Nowa generacja baz pod tusz wydłuża, pogrubia i pielęgnuje rzęsy. Dzięki nim można zapomnieć o doklejaniu kępek czy sztucznych rzęs na pasku.
Nic tak nie dodaje spojrzeniu wyrazistości jak mocno wytuszowane rzęsy. Niestety, nakładanie na nie kolejnych warstw tego kosmetyku wiąże się z ryzykiem uzyskania niechcianego efektu "pajęczych nóg". A posklejane rzęsy oblepione grudkami tuszu to niezbyt atrakcyjny look. Co w takim razie zrobić, jeśli natura nie obdarzyła nasz oszałamiająco długimi i gęstymi rzęsami?
Niezłym rozwiązaniem jest laminacja rzęs, ale jeszcze lepsze rezultaty można uzyskać zaopatrując się w bazę pod tusz. Tym bardziej, że obecnie większość tego typu kosmetyków nie tylko przedłuża i pogrubia rzęsy, ale jeszcze dodatkowo je pielęgnuje.
Bazy pod tusz zawierają zazwyczaj szereg różnego rodzaju substancji filmotwórczych, które twarzą na powierzchni rzęs cienką warstewkę (np. hydrofilowy film), która wygładza włoski i delikatnie je pogrubia. Emolientom, woskom i różnego rodzaju lepiszczom dodatkowo mogą w bazach pod tusz towarzyszyć talk lub włókna pochodnej celulozu, które przyklejają się do rzęs dodając im objętości.
Oprócz tych wszystkich substancji sprawiających, że rzęsy stają się dłuższe i grubsze, bazy pod tusz nowej generacji zawierają też zwykle szereg substancji pielęgnujących włoski. Znajdziemy w nich między innymi:
Najczęściej bazy pod tusz mają postać białego kremu lub pasty, ale coraz częściej można znaleźć kosmetyki tego rodzaju także w kolorze czarnym i brązowym. Bazę nakładamy na rzęsy tak, jakbyśmy malowały je tuszem – ciągnąc szczoteczkę od ich nasady ku końcówkom. Następnie, w zależności od zaleceń producenta, albo pozwalamy bazie trochę wyschnąć na rzęsach, albo od razu nakładamy na nie tradycyjny tusz.
Dzięki bazie rzęsy są pogrubione i wydłużone. Dobrej jakości baza przedłuża także trwałość tuszu. Same zalety!