"Pamiętaj o kremowaniu szyi", "bez tonizacji nie ma efektu", "najważniejsza jest ochrona przed słońcem" - rozmawiałam w mojej pracy dziennikarskiej z dziesiątkami dermatologów, kosmetologów i ekspertów do zdrowia i urody. Podsumowując ich wiedzę: istnieje kilkanaście ważnych zasad pielęgnacji, bez których nie spowolnimy czasu. Niektóre wcale nie dotyczą ciała.
"Agusiu, pamiętaj, nie możesz nigdy za bardzo schudnąć, szczególnie po czterdziestce, bo wtedy zrobią ci się zmarszczki. Zobacz - ja nie mam wcale", powtarza mi od lat moja 90-letnia, lekko zaokrąglona, mama. Cóż, tycie nie jest najlepszą rekomendacją, choć pewnie prostą w realizacji. Jednak najlepiej byłoby nie skupić się jedynie na naturalnym wypełnieniu zmarszczek od środka.
Przez całe życie zbieram wiedzę na temat spowalniania czasu i staram się ją, z lepszym lub gorszym skutkiem, stosować. Pomijając "dobre rady" mamy, od bohaterek i bohaterów moich wywiadów nauczyłam się wiele. Oto, co wydaje mi się po nastu latach zajmowania się urodą najważniejsze.
Przyznam, że kiedy jako nastolatka usłyszałam pierwsze doniesienia o promieniowaniu UV poczułam rozczarowanie. Ciężko było mi wtedy przestawić się na myślenie o słońcu jak o wrogu. Pierwsze kremy z filtrami zostawiały na skórze białą, nieładną powłokę. Szczęśliwie powstają coraz lepsze formuły kremów, a ich stosowanie staje się przyjemnością. I powiem szczerze, każda dermatolożka i kosmetolożka, z którą rozmawiam, zawsze stawia jedno pytanie: "Czy używasz kremów z filtrem?". Nie zapomnę rozmowy z Barbarą Gajdowską, kosmetyczką z białostockiego "Lawendowego Zacisza", która powiedziała mi wyraźnie: "Jeśli nie będziesz stosować kremów z filtrami, nie powstrzymasz procesu starzenia". Również kosmetolog Bogna Możdżeń powiedziała jasno: "Warto wybrać taki kosmetyk z filtrem, który ma SPF 30 lub SPF 50. Oznacza to, że ochrona przeciwko poparzeniu słonecznemu (UVB) będzie 30 lub 50 razy dłuższa, niż gdyby się takiego kremu nie użyło. Badania wśród kobiet w wieku 40-55 lat wykazały, że przy stosowaniu kosmetyku z SPF 30 po 52 tygodniach ich zmarszczki mimiczne wokół oczu zmalały o 52 proc!". Przekonywujące, prawda? Dziś już stosuję filtry. I uważnie sprawdzam, czy są dobrej jakości i nie podrażniają skóry.
"Uważaj na naturalne oleje", doradziła mi kiedyś lekarz medycyny estetycznej dr Katarzyna Szczepanowska, "mogą powodować zaostrzenie wielu chorób skóry – przede wszystkim łojotokowego zapalenia i trądziku różowatego. Lubią też gromadzić się w mieszkach włosowych i zatykać pory. Kiedy zechcemy stosować je samodzielnie mogą wysuszać cerę suchą. Pokazały to badania nad łojotokowym zapaleniem skóry. Drożdżaki, które wtedy występują na naskórku mnożą się właśnie na naturalnych olejach. Jeśli chcemy stosować oleje, to tylko jeśli mamy zdrową skórę i najlepiej w połączeniu z kwasem hialuronowym, w postaci serum".
"Myjąc twarz używajmy raczej mleczek i olejów do demakijażu i mycia twarzy niż innych preparatów. Płyny micelarne są w porządku, ale jeśli zapomnimy zastosować po nich tonik, same płyny także powinnyśmy zmyć, ponieważ mogą źle wpłynąć na skórę. Tonizacja jest podstawą pielęgnacji. Powinniśmy tonizować cerę po każdej jej styczności z wodą. Bez wyrównania pH skóry, nawet najdroższy krem nie zadziała tak, jak powinien", usłyszałam od Aleksandry Buławy z salonu Atelier #1 w Świnoujściu. I przyznam, że po latach walki z suchą skórą ta prosta prawda zmieniła moją pielęgnację na zawsze. Tonik (najchętniej w sprayu) ma ważne miejsce na szafce z kosmetykami, a mleczka zastąpiły płyny micelarne.
Dawno temu, kiedy byłam nastolatką, usłyszałam w telewizji, że kremując twarz, nie wolno zapominać o szyi. Mówiono, że ten sam krem, który stosujemy na skórę twarzy będzie idealny również na szyję i dekolt. Z jakiegoś powodu zapamiętałam tę radę i tak nakładałam krem. I co? Niestety nic. Mimo pielęgnacji na mojej szyi pojawiły się drobne niteczki zmarszczek. Dopiero kilka miesięcy temu zaczęłam stosować specjalne kremy na szyję, obiecuję poinformować, czy działają. Jednak już kilka razy usłyszałam od dermatolożek i kosmetolożek ważną poradę: "Koniecznie nakładaj na szyję krem z filtrem. To delikatna skórą, która jako pierwsza zareaguje wysuszeniem na działanie promieni UV". Nakładam. Pytanie, czy nie za późno zaczęłam?
Dr n. med. Claudia Musiał powiedziała mi, że najważniejsze, obok ochrony przeciwsłonecznej, jest wsparcie mikrobioty skóry i głębokie nawilżenie - "kwas hialuronowy, witamina C, skwalan, ceramidy, prebiotyki, postbiotyki i substancje fermentowane oraz... retinoidy, które określiła najlepszym przyjacielem skóry i pielęgnacji przeciwstarzeniowej. "Warto także wybierać produkty wzbogacone o peptydy i ceramidy. W przypadku ochrony przeciwsłonecznej, zwróćmy uwagę aby preparat zapewniał „szerokie spektrum” ochrony i miał w swoim składzie przeciwutleniacze", twierdzi ekspertka. Patrzę na półkę z kosmetykami... Chyba nie mam nic, co zawiera to wszystko naraz. Dzielę zatem pielęgnację na poranną i wieczorną. Część z tych składników daje skórze rano, część przed snem. A jeszcze inne w weekend.
Przez skórę nie przenika wiele z dumnie obwieszczanych na opakowaniach składników. Jeśli ich cząsteczki są zbyt duże, dotrą jedynie na powierzchni naskórka. Dlatego jeśli producent nie chwali się, że w środku kremu jest NISKOcząsteczkowy kwas hialuronowy, prawdopodobnie w naszym produkcie jest ten wielkocząsteczkowy, który nie wniknie w głąb struktury cery. Wielkość cząsteczek mierzymy w daltonach (Da) a cząsteczka musi mieć poniżej 500 Da, aby mogła przeniknąć przez skórę.
Wielkość dotyczy tu różnych składników. "Cząsteczka kolagenu, żeby działać, musiałaby być bardzo mała i musiałaby dotrzeć głęboko do skóry właściwej. Hydrolizaty kolagenu zawarte w takim kremie działają jak humektanty, nawilżają skórę i otaczają ją niewidzialnym filmem, który hamuje utratę wody", tłumaczyła mi to zjawisko na przykładzie kolagenu dr Agnieszka Sura, kosmetolog i specjalistka dermatologii estetycznej. Całą wiosnę używałam kremu marki Skinarté z Formuła z kompleksem antyoksydantów (witamina C i E) zamkniętych w mikrosferach wrażliwych na światło (promieniowanie słoneczne powoduje rozpad mikrokapsułki i uwolnienie witamin.
Próbowałam jogi twarzy, ale nie zawsze pamiętam, by ją robić. Często przypominam sobie za to radę Olgi Szemley, założycielki Yogattractive, aby zaczynać dzień od prostego ćwiczenia: "„O poranku, zanim wstaniemy z łóżka i otworzymy oczy, zróbmy ćwiczenia wzmacniające wzrok. W Chinach ludzie robią je od 50 lat. Z zamkniętymi oczami „patrzymy” skrajnie w lewo, potem w prawo, do góry i na dół, po przekątnych i na koniec robię ósemki. I tak po 5 razy w każdą stronę. Dopiero wtedy otwieramy oczy".
Kilka lat temu zaczęłam też korzystać z masaży twarzy. O masażu twarzy napisano już wiele. Jego dobroczynny wpływ na skórę i mięśnie twarzy (czyli jej stelaż) jest znany od setek lat. Masaż poprawia koloryt i jędrność, spłyca zmarszczki i wygładza. Co ważne – redukuje napięcie mięśniowo – powięziowe, odblokowuje zastoje limfy, pobudzają produkcję elastyny i kolagenu oraz pobudza ją do regeneracji, a także dotlenia. Efekt? Poprawa owalu twarzy i lekki bezinwazyjny lifting.
Najpierw trafiłam do pani Rity, założycielki Margari Beauty i ekspertki od masażu głowy i twarzy: „Masaż głowy poprawia krążenie krwi, skutecznie likwiduje ból głowy i zmęczenie, zwiększa porost włosów", powiedziała mi kiedyś, tłumacząc, że skóra głowy pokryta jest gęstą siatką receptorów i zakończeń włókien nerwowych to powoduje, że masaż może dać ulgę i odprężenie całego organizmu i działać na estetykę twarzy.
A więc tak, chcąc zachować piękno, nie uciekniemy od podstawowej higieny życia. Jak usłyszałam do Katarzyny Nowackiej, kosmetolożki i członkini Polskiej Akademii Dietetyki i Mikroodżywiania, "sen to czas, kiedy wydziela się hormon wzrostu (GH) i szczególnie po 40-45 roku życia robić wszystko, by wyregulować sen. Nie śpiąc, zabieramy sobie naturalny system regeneracji i budowy nowych komórek”. I dodaje, że szczególnie po czterdziestce zalecałaby poszukanie w diecie fitoestrogenów, czyli naturalnych związków działające w organizmie jak estrogeny (są biozgodne).
Najwięcej jest ich w produktach sojowych i niektórych ziołach, na przykład koniczynie czerwonej, szałwii i kozieradce. Wśród fitoestrogenów szczególnie cenne są lignany, np. z lnu (nasiona, oleje), które neutralizują działanie wolnych rodników i regulują gospodarkę hormonalną, zmniejszając ryzyko zachorowania na niektóre nowotwory hormonozależne. Fitoestrogeny są rozpoznawane przez receptory jak hormony endogenne/ludzkie i się z nimi łączą, zamiast brakujących estrogenów. I wiadomo, że soja nie ma teraz dobrej prasy, bo dużo mówi się o modyfikacjach genetycznych, ale można wybierać wyciągi z soi pozyskiwane syntetycznie.
To czułam od zawsze. Barwniki nie są mojej wrażliwej skórze do niczego potrzebne i potwierdziła mi to Elżbieta Denes, ekspertka martki Tołpa. "Substancje te nie są polecane osobom z wrażliwą, skłonną do alergii skórą ani tym, którzy wyznają kosmetyczny minimalizm". I choć, jak tłumaczyła mi ekspertka, barwniki naturalne były znane już w starożytności. Np., henna pozyskiwana z liści lawsonii to jednak bywają one niestabilne. Nie muszą szkodzić, ale u posiadaczek wrażliwej skóry mogą powodować podrażnienia.
Z drugiej strony, znamy dobrze także te pozytywne - np. karotenoidy, wykryte jako pierwsze z marchewki, czyli beta-karoten. "Związki te najczęściej dodawane są do kosmetyków służących do opalania, ale również do olejków i kremów, ponieważ posiadają właściwości antyoksydacyjne - niwelują wolne rodniki i zapobiegają przedwczesnemu starzeniu się skóry, chronią skórę przed szkodliwym działaniem promieniowania, nadają jej promienny koloryt, czy też przedłużają trwałość opalenizny. Ich duże stężenia znajdziemy również w pomidorach, dyni, rzodkiewce ale i w pomarańczy, ziemniakach, szpinaku czy jarmużu".
Przyznam, że nie zawsze myłam włosy dwa razy z rzędu. Kiedyś skracałam tę czynność do minimum. Dziś, po radach fryzjerki Iwony Bednarskiej, zawsze pamiętam, że pierwsze mycie zmywa zewnętrzne zabrudzenia z włosów, a dopiero kolejne ma szansę oczyścić skórę głowy. "Rozczesuj włosy na mokro, tuż po nałożeniu odżywki", usłyszałam od ekspertki i to zredukowało moje frustracje związane ze splątanymi pasmami do minimum. Rozczesuję odżywkę lub maskę na włosach i wtedy myję twarz lub robię peeling ciała. Po kilku minutach spłukuję i już nie mam problemu z supełkami na włosach. Jednocześnie skracam czas kąpieli.
Cóż, jeśli nasza dieta będzie uboga w odżywcze składniki i nie dostarczymy organizmowi odpowiedniej ilości wody, niestety skóra nie będzie wyglądała dobrze. Fatalnie działają na nią także używki, szczególnie nikotyna. Szczęśliwie mój organizm nigdy nie pragnął nikotyny, ale już wyrobienie nawyku picia wody zajęło mi wiele lat. Dodatkowo suplementuję witaminę D oraz cynk.
Próbowałam różnych ziół, korzeni Ashwagandy itp, ale zwykle kończyło się na tygodniu brania i zapominaniu o kontynuacji. Teraz testuję zestaw Kagami Lab, ponieważ jest idealnie przewidziany na pięć dni w tygodniu. Codziennie inna tabletka a cały zestaw pokrywa zapotrzebowanie na podstawowe składniki. Ufff, nie musze odmierzać i odliczać składników. Upraszcza życie. Od kilku tygodni piję też kolagen marki Reme. Moje włosy wyglądają lepiej, wciąż czekam na poprawę paznokci, których stan pogorszył się po długim flircie z lakierami hybrydowymi. Kiedy tylko mogę jem warzywa i owoce z ekologicznych upraw. Prosta prawda, ale warto ją przypominać. Zdrowa dieta to podstawa.
I jeszcze jedno odkrycie, dobre szczególnie przed sezonem infekcyjnym. MyBestColostrum to nie tylko wsparcie odporności, ale także wpływ na lepsze trawienie, metabolizm i zdrową skórę. Colostrum bovinum, czyli inaczej młodziwo to nic innego jak bogata siara bydlęca czyli naturalny produkt wytwarzany w gruczołach mlekowych krowy, klaczy, owcy oraz kozy pod koniec ciąży. A co najlepsze dla dziecka to także dobre dla nas.
Kiedyś zalecono mi kolagen na kolano, po kontuzji narciarskiej. Pamiętam, że poza tabletkami miałam pić gęste, domowe buliony. Efektem ubocznym były wtedy lśniące włosy. Zmiany w ilości zmarszczek wtedy nie zauważyłam, ale to było to lata temu... W ostatnim roku sięgnęłam po kilka kolagenów - tym razem chodziło wprost o kondycję skóry, a nie kontuzje. Te w proszku wkurzały mnie, bo przygotowanie ich zabierało mi sporo czasu. Szukałam produktu w płynie i ostatecznie wybrałam ten z Manufaktury Rodziny Sadowskich, z miodem i witaminami. Smak jest dyskusyjny, ale to niewielkie porcje, a dodatek miodu jednak pomaga.
Dziś już nikt nie bierze w wątpliwość faktu, że na naszej skórze odbija się stres, zmartwienia, smutek i zapracowanie. Nerwy nasilają objawy wielu chorób, także stanów zapalnych skóry. Łatwo doradzić: "nie stresuj się", ale może warto spojrzeć na własne problemy z szerszej perspektywy i podarować sobie czas na relaks. Zawsze przypominają mi się słowa Oscara Wilde`a „Kochać samego siebie - to początek romansu na całe życie”. Naprawdę zasługujemy na spokój i dobro. I kiedy to wreszcie osiągniemy, będzie to wyraźnie zauważalne na naszej skórze. Chyba, że wybierzemy drogę proponowaną przez moją mamę, czyli: albo chude biodra, albo gładka skóra bez zmarszczek. Mama ma 91 lat i niewiele zmarszczek. Tyle że w sukienki nr 38 nie wchodzi.