Mówi się, że łagodniejemy z wiekiem. W wielu przypadkach to się sprawdza. Czasem jako rodzice miotamy się między obowiązkami, przelewamy nerwy na dzieci i partnera, złościmy się o każdy drobiazg. Dojrzałość może przynieść spokój i zdarza się, że trudni rodzice stają się wspaniałymi dziadkami.
Tomasz, lat 43, właściciel firmy IT, długo zwlekał z założeniem rodziny. Nie miał dobrych wzorców, więc wolał skupić się na rozwijaniu firmy. Na szczęście spotkał kobietę upartą, przekonaną, że właśnie z nim chce spędzić życie i mieć dzieci. Ale gdy jego żona zaszła w ciążę, obawy wróciły. Czy jego rodzice okażą się równie złymi dziadkami, jak byli rodzicami? Zastanawiał się też, jakim on sam chciałby być tatą dla swojej córeczki.
Na pewno nie zamierzał jej zafundować podobnego dzieciństwa, jakie było jego udziałem. Jego rodzice wiecznie się kłócili. O wszystko: o jego wychowanie, pieniądze, porządki domowe, posiłki… Świątek czy piątek, zawsze znaleźli pretekst do awantury. Działali na siebie alergicznie, choć podobno pobrali się z wielkiej miłości.
Gdy Tomasz sięgał pamięcią wstecz, trudno mu było znaleźć jakieś pozytywne wspomnienia z dzieciństwa. Na pierwszy plan wybijały się głośne awantury, prześciganie się w złośliwościach, na zmianę z cichymi wojnami, trwającymi tygodniami, a on krążył między rodzicami niczym kurier z poleceniami: „powiedz ojcu”, „wytłumacz matce”. Marzył, by wreszcie się rozwiedli i dali mu spokój. To nie jest normalne, gdy dwunastolatek życzy sobie czegoś takiego, zdmuchując świeczki na torcie.
A najgorsze, że w tej wieloletniej wojnie próbowali przeciągać go na swoją stronę, zarazem dyskredytując drugiego rodzica. Bał się, że ten niewychowawczy scenariusz powtórzy się z wnukami. Kogo kochasz bardziej? Mamusię czy tatusia? Babcię czy dziadka? Jeśli dorosła osoba zadaje takie pytania dziecku, źle to o niej świadczy. Doskonale pamiętał, jak bardzo niekomfortowo się wtedy czuł, choć miał raptem pięć-sześć lat. A jako nastolatek czuł przede wszystkim zażenowanie, gdy rodzice się nawzajem wyzywali, nie przebierając w epitetach i nie zważając na jego obecność. Często zasypiał z poduszką na głowie, by ich nie słyszeć.
Wyprowadził się z domu, gdy tylko skończył osiemnaście lat. Uczył się, pracował i trzymał z daleka od małżeńskich potyczek swoich rodziców, którzy nie nadal nie odpuszczali. Gdy ich odwiedzał, jednej godziny nie potrafili wytrwać w stanie rozejmu. Toteż jego wizyty nigdy dłużej nie trwały.
Decyzję o rozstaniu podjęli, gdy był bliski trzydziestki. A dokładniej ojciec zdecydował, wyprowadzając się do kochanki. Kryzys wieku średniego pomógł mu zrozumieć, że nie chce więcej marnować czasu na tkwienie w toksycznym związku.
Rozwód nie położył kresu kłótniom. Rodzice Tomasza nie mieszkali razem, nie widywali się, ale przestrzeń do prowadzenie swojej wojny dał im internet oraz media społecznościowe. Matka śledziła profil ojca, obserwowała, co nowego u niego i „jego flamy” (inaczej macochy Tomasza nie nazywała), i komentowała. Krytycznie, agresywnie, złośliwie. A on nie pozostawał jej dłużny, choć jego bronią była lodowata ironia.
Na wieść o ślubie syna oboje się ucieszyli i oboje chcieli uczestniczyć w przygotowaniach ślubnych. Tomasz odmówił. Z obawy o walki, jakie będą toczyć przy wyborze lokalu i smaku tortu. Ale nie mógł im zakazać spotykać się z wnuczką, choć to rozważał i nawet ich ostrzegł. Póki Zosia była niemowlakiem, raczej nie mogli jej zaszkodzić, ale pozostawał czujny, gdy przychodzili w odwiedziny. A potem czujnie obserwował córkę, gdy wracała z wizyt u nich.
Śledził też ich profile w necie i zaskoczeniem odkrywał nową regułę. Jego rodzice wykorzystywali przez media społecznościowe, by dzielić się informacjami o wnuczce. Jakich bajek i piosnek lubi słuchać. Jakie filmiki ją ciekawią. Czego nowego się nauczyła. Jaki prezent dostała i gdzie z nią byli, żeby się nie dublowali. Naprawdę nie sądził, że jego rodzice znajdą jakąś wspólną płaszczyznę porozumienia, a tu proszę, stała się nią Zosia. Do roli rodziców nie dorośli, ale jako rozwiedzeni dziadkowie umieli się mądrze dzielić wnuczką. Nawet zaczęli ze sobą rozmawiać poprzez komentarze.
„To ja przyniosę tort na urodziny Zosi”, oświadczał ojciec Tomasza.
„Tylko bez truskawek, Zosia ma uczulenie”, przypominała jego matka.
„Przecież wiem. Do której będziesz?”
„Do piętnastej”.
„No to miniemy się w drzwiach”.
Z czasem sytuacji między nimi tak się poprawiła, że mogli odwiedzać Zosię w tym samym czasie, na przykład w święta. I owszem kłócili się, ale inaczej. Na przykład o to, kto położy zmęczoną wnusię spać. „Ja umiem lepiej śpiewać kołysanki”, dowodziła babcia. „A ja lepiej czytam bajki”, ripostował dziadek. Zosię takie spory tylko bawiły i decydowała:
– Zróbcie to oboje.
O tym, że pokój między nimi jest szczery, najlepiej świadczy sytuacja z wypadkiem. Zosia była pod opieką babci, gdy potrącił ją chłopiec na hulajnodze. Spanikowana kobieta zabrała dziewczynkę na pogotowie, skąd zadzwoniła do… byłego męża. Dopiero potem do syna. Gdy zdenerwowany Tomasz przybył na SOR, zastał w poczekalni oboje rodziców. Siedzieli ramię w ramię, trzymając się za ręce; Zosia była akurat badana. Ostatecznie nic się jej nie stało, ale to wydarzenie uświadomiło Tomaszowi, że jego rodzice właśnie zdali egzamin na dobrych dziadków.