Nieoczekiwanie wzruszające gesty pomocy, które wiele osób zdecydowało się udokumentować i opatrzyć komentarzem w swoich mediach społecznościowych, spotkały się z krytyką. Blogerka, która na co dzień publikuje treści związane z psychologią, zajęła zdecydowane stanowisko.
Spis treści
Czy na pewno wiemy, jak skutecznie pomagać? Jako naród Polacy bez dwóch zdań zdali egzamin z empatii, a pomoc dla Ukrainy ruszyła lawinowo wszystkimi możliwymi kanałami: od materialnego wsparcia, przez działanie tu i teraz, które w wielu przypadkach wiązało się z przyjmowaniem rodzin uchodźców pod własny dach, aż po symboliczne gesty w postaci flag i wpisów na Instagramach.
A jednak w pewnym momencie pytanie o naturę i skuteczność tej pomocy zaświtało w głowie niejednej z nas. Szybko okazało się bowiem, że choć z jednej strony jak na akord potrafimy zmobilizować się i ruszyć na ratunek potrzebującym, nie bardzo wiemy, jak o tym głośno mówić, a raczej – czy w ogóle wypada.
Dostało się głównie influencerom: jednemu wypominano, że działa na pokaz, innemu, że mógł zdziałać więcej, a zdecydował się zrobić mniej, jeszcze inny miał nie zrobić zupełnie nic stając się przez to obiektem ostrej krytyki. Słowem, uwaga z sedna problemu przekierowana została na meandry całkiem niepotrzebnych niesnasek, które dla wielu stawiają pod znakiem zapytania słuszność mówienia o tym, że pomagamy, w ogóle.
Do sprawy trafnie odniosła się jedna z blogerek, Matylda Kozakiewicz, która w sieci od 2005 roku działa jako Segritta. Na swoim blogu porusza zagadnienia związane z psychologią i parentingiem, a w jednym z ostatnich postów na Instagramie pod lupę wzięła właśnie to, co o niesieniu pomocy myślimy (i dlaczego rozumiemy to pojęcie błędnie).
Wyświetl ten post na Instagramie
Swoje zdjęcie z miną dezaprobaty opatrzyła często pojawiającymi się w sieci komentarzami w stylu: "Prawdziwa pomoc to tak, którą niesie się w ciszy" czy "Dobro czyń dla siebie, nie chwal się nim", w kolejnym slajdzie zadając im kłam.
A właśnie, że nie! Pomaganie jest wtedy, kiedy komuś udzielana jest pomoc. Kropka. Nieistotne, czy sprawca pomocy się tym chwali, czy nie. Przestańcie wreszcie stawiać stare normy społeczne (skromność, pokora, itp.) wyżej od faktycznej korzyści potrzebujących. Liczy się to, żeby jak najskuteczniej pomóc potrzebującym”, zauważa.
Podkreśla jednak, że działanie i mówienie o tym głośno w myśl idei "efektywnego altruzimu" ma znacznie większą siłę. To pojęcie wykorzystane przez kanadyjskiego naukowca Alberta Bandurę, który zaobserwował i opisał syndrom grupowego myślenia opartego o modelowanie, czyli obserwowanie tego, co robią inni i jakie to przynosi skutki, a następnie nieświadome tego naśladowanie. Matylda Kozakiewicz wyjaśnia:
Jeśli człowiek nie wie, jak postąpić (np. nie wiem, co jest słuszne, prawdziwe, potrzebne, prawidłowe), będzie kierował się tym, co robi większość jego grupy. A więc im więcej przykładów jakiegoś zachowania widzi wokół siebie, tym bardziej uznaje to zachowanie za właściwe.”
A zatem: im częściej słyszymy o tym, że ktoś pomaga, tym bardziej skłonni jesteśmy do tego, by samemu zdecydować się na taki gest. Blogerka rozprawia się także z mitem "romantycznej idei altruizmu" opartej o bezinteresowność i tłumaczy, że pomagamy, by zmniejszyć własny dyskomfort związany współodczuwaniem cierpienia z tymi, których ono bezpośrednio dotyczy.
Im bardziej według Segritty jesteśmy empatyczni, tym silniej taki dyskomfort odczuwamy i to właśnie dlatego, by ochronić samych siebie przed potencjalnym cierpieniem, wiele osób nie jest w stanie zaangażować się np. w wolontariat i decyduje się pomagać w sposób mniej „bezpośredni”, np. wpłacając pieniądze na zbiórki.
W kolejnych slajdach podkreśla też, że koniec końców istotą pomagania jest… samo pomaganie, niezależnie od tego, jak to robimy i czy szerzej to komentujemy.
Pomagaj w taki sposób, jaki jest dla ciebie najłatwiejszy. Wielkość poświęcenia wcale nie świadczy o jakości pomocy! I tłumaczy, że najlepszą jej miarą będzie to, jak bardzo dzięki naszym gestom poprawi się sytuacja osób, które wspieramy.
W stories Segritta odniosła się także do komentarza, który pojawił się pod zamieszczonym postem. Jeden z obserwatorów zwrócił uwagę na inną zastanawiającą kwestię: co, jeśli pomagamy, ale jednocześnie naruszamy komfort osób, którym tę pomoc niesiemy np. publikując w sieci wizerunek uchodźców, których gościmy, nawet za ich zgodą.
Blogerka stawia tezę, że w tej chwili, w momencie natężenia konfliktu w Ukrainie, co innego powinno zaprzątać nasze myśli, np. fakt, że ukraińskie dzieci śpią na ziemi na dworcu centralnym w Warszawie, ich rodziny pozbawione są środków do życia, nie znają języka i pozostają z dala od domów, do których nie wiadomo, czy w ogóle kiedykolwiek jeszcze wrócą. I w mocnych słowach napomina:
„Dlatego zastanów się dwa razy, zanim skrytykujesz kogoś, kto w tej chwili pomaga uchodźcom. Albo zapisz sobie tę krytykę i wyjmiesz ją, cały na biało, jak wojna się skończy i będzie przestrzeń na takie rozmowy i moralne dywagacje”.
Zgodzicie się, że warto, a nawet trzeba mówić głośno o tym, że się pomaga, nawet jeśli wystawiamy się w ten sposób na (bezzasadną) krytykę?