Dziennikarstwo porzuciła dla swojej pasji – bardziej świadomego, ekologicznego życia, które promuje na swoim blogu, profilu na Instagramie i w swoich książkach. Sylwia Majcher mówi o sobie, że "zmierza w zielonym kierunku" i wspiera innych w obieraniu tej samej drogi. Robi to nienachalnie, raczej inspirując niż pouczając. I dlatego – razem z Ambasadorką kategorii Edukacja, Agatą Młynarską – przyznajemy jej nominację do tytułu Doskonałość Sieci w 2. edycji akcji #poswojemu.
Sylwia Majcher – edukatorka, ekoaktywistka, dziennikarka oraz autorka bestsellera "Gotuję, nie marnuję. Kuchnia zero waste po polsku" i "Wykorzystuję, nie marnuję. 52 wyzwania Zero Waste". Autorka reportaży i wywiadów kulinarnych. Regularnie wypowiada się w kwestiach związanych z niemarnowaniem jedzenia, ochroną środowiska i racjonalnym wykorzystywaniem zasobów planety w gazetach, radiu i telewizji (między innymi w "Dzień Dobry TVN", "Pytanie na Śniadanie" czy Radiu Zet). Ukończyła kilka szkoleń kulinarnych oraz studia podyplomowe na Wydziale Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji SGGW w Warszawie. Prowadzi warsztaty i szkolenia zero waste poświęcone niemarnowaniu jedzenia i ekologii. Inspiracji szuka w podróży. Prywatnie mama dwójki dzieci.
Sylwia Majcher etat telewizyjnej reporterki zamieniła na niepewną rolę edukatorki ekologicznej. Wprowadzanie zasad zero waste zaczęła – dosłownie – od własnej kuchni. Teraz swoją wiedzą opartą na doświadczeniu i wykształceniu zdobytym na kierunku Nauka o Żywności dzieli się z tysiącami obserwatorów śledzących jej bloga, kanał na Youtubie i konto na Instagramie.
View this post on Instagram
W jednym z wywiadów wspomniałaś, że Twoja własna przygoda z zero waste zaczęła się od domu rodzinnego. Czy mogłabyś opisać, w jaki sposób w Twojej rodzinie – na długo zanim stało się to modne – walczono z marnotrawstwem?
Sylwia Majcher: To nawet nie była walka, a zdecydowanie bardziej styl życia, którego nikt z mojej rodziny nie ujmował w ramy jakieś konkretnej definicji. Dziś to ja mówię o moich babciach, że były prekursorkami idei zero waste, choć nie miały poczucia, że robią coś niezwykłego i kreują trendy. Dla nich troska o środowisko, konsumencka wstrzemięźliwość, recykling – były naturalne. Najwięcej inspiracji wszyscy czerpaliśmy od dziadków, którzy mieli niewielkie gospodarstwo i to tam z powodzeniem funkcjonował system obiegu zamkniętego, rytm życia wyznaczały pory roku, wiosną i latem była ciężka praca w polu i sadzie, przez całe wakacje babcia Stasia robiła solidne zapasy konfitur, soków, kiszonek. Gdy chciałam zjeść pierogi z malinami musiałam sama je nazrywać, co dziś traktuję jako niezwykle cenną lekcję serwowaną w myśl idei od pola do stołu. Widziałam, jak powstaje dobre jedzenie, ile wymaga troski, jak bardzo produkcja tego, co trafia na talerz uzależniona jest od kaprysów pogody, że w sezonie od pracy nie dało się wziąć wolnego. Gospodarstwo było niemal samowystarczalne, nadwyżki mleka, sera czy masła woziło się na targ i sprzedawało. Nawet nie po to, by zarobić, tylko, by nic się nie marnowało. U babci, która mieszkała w mieście, obowiązkowa była lista zakupów dostosowana do zaplanowanego jadłospisu. Dziadek szedł po zakupy w piątek, jeśli coś zostało z obiadu od razu pojawiał się pomysł na zagospodarowanie tych resztek. U babci podpatrzyłam trik na mrożenie pieczywa. Chleb pokrojony w kromki, a każda nich przełożona papierem, by się nie sklejały i łatwiej dawały wyciągać z zamrażarki. Potem zimne trafiały na rozgrzaną patelnię i po zarumienieniu były serwowane według życzenia – z cukrem, dżemem, roztapiającym się na nich widowiskowo serem. Z nadmiaru twarogu obie babcie robiły zgliwiały ser. Smażony z kminkiem dający się potem rozsmarować na kanapce. Dziś tym przepisem zaskakuję znajomych.
View this post on Instagram
Przyznałaś, że w pewnym momencie samą siebie wkurzyłaś nadmiarem rzeczy i przepełnioną lodówką. Czy pamiętasz ten przełomowy moment, który sprawił, że zmieniłaś swoje podejście do konsumpcji?
Takich sygnałów ostrzegawczych dostawałam kilka. Od kolegi, który, gdy wyjechałam na wakacje, przez miesiąc mieszkał w moim mieszkaniu i nie był w stanie zjeść wszystkich zapasów – a żywił się tylko tym, co miałam w lodówce i szafkach kuchennych. Od teściowej, która bez złośliwości zdziwiła się, że dla dwóch osób robię tak duże zakupy, a potem zastanawiam się, jak je wykorzystać. W reportażu, który robiłam przed świętami byłam w sortowni śmieci i zobaczyłam na taśmach kilogramy dobrego wyrzuconego jedzenia. Mogłabym zapakować je do koszyka i nikt nie zorientowałby się, że to żywność ze śmietnika. Tam mogły być produkty, które i ja marnowałam każdego dnia. Byłam zmęczona chaosem, jaki sobie zafundowałam w kuchni. Z pokorą wróciłam do korzeni – tych wszystkich rad i podprogowo wchłanianych domowych lekcji. O wygodzie, jaką daje lista zakupów, komforcie, który funduje plan posiłków. Impulsem do zmiany był też blog, który zaczęłam prowadzić z przyjaciółką. Żeby publikować przepisy regularnie musiałam po prostu zacząć bardziej panować nad kulinarną stroną życia. I ten nieco wymuszony zabieg dał mi niesamowite poczucie komfortu, więc nabrałam apetytu na więcej. Zaczęłam troskliwie przyglądać się produktom, które kupowałam, wzorem babć uczyłam się wykorzystywać warzywa od trzonka do korzonka, pokochałam kiszenie i suszenie, ten wybór uruchomił niesłabnące pokłady kreatywności i przyniósł ulgę, więc odważniej dzieliłam się inspiracjami i okazało się, że nie tylko ja potrzebowałam takiej zmiany. Moja pierwsza książka "Gotuję, nie marnuję. Kuchnia Zero Waste po polsku" szybko została bestsellerem.
View this post on Instagram
Od czego zaczęłaś wprowadzanie filozofii zero waste we własnym życiu?
Od porządków – po tych w kuchni naturalnie poszłam dalej, w głąb mieszkania i zobaczyłam, jaka rewolucja przede mną. Zaczęłam oddawać przeczytane książki, nieużywane zabawki dzieci, znacząco zredukowałam garderobę, przestałam kupować kosmetyki do każdej części ciała i okazało się, że gdy mniej ich używam moja skóra jest w lepszej kondycji. Pozbyłam się jednego auta, w mieście najchętniej wybieram rower i komunikację miejską, czytam etykiety na opakowaniach i tam gdzie się da – szukam alternatywy dla jednorazowości i plastiku.
Social Media stwarzają pole do kreatywnych dyskusji, wymiany pomysłów, pozytywnego naśladowania, sygnału zwrotnego, który jest dla każdego twórcy cenny i motywujący. Gdy dostaję zdjęcia od osób, które zamawiają kawę do własnego kubka albo robią zakupy na wagę, bez plastiku – nie mam wątpliwości, że to dobra droga.
Wprowadzenie jakiej zmiany było dla Ciebie najtrudniejsze?
Rewolucja w głowie, która powoli przynosiła odpowiedzi na pytania, czy ja na pewno jestem się w stanie obejść bez wielu różnych rzeczy bez utraty komfortu. Kiedy świat atakuje reklamami sugerującymi, że będzie mi lepiej, gdy kupię kolejną sukienkę, filiżankę, szafę, auto, szampon, odżywkę, płyn do układania włosów, trudno się oprzeć. Przecież mnie stać. Długą drogę przeszłam, żeby zrozumieć, że właśnie mniej – to więcej. Dziś #zerowaste dla mnie to właśnie #mniejwięcej – mam mniej rzeczy, więcej czasu, porządku, satysfakcji, poczucia komfortu. Broniłam się jakiś czas przed piciem kranówki i podawaniem jej dzieciom. Sprawdziłam rozmaite badania, rozmawiałam ze specjalistami i nabrałam zaufania. Dziś to doświadczenie wykorzystuję w pracy edukacyjnej. Sama wciąż się uczę, podejmuję wyzwania, bo nadal mam sporo do zrobienia. Nie jestem idealna, ale nie przeszkadza mi to, bo nie traktuję Zero Waste jako konkurencji, w której muszę mieć same sukcesy. Po prostu żyję bardziej świadomie i zmierzam w zielonym kierunku.
View this post on Instagram
A w jaki sposób Twoja rodzina zareagowała na wprowadzane przez Ciebie zmiany?
Dla moich dzieci pewne rozwiązania są naturalne, bo od znają je od początku swojego życia, więc nie traktują ich jako wyzwania. Przed wyjściem z domu do kawiarni same przypominają mi o zabraniu ich metalowych słomek czy składanych kubków. Piją kranówkę, mają swoje siatki na zakupy, wiedzą, ze nienoszone ubrania oddajemy koleżance, nie mają problemu, by nosić rzeczy, które dostają po dzieciach znajomych. Myślę, że najwięcej uczą się obserwując dorosłych, a widzą spójny przekaz. To o czym mówię na szkoleniach, publikuję na IG, piszę w książkach nie różni się od tego, co robimy w domu. Gdy na balkonie pojawił się kompostownik, dzieci wprowadzały do niego dżdżownice, mój syn nawet nadawał im imiona. Oczywiście bywa trudno, gdy toczymy dyskusje, dlaczego nie ma sensu kupować kolejnych zabawek czy gadżetów, ale też nie mają samych drewnianych klocków i kartonów do zabawy. Próbujemy zachować zdrowy balans. Dużo rozmawiamy o tym, dlaczego lepiej unikać plastiku, segregować śmieci, nie wyrzucać jedzenia i to przynosi efekt. Chociaż daleko nam do rodziny prekursorki idei zero waste Bei Johnson, która produkuje słoik śmieci rocznie. U nas wychodzi zdecydowanie więcej.
View this post on Instagram
Skąd pojawił się pomysł stworzenia bloga oraz popularyzowania wiedzy o ekologii na Instagramie?
To jedna z form nienachalnej edukacji i możliwość uruchamiania impulsu do zmian, budowania świadomości. Doskonałe miejsce do podrzucania inspiracji, pokazywania sprawdzonych rozwiązań i dzielenia się doświadczeniami. Social Media stwarzają pole do kreatywnych dyskusji, wymiany pomysłów, pozytywnego naśladowania, sygnału zwrotnego, który jest dla każdego twórcy cenny i motywujący. Gdy dostaję zdjęcia od osób, które zamawiają kawę do własnego kubka albo robią zakupy na wagę, bez plastiku – nie mam wątpliwości, że to dobra droga. Ironiczne komentarze ignoruję, nie walczę z nikim na siłę. Ale też widzę, że konsekwencja się opłaca, sporo osób potrzebuje pomocy w tym pierwszym kroku do bardziej świadomego, ekologicznego życia. Gdy dostają wsparcie, lawina zmian rusza i jest nie do powstrzymania.
Na Instagramie obserwuje Cię 29 tysięcy ludzi. Czy pamiętasz moment, kiedy znacząco wzrosła Ci liczba obserwujących?
Ten wzrost od początku jest dość stabilny. Powoli, ale systematycznie dołączają nowe osoby, które natknęły się na którąś z moich książek albo przeczytały udostępniony przez innych post. Gdy ktoś z większymi zasięgami poleca moje treści wtedy widzę wzmożone zainteresowanie. Zawsze najbardziej mnie cieszy, gdy takie osoby, które zajrzały z ciekawości, decydują się zostać na dłużej i znajdują inspiracje dla siebie, choć wcześnie tematy ekologiczne nie były w obszarze ich zainteresowań.
View this post on Instagram
Czy pamiętasz wpis na blogu lub post na Instagramie, który wywołał szczególnie gwałtowną reakcję, został uznany za wyjątkowo kontrowersyjny?
Zawsze wzbudza emocje temat kranówki. Pojawia się u mnie co jakiś czas, pretekst przynoszą zmiany prawne w jej sprawie czy badania. Jednak bez względu na kontekst wywołuje kontrowersje – wciąż jest spora grupa osób, która wierzy w mity dotyczące zanieczyszczenia wody, jaka płynie z kranu i powtarza je w toczącej się pod postem dyskusji. To jednak tylko pokazuje, że pole do edukacji wciąż jest ogromne.
Czy traktujesz swojego bloga i Instagram jak pracę, hobby czy misję?
To był proces, bo początkowo blog, a potem social media pomagały mi w realizacji pasji. Miałam etat w telewizji informacyjnej, byłam reporterką, gotowałam i robiłam ekologiczną rewolucję po godzinach w ramach osobistego rozwoju. Później te proporcje zaczęły się zmieniać – skończyłam studia w SGGW na kierunku Nauki o Żywności, przygotowywałam premierową książkę poświęconą niemarnowaniu jedzenia, moje teksty cieszyły się coraz większym zainteresowaniem, dużo czasu poświęcałam pisaniu i opowiadaniu o zero waste w kuchni i poza nią. To wymagało ode mnie intensywniejszego zaangażowania, bo zależało mi, żeby proponowane materiały były rzetelne i atrakcyjne dla odbiorcy. Dostawałam mnóstwo informacji zwrotnych, które uświadomiły mi, że taka forma edukacji jest potrzebna, a to moje opowiadanie o ekologii bez napięcia i wzbudzania poczucia winy – wartościowe. I zaangażowałam się tę działalność na 100%, więc zrezygnowałam z etatu. Efektem były kolejne książki – dla dzieci i dorosłych, szkolenia i warsztaty w różnych miejscach – międzynarodowych korporacjach, szkołach, kołach gospodyń wiejskich, bankach. Zaczęłam realizować kampanie społeczne, współprace z samorządami, Komisją Europejską, uczestniczyć w międzynarodowych konferencjach i dzięki tej różnorodności zyskał także mój Instagram.
View this post on Instagram
A kogo Ty obserwujesz na Instagramie? Czyjego bloga regularnie czytasz?
Lubię zaglądać do prekursorki idei Zero Waste Bei Johnson i Anne-Marie Bonneau, szefowej kuchni, która gotuje w duchu zero waste. Regularnie czytam posty Nauki o Klimacie i Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Obserwuję, jak powstaje dobre jedzenie w gospodarstwie Kamili, autorki profilu @domwszczerympolu. Rolniczka codziennie pokazuje kulisy swojej pracy i to jest niezwykle wciągające. Bywam też regularnie u Anety @amarylisum, która opowiada o ziemniakach i ziołach. Cenię też zaagnażowanie w obronie lasów Daniela Petrykiewicza i Mai Ostaszewskiej, której głos w sprawie ochrony środowiska i zwierząt ma ogromne znaczenie i dociera daleko poza ekologiczną bańkę. Z ciekawością obserwuję dyskusje, jakie w słusznych kwestiach wywołuje Karolina Korwin-Piotrowska. Bardzo lubię językowe i topograficzne kartkówki Kamili Kalińczak – Facetki od Polskiego i uczę się domowego dystansu od Agaty z @PomysłowaMama, która między domowymi perypetiami szyje świetne akcesoria ułatwiające życie bez plastiku.