„Zamach na papieża” Władysława Pasikowskiego to film, który warto oglądać z myślą o jego kontekście i twórcach – jako ostatnie wspólne dzieło reżysera i Bogusława Lindy, duetu, który na trwałe zapisał się w historii polskiego kina.
Pasikowski nie udaje, że pokochał feminatywy i że będzie robił kino skrojone na czasy latte matcha. On robi filmy konsekwentnie po swojemu. Można tego nie lubić, albo warto obejrzeć z przymrużeniem oka, ciesząc serce "ostatnim twardzielem polskiego kina" czyli Bogusławem Lindą.
"Zamach na papieża" sięga po konwencję thrillera politycznego i szpiegowskiego, osadzając fabułę wokół postaci Konstantego „Bruna” Brusickiego, zmęczonego życiem byłego snajpera wciągniętego w niebezpieczną grę służb. Jednym z największych atutów filmu jest właśnie Linda – jego stonowana, dojrzała kreacja wnosi wiarygodność i emocjonalną głębię postaci, a nostalgia związana z jego obecnością na ekranie działa na rzecz całego filmu.
Pasikowski próbuje również zmierzyć się z tematami winy, lojalności i moralnych kompromisów, co nadaje opowieści poważniejszy ton. Choć film nie jest wolny od nierówności narracyjnych, ma atmosferę, ambicję i wyraźny autorski charakter, dzięki czemu może zainteresować widzów ceniących klasyczne, męskie kino lat 90. w nowym, bardziej refleksyjnym wydaniu.
Na uwagę zasługują również role drugoplanowe, które wzmacniają film i nadają mu dramaturgiczną równowagę. Ireneusz Czop tworzy postać niejednoznaczną, chłodną i wymykającą się prostym ocenom – jego bohater wpisuje się w świat tajnych operacji, półcieni moralnych i niedopowiedzeń, charakterystycznych dla kina Pasikowskiego. Z kolei Adam Woronowicz wnosi do filmu spokój i wewnętrzne napięcie, budując postać opartą bardziej na psychologii niż efektownych dialogach. W swoim świetnym wydaniu jest też Zbigniew Zamachowski i Wojciech Zieliński. Wszyscy aktorzy dopełniają kreację Bogusława Lindy, tworząc wiarygodny zespół bohaterów uwikłanych w polityczne i osobiste konflikty. Kobiety, tu bez zaskoczeń, sprowadzone są jednowymiarowych postaci, niestety dość głupich, nieodpowiedzialnych i po prostu słabych.
Sam temat filmu odwołuje się do jednego z najbardziej wstrząsających wydarzeń XX wieku – zamachu na papieża Jana Pawła II z 13 maja 1981 roku na placu św. Piotra w Watykanie. Pasikowski nie rekonstruuje wydarzeń wprost, lecz wykorzystuje ich historyczny ciężar jako punkt wyjścia do opowieści o kulisach władzy, manipulacji i tajnych interesów, które mogły rozgrywać się poza oficjalną narracją. Film przypomina, jak wielki wpływ tamten zamach miał na losy Kościoła, Polski i świata, a także jak wiele pytań do dziś pozostaje bez jednoznacznych odpowiedzi.
"Zamach na papieża" od 10 grudnia w Netflixie