Kultura

"Boscy" zabijają śmiechem i drwią po równo z celebrytów, reżyserów i mecenasów kina. Recenzja filmu z Penélope Cruz

"Boscy" zabijają śmiechem i drwią po równo z celebrytów, reżyserów i mecenasów kina. Recenzja filmu z Penélope Cruz
Penélope Cruz i Antonio Banderas w "Boskich" zagrali koncertowo gwiazdy kina z rozbuchanym ego
Fot. materiały prasowe/Kino świat

Dawno nie bawiłam się na seansie tak dobrze, jak na "Boskich" w reżyserii Mariano Cohna i Gastóna Duprata. Dwóch Argentyńczyków zafundowało widzom niepozbawioną uroku satyrę na dzisiejsze celebryctwo i gwiazdorzenie przedstawicieli przemysłu filmowego, a wisienką na tym torcie uczyniło Penélope Cruz. Przeczytaj naszą recenzję filmu "Boscy". Czy, a w zasadzie dlaczego, warto go obejrzeć?

Penélope Cruz - najjaśniejsza gwiazda filmu "Boscy"

Początek obrazu to zaledwie skromne przedbiegi tego, co wydarzy się za chwilę. Monochromatyczny wystrój gabinetu, zbliżającego się do osiemdziesiątki właściciela koncernu farmaceutycznego i jego równie przewidywalne wizje uczczenia swojej jubileuszu wiekopomnym dziełem mogą zwiastować zarówno nużący moralitet, jak i prostolinijną komedyjkę, w czasie której jedynie uśmiechniemy się dobrotliwie. Tyle że później na plan wkracza ona – Penélope Cruz z burzą loków i drwiącym uśmiechem, i zaczyna się show.

BOSCY_fot. Samantha Lopez (4)
Lola (Penelope Cruz) od początku wie, czego oczekuje od swojego filmu.
Materiały prasowe/Kino Świat

Fabuła "Boskich" - o czym opowiada film?

O czym opowiada film "Boscy"? Bogacz (José Luis Gómez) zamierza wyprodukować film. Nie jakiś tam pierwszy lepszy obraz, lecz dzieło, które przejdzie do historii kinematografii. Co prawda posiada już fundację, tyle że jak słyszymy, wszyscy wiemy czemu służą firmom podobne instytucje. Waha się, więc między budową mostu swojego imienia a pławieniem się w blasku fleszy jako producent. Wybiera to drugie. Dotąd znany jedynie wąskiemu gronu ludzi biznesu, teraz ma szansę zaistnieć w wyobraźni mas, a kto odmówiłby sobie takiej przyjemności?

Wykupuje prawa do nagradzanej powieści i zatrudnia Lolę Cuevas (Penélope Cruz) najlepszą z najlepszych reżyserek, odkrycie ostatnich lat, a ona proponuje do dwóch głównych ról zwaśnionych braci równie utytułowane gwiazdy kina. Rasowego celebrytę i gwiazdę Hollywood, Félixa Rivero (Antonio Banderas) i wybitnego aktora ze starej gwardii, Ivána Torresa (Oscar Martínez). Pierwszy mógłby niczym Bond z powodzeniem ratować świat, drugi po mistrzowsku rozgrywałby kwestie Hamleta. Mimo wypełnionych grafików aktorzy przyjmują role, nie zdając sobie sprawy, że oto zostają rzuceni na głęboką wodę.

BOSCY_fot. Manolo Pavon (9)
Początkowo zabawna rywalizacja celebryty (Antonio Banderas) i gwiazdy kina (Oscar Martínez), z czasem przybiera niepokojące rozmiary.
Materiały prasowe/Kino Świat

Nieznośne dzisiejsze celebryctwo i gwiazdorzenie

Nie zdradzę tego, co dzieje się później, ale obraz aż skrzy się emocjami. Nie ma tu spektakularnych pirotechnicznych fajerwerków, ale scena, gdy Lola niszczy "dorobek" obu panów, nieco ich przy tym unieruchamiając, przyprawia o ciarki, a przecież najlepsze jeszcze przed nami. Aktorzy zamknięci w ciągu dnia w przestrzeni nowoczesnej i monumentalnej willi starają się sprostać wymaganiom reżyserki, a jednocześnie przedstawić rywalowi z jak najlepszej strony. Rywalowi, bo mimo tytułów, szacunku krytyków i poklasku widzów, wciąż pozostają chłopcami złaknionymi uznania, a Lola nie zamierza ich rozpieszczać. Przeciwnie, obojętna na wdzięk i dorobek obu mężczyzn wystawia ich ego na niekończące się próby, doprowadzając ich tym do ostateczności. Czasem sama staje z nimi w szranki i obrywa, równie mocno jak rywal. Cała trójka tak zapętla się w emocjach, że ani myśli o przerwaniu projektu, jakby każda kolejna rozgrywka tylko podnosiła stawkę.

 

"Boscy" to dobry, zasadniczo spójny film, nawiązujący do najlepszej tradycji kina europejskiego. Oszczędny technicznie i bogaty emocjonalnie, pokazuje, że dobre aktorstwo zawsze się obroni. Nie wiem, czy obraz zostanie doceniony za Oceanem i na świecie, ale w Europie padł na podatny grunt. Pandemia, kryzys i wojna w Ukrainie obnażyły zarówno naszą wolę przetrwania i solidarność, jak i słabości, więc z przyjemnością i ku pokrzepieniu zmaltretowanych serc przyglądamy się małostkowym zagrywkom wielkich tego świata. Celebrytom i gwiazdom gotowym rzucić się sobie do gardeł z byle powodu, by za chwilę podać sobie pomocną dłoń albo przynajmniej zewrzeć szyki w obliczu nieszczęścia.

Dlaczego warto zobaczyć "Boskich"? Wszystko kończy się i zaczyna od rozbuchanego ego. 

Argentyńscy reżyserzy i zarazem współtwórcy scenariusza zamierzali pokazać próżność i śmieszność świata, a właściwie światka kinematografii, drwiąc z próżności i nieznośnego celebryctwa gwiazd. Jednak przy okazji obnażyli prawdę o nas wszystkich, bo czy motorem napędowym cywilizacji nie jest rozbuchane ego?

 

W postaciach Loli, Félixa i Ivána możemy przeglądać się niczym w krzywym zwierciadle, setnie się przy tym bawiąc i sycąc zmysły doskonałą grą całej trójki. Zarzuca się Banderasowi, że po prostu zagrał siebie, ale zrobił to, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że jest artystą światowego formatu. A Penélope? Nie wyobrażam sobie innej aktorki w roli szalonej, ekscentrycznej egoistki, gotowej zrealizować swój plan bez względu na koszty. To kolejny film po "Matkach równoległych",  w którym aktorka pokazuje, że potrafi nie tylko uwiarygodnić stworzoną przez siebie postać, lecz też zawładnąć całą fabułą, narzucając pozostałym swój styl i tempo gry. Pozostali, jak Oscar Martínez i José Luis Gómez, w roli bogatego sponsora, stanowią jedynie tło tych dwojga. Jeśli się bawić, to tylko przy nich, jeśli iść do kina, to dla nich.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również