Woda mineralna jest gorsza od "luksusowej" z lodowca, a kranówkę trzeba dodatkowo filtrować w domu? Próbując zaspokoić pragnienie, nie daj się nabić w butelkę. Sprawdź, czy pijesz dobrą wodę.
Polacy wciąż kupują dużo butelkowanej wody – rocznie wydajemy na nią kilka miliardów złotych. Eksperci przekonują, że to bezsensowny wydatek, bo kranówka jest nie tylko tania (litr kosztuje mniej więcej jeden grosz), ale też bezpieczna i dobra w smaku. Poza tym... nierzadko zawiera więcej minerałów niż wody ze sklepu.
O jej bezpieczeństwo dbają zakłady wodociągowe, a dodatkowo służby sanitarno-epidemiologiczne, które regularnie kontrolują wodę nie tylko w samej stacji uzdatniania, lecz także w terenie. O ile jednak tzw. czystość mikrobiologiczna wody (obecność bakterii, grzybów, pasożytów) bardzo rzadko budzi zastrzeżenia, o tyle ze smakiem, zapachem i barwą bywa różnie. Dlaczego? Wodociągi stosują różne metody uzdatniania wody. – Stołeczna kranówka jest najpierw ozonowana i przepuszczana przez filtry z węglem aktywnym, a dopiero potem dezynfekowana dwutlenkiem chloru, co pozwala znacząco zmniejszyć jego ilość – wyjaśnia Marek Smółka, rzecznik prasowy Wodociągów Warszawskich. Chlor jest konieczny, bo niszczy groźne dla zdrowia bakterie, wirusy i grzyby. Ale jeśli woda w wodociągach jest tylko chlorowana (ilość tej substancji zawsze musi być bezpieczna dla zdrowia ludzi), kranówka może mieć gorszy smak i zapach. Nie trzeba jednak rezygnować z jej picia (o tym dalej). Za barwę i mętność wody odpowiadają z kolei tlenki metali, które mogą przenikać do kranówki ze starych, domowych rur. Stan instalacji, zwłaszcza w wiekowych budynkach, nierzadko pozostawia wiele do życzenia. Obecność rdzy potwierdza żółty kolor wody, kiedy odkręcasz kran po dłuższej nieobecności, np. powrocie z urlopu. To związki żelaza – nie są szkodliwe dla zdrowia, ale też mu nie służą, bo organizm w takiej postaci ich nie przyswaja. Wystarczy przez kilka minut spuszczać wodę, aż stanie się transparentna (bardziej ekologicznie jest podlać nią rośliny). W domu jednorodzinnym warto pomyśleć o wymianie instalacji, w mieszkaniu w bloku – poprosić administrację budynku o jej sprawdzenie. Skorodowane ścianki rur mogą być nie tylko źródłem rdzy, lecz także siedliskiem drobnoustrojów.
Zastrzeżenia co do nietypowego smaku, zapachu i barwy kranówki warto zgłaszać do pogotowia wodociągowego. Specjaliści pobiorą próbki wody i przekażą je do badania w laboratorium (bezpłatnie). – Na jakość wody może mieć wpływ również stan domowej armatury – dodaje Marek Smółka. – Raz na kilka miesięcy należy czyścić wylewki, sitka baterii, a co kilka lat wymieniać uszczelki, wężyki i zawory. Osoby, które czerpią wodę z własnej studni, muszą same dbać o jej bezpieczeństwo. Istnieje ryzyko zanieczyszczenia bakteriami, wirusami, grzybami, pasożytami lub nawozami, bo woda spływa do gruntu z okolicznych łąk i pól. Lepiej to sprawdzić. Próbki można zanieść do lokalnego sanepidu lub wysłać do komercyjnego laboratorium (badanie jest odpłatne). Test warto powtarzać, bo woda w studni w każdej chwili może ulec zanieczyszczeniu. Najbezpieczniej zamontować domową stację uzdatniania.
Jeśli smak i zapach kranówki ci nie odpowiadają, najprostsze i najtańsze rozwiązanie to dzbanek filtrujący. Wymienny filtr zawiera aktywny węgiel, który pochłania ponad 80 substancji (jak pochodne chloru i rdza, a w przypadku wody ze studni metale ciężkie, resztki pestycydów i herbicydów), poprawia jej klarowność i usuwa zapach. Nieco droższa metoda (kilkaset złotych) to instalacja filtra węglowego w szafce pod zlewem. Oczyszcza on wodę jedynie w kuchennym kranie (ale to z niego zwykle nalewamy wodę do picia). Jeśli chcesz mieć przefiltrowaną wodę w całym domu, konieczna jest instalacja na głównym zaworze. System wykorzystujący tzw. odwróconą osmozę (kosztuje od kilkuset do ponad 2 tysięcy złotych) zatrzymuje chlor, osady z rdzy, piasek oraz bakterie i wirusy, ale też minerały, przez co woda staje się miękka. To korzystne dla domowych urządzeń – chroni zmywarki i pralki przed kamieniem, ułatwia dbanie o czystość kabiny prysznicowej. A dla naszego zdrowia? – Nie ma większego znaczenia, bo zrównoważona dieta dostarcza nam dość wapnia i magnezu, woda jedynie kilka procent – uważa dr Maja Czerwińska-Rogowska, dietetyk kliniczny. Część minerałów wytrąca również gotowanie wody (stąd kamień w czajniku) – to najprostszy sposób, by zneutralizować bakterie i wirusy. Wystarczy doprowadzić wodę do wrzenia.
– Wiele osób myśli, że każda woda ze sklepu jest „mineralna” – zauważa dr Maja Czerwińska-Rogowska. Ale wystarczy przyjrzeć się etykiecie. – Zgodnie z europejskimi przepisami nazywać tak można jedynie wodę o zawartości powyżej 500 mg soli mineralnych na litr. Niektóre znane marki to wody źródlane o zawartości soli mineralnych nierzadko mniejszej niż w kranówce. Czy więcej znaczy lepiej? – Podstawowym napojem powinna być dla nas woda o niskim stopniu mineralizacji, do 500 mg/l, czyli właśnie źródlana – wyjaśnia dietetyczka. Mineralna jest po prostu smaczniejsza, a także wskazana latem, w upały i podczas wysiłku fizycznego, czyli w sytuacjach, gdy pocimy się intensywniej niż zwykle, tracąc dużo jonów sodu i magnezu. To grozi odwodnieniem i zaburzeniami rytmu serca. Na co dzień nie musimy pić wody mineralnej, chyba że ktoś lubi jej smak. – Wyższa zawartość wapnia może być atutem dla wegan, którzy nie jedzą nabiału, czyli podstawowego źródła tego pierwiastka – tłumaczy specjalistka. Dodatkowa porcja magnezu przyda się z kolei tym, którzy dużo pracują umysłowo. Woda wysoko zmineralizowana dla niektórych może być jednak przeciwwskazana: nie powinny jej pić osoby z niewydolnością nerek. Nadmiar jonów sodu we krwi grozi zwiększeniem niewydolności, nadciśnieniem i zatrzymaniem wody w organizmie (objaw to obrzęki).
Litr tzw. wody alkalicznej, zachwalanej przez producentów jako antidotum na „zakwaszenie” organizmu i wiele zdrowotnych problemów, kosztuje nawet 20 zł. Czy rzeczywiście jest lepsza niż zwykła i posiada deklarowane właściwości? Przeciętnie kranówka ma pH między 7 a 8, wody mineralne nieco niższe. Wody alkaliczne mają wyższy odczyn, około 9, i temu mają zawdzięczać swoje lecznicze działanie. – Nie ma czegoś takiego jak zakwaszenie organizmu, istnieje jedynie kwasica, ciężki stan zagrażający życiu – dementuje specjalistka. – Alkaliczna woda może przynieść ulgę osobom cierpiącym na zgagę lub refluks, na tym jednak kończy się jej dobroczynne działanie. Nie jest w stanie wpłynąć na pH krwi – podkreśla dr Maja Czerwińska-Rogowska. Są jeszcze wody, które kosztują więcej niż... butelka szampana. To modne wody z wulkanów i lodowców w odległych zakątkach świata. Producenci zachwalają ich „dziewiczą” czystość. Być może doceniają je smakosze (tzw. water-sommelierzy), ale zdaniem specjalistów od żywienia to po prostu... woda.
Wybieraj taką, na jaką masz ochotę. Zdaniem dr Mai Czerwińskiej-Rogowskiej nie ma znaczenia, czy woda jest naturalnie, czy sztucznie nasycona dwutlenkiem węgla. – Choć bąbelki mogą lekko drażnić błonę śluzową i pobudzać pragnienie, to dobrze, bo większość z nas pije wody za mało – mówi specjalistka. Gazowana poprawia perystaltykę przewodu pokarmowego, a przez to wspomaga trawienie. Pobudza jednak ściany żołądka do wzmożonego wydzielania kwasu solnego, dlatego jest niewskazana dla osób z chorobą wrzodową lub refluksem. Jeśli nie masz syfonu do robienia wody z bąbelkami w domu, kupuj taką w szklanych butelkach. Chodzi nie tylko o ekologię. Plastikowe pod wpływem temperatury lub zgniatania mogą wydzielać szkodliwe substancje. A przecież pijesz wodę dla zdrowia.