Wiemy, że warzywa i owoce są zdrowe, ale obawiamy się, że mogą zawierać pozostałości środków ochrony roślin i nawozów. Te ekologiczne są natomiast droższe i nie dla wszystkich dostępne. Co trzeba wiedzieć, by świadomie podawać na stół te produkty? Radzą eksperci.
Kupować droższe warzywa i owoce bio czy pozostać przy „zwykłych”? Najważniejsze to nie ograniczać ich spożycia, bo i tak jemy ich za mało, twierdzą zgodnie specjaliści. – Korzyści są niewspółmierne do zagrożeń – zapewnia prof. Paweł Struciński, kierownik Zakładu Toksykologii i Oceny Ryzyka Zdrowotnego w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego PZH-PIB. Zdaniem eksperta temat jest w Polsce demonizowany. – Owoce i warzywa mogą zawierać pozostałości środków ochrony roślin, ale na śladowym, bezpiecznym dla zdrowia poziomie. Żywność jest stale kontrolowana, a przekroczenia norm zdarzają się rzadko i nie niosą ryzyka dla zdrowia. Środki ochrony i nawozy są konieczne: inaczej większość upraw zniszczyłyby choroby i szkodniki. Plony byłyby znacznie niższe, a ceny wyższe. Nasze zdrowie też mogłoby być zagrożone, bo np. fungicydy chronią rośliny przed rozwojem grzybów produkujących toksyczne substancje, jak rakotwórcza patulina w jabłkach czy alkaloidy sporyszu w zbożach. – Rolnicy mogą stosować jedynie środki ochrony dopuszczone przez Unię Europejską – podkreśla specjalista. I wyłącznie zgodnie z zaleceniami odnośnie do dawek oraz karencji (minimalnego okresu pomiędzy ostatnim zastosowaniem pestycydu a zbiorem plonów). W przypadku najmniejszych podejrzeń o negatywny wpływ na zdrowie ludzi lub środowisko preparaty są wycofywane z listy dozwolonych.
Owoce i warzywa, które trafiają do sklepów i na targowiska, systematycznie bada Państwowa Inspekcja Sanitarna, losowo pobierając próbki. Dla każdego warzywa i owocu określony jest najwyższy dopuszczalny poziom pozostałości (NDP) pestycydów. W wielu przypadkach nawet stukrotnie większy niż dawka zagrażająca zdrowiu. Margines bezpieczeństwa jest więc szeroki.
W 2020 roku (to najnowszy opublikowany raport NIZP PZH-PIB przygotowany dla Ministerstwa Zdrowia) zbadanych zostało 3246 próbek żywności. W 46 proc. przypadków nie stwierdzono pozostałości żadnego pestycydu, a w 48 proc. obecne były pozostałości na poziomie poniżej NDP. Niezgodności stwierdzono w 112 próbkach (to ok. 3,5 proc. wszystkich poddanych badaniu), ale nawet wtedy eksperci nie stwierdzili zagrożenia dla zdrowia konsumentów, choć produkty i tak zostały wycofane ze sprzedaży.
„Sypane?” Jeśli sprzedawca, od którego kupujesz warzywa lub owoce na targu, zaprzecza, to niestety raczej nie mówi prawdy. Nawozy, najczęściej z azotem, przyspieszają wzrost roślin, bo to dla nich główny składnik odżywczy. W glebie jest go za mało, a niedobór oznacza słaby plon. Warzywa, zwłaszcza zielone liściaste, jak szpinak, sałata czy rukola, są głównym źródłem azotanów w naszej diecie, choć stosuje się je także w wędlinach (jako konserwanty). Nadmiar azotanów nie służy zdrowiu, ponieważ w przewodzie pokarmowym są przekształcane w szkodliwe nitrozoaminy, zwiększające ryzyko niektórych nowotworów. Z szacunków NIZP PZH-PIB wynika, że ilość azotanów w diecie Polaków jest o połowę mniejsza niż Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) uznaje za bezpieczną. Prawdopodobnie dlatego, że jemy więcej ziemniaków, kapusty, buraków czy marchwi niż zielonych warzyw liściastych. Choć jednocześnie jemy sporo wędlin, a te lepiej ograniczać.
W powszechnej opinii produkty kupowane na targu zawierają mniej „chemii”. Czy rzeczywiście tak jest? Ziemniaki, pomidory, sałata, o ile trafiają tam z pola, a nie z hurtowni, są zapewne świeższe, więc bogatsze w witaminy. Nie wymagają stosowania środków wydłużających żywotność ani przyspieszających dojrzewanie jak awokado, banany albo cytrusy płynące w kontenerach z końca świata. Mniejszy ślad węglowy i brak plastikowych opakowań to dodatkowy plus od ekologów.
Warzywa i owoce z marketów mają za to inne zalety – w przypadku dużych sieci przechodzą dodatkową, wewnętrzną kontrolę bezpieczeństwa. Najwnikliwszą – produkty bio, ale ich wysoka cena sprawia, że nie dla wszystkich są dostępne.
Dorodne czereśnie czy truskawki aż się proszą, by spróbować ich jeszcze w czasie zakupów? Lepiej się powstrzymać. Wszystkie warzywa i owoce – nawet delikatne maliny i jeżyny – przed zjedzeniem trzeba dokładnie (czyli długo) myć pod bieżącą, letnią wodą. – To pozwala pozbyć się pozostałości środków ochrony roślin, które mogą znajdować się na skórce – wyjaśnia prof. Paweł Struciński. Warzywa i owoce myjemy, nawet jeśli je potem obieramy (włącznie z bananami czy kiwi). Nie warto usuwać skórki, jeśli nie jest to konieczne: zawiera najwięcej błonnika i witamin, a pozostałości środków ochrony mogą znajdować się także w miąższu. Dokładne mycie jest potrzebne również, a może przede wszystkim po to, by z powierzchni pozbyć się resztek ziemi, kurzu, pyłków, pasożytów i bakterii, które mogły mieć na rękach osoby zbierające i pakujące oraz sprzedawcy.
Czy płukanie wodą wystarczy? A może bezpieczniej wymoczyć warzywa lub owoce w specjalnym płynie? Producenci takich preparatów zapewniają, że tylko one usuwają niebezpieczne dla zdrowia zanieczyszczenia, zwłaszcza bakterie i wirusy. W składzie znajdziesz ocet winny, kwasek cytrynowy, sodę. – Ich używanie nie jest konieczne – uważa prof. Paweł Struciński. – Badania nie potwierdzają, by umyte w ten sposób owoce i warzywa były bezpieczniejsze niż dokładnie opłukane pod bieżącą wodą. Poza tym podobne preparaty nie nadają się do mycia delikatnych owoców czy ziół. Trzeba również pamiętać, że tylko część pozostałości pestycydów znajduje się na skórce. Jeśli wciąż masz obawy (jesteś w ciąży, masz małe dziecko, ktoś z domowników poważnie choruje), możesz stosować domową metodę: trzyminutową kąpiel. Na litr wody trzeba użyć 2–3 łyżek octu lub łyżki kwasku cytrynowego lub łyżki sody. Na koniec warzywa i owoce należy opłukać czystą wodą. Uwaga, nie szoruj ich szczoteczką: tak wtłoczysz tylko zanieczyszczenia ze skórki do miąższu. Szorować warto jedynie cytrusy, jeśli zamierzasz wykorzystać ich skórkę do pieczenia ciasta albo wrzucić plasterki do herbaty czy lemoniady. Cytrusy mają grubą skórkę, która zabezpiecza je przed przeniknięciem zanieczyszczeń z powierzchni do środka. Dokładne mycie jest potrzebne również w przypadku poziomek czy jagód zebranych w lesie ze względu na zagrożenie pasożytami – najczęściej jajami tasiemca bąblowca. Co roku w Polsce chorobę diagnozuje się u kilkudziesięciu osób. Pewność, że pasożyty zostaną zniszczone, daje temperatura powyżej 60°C (gorąca woda z kranu ma mniej). Dlatego leśne owoce najlepiej wykorzystać do nadzienia do pierogów lub ciasta.
Eksperci podkreślają: w uprawach na skalę wystarczającą do wyżywienia ludzkości bez oprysków i nawozów nie da się obejść. Ograniczając się do ekologicznej produkcji, rolnicy nie byliby w stanie wykarmić ośmiu miliardów ludzi. – Z publikacji naukowych wynika, że gdyby na całym świecie zrezygnowano z używania pestycydów, plony owoców obniżyłyby się o 80 proc., warzyw o 50 proc., a zbóż o 30 proc. – tłumaczy prof. Paweł Struciński. Wiele osób cierpiałoby na głód lub niedożywienie. A to byłoby zdecydowanie gorsze niż rolnicza „chemia”, której tak się obawiamy.