Znamy to dobrze. Spotykamy się z koleżanką na kawie, słuchamy o jej nowym facecie czy awansie, kiwamy głową, uśmiechamy się uprzejmie – a w środku coś szepcze: „No, ciekawe, kiedy to się sypnie”. To nie złość ani otwarta zazdrość – to schadenfreude, ta podstępna satysfakcja, gdy jej coś nie wyjdzie. Nowy sezon „White Lotus” w Tajlandii pokazuje to w punkt: trzy Amerykanki – Laurie, Kate i Jaclyn – niby na babskim wyjeździe, a każda czeka, aż druga zaliczy wpadkę. Serial jest jak lustro – odbija coś, co znamy aż za dobrze.
Schadenfreude to nie tylko ulga, gdy jej się noga powinie – to też te chwile, kiedy obgadujemy ją, jak tylko wyjdzie do łazienki. "Widziałaś, jaka była wczoraj? Myśli, że ten facet to skarb" – rzucamy z uśmieszkiem, gdy jej nie ma. W „"Białym Lotosie" Kate i Laurie, ledwo Jaclyn znika z widoku, zaczynają: "Ona zawsze taka była, ale myślałam, że sukces ją uleczy". Niby troska, a tak naprawdę noże w plecy. Znamy to – która z nas nie słyszała, jak reszta rozkłada na części czyjeś życie, gdy tylko trzaśnie drzwiami? To schadenfreude w akcji: cieszymy się, że jej się oberwało, i jeszcze dorzucamy swoje trzy grosze.
Psycholożka Susan Krauss Whitbourne tak tłumaczy owo Schadenfreude "To rodzi się z porównań – czujemy się lepiej, gdy innym się nie udaje, bo to podbija naszą wartość". To nie czyni nas potworami – to ludzkie, zwłaszcza tam, gdzie presja bycia "tą lepszą" wciąż krąży. Dokładnie to obserwujemy w serialu, ale czy nie znamy tego z życia? Z naszych babskich spotkań, kiedy nagle jedna z przyjaciółek na nie nie dotrze. I nagle słyszymy, że komuś tej osoby żal, no ale.... "sama do tego doprowadziła".
Bo życie to nie lukier. Ona ma nową torebkę, my ledwo spinamy budżet – i nagle jej kłótnia z facetem to mały bonus, a za plecami szepczemy: "No, mogła lepiej wybrać". Albo ta fit kumpelka przewróci się na siłowni – oficjalnie „współczujemy”, a przy winie pojawia się niska, złośliwa myśl: "W końcu jej się dostało". Uczymy się rywalizować pod płaszczykiem wsparcia – to nasz sposób na radzenie sobie z presją, że my sami nie jesteśmy idealni. Łatwiej się smucić w towarzystwie. Obgadywanie to zwyczajny wentyl – puszczamy parę, gdy jej nie ma, bo przy niej trzeba grać miłą.
Nie ma co się wstydzić tych uczuć – są, bo jesteśmy z krwi i kości. Ale może zamiast rozkładać życie naszych koleżanek, lub przyjaciółek, na czynniki pierwsze, gdy tylko odwróci się plecami, warto pomyśleć, że to w sumie jej sprawa. I zająć się tym, co nas boli. Naszymi kompleksami i naszym życiem. "Biały Lotos" pokazuje, jak schadenfreude i plotki mogą zatruć więzi – my możemy się zatrzymać, zanim pójdzie za daleko. Bo przyjaciółka, nawet z potknięciami, to nie trofeum w naszej cichej wojnie.