co podpowiada nam intuicja, nie jest zdrowym rozwiązaniem. Nie wytrząśniemy z nikogo uzależnienia. Nie mamy takiej mocy. Do osoby uzależnionej nie da się dotrzeć, jeżeli ona nie chce. Nawet terapeuci nie są w stanie. Nie pomaga też przegadywanie problemów, przeciwnie – to bywa wodą na młyn w snuciu iluzji i zaprzeczeń. Badania pokazują, że skuteczność w pierwszym roku leczenia wynosi 30 procent bez względu na metodę. Jest taka sama w przypadku mityngów AA, psychoterapii i odwyku. To oznacza, że najważniejsze jest nastawienie. Dopóki nie ma wewnętrznej motywacji, możemy wszyscy stawać na głowie, a osoba uzależniona będzie piła dalej. Jako przyjaciółka mogę powiedzieć: „Zobacz, jest świetny ośrodek terapii, jeżeli będziesz chciała podjąć decyzję o leczeniu, dam ci namiary”. Mogę przywieźć materiały edukacyjne, podrzucić książkę. Ale nie wytrzeźwieję za przyjaciółkę, a wikłanie się w sytuacje wywołane jej nałogiem może doprowadzić do współuzależnienia.
Przyjaciele mogą się współuzależnić?
Zdarza się to rzadziej niż w przypadku osób najbliższych – partnerów, dzieci, rodziców – ale to możliwe. Współuzależnienie rozwija się, kiedy mamy pomysł, że uratujemy uzależnioną osobę, zmobilizujemy ją do leczenia, wpłyniemy na nią, przypilnujemy, żeby przestała pić. Gruntem do takiego zaangażowania bywają nasze doświadczenia z dzieciństwa związane z uzależnionym rodzicem czy rodzeństwem, ale też nieprawidłowe przekonania na temat nałogów, np. że abstynencja to kwestia silnej woli albo że miłość może leczyć. Albo że jak kimś dobrze potrząśniemy i powiemy mu ważne rzeczy, to przestanie pić. Znam przypadki przyjaciół, którzy zawalają własne sprawy, żeby się uzależnioną osobą zajmować, nie rozumiejąc, że szkodzą, a nie pomagają. Moja rada jest taka, żebyśmy więcej zastanawiali się, co nasza pomoc powoduje. Jeśli brat mnie prosi, żebym go zawiozła na odwyk – to moje zaangażowanie doprowadzi do czegoś dobrego. Jego efektem będzie rozpoczęcie leczenia. Jeśli przyjaciel prosi mnie o spłatę jego długów lub zorganizowanie po cichu domowego detoksu – efekt będzie taki, że dzięki mnie nie spotka się z konsekwencjami swojego nałogu. Nie zauważy, jak picie szkodzi. A im dłużej nie zauważa, tym dłużej choruje.
Pani książka „Współuzależnieni” ma podtytuł: „Jak zatroszczyć się o siebie i budować zdrowe relacje z osobami uzależnionymi”. Czy to jednak w ogóle możliwe, żeby relacja z kimś uzależnionym była zdrowa?
Pod warunkiem, że potrafimy rozpoznać zdrowe zachowania. Czy widzimy różnicę między odpowiedzialnością ZA, a odpowiedzialnością WOBEC kogoś. Poczucie, że jestem odpowiedzialna za chorą dorosłą osobę to istota współuzależnienia. Zdrowe jest natomiast poczucie odpowiedzialności wobec niej. Gdybym pod płaszczykiem pomocy i opieki przyczyniała się do rozwoju jej nałogu, byłabym wobec niej za to odpowiedzialna. Zdrowa relacja to taka, w której ani my nie szkodzimy osobie uzależnionej, ani ona nam. Może się okazać, że najzdrowsza będzie znajomość, w której nie mamy ze sobą częstego kontaktu.
Ale czy to jeszcze relacja?
Więź może przetrwać wiele lat, nawet gdy kontakt jest rzadki. Nie znikamy, lecz pozwalamy, by nasza przyjaciółka odebrała od życia lekcję o swoim nałogu. Możemy wysyłać sygnał: „Jestem tu, jeżeli będziesz chciała zacząć leczenie, jeśli będziesz chciała porozmawiać. Mogę z tobą pójść na obiad, mogę z tobą posiedzieć, możesz u mnie przenocować, ale jeśli pijesz, nie licz na mnie”. Przyjaźń przetrwa, jeśli patrzymy na uzależnienie jak na chorobę, a nie jak na skazę czy grzech. Ale to taka szczególna choroba – śmiertelna, a jednak tylko chora osoba ma wpływ na własne wyzdrowienie. Tylko ona.