Autorytet o wielkim sercu. Żołnierz AK, uczestniczka Powstania Warszawskiego, podagożka. Poparła protest rodziców dzieci z niepełnosprawnościami, apelowała o przestrzeganie praw człowieka na białoruskiej granicy. Włączyła się w Strajk Kobiet. Nie milczy, kiedy łamana jest Konstytucja. Za to uhonorowaliśmy Wandę Traczyk-Stawską tytułem Kobiety Roku 2021.
Zaczyna się wiosna. Spróbujemy nie rozmawiać o wojnie, o sprawach trudnych? Nie da się. Pani Wanda żyje tym, co dzieje się w Polsce i dalej niż na naszym podwórku. Ma 95 lat, z jej perspektywy widać międzypokoleniowe analogie, powtórki z historii, uniwersalizm wartości. Trzeba być przyzwoitym, trzeba pomagać, nie wolno stać z boku. Jej dekalog jest jak skała. Spotykamy się w połowie marca, nie wiedząc, co się wydarzy do dnia, w którym "Twój STYL" trafi do czytelniczek. Ona, mimo wszystko, wierzy, że będzie dobrze.
Twój STYL: „Nie ma beznadziejnej walki. Beznadziejna jest tylko bierność” – zapamiętałam pani słowa. Kiedy pojawia się dramat, możemy przyjąć postawę życzliwego wsparcia dla tych, którzy cierpią, albo...
WANDA TRACZYK-STAWSKA: Działać! Teraz to ważne, by ludzie potrafili zrezygnować ze swojego komfortu na rzecz działania, które zatrzymałoby wojnę. Nie wolno zostawić walczących bez pomocy. Bierność jest hańbą. Mnie, żołnierza, ranią słowa: nie pomożemy, żeby się nie narażać. To wygoda, asekuranctwo, żeby nie stracić spokoju, dostępu do ropy albo... nie stracić stołka. Dziś uważam za najważniejsze: zamknąć niebo nad Ukrainą, nie bać się. Napastnik postawił warunek: nie możecie tego zrobić. A właśnie trzeba zrobić, bo giną ludzie. Giną! W powstaniu nie mieliśmy broni przeciwlotniczej. Pamiętam cierpienia, gdy bomby spadały na najbliższych w schronach, w mieszkaniach. Najgorsza była bezsilność, że nie możemy pomóc, bo nie mamy czym. Dla żołnierza broń jest najważniejsza.
Pani jest optymistką?
Jestem. Bo widzę, jak ludzie są wrażliwi na krzywdę innych, przyjeżdżają do Ukrainy z różnych miejsc, by walczyć. Wierzę, że jeśli świat da swoje siły, by zatrzymać tę wojnę, to się uda. Pozostaję z szacunkiem dla żołnierzy ukraińskich, są wspaniali. Oni już wygrali, bo zatrzymują tak ogromną siłę, jaką reprezentuje Rosja. Tak samo ważna jak broń jest dla nich pomoc, jakiej udzielamy ich bliskim. Żołnierz na froncie jest spokojny, gdy wie, że nawet jeśli polegnie, żona i dzieci się uratują.
Mówi pani o przekraczaniu granicy komfortu, za którą solidaryzowanie się przechodzi w konkretne działanie. To nie jest proste.
Ale ważne, świadczy o naszym człowieczeństwie. Mamy obowiązek ratowania człowieka, a szczególnie dziecka. Gdy jest zagrożony, przygarnę go, żeby mógł przetrwać. Naciskam, by ludzie w Polsce i na świecie zrozumieli, że wojna to krzywda ludności cywilnej. Robimy wspaniałą rzecz, pomagając tym, którzy musieli ewakuować się z ojczyzny. Robimy to z sercem, ze zrozumieniem. Choć sytuacja stała się niebezpieczna, bo mamy w Polsce dużo bezbronnych kobiet i dzieci, a jesteśmy państwem graniczącym z agresywną Rosją. Uchodźcy potrzebują powrotu do życia, do jakiego przywykli, i będą chcieli dla siebie lepszych warunków. Nie mamy szans, żeby spełnić ich oczekiwania bez wsparcia innych państw, bo tych ludzi jest u nas za dużo. Świat powinien otworzyć domy i ich zaprosić: Chodźcie do nas! Wojna może się przeciągać, jedna Polska tej pomocy nie udźwignie. Dlatego trzeba, żeby nasza dyplomacja umiała rozmawiać i prosić o wsparcie.
W powstaniu walczyła pani z bronią w ręku, potem stała się pacyfistką. Dziś młodzi ludzie pytają: czy pacyfizm ma sens, czy nie jest słabością?
Zbrodnie trzeba pamiętać. Ale w książce Błyskawica starałam się przekazać, jak trudno jest ludziom tak młodym jak my w powstaniu nie być zranionymi samym faktem, że muszą zabijać. Opowiadam o chwili, gdy ratuję dwie niemieckie dziewczynki i myślę, że... zwariowałam. Kilka godzin wcześniej widziałam, jak sprzątano do rynsztoka resztki ciał ludzi rozstrzelanych w trzygodzinnej egzekucji. Wtedy postanowiłamzabijać Niemców. A właśnie pomogłam im przeżyć! Odebrało mi rozum! – tak myślałam. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Dopiero kolega powiedział: "Wanda, zachowałaś się jak człowiek". Bo w instynkcie człowieka jest obrona słabszych. Inaczej przestalibyśmy istnieć jako ludzie. Rozumiem jednak, że i dzisiaj młodym niełatwo ułożyć sobie w głowie wiele rzeczy związanych z przemocą, wojną, zabijaniem.
Zadam trudne pytanie. Gdyby to się stało konieczne, pani zdaniem młodzi Polacy umieliby walczyć za ojczyznę?
Jestem przekonana, że nasza młodzież, żołnierze, stanęliby do walki z takim samym oddaniem i odwagą jak Ukraińcy. Jesteśmy narodem wolnym i nie pozwolimy nikomu obcemu wejść do naszego domu. Mamy doskonałe przykłady postaw, myślę o moich kolegach z powstania. Jest to dla mnie największe zobowiązanie, żeby o nich mówić – o ich wielkiej miłości do kraju, ale też miłości do bliźnich.
Mam synów, którzy musieliby stać się żołnierzami. Zadaję sobie pytanie: czy ich na to przygotowałam? Matki wolą budować dzieciom świat bezpieczny, pogodny. Może tworzenie takich baniek nie ma sensu?
Ma sens kształtowanie odwagi. Matka kocha dziecko, ale musi mu też dawać swobodę, która pozwala się sprawdzać, hartuje. Nie powinna się bać, że jeśli dziecko wyjdzie na ulicę, coś mu się stanie. Ja urodziłam się odważna. Babcia, która się mną zajmowała, była mądra, wiedziała, że nie może mnie ograniczać, bo takim jestem egzemplarzem człowieczym, który musi się sprawdzać od pierwszych lat.
Rodzice to jedno, ale jest też rola szkoły. Śmialiśmy się z archaizmu zajęć przysposobienia obronnego i z natręctwa zajęć patriotycznych. Może niesłusznie?
Szkoła ma zadanie przypominać, czym jest wojna i jak trzeba się podczas niej zachować, żeby być godnym szacunku obywatelem swojego kraju. Wrócę do Ukraińców. Przez krótki czas, kiedy cieszyli się niepodległością, potrafili tak wykształcić swoich chłopaków, że oni teraz walczą jak bohaterowie. Dziewczyny też! To odwaga godna podziwu. Jeśli młode kobiety ukraińskie nie mają dzieci, niech stają do obrony, do walki, opatrywać rany! Wiem z doświadczenia, jakie to ma znaczenie – dobrze opatrzony żołnierz dostaje drugie życie. W powstaniu miałam przyjaciółkę Basię Matys-Wysiadecką. Dyplomowana pielęgniarka, która była jednocześnie minerką. Chłopaki prawie klękali przed nią i przed drugą minerką, Adzią Bombą, czyli Elizą Grabowską-Sznajder, żeby szły z nami do walki. Wierzyli, że jak Niemcy nas okrążą, to one zrobią dziurę w murze i wyjdziemy z pułapki. A jak nas zranią, to opatrzą i się nie umrze.
Minerka – świetnie brzmiący feminatyw. Pani w książce używa go konsekwentnie. Jednak o sobie nie mówi „żołnierka”. Dlaczego?
Ponieważ w powstaniu byłam chłopcem. Udawałam go, żeby móc walczyć z bronią w ręku. Koledzy nie mówili do mnie jak do dziewczyny, tylko jak do chłopaka. A jeszcze jaki pseudonim mi dali! Chciałam być Atmą – to bohaterka książki Marii Rodziewiczówny. Atma znaczy dusza. Ale zostałam Pączkiem! Potem, co charakterystyczne, o walczących w powstaniu mówiło się „powstaniec”. To miało głębszy sens.
Kiedy po kapitulacji my, dziewczyny, szłyśmy do niewoli, nadano nam taki sam status jak mężczyznom. Jako jeńców objęły nas zasady Konwencji Genewskiej. To był pierwszy raz w historii wojen, gdy kobiety dostały te same prawa wojenne co mężczyźni. Wtedy pomyślałam: przywiązania do równouprawnienia nie wyzbędę się nigdy. Zostało mi do dziś. Równouprawnienia nie wolno nam oddać! Nikt nie może za nas decydować, co mamy robić ze swoim ciałem ani sercem. I tego mamy bronić.
Bywa, że protestujemy i nasz głos trafia w pustkę. Brak nam narzędzi, czujemy się bezradne. Pani mówi: zostaje jeszcze pierś pełna powietrza...
Tak jest! Zawsze mamy możliwość krzyczeć, że dzieje się krzywda. I żądać od tych, co rządzą, dostosowania się do konstytucji, w której zagwarantowano nam prawa. To jest ważne, by nie bać się stawać do walki o kobiecą wolność, kobiecą godność!
Co pani dodaje sił w ciężkich czasach?
Przyroda! Wszystko się zmienia: była zima, ale jest wiosna. Jest źle, a będzie lepiej. W życiu człowieka też są pory roku. Jesteśmy częścią przyrody, choć już o tym zapomnieliśmy. Chcemy żyć wygodnie, by nam niczego nie brakowało, żebyśmy się, broń Boże, nie zmęczyli. A zmęczenie jest potrzebne, by człowiek umiał docenić noc i sen. Naturalny bieg rzeczy. Musimy kochać przyrodę, żeby żyć.
Proszę zauważyć – obie mamy bluzki w kwiaty!
Tak, bo człowiekowi, który jest smutny, który ma problemy, kwiaty pomagają myśleć, że warto żyć, bo świat jest piękny. A piękny jest! – mówię to pani. I cieszy mnie, że broszka, którą od was dostałam, jest w kształcie liścia. Świetnie trafiliście! Zrobiliście mi nią wielką niespodziankę. Dziękuję, że w starym żołnierzu zauważyliście kobietę.