Historie osobiste

"Dorosła córka nie akceptuje mojego partnera. Mam prawo być szczęśliwa z kimś innym niż jej tata?"

"Dorosła córka nie akceptuje mojego partnera. Mam prawo być szczęśliwa z kimś innym niż jej tata?"
Fot. 123RF

Po śmierci męża tęskniłam za tym, co minęło. Znacznie gorzej znosiła to moja córka. Zwłaszcza, gdy w moim życiu pojawił się nowy mężczyzna.

Nigdy nie byłam przesadnie romantyczna. Już na studiach, jako przyszła lekarka, wiedziałam, że zwiążę się tylko z kimś z branży. Medycyna to wymagająca i zazdrosna pani, zmusza do wielu wyrzeczeń. Kiedy spotkałam Witolda, miałam wrażenie, że trafiłam w dziesiątkę, rozbiłam bank małżeńskiej kompatybilności. Niestety tak bardzo skupiłam się na kwestiach finansowych i dzieleniu tej samej pasji, że zapomniałam o całej reszcie, jaka powinna łączyć dwoje zakochanych ludzi.

Witold oczywiście mi się podobał. Był niezwykle inteligentnym i odpowiedzialnym mężczyzną, a związek z nim był prosty. Niewymagający. Dopiero po śmierci męża zdałam sobie sprawę, że nasza relacja bardziej przypominała dobrze funkcjonującą firmę, opartą na formalnej umowie, niż miłosną relację. Uderzyło mnie to podczas pogrzebu. Witold odszedł z powodu agresywnego nowotworu. Jego śmierć mnie poruszyła, ale nie zmiotła z powierzchni ziemi. Był głęboki smutek, co zrozumiałe. Przeżyliśmy razem dwadzieścia trzy spokojne, harmonijne lata. Mieliśmy dobre życie, ale tęsknota za tym, co minęło, nie była druzgocąca.

"Córka nie mogła poradzić sobie ze stratą ojca"

Dużo gorzej radziła sobie z żałobą nasza córka. Odszedł jej ideał i mentor. To ze względu na niego chciała zostać kardiologiem. Dopiero co zdała na studia medyczne, a duma z ojca była jej paliwem napędowym. Nagłe odejście Witolda wywróciło całą jej rzeczywistość.

Źle znosiła mój spokój. Zarzucała mi oziębłość i pozbawiony serca pragmatyzm, gdy postanowiłam oddać ubrania Witolda potrzebującym. Gdybym wiedziała, że tak się zdenerwuje, poczekałbym. Choć problem tkwił głębiej, nie chodziło o ubrania… Chciała mojej rozpaczy. Miałam udawać?

Kiedy okazało się, że Marysia potrzebuje okularów, dopasowała szkła do oprawek po ojcu. Ich wyrazisty, kwadratowy kształt nie pasowały do jej szczupłej twarzy. Delikatnie zasugerowałam, że taki męski, ciężki fason przyćmiewa jej urodę.

– Nie rozumiesz mnie, bo jesteś nieczuła – skwitowała.

Naprawdę? Bo chciałam zamknąć rozdział zwany małżeństwem? Bo nie budziły we mnie sentymentu rzeczy Witolda? Bo choć był człowiekiem wybitnym, miał też wady, które idealizująca go córka ignorowała. Spóźniał się, zapominał o obietnicach, ważnych datach, nie pamiętał, co lubię…

 

 

"Szukałam fachowca, a znalazłam miłość"

Minął ponad roku od pogrzebu i uznałam, że pora na remont pokoju, który służył Witoldowi za gabinet. Marysia wpadła w szał, jakby trzylatka. Przez cały okres żałoby pokój stał nieruszony, sprawiając wrażenie, jakby Witold wyszedł z niego dosłownie przed chwilą. Marysia przesiadywała tam, podtrzymując swoją melancholię. Nie służyło jej to, pomyślałam więc, by przerobić gabinet na wspólną biblioteczkę.

– Dlaczego tak bardzo chcesz wymazać go z naszego życia?!

– Nie chcę go wymazać. Kochałam twojego tatę i nigdy go nie zapomnę, ale żyjemy dalej. To nie zbrodnia.

Przygryzła dolną wargę i znowu zamknęła się w sobie.

Postanowiłam trzymać się planu. Znalezienie dobrej ekipy od remontów było koszmarem. Wykonałam z kilkadziesiąt telefonów, zanim trafiłam na kogoś sprawiającego wrażenie rzetelnego. Mężczyzna w rozmowie był bardzo konkretny i miał przyjemny głos. Kojący i głęboki. Zadziwiające, że zwróciłam na to uwagę...

Bardzo się cieszyłam na ten projekt. Miałam już pomysł na regały, kolory ścian, tapetę i dwa fotele. Dla mnie i Marysi. Na honorowym miejscu zawiśnie porter Witolda, który zamówiłam, wzorując się na jednym z nielicznych zdjęć, na których się uśmiechał.

Fachowiec pojawił się punktualnie, co do minuty. Miło mnie zaskoczył. Okazał się postawnym mężczyzną o gęstych, szpakowatych włosach i przeszywającym spojrzeniu błękitnych oczu. Nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na męskie tęczówki. 

Kiedy błękitnooki fachowiec krzątał się po pokoju, dokonując pomiarów i notując coś w telefonie, ja stałam w progu, nerwowo pocierając dłonie o dresowe spodnie. To absurd, by stroić się z okazji remontu, ale nagle przejęłam się moim wyglądem, raczej niedbałym niż gustownym.

– Jak dokładnie miałyby wyglądać te regały, o których pani wspominała.

Weszłam do pomieszczania i zaczęłam tłumaczyć, czego oczekuję. Mężczyzna słuchał, patrząc wprost na mnie. Zupełnie nie krępowało go aż tak bezpośrednie obserwowanie drugiej osoby.

– Czyli lubi pani czytać – zauważył, kiedy skończyłam objaśniać swoją wizję.

– Skoro marzy mi się biblioteczka… – Uśmiechnęłam się.

– A jakiego autora lubi pani najbardziej?

– Tołstoja.

– Niech zgadnę, „Anna Karenina”?

– Też, ale wolę „Wojnę i pokój”.

– A coś Dostojewskiego pani czytała?

– Dawno temu.

– Polecam, mogę pożyczyć.

No i zaskoczyło. Te oczy, głos, wspólne hobby. Pojawiło się ewidentne przyciąganie. To nie mogło się wydarzyć, a jednak się wydarzyło. Tomek był człowiekiem serdecznym, otwartym, roztaczającym wokół siebie aurę ciepła i spokoju. Pochodziliśmy z różnych środowisk, ja byłam dermatologiem, on działał w branży budowlanej. Ale czy to przeszkadzało, by pójść razem na spacer i do kawiarni? Albo do kina? Poszliśmy. Raz, drugi, dziesiąty, aż przestałam liczyć.

Gdy byliśmy razem, wpatrywał się we mnie z tą swoją uważnością, która sprawiała, że czułam się wyjątkowa. Umiał słuchać i obserwować. Na urodziny ofiarował mi bukiecik niezapominajek. Nigdy nie mówiłam, że lubię te kwiaty. Sam się domyślił: motyw niezapominajek pojawiał się na filiżankach, na wazonie, na oprawionych zdjęciach wiszących w holu i wzdłuż schodów. Ujmująca spostrzegawczość.

Miałam wrażenie, że lewituję. Uczucia mnie rozpierały. Przy ziemi trzymało mnie jedno. Spojrzenie Marysi, za każdym razem, kiedy wychodziłam na randkę z Tomkiem.

 

 

"Nie pozwolę się emocjonalnie szantażować przez córkę"

– Nie wierzę w to, co się z tobą dzieję – powiedziała pewnego razu, podczas śniadania.

– Nie rozumiem…

– Sądziłam, że masz lepszy gust. Jako mogłaś się zakochać w tym… człowieku? Przecież on nawet studiów nie ma. Przechodzisz jakiś kryzys?

– Nie podoba mi się ani twój ton, ani to, co mówisz. Jesteś niegrzeczna i niesprawiedliwa. Na dokładkę niewdzięczna. Tomek pomógł nam tyle razy. Naprawił taras. Naprawił twój samochód…

– Chodzi o to, co sobą reprezentuje! Poziom znacznie poniżej twojego.

– Dziecko, o czym ty mówisz? Tomek nie musi mieć habilitacji, żeby mi zaimponować.

– Ale tata…

– Dosyć! – Wstałam gwałtownie od stołu. – Żałoba minęła. Kochałam twojego ojca, ale jego już nie ma. A ty nie jesteś dzieckiem. Miałam nadzieję, że zrozumiesz… Jeśli nie, trudno, ale nie będziesz mi dyktować, z kim mogę się spotykać. Tomek to dobry człowiek. I jest dla mnie w sam raz, bo dostrzega mnie i moje potrzeby, bo jest obecny ciałem i duchem, bo czuję się z nim szczęśliwa. Czy tak bardzo ci to przeszkadza?

Marysia wybuchnęła płaczem. Widok jej łez łamał mi serce, ale nie mogłam ustąpić. Nie pozwolę się emocjonalnie szantażować.

– Zasługujesz na kogoś lepszego – wydusiła z siebie.

Ściągnęła okulary i odłożyła je tak niefortunnie, że spadły na kuchenny gres. Szkła były nowe, ale oprawki miały już swoje lata. I pękły. Mała śrubka potoczyła się gdzieś pod krzesło. Jeden zausznik odpadł. Marysia, pociągając nosem, zebrała popękany plastik i patrzyła na okulary jak na zniszczoną relikwię.

W tym momencie do domu wszedł Tomek, z którym umówiłam się na zakupy. Stanął za Marysią i spojrzał na jej drżące dłonie.

– Twój talizman się popsuł – stwierdził.

– Talizman? – szepnęła.

– Tak. Talizman po tacie, mam podobny. – Pokazał jej stary zegarek. – Też kochałem swojego ojca. Pokaż mi to.

Jakimś cudem udało mu się skleić plastik oraz z powrotem przykręcić zausznik. Okulary nadawały się do użytku i w oczach mojej córki obok wdzięczności pojawił się błysk podziwu. Marysia nie rozmawiała dotąd z Tomkiem, ale tak uważny i empatyczny obserwator jak on widział jej tęsknotę i cierpienie. Może to uświadomi jej, jak niesamowitym jest człowiekiem, innym od jej ojca, ale przecież nie gorszym. Na pewno nie gorszym…

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również