Wywiad

Ania Rusowicz: "Największą iluzją okazało się małżeństwo. Ale co mogłam wiedzieć na ten temat?"

Ania Rusowicz: "Największą iluzją okazało się małżeństwo. Ale co mogłam wiedzieć na ten temat?"
Ania Rusowicz
Fot. ALDONA KARCZMARCZYK/VAN DORSEN ARTISTS

Ania Rusowicz wcześnie straciła mamę i dziecięce marzenia o beztrosce. Wychowywali ją krewni. Marzyła, że kiedyś stworzy bezpieczny, pełen miłości dom. Wyszła za mąż, urodziła dziecko, wierzyła, że wyczerpała już limit pecha. Ale znów przyszło bolesne „sprawdzam” od życia. Ania Rusowicz musiała nauczyć się być Anną. Dojrzeć do trudnych spraw, których tak chciała uniknąć. Zobaczyła, że to, co trudne, może być też ważne i potrzebne. Że siłę można czerpać „skąd się tylko da” i cieszyć się każdym okruchem szczęścia.

Ania Rusowicz długo nie chciała być kojarzona ze słynną mamą, Adą Rusowicz. Znaną wokalistką, która zginęła w wypadku samochodowym, gdy ona była dzieckiem. Ale są podobne jak dwie krople wody. Tak jak mama Ada ma potężny głos, talent sceniczny, potrzebę wolności. Ale też hipisowską wiarę w ludzi i to, że miłość potrafi rozwiązać każdy problem. Wrażliwa, ufna, życzliwa i wiele wybaczająca. Taka chciała być zawsze. Czy czas coś zweryfikował? Czterdziestka to dla Ani moment podsumowań i nowych otwarć. Nagrywa bardzo osobistą płytę o… nieprzewidywalności życia, na której znajdą się też piosenki mamy. Szczególne. Intymne. Długo nie znała tych utworów. W domu wujostwa, do którego trafiła po śmierci matki, te piosenki uznawano za tabu. Teraz Ania po nie sięga. Odkryła, że jej historia i matki mają zbieżne punkty. W pewien sposób znów mogły się spotkać.

Ania Rusowicz o wieku: Czterdziestka okazała się rytuałem przejścia

Twój STYL: Czterdziestka skłania cię do szczególnych refleksji?

Anna Rusowicz: Okazała się dla mnie rytuałem przejścia. Zawsze czułam się dziewczyną – wiatr we włosach, wiara w ludzi, spontaniczna, naiwna Ania. Teraz patrzę w lustro i widzę... Annę. Przeszłam swoje i muszę sobie z tym radzić. Czuję się dojrzałą kobietą. Nie ma już miejsca na iluzje, grę pozorów. Dogoniła mnie realność, a czterdziestka jak klamra spięła moje sukcesy i porażki. To, co osiągnęłam i co mi nie wyszło. Czas był burzliwy: rozwiodłam się, szukam swojego miejsca na ziemi, zaczynam składać życie raz jeszcze.

Boli?

Ludzie chcą radosnych historii: było, minęło. A to normalne, że takie doświadczenie boli. Po rozwodzie nie zawsze jest nowe wspaniałe życie. Jest to, które jest.

Powiedziałaś, że dawniej żyłaś iluzjami. Czego dotyczyły?

Uległam opowieści, że ludzie spotykają się jak dwie połówki jabłka i dopiero razem mogą tworzyć całość. Dziś wiem, że to nieprawda. Udowodniłam sobie, że jestem pełnią. To miłe uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że jesteś samowystarczalna, że nie musisz się na nikim wieszać, od nikogo uzależniać. Jako kobieta nie potrzebuję już życiowego przewodnika czy substytutu ojca. Zrozumiałam też, że dom, którego tak szukałam i z resztek wspomnień próbowałam odtworzyć na wzór utraconego domu z dzieciństwa, to nie cztery ściany, dach z kominem, wykrochmalona pościel czy posadzone kwiatki. Dom to spokój. Harmonia. Miejsce, do którego chcesz wracać, bo ktoś na ciebie czeka.

Ania Rusowicz o mamie Adzie Rusowicz i ojcu

Jak bardzo zmienił się twój obraz szczęścia?

Amerykanie robią sobie „bucket list”. Wypisują na niej cele, które chcą osiągnąć do końca życia. Też miałam taką – marzyłam o dziecku, rodzinie, miłości. Uparłam się, że za wszelką cenę stworzę dom, którego nie miałam w dzieciństwie. Zbudowałam go, urodziłam dziecko, sadziłam w ogrodzie hortensje, poziomki i groszek. I długo nie chciałam widzieć niczego, co do tego obrazka nie pasowało. Jakby iluzja idylli miała moje marzenie ochronić. Kiedy prysło jak bańka, przedefiniowałam to, skąd chcę odtąd czerpać poczucie bezpieczeństwa. Problem w tym, że budujemy wielkie domy, otaczamy się w nich pięknymi przedmiotami, a nasze wewnętrzne domy są bez drzwi, okien i granic. Największą iluzją okazało się małżeństwo. Ale co mogłam wiedzieć na ten temat? Mama zginęła, gdy miałam siedem lat, ojca właściwie nie znam. Wychowało mnie wujostwo. Moje wyobrażenia o małżeństwie budowałam na marzeniach. Z czasem odkryłam, że w relacji, w której byłam, nie ma miejsca dla mnie. Dotarło do mnie, że ślub zmienia wszystko nieodwracalnie. W pewnym sensie „ja” przestaje istnieć, odtąd jest „my”. To rodzi poczucie utraty tożsamości i wolności.

Podobno szczególnie rozwijają nas sytuacje, w których dostajemy od życia to, czego najbardziej się obawiamy.

Sporo w tym racji. Taka sytuacja nieodwracalnie konfrontuje nas z największymi lękami. I już nie da się chować głowy w piasek. Coś musimy zrobić, bo to się dzieje naprawdę. Trzeba się zmierzyć z tym, czego się tak strasznie baliśmy. Każdy, kto żyje iluzjami, prędzej czy później znajdzie się pod ścianą i będzie musiał się z nimi rozliczyć. To jest czasem ważny, potrzebny zwrot w życiu. Uczy, czym jest wzięcie za siebie odpowiedzialności.

Ania Rusowicz o dziecku, mężu i rozwodzie

W filmie "Wielkie piękno" główny bohater podczas 60. urodzin odkrywa, że nie ma już czasu, by tracić go na robienie rzeczy nieistotnych. Jakie było twoje największe odkrycie po czterdziestce?

Że za dużo czasu przesiedziałam w garach. (śmiech) A na poważnie, że chciałam być za bardzo poprawna. Dopasowywać się do cudzych norm i wyobrażeń na temat roli kobiety. Całą siebie oddałam dziecku, mężowi, gotowaniu, sprzątaniu… Za mało było w tym mnie, kobiety, artystki. I moich pragnień, planów, fantazji. Zapomniałam zapytać siebie: czego ja chcę od życia? Na 40. urodziny wykonałam skok ze spadochronem. Dla mnie to było symboliczne odzyskanie siebie i wolności. Dałam sobie prawo, by odtąd być dla siebie ważna. Dbać o swoje potrzeby i uczucia. Chronić siebie. Gdy zapadła decyzja o rozwodzie, pierwszym pozytywnym zdziwieniem było to, że z pomocą przyszli przyjaciele. Okazało się, że nie zniknęli z mojego życia, choć przez 16 lat małżeństwa nie było mnie dla nich. Rozwód pozwolił mi wrócić do ludzi. Najtrudniejsze było to, że musiałam porzucić marzenia związane z życiem w rodzinie. I przyznać przed sobą, że żyłam iluzją. Pomogło mi się ocknąć, gdy wyobraziłam sobie, jak wyglądałoby moje życie w przyszłości, gdyby ten związek się nie zakończył. Postanowiłam, że teraz muszę napisać siebie.

Cały wywiad można przeczytać w majowym wydaniu Twojego STYLu.

TS05

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również