W przyjaźni powinna być szczerość. Jeśli obawiamy się ich poprosić o pomoc, to chyba oznacza, że relacja nie jest przyjacielska. Ktoś, kto był przyjacielem w młodości, nie zawsze sprawdzi się w dorosłym życiu. Może przyjaźnie warto rewidować?
Przeglądała swoje zdjęcia zamieszczone na Instagramie. Uśmiechy, piękne krajobrazy, grupowe selfie, dowcipne opisy, dziesiątki polubień, labirynt komentarzy… Siedząc w poczekalni do chirurga, przez chwilę czuła się częścią wielkiej, pulsującej społeczności, w której miała mnóstwo znajomych.
Wiele imion przywoływało wspomnienia i skojarzenia. Jednak inne brzmiały obco, choć od ich właścicieli dostawała serduszka i miłe słowa. Zamyśliła się. Czegoś tu jednak brakowało. Autentyczności, głębi? Była rozchwytywana i lubiana, ale z iloma osobami spośród licznych kontaktów łączyły ją prawdziwie bliskie stosunki, oparte na wzajemnej życzliwości, szczerości, zaufaniu? Nie musiała się długo zastanawiać. Tak naprawdę jej liczne przyjaciółki – ze szkoły, siłowni, pracy – to były zaledwie znajome. Gdy się spotykały, rozmawiały o błahostkach, plotkowały, ale w razie poważniejszych problemów nie zwróciłaby się do nich o pomoc, nawet by o tym nie pomyślała.
Jej wzrok powędrował po pacjentach wokół. Każdy przyszedł tutaj z kimś. Tylko ona była sama…
Trzy lata temu, gdy zachorowała na COVID, też była sama. Oczekiwała większego wsparcia od swoich bliskich, ale większość z nich ograniczyła się do telefonów. No tak, bali się wirusa. Nie miała pojęcia, skąd ciotka Klara się dowiedziała, ale okazała się najbardziej nieustraszona. Albo lepiej niż inni rozumiała, czym jest samotność. Wpadała do niej co parę dni z domowymi obiadami, zakupami i lekami. A wcześniej widywały się głównie z racji imprez rodzinnych… Więc jak to jest?
Czy ludzie, których uważała za swoich przyjaciół, faktycznie nimi byli? Czy mogła na nich liczyć w każdej sytuacji? A oni na nią? Na przykład Przemek i jego żona Dorota. Znali się od wieków, razem chodzili do liceum. Obecnie świetnie im się powodziło i nieraz pożyczała od nich pieniądze, gdy potrzebowała większej sumy. Byli lepsi niż bank. Zawsze oddawała, a oni nigdy nie odmawiali. Ale czy to czyniło z nich przyjaciół?
Kiedyś nie wahałaby się tak ich nazwać, w czasach, gdy spędzali wspólnie wakacje, odwiedzali się co tydzień i byli na bieżąco ze swoimi sprawami. Teraz widywała ich raz na kilka miesięcy i w ciągu dwóch godzin wymieniali się nowinami. Czyja to wina, że się oddalili? A może tak się po prostu dzieje? Powinna bardziej się postarać? Tylko czy nie uznają, że się narzuca albo czegoś chce? Między przyjaciółmi nie powinno być takich oporów…
Spojrzała na swoją lewą kostkę. Przyszła tu dziś na kontrolę. Teraz odzyskała już sprawność, ale przez pierwsze miesiące po operacji była unieruchomiona i bezradna. Zdarzało się jej płakać z bezsilności. Ale gdy dzwoniła Dorota czy Przemek, żartowała i udawała, że świetnie sobie radzi. Nie chciała, by czuli się zobligowani do pomocy. Albo by musieli wprost jej odmówić, gdyby poprosiła…
Westchnęła. Nim Kamil wyciągnął do niej pomocą dłoń, rozważała nawet wprowadzenie się do siostry i konieczność wysłuchiwania jej niekończących się tyrad i narzekań. Kilkudniową opiekę nad kotem Sylwii traktowała jak wielką przysługę i oczekiwała rewanżu. W opiece nad dziećmi. A czy to da się w ogóle porównać?
Nie umiała powiedzieć, czy siostra jest jej przyjaciółką. Czy powierzyłaby jej swojej życie? Czy ufała jej do tego stopnia? Chyba tak. Dziwne są zawiłości relacji międzyludzkich.
A Kamil? Kim był dla niej Kamil. Przez jakiś czas się spotykali, przekroczyli granice intymności, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Zbyt się różnili. Niemniej gdy czekała na wypis ze szpitala, z nogą w ortezie, pojawił się z wózkiem. Namierzył ją przez Instagram, gdzie zamieściła swoje zdjęcie. I odtąd jej pomagał. A ona tę pomoc jakoś bez skrępowania przyjmowała. Czy to znaczy, że choć Kamil nie nadawał się na partnera, sprawdził się jako przyjaciel?
Wstała, odruchowo bardziej obciążając prawą nogą. Ćwiczyła w domu, chodziła na rehabilitację, ale przyzwyczajenie pozostało. Ruszyła do łazienki. Myjąc ręce, zapatrzyła się w swoją twarz w lustrze. Tę kobietę znam najlepiej, pomyślała. W końcu jestem z nią od urodzenia. To ona najgłębiej przeżywa moje wzloty i upadki. To ona musi podnosić mnie po porażkach. To ona zna moje najgłębsze sekrety, marzenia i lęki. Więc to ona powinna być moją najlepszą przyjaciółką. Dlatego muszę o nią zadbać, o jej zdrowie psychiczne i fizyczne – to najlepszy dowód przyjaźni. Relacje z innymi ludźmi są ważne, ale to relacja z samym sobą jest fundamentem szczęścia i spełnienia.
Wyszła ze szpitalnej łazienki podbudowana, gotowa inaczej patrzeć na swoje życie. Przemebluje listę priorytetów, będzie poświęcać więcej czasu sobie i swoim pasjom. A przede wszystkim nauczy się kochać siebie taką, jaka jest, ze wszystkimi wadami i zaletami. Piękny plan.
– Sylwia! No jesteś. Szukam cię i szukam.
Obróciła się, nie rozumiejąc, czemu serce tak szybko jej bije, a usta rozciągają się w szerokim uśmiechu.
– Kamil? Co tu robisz?
– Przecież się umawialiśmy, że będę cię zawoził na kontrole do szpitala i odstawiał do domu.
– Ale ja już chodzę…
– No i co z tego? Umowa to umowa.
Podobno najlepszym przyjacielem jest ten, kto cię rozumie, gdy sama nie potrafisz powiedzieć, co czujesz. Najwyraźniej Kamil spełniał ten warunek.