Jak coś sobie postanowi, to się prędzej czy później wydarza. Piotr Trojan opowiada o tym, jak przewalczył kompleksy, zdał do szkoły aktorskiej i zrealizował marzenia. Zdradza też gdzie ucieka w każdej wolnej chwili.
Niedawno mogłeś się sprawdzić w roli jurora, podczas 28. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Bella Tofifest w Toruniu. Czego szukałeś w konkursowych filmach?
Czegoś, co mnie zaskoczy, jest inne niż wszystko, co widziałem dotychczas. Szukałem emocji i jednocześnie niedoskonałości, bo życie takie właśnie jest – bez lukru, pudru, nieoczywiste. Jeśli bohater filmu wciągnął mnie w swoją historię, a ja nie zastanawiałem się czy ten aktor dobrze gra, czy scenariusz spełnia warunki, montaż jest w porządku – to był dobry znak. I kandydat na nagrodę. Wybraliśmy „Lesson Learned" w reżyserii Bàlinta Szimlera, który zwyciężył. .
Sam jesteś nie tylko aktorem, ale też reżyserem oraz scenarzystą. Którą z tych ról cenisz najbardziej?
Najwięcej satysfakcji czerpię obecnie z pisania scenariuszy. Stwarzanie tego świata jest dla mniej największą radością. Oczywiście, gdy piszę, zawsze w tym świecie widzę siebie.
Czyli od razu wiesz, że to zagrasz?
Najlepiej gra mi się takich bohaterów, których lubię albo czuję.
Masz za sobą dwie spektakularne role, obsypane nagrodami – Tomka Komendy w filmie: "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" oraz Patryka Galewskiego w "Johnnym". Jak je oceniasz z perspektywy czasu, poniosłeś osobiste konsekwencje?
Ja, który robiłem "25 lat niewinności…" i ja, który robiłem "Johnny’ego", to dwóch zupełnie innych mężczyzn. Gdy przygotowywałem się do roli Tomka Komendy, nie miałem jeszcze w sobie zdolności do oddzielenia pracy od prywatnego życia. Historia była bardzo trudna - od pierwszego mojego spotkania z Tomkiem w jego mieszkaniu, w jego domu, z jego mamą, z braćmi, po pobyt w Miłoszycach, w areszcie. Dodatkowo byłem w złym stanie – bo dla tej roli strasznie schudłem. Zrzuciłem 15 kilogramów. W pewnym momencie mój terapeuta, który wtedy był cały czas ze mną, oznajmił, że mam już taki trochę stan depresyjny – organizm odcina się od wszystkich bodźców, żeby tylko przetrwać i nie ma siły na pozytywne emocje, na radość. Pamiętam, że o tym oddzieleniu roli od życia mówiła mi wtedy Agata Kulesza. Aktor to nie lekarz ani zbawca, nikogo nie może uratować. Wtedy tego nie wiedziałem.
Śledziłeś potem losy Tomka?
Tak. Spotkaliśmy się raz na piwie, po zamkniętym pokazie. Czasem odwiedzam jego grób we Wrocławiu.
A jak było z rolą Patryka Galewskiego?
Do niej podchodziłem już zupełnie inaczej, dojrzalej. Wiedziałem, że nikomu nie pomogę, że jedyne, co mogę zrobić, to zagrać tę rolę jak najlepiej. Zacząłem pracę w hospicjum, w kuchni, spotkałem się z rodziną księdza Kaczkowskiego, z Patrykiem. Wszystko to robiłem, żeby jak najlepiej poznać moją postać. Ale prywatnie, nieoczekiwanie ten film bardzo dużo zmienił w moim życiu. Otworzyła się przestrzeń na szczere rozmowy z rodzicami. Pobyt w hospicjum był doświadczeniem, dzięki któremu wiele zrozumiałem. Zresztą cały czas współpracuję z Puckim Hospicjum. Co roku robimy akcję promocyjną przekazywania 1,5 proc. podatku na placówkę. Jesteśmy w kontakcie.
Jeśli robisz prawdziwą historię, masz olbrzymie obciążenie, bo wiesz, że Ci ludzie to zaraz zobaczą. Nie chcesz im zrobić nigdy krzywdy, a z drugiej strony jeśli zależy Ci na dobrym kinie, bez ubarwienia, dodania czego, nie da się.
Czekasz na jakąś rolę?
Nie mam zawodowych celów. Niedawno podczas festiwalu Nowe Horyzonty premierę miał polsko-brytyjski film "The Assistant" w reż. Wilhelma i Anki Sasnalów, w którym zagrałem główną rolę. Ale gdyby to się nie wydarzyło, nie byłbym mniej szczęśliwy.
Co daje Ci poczucie szczęścia?
To jest mój wolny czas.
Jak go spędzasz?
Z rodziną, książkami. Mam mieszkanie na południu Włoch i bardzo lubię tam uciekać. Pływam w morzu, piję wino, które kocham, leżę w hamaku na plaży w Porto Selvaggio,w Parku Narodowym, słucham cykad.
Czy sława Cię zmieniła?
Muszę uważać, żeby być miły na ulicy (śmiech). Na poważnie, nie wydaje mi się, żeby się zmienił. Może stałem się spokojniejszy, bo odczuwam większe bezpieczeństwo finansowe.
Kiedyś nie miałeś?
Nie miałem za co zapłacić rachunków, nie miałem za co kupić jedzenia, nie mogłem pojechać na wakacje. Mimo że byłem na prestiżowych studiach, na które z tysiąca kandydatów dostaje się zaledwie dwudziestu. Skończyłem je i otrzymałem jedną czwartą etatu w teatrze za 600 zł. miesięcznie. Powinienem się cieszyć, bo to był wybitny, wspaniały Teatr Dramatyczny w Warszawie. W pewnym momencie dostałem nawet główną rolę, a za trzy miesiące pracy otrzymałem 2 tys. zł.
Jak sobie radziłeś?
Szedłem do sieciowej pizzerii w godzinach – jedz, ile chcesz – najadałem się i to miało mi starczyć na cały dzień. Ten system wypracowałem sobie z czasem, żeby przetrwać. Więc potem, gdy karta się odwraca, to zmiana jest taka, że stajesz się spokojniejszy. Możesz też się rozwijać, przychodzi pewność siebie i większa otwartość na ludzi.
Nie złapałeś się na myśli, że jak teraz masz pieniądze, to odbijesz sobie ten czas biedy?
Po takich przeżyciach, lęk pozostaje z Tobą do końca życia, bo wiesz, że nic nie jest dane na zawsze. Znam wielu, którzy wrócili na stronę bardzo smutnego życia. To jest kwestia momentu – jeśli nie będziesz oszczędzał, rozwijał się, pracował nad sobą – piękny sen może się skończyć. Polska kinematografia absolutnie nie straciłaby, gdyby mnie nie było. Jest mnóstwo super aktorów.
Ty jesteś jedynym aktorem w rodzinie.
Jedynym.
Po kim odziedziczyłeś talent?
Nie wiem. Po prostu czułem, że to jedyna droga dla mnie.
W dzieciństwie sepleniłeś, miałeś nadwagę, a mimo to postawiłeś na swoim.
Też nie wiem, po kim mam tę upartość. Moja mama nazywa to życiem wiecznym, czyli połączeniem cech babci, dziadka, rodziców.
Jacy są Twoi rodzice?
Moja mama na przykład jest bardzo przebojowa, robi pięć rzeczy naraz, jest zawsze kilka kroków do przodu. Kocha podróżować, zwiedzać, uczyć się. Tata z kolei jest bardzo dokładny, porządny. Oboje pilnowali w domu zasad, kultury osobistej, Istotne było okazywanie empatii wobec zwierząt. Mieliśmy w domu po dwa, trzy psy. Sam kiedyś pracowałem w schronisku.
Jak układało Ci się z dwoma młodszymi braćmi?
Trójka chłopaków w domu to wiadomo: bójki, tłuczenie się, kłótnie. Ale też braterska miłość. My jesteśmy bardzo zżytą rodziną, która skoczy za sobą w ogień.
Odwiedzasz jeszcze rodzinne strony – Tarnowskie Góry?
Odwiedzam, ale jest to naprawdę bardzo trudne. Wolę moją rodzinę przysłać do mnie.
Jakie masz plany wakacyjne?
Kończę właśnie kręcić komedię i zaraz potem wsiadam w samolot i lecę do Włoch, do swojego mieszkania we Włoszech, na swój taras, podlewać kwiatki, biegać na golasa, pić wino, być zupełnie anonimowy.
Chciałbyś kiedyś zagrać we włoskim filmie?
Myślę, że pewnie kiedyś to się wydarzy. Zawsze, jak sobie coś postanowię, to prędzej czy później się wydarza.
Wywiad ukazał się w tygodniku Na żywo.