Czy marihuana uzależnia? Wokół marihuany trwają dyskuje, zaś rodzice zastanawiają się jak i czy chronić przed marihuaną? Prof. Marcin Szulc, który zajmuje się psychologią zagrożeń społecznych, opowiada na najbardziej palące pytania.
Spis treści
PANI: Nastolatki mówią: marihuana nie uzależnia, jest lecznicza, wszyscy palą. Jako rodzic nie czuję się przekonana, że można używać jej bezpiecznie.
PROF. MARCIN SZULC: I słusznie. Często bywam pytany o to, czy marihuana jest bezpieczna. Odpowiadam wtedy: ale która? Rynek narkotykowy bardzo się zmienił, zagrożeniem są dziś NSP, czyli nowe substancje psychoaktywne, które mogą udawać narkotyki klasyczne. Zdarza się, że młodzi ludzie kupują skręta, licząc na chillout, a doznają oszołomienia albo silnego pobudzenia. Dopiero w laboratoriach pod mikroskopem możemy np. odkryć na suszu konopnym kryształki katynonu, niebezpiecznego stymulanta. Po drugie, to nieprawda, że marihuana nie uzależnia. Oddziałuje na układ nagrody w mózgu i jak wszystkie substancje, które na niego działają, prowadzi do uzależnienia. Tak jesteśmy zbudowani, że dążymy do powtarzania tego, co sprawiło nam przyjemność. Oczywiście, można powiedzieć: nie bądźmy hipokrytami, substancje psychoaktywne towarzyszą nam od zarania dziejów, człowiek produkował alkohol już w neolicie i wykorzystywał zioła w plemiennych rytuałach. Ale pamiętajmy, że one nigdy nie były dla wszystkich, ich używanie podlegało rozmaitym ograniczeniom. Najważniejsze jednak jest to, że dzisiejsze narkotyki są nieporównanie bardziej toksyczne niż te sprzed lat. Konopie są modyfikowane genetycznie, mają wyższą niż dawniej zawartość THC, czyli składnika odurzającego. Syntetyczna marihuana bywa od 100 do 800 razy silniejsza niż tradycyjna! Podobnie haszysz, czyli żywica konopna. Znam przypadki osób, które pod wpływem konopi nasączonych różnymi związkami doświadczyły rabdomiolizy, rozpadu tkanki mięśniowej, i prosto z imprezy trafiły na dializę. Zwolennicy legalizacji marihuany mówią, że nie będzie takich przypadków, jeśli będziemy produkować marihuanę czystą, farmaceutyczną. I to jest akurat bardzo racjonalny argument. Tylko że legalna marihuana będzie opodatkowana, czyli droższa od ulicznej. W przypadku większości nastolatków zwycięży argument ekonomiczny – kupią to, co tańsze.
Znany raper Mata powiedział, że cała Polska jest w marihuanie zakochana, i rozpoczął walkę o jej depenalizację.
Jednak nie cała Polska. Rzeczywiście, zaraz po alkoholu marihuana to najczęściej używana substancja odurzająca na świecie, według danych Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków sięgają po nią 22 mln Europejczyków. W Polsce – około 10 proc. deklaruje, że choć raz miało z nią kontakt. To dużo, ale w żadnym razie nie wszyscy. Też jestem przeciwnikiem kryminalizacji marihuany, uważam że w ten sposób dokonuje się stygmatyzacji młodych, przed którymi jest całe życie. Policja ma na pewno ważniejsze zadania niż ściganie kogoś z gramem haszu w kieszeni. Raczej należałoby rozbudowywać profilaktykę. Natomiast o legalizacji marihuany trzeba dyskutować, bo słyszymy wiele powierzchownych argumentów. Na przykład powoływanie się na legalizację w USA, gdzie uwalnianie marihuany związane jest z kryzysem opioidowym, na który Amerykanie pracowali latami, bo nie są w stanie rozwiązać problemów z opieką zdrowotną. Lekarze masowo przepisywali środki przeciwbólowe na różne dolegliwości, co doprowadziło do gigantycznego wzrostu uzależnień i śmierci, liczonych w setkach tysięcy, z powodu przedawkowania tych leków. A marihuana działa przeciwbólowo w bólu lekkim i średnim. Uznano, że to jest jakieś rozwiązanie problemu: zastąpić nią opioidy. Dlatego Amerykanie naciskają na legalizację – klasyczna marihuana jest od nich bezpieczniejsza.
Ma też właściwości lecznicze?
Raczej potencjał farmakologiczny. Koncerny farmaceutyczne zainteresowane są głównie dwoma pochodnymi konopi – THC i kannabidiolem. Nazwa medyczna „marihuana”, której się ostatnio używa, jest myląca; równie dobrze można by mówić o medycznej kokainie, skoro chlorowodorek kokainy używany jest w laryngologii. A nikt nie nawołuje przecież do legalizacji kokainy.
Czyli nie tyle marihuana, co niektóre jej składniki mogą leczyć?
Tak. Nie ma medycznego narkotyku, są leki zawierające składniki pozyskane z konopi. I one już istnieją. Na przykład sativex w formie aerozolu zawierający THC i CBD – lek przepisywany pacjentom chorującym na stwardnienie rozsiane. Są preparaty na bazie konopi, które korzystnie działają w reumatoidalnym zapaleniu stawów, i takie, które zmniejszają częstotliwość napadów drgawkowych w padaczce. To fakt. Ale czym innym jest używanie składników marihuany w lekach, a czym innym legalizacja narkotyku wprowadzana pod płaszczykiem troski o chorych.
Nastolatki nie palą skrętów z powodu zapalenia stawów, tylko dlatego, że – jak mówi Mata – chcą się wyluzować.
No właśnie. Tymczasem dokładnie odwrotnie, niżbyśmy się spodziewali, częste używanie marihuany wiąże się z wystąpieniem objawów depresyjnych. Badania pokazują również, że młodzież między 12. a 17. rokiem życia, która używa jej na co dzień, jest trzykrotnie częściej narażona na próbę samobójczą. Lista zaburzeń, które powoduje marihuana, jest długa. Nie chcę jej demonizować, ale takie są fakty i nie powinno się ich ignorować. Nie na wszystkich konopie działają w ten sam sposób, najbardziej ryzykowne jest jednak chroniczne palenie. Być może sporadyczne wypalenie blanta raz na kilka miesięcy nie spowoduje konsekwencji, ale są heavy userzy, dla których dzień bez skręta jest dniem straconym. Z danych Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków wynika, że liczba osób, które zgłaszają się na leczenie z powodu jej zażywania, rośnie. Policzono, że od pierwszej dawki do rozpoczęcia leczenia uzależnienia mija od siedmiu do ośmiu lat.
Słyszałam o nastolatku, u którego palenie trawki zbiegło się z utratą motywacji do nauki i zaburzeniami snu. To z powodu marihuany?
To możliwe, jeśli palił często. Badania pokazują, że marihuana wywołuje zaburzenia poznawcze, pogarsza funkcje intelektualne. Mówiąc wprost, obniża inteligencję. Najprawdopodobniej po odstawieniu konopi efekt się cofa. Ale przecież mówimy o młodych ludziach, których inteligencja dopiero się rozwija. Nigdy nie będziemy wiedzieć, jak mogłaby się rozwinąć, gdyby nie używali marihuany. Wiemy zaś na pewno, że im wcześniejsza inicjacja, tym poważniejsze zaburzenia. Co ciekawe, pandemia okazała się czynnikiem chroniącym. Ostatnie kanadyjskie badania pokazują, że lockdown i zamknięcie szkół opóźniły okres inicjacji alkoholowo-narkotykowej i nikotynowej młodzieży. Siedząc w domu z rodzicami, mieli mniej okazji. Jasne, dla chcącego nic trudnego, ale było trudniej. To bardzo dobra wiadomość. Im później, tym lepiej.
Znajoma opowiada, że jej syn, który palił blanty w wieku gimnazjalnym, miał potem problemy z nauką, z zapamiętywaniem.
Tak, niedawno w czasopiśmie „Translational Psychiatry” opublikowano badania na ten temat. Konopie uszkadzają hipokamp, część mózgu, która odgrywa ważną rolę w procesach pamięci. Wykazano, że chroniczne palenie może nawet prowadzić do atrofii, zaniku hipokampu. Najprawdopodobniej po zaprzestaniu palenia po pewnym czasie pamięć wraca. Ale to jest zawsze eksperyment na żywym organizmie.
Czy marihuana pomaga tworzyć? Otwiera umysł?
W ośrodkach monarowskich spotykałem osoby, które zgłaszały się z problemem, że nie mogą „odpalić się” rano bez skręta. Było wśród nich wielu artystów – mówili, że nie są w stanie zacząć tworzyć bez paru machów. Ale z badań wynika co innego. Co prawda wybitnym twórcom marihuana nie przeszkodzi w tworzeniu dzieł, ale przeciętnemu artyście nie pomoże. Daje mu tylko subiektywne odczucie, że jego dzieło jest wyjątkowe. Odbiorcy ani krytycy tego nie potwierdzają.
Czy nasze nastolatki o tym nie słyszały? Nie wiedzą o zagrożeniach?
Jedni nie wiedzą, inni wiedzą. Tu nie o to chodzi. Podejmowanie zachowań ryzykownych jest cechą dorastania. Skorzystam ze zgrabnej metafory prof. Marka Kaczmarzyka (znany biolog, neurodydaktyk – red.) – mózg nastolatka jest mózgiem w przebudowie. W tym szczególnym okresie następuje desynchronizacja obwodów neuronalnych, ponieważ poszczególne struktury mózgu dojrzewają w różnym tempie. Konsekwencją jest m.in. to, że szwankuje ocena ryzyka. Kora przedczołowa, część mózgu, w której podejmowane są racjonalne decyzje, kończy swój rozwój dopiero około 20. roku życia. Natomiast w okresie dorastania dominuje poszukiwanie przyjemności, ponieważ część układu nagrody zwana jądrem półleżącym rozwija się wcześniej. I choć nie każdy nastolatek w tym samym stopniu będzie podejmował zachowania ryzykowne, to jego mózg poszukuje większych nagród. Stąd sięga nie po to, co obiecuje przyjemność. Badania pokazują, że skłonność ta rośnie w grupie.
Jak ich chronić?
To, co możemy zrobić, to zmniejszać ryzyko. Nie da się go wyeliminować całkowicie, ponieważ zachowania ryzykowne zaspokajają ważne potrzeby psychologiczne. Akceptacji, uznania, przynależności do grupy, określenia własnej tożsamości, potwierdzenia niezależności od dorosłych. Ale z drugiej strony dzieci za pomocą substancji psychoaktywnych próbują radzić sobie z określonymi trudnościami. Zredukować lęk, frustrację. Tu możemy odegrać ważną rolę. Najskuteczniejszą formą ochrony są dobre relacje. Nie ma lepszej metody. To trudne, bo polscy rodzice są wypaleni, wyczerpani. Ale warto próbować.
Co to znaczy: dobre relacje?
Pamiętam, jak kiedyś jedna z mam spytała mnie, czy znam nowe testy narkotykowe. Bo ona ma wrażenie, że jej dziecko coś bierze, ale dostępnymi testami nic nie wykryła. Od razu stanął mi w oczach film „American Beauty”, w którym apodyktyczny ojciec wręcza synowi pojemnik na mocz. A syn, diler i nałogowy palacz zioła, oddaje ojcu pojemnik z moczem kupionym od kolegi, który nie zażywa. Na każdy system znajdzie się antysystem. Nie tędy droga. A jeżeli sprawdzam moje dziecko, a ono nie bierze narkotyków – to jaką dostaje ode mnie wiadomość? Nie ufam ci i tak. To nie jest przestrzeń do budowania relacji. Jeśli chcemy, żeby nasze dzieci były bezpieczne, budujmy z nimi relację opartą na szacunku. Najpierw my musimy go okazać, to zawsze działa od góry w dół. Dziś przepaść międzypokoleniowa jest szczególnie wyraźna, młodzież mówi o nas boomerzy, dziadersi. Uważamy, że znamy się na wszystkim najlepiej, ale dzieci mają prawo mieć opinie odmienne od naszych. I my musimy zachować ten dualizm myślenia, że nawet jeśli się nie zgadzamy, to nic nie szkodzi, nadal możemy rozmawiać. Szanuję cię, szanuję twoje poglądy, choć się z nimi nie zgadzam. To oczywiście jest trudne, bo jesteśmy wyczerpani, zabiegani i brakuje nam energii na dialog. Łatwiej uciec w relację folwarczną, w której autorytet oparty jest na przemocy. Gówniarzu, jak będziesz w moim wieku, to będziesz dyskutował, jazda do pokoju. To łatwe, wygodne, ale oddala od dzieci i jest złą prognozą.
Jednak to nie jest tak, że jeśli mamy dobre relacje z dzieckiem, to ono nie zapali skręta.
Nikt nie da nam gwarancji. Ale zmniejszamy ryzyko. Rodzice, którzy są aktywni w życiu dziecka, bliscy i obecni, trafniej przewidują jego zachowania. Po drugie, im większe zaufanie ma do nas nastolatek, tym mniejsza skłonność do podejmowania zachowań ryzykownych. Łatwiej mu respektować nasze wymagania, bo bierze pod uwagę nasze uczucia, istnieje szansa, że nie zechce nas oszukiwać. Szanujmy godność dzieci, nie krzyczmy, przytulajmy, rozmawiajmy bez tabu. Dobry jest każdy temat, który interesuje dziecko – i narkotyki, i seks. Warto porozmawiać, dlaczego wujek Józek nadużywa alkoholu, a ciocia Kasia z wujkiem Grześkiem się rozwodzą. Trudne tematy pozwalają dziecku uwolnić emocje. Zacznijmy od razu i bądźmy konsekwentni. Jak z dietą. Kiedy się udaje? Nie wtedy, gdy katujemy się przez dwa tygodnie, a potem wracamy do starych nawyków. Dieta działa, kiedy stanie się stałym elementem życia, kiedy mówimy: od dziś w naszym domu nie będzie słodkich napojów. I tak samo jest z wychowaniem, musimy zmienić styl rozmowy z nastolatkiem, dostrzegać w nim człowieka o takich samych prawach do poglądów, do dyskusji. Wtedy zasady nie wynikają z poczucia władzy, tylko z miłości, zostały przegadane, a nie oznajmione.
Nastolatek może się nie zgodzić. Może powiedzieć: to nie twoja sprawa, będę grał w nocy i palił zioło, żeby się wyluzować.
Może. Ale my możemy powiedzieć: pamiętasz, jak rozmawialiśmy o zasadach? Przekonaj mnie, że to, co robisz, jest dobre aż tak, że warto zmienić zasady w naszym domu. Martwię się o ciebie, boję się o twoje zdrowie. Ważne, by wysłuchać dziecko, nie przerywać, nawet jeśli to, co mówi, podnosi ciśnienie.
Spotkałam się z radą: jeśli podejrzewasz, że twoje dziecko pali marihuanę, pierwszą rzeczą powinna być wizyta u terapeuty.
Wśród psychologów krążyła kiedyś taka anegdota: dziecko dzwoni do terapeuty i mówi: chcę umówić matkę na wizytę. Dlaczego? Żeby poczuła to co ja, kiedy zapisała mnie do psychiatry bez pytania o zdanie. Najpierw trzeba rozmawiać z dzieckiem. Tylko nie językiem rodzica po wywiadówce: znowu nawaliłeś, jak ci nie wstyd. Komunikat powinien być osobisty: bardzo się martwię, gdy widzę, jak chodzisz taki śpiący, nieobecny. Chciałabym ci jakoś pomóc. Kocham cię, jesteś dla mnie ważny. Wydaje mi się, że kontakt z terapeutą mógłby być dla ciebie przydatny, może wspólnie wybierzemy, do kogo się udać? Co o tym sądzisz? Pamiętajmy, że są dziś programy profilaktyczne wczesnej interwencji stworzone właśnie dla eksperymentujących nastolatków. Warto szukać rekomendowanego, ja mogę polecić Fred Goes Net – prowadzi go w Bydgoszczy terapeuta Robert Rejniak. I nie wpadajmy w czarną rozpacz. Zdobywajmy wiedzę o świecie, w którym żyją nasze dzieci, bo to jest inny świat. Wyjdźmy poza kontekst własnego dorastania. Wkurzaliśmy się, gdy nasi rodzice mówili: za moich czasów tego nie było. Dziś też mówimy: kiedyś to było lepiej, bo było gorzej. Takie boomerskie gadanie. Nie demonizujmy marihuany, ona jest, nie zniknie. Skupmy się na tym, co robić, żeby nasze dziecko nie chciało z niej korzystać.