Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę musiała się zmagać z takim dylematem. Wyznać prawdę czy zachować wiedzę o tej nocy tylko dla siebie?
Jeśli powiem Leszkowi, co zrobiłam, możemy znowu się rozstać, tym razem definitywnie. A jeśli będę milczała, zjedzą mnie wyrzuty sumienia, choć szczerze mówiąc, nie wiem, czy powinnam się czymkolwiek przejmować. W końcu to nie była zdrada, technicznie rzecz biorąc. Przecież właściwie przestaliśmy być parą...
Po trzech wspólnych latach wszystko zaczęło się rozpadać. Nie było innej kobiety ani drugiego mężczyzny. Pozornie tworzyliśmy zgodny związek. Nie dzieliły nas różnice dotyczące priorytetów, w ważnych sprawach mówiliśmy jednym głosem. Okazało się jednak, że na dłuższą metę przeszkadzają nam drobiazgi.
Oboje mieliśmy swoje lata i... swoje przyzwyczajenia. On spał w weekendy do południa, ja nie poszłam spać, póki nie doprowadziłam do ładu kuchni, choćby to było w środku nocy, bo wtedy wyszli goście. Jego drażniła moja powiększająca się wciąż kolekcja butów, mnie irytowały jego przedpotopowe T-shirty, których nie pozwalał zutylizować. Jemu przeszkadzało, że „każdy” szczegół naszego życia ląduje na Facebooku. Mnie, że zapomina o istotnych dla nas datach. Niby detale, niestety takie drobiazgi potrafią urosnąć do rangi problemu, gdy zaczną małymi kroplami łączyć się w jezioro.
W pewnym momencie oboje wybuchliśmy. Po raz pierwszy nie potrafiliśmy kulturalnie przedyskutować wszystkiego, tylko jak na targu krzyczeliśmy jedno przez drugie, wyrzucając z siebie przepełniające nas negatywne emocje. Zachowaliśmy na tyle klasy, by nie obrzucać się inwektywami ani przekleństwami. Choć naprawdę miałam na końcu języka kilka soczystych słów, on zapewne też. Widziałam w jego oczach i zaciśniętych ustach te niewypowiedziane obraźliwe epitety, niemające nic wspólnego z konstruktywną krytyką.
Po kłótni Leszek spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy i powiedział, że po resztę wróci jutro, gdy będę w pracy. Myślałam, że musi jakiś czas pobyć sam, ochłonąć, tymczasem…
– Życzę ci wszystkiego dobrego. Nie po drodze nam, najwyraźniej nie pójdziemy dalej razem – powiedział już z dłonią na klamce.
I tyle. Tak podsumował ostatnie trzy lata naszego wspólnego życia. Czyli to koniec?
Przepłakałam cały wieczór. W końcu uznałam, że jestem dojrzałą, odpowiedzialną kobietą i muszę wziąć się w garść. Obłożyłam oczy lodem, by nie pojawić się jutro w pracy zapuchnięta od płaczu. Przecież nie wezmę wolnego, bo partner mnie zostawił. Byłam kierownikiem wydziału, odpowiadałam za pracowników i sprawną pracę firmy, nie mogłam zawieść.
Ale musiałam jakoś odreagować…
W weekend wybrałam się z córką i jej przyjaciółkami do klubu. Nicola tyle razy proponowała mi wspólny wypad. Rozwód nie był taką okazją, rozstanie z Leszkiem owszem. Włożyłam niebotyczne szpilki, których Leszek nie lubił, bo byłam w nich wyższa od niego. Od teraz nie muszę liczyć się z uczuciami Leszka, hamować jego zazdrości, dopieszczać jego ego. Zamierzam się świetnie bawić. Bez niego.
Od razu wyczułam wzrok tamtego mężczyzny, jakby mnie fizycznie dotykał. No proszę, opłaciło się męczyć na siłowni i regularnie chodzić na długie spacery. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, posłał mi uśmiech i ruszył w moją stronę. Rozmawialiśmy. Na początku szło mi opornie, długo nie flirtowałam. Ale czułam, jak budzi się we mnie to coś, co przyciąga mężczyzn, co ich interesuje. Wyłączyłam rozsądek i dałam się ponieść…
Rano obudziłam się w cudzym łóżku, w cudzym apartamencie. Byłam w zdecydowanie lepszym humorze niż tuż po rozstaniu z Leszkiem. Podziękowałam gospodarzowi za śniadanie, wypiłam tylko kawę, i zaczęłam się zbierać. Próbował mnie zatrzymać.
– Jeśli zmienisz zdanie, wiesz, gdzie mnie szukać – powiedział na pożegnanie.
Odpowiadało mi takie zakończenie naszej przygody. On nie wykluczał kontynuacji, ja nie czułam się do niczego zobligowana. Dwoje dorosłych ludzi spędziło razem noc. Dopiero po paru dniach odezwały się nieproszone wyrzuty sumienia. Tłumiłam je, tłumaczyłam sobie, że nie zrobiłam nic złego. Nie mogłam zdradzić Leszka, skoro nie byliśmy już razem.
Bo nie byliśmy już razem, prawda?
I tu logika ustąpiła miejsca emocjom. Poczułam, jak bardzo wciąż za nim tęsknię. Choć odszedł, wcale nie przestałam go kochać. Choć drażniło mnie w nim wiele, więcej rzeczy lubiłam. Nie da się zapomnieć z dnia na dzień, przynajmniej ja nie potrafiłam, i czułam się coraz bardziej niekomfortowo w związku z tamtą nocą. Nie wiedziałam, czy zdradziłam Leszka, ale zdradziłam swoje uczucia do niego.
Kiedy dwa tygodnie później zobaczyłam na wyświetlaczu telefonu jego numer, wystraszyłam się.
– Coś się stało?
– Tęsknię za tobą. To się stało. – Musiałam usiąść, bo zmiękły mi kolana. – Wiem, że to ja się wyprowadziłem,, dlatego przepraszam. Ale paradoksalnie może dobrze się stało. Potrzebowałem tego czasu, żeby przemyśleć swoje życie, nasz związek i zrozumieć, czego chcę. I już wiem, że chcę przeżyć lata, które mi zostały, z tobą. Jesteś najlepszym dla mnie wyborem. Nie chcę nikogo innego i nie chcę być sam. Kocham cię. Brakuje mi ciebie.
Prosił, żebyśmy dali sobie szansę. Nie umiałam mu od razu odpowiedzieć. Gdy odkładałam telefon, czułam i radość, i narastający lawinowo niepokój...
Nawet jeśli da się wybronić moje zachowanie - to on się wyprowadził i kazał mi przypuszczać, że to koniec - w jakim świetle stawia mnie ta nocna przygoda? Czy gdyby sytuacja była odwrotna, też byłabym taka wyrozumiała wobec Leszka, jak próbuję być wobec siebie? Nazwałabym to zdradą czy nic nieznaczącym incydentem? Umiałabym wybaczyć i zapomnieć? Potrafiłabym dokonać takiej wolty umysłowej i emocjonalnej?
Czy postąpiłam nielojalnie? Leszek tak to może odebrać. Może zwątpić w moją miłość, skoro tuż po zerwaniu nie wahałam się spędzić nocy w ramionach innego. Wiedziałam, że dla niego zdrada jest czymś niewybaczalnym. Sam mi to powiedział, tuż po zwierzeniach na temat swojego nieudanego małżeństwa i okropnego rozwodu. Rozumiałam go, bo uważałam tak samo.
Tylko… Czy ja go zdradziłam? Wciąż wraca do mnie ta wątpliwość. Leszek zabrał swoje rzeczy, zostawił klucze i odszedł, tym samym zwolnił mnie z wierności wobec siebie. Nie zrobiłam tego specjalnie, by go zranić. Bardziej chciałam udowodnić sobie, że nadal jestem atrakcyjna. Im dalej było od tamtej nocy, tym bardziej jej żałowałam.
Nikomu nie powiedziałam, bo mi wstyd. Poza tym nie chcę, by ktoś znał moją tajemnicę, taka wiedza daje władzę. A cudzych rad nie potrzebuję. Decyzja należy do mnie, jej konsekwencje też spadną na mnie. Ponoć najgorsza prawda jest lepsza niż najsłodsze kłamstwo. Tyle że czasem ta prawda potrafi rozbić w pył wszystko, co się długo budowało.
Zgodziłam się, by Leszek z powrotem się wprowadził. Miejsce w szafach i komodach wciąż na niego czekało, jakbym podświadomie miała nadzieję, że wróci. Więc… Nie powiem mu o tamtej nocy. I sama nie będę go szczegółowo wypytywać o to, co robił i z kim w trakcie naszej przerwy. Nie chcę wiedzieć.