Portret

"Do drona szpilek nie zakładam" Trzy kobiety mówią, jak zawojowały męski świat

"Do drona szpilek nie zakładam" Trzy kobiety mówią, jak zawojowały męski świat
Drony to już nie tylko zabawka, to urządzenie, które może pomagać
Fot. Archiwum prywatne Justyny Siekierczak

O bezzałogowcach mogą mówić godzinami. To narzędzie, z którym pracują. Ale jednocześnie coś, co je bardzo fascynuje. Joanna Sadowska, Joanna Wieczorek i Justyna Skierczak to kobiety, które drony mają w jednym paluszku.

Proszę obejrzeć ten teledysk – napisała na komunikatorze Joanna Sadowska. Dodatkowo dołączyła link z piosenką. Dawid Podsiadło, Vito Bambino i Daria Zawiałow śpiewają, ale to nie o ich popisy wokalne chodzi. – Jakie fantastyczne ujęcia, jakie zdjęcia. I wszystko to zasługa drona – pisze Joanna i rozpływa się nad teledyskiem. Od razu można poznać, że ma się do czynienia z kimś kto o dronach częściej mówi „bezzałogowe statki latające” i fascynuje się ich specyfikacją techniczną. Joanna jest kierownikiem działu Centrum Dronów w Centrum Naukowo-Badawczym Ochrony Przeciwpożarowej Państwowego Instytutu Badawczego (CNBOP-PIB) w Józefowie.

Ukończyła Politechnikę Warszawską, a tam wydział inżynierii środowiska i kierunek: ciepłownictwo, ogrzewnictwo, wentylacja. Gdy inwestorzy otwierali zakłady produkcyjne, ona planowała, gdzie ma być wentylacja, gdzie powinny przebiegać przemysłowe instalacje. Kiedy urodziła drugą córeczkę, stwierdziła, że musi znaleźć pracę bliżej córek: Ali i Emilki. Wtedy natrafiła na ogłoszenie w Biurze Projektów CNBOP-PIB w Otwocku.

– Byłam przekonana, że szukają kogoś do wykonywania projektów instalacji przeciwpożarowej. Okazało się, że to są projekty naukowo-badawcze, z którymi nigdy wcześniej nie miałam do czynienia – mówi. Ale że ma inżynierski charakter, to szybko odnalazła się w nowym miejscu.

 

Joanna mówi, że to drony wybrały ją
Joanna Sadowska o zastosowaniu dronów może mówić i mówić
Archiwum prywatne Joanny Sadowskiej

 

Początek przyjaźni z bezzałogowcami

Twierdzi, że to drony wybrały ją, a nie ona je. Większość projektów Instytutu było realizowanych przy współpracy z z Centrum Dronów. Kiedy kierownik tamtego działu, został przeniesiony i na jego miejscu powstał wakat, zaproponowano Joannę na jego miejsce. - Ten obszar nie był mi znany na tyle, bym się czuła w nim swobodnie – wspomina to, co wydarzyło się na początku 2020 r. Zgodziła się i... wzięła się do nauki. 

Trafiła do zespołu, w skład którego wchodziło czterech mężczyzn. Panowie chętnie ją wprowadzali w temat dronów. W rozmowach, co chwilę rzucali fachowymi określeniami. Teraz ona sama, podczas rozmowy, co chwilę ich używa. A o zastosowaniu dronów może mówić i mówić. Że w monitoringu, w poszukiwaniach, w ochronie środowiska…

– Aktualnie nie ma branży, w której nie da się nie wykorzystać dronów. Bo z góry widać więcej – przytacza motto jej zespołu i podaje przykłady, że rzeczywiście tak jest.

Jakiś czas temu pewnego turystę w górach porwała lawina. Dron zlokalizował osuwisko, co pozwoliło ratownikom do niego dotrzeć i udzielić pomocy. Opowiada też, jak TOPR dostarczył dronem pakiety grzewcze do turystów, do których nie dało się szybko dotrzeć inną drogą. Dzięki temu mogli otulić się specjalistycznymi foliami, by nie wyziębić organizmu do czasu przybycia ratowników.

Drony i filmy

Praca Centrum Dronów, którym kieruje Joanna, także ewaluuje. Do działań badawczo-rozwojowych, postanowili dorzucić artystyczną wizję.

– Mamy w zespole kolegę, który pasjonuje się lotami FPV (przyp red. - jest to sposób latania, w którym pilot analizuje obraz z kamery umieszczonej na dronie i steruj nim tak jakby w nim siedział). Lata wręcz akrobatycznie – śmieje się Joanna. – I to nas natchnęło, żeby wyjść poza zadania, które wykonujemy na co dzień.

I tak zaczęli kręcić  filmy. Najpierw na 50-lecie CNBOP-PIB, a później filmik na rocznicę Józefowa.

– Dzięki ujęciom z góry można było pokazać piękno tego miejsca – mówi.

 

Joanna Sadowska, archiwum własne bohaterki
Dzięki okularom można na bieżąco śledzić lot drona
Archiwum prywatne Joanny Sadowskiej

Z prognozą pogody jest na bieżąco

Czy da się być kobiecą przy dronach? – Krótkie spódnice, szpilki bardzo ciężko jest założyć, gdy jedziemy testować dron – mówi. Do ubioru roboczego była przyzwyczajona i rezygnacja z kobiecych atrybutów w pracy nie była dla niej wyzwaniem. Ale jak zdradziła, w biurze kilka par szpilek leży. Na wypadek, gdyby trzeba było iść i wygłosić referat na konferencji.

Pracy do domu stara się nie przynosić, ale przyznaje, że w wolnym czasie śledzi nowinki na temat bezzałgowych statków. I jest na bieżąco z prognozami pogody.

– Czasami trzeba w różnych warunkach pracować. Wiadomo, jak dla drona lekki deszcz nie jest uciążliwy, to i dla człowieka tym bardziej – śmieje się i już wie, że następny tydzień spędzi, testując kolejny sprzęt.

 

Joanna Wieczorek, archiwum własne bohaterki
Joanna Wieczorek wywodzi się z rodziny pilotów
Archiwum własne Joanny Wieczorek

Ekspert do spraw dronów poszukiwany

Joanna Wieczorek pochodzi ze znanej lotniczej rodziny Wieczorków. Jej tata Marian jest pilotem i całe życie spędził za sterami samolotów. Za jego przykładem poszli jego bracia i synowie. Joanna chciała być pierwszą kobietą pilotem, ale posłuchała się taty i poszła na studia prawnicze. Doświadczenie zdobywała w różnych firmach. Pracowała w dziale prawnym PLL LOT, w kancelariach prawnych. Kiedy przyszła pandemia powstał zastój w tej branży. Ale wtedy dotarła do niej informacja, że Stowarzyszenie Drone Alliance Europe, szuka ekspertów do spraw dronów.

– Nie lubię określenia ekspert, bo uważam, że dopiero ktoś kto w swojej branży przepracował kilkadziesiąt lat, może mianować się taki tytułem. Ale firmy używają go wobec młodszych osób. Dlatego też jestem ekspertem. Ktoś musi czytać regulacje lotnicze, a także proponować zmiany do tych regulacji, aby szły we właściwym kierunku i nie blokowały rozwoju dronów – opowiada o pracy.

 

Joanna Wieczorek, archiwum własne bohaterki 2020-01-17_Drone_Day_1
Podczas konferencji na temat dronów
Archiwum własne Joanny Wieczorek

Sukienka – nie, mundurek

Jak twierdzi, w tej branży kobiety jednak nie mają łatwo.
– Od lat nie zakładam sukienek na spotkania biznesowe. Chodzę w garniturach, żeby nikt mi nie zarzucił „kobiecości”. Oczywiście są panie, które nawet w sukienkach potrafią działać bardzo profesjonalnie, ja jednak wolę mój „mundurek” – śmieje się.

Ale nawet w „mundurku” czasem słyszała od starszych panów w różnych zakładach technologicznych: „Dziecko, co ty wiesz na temat dronów”.
– Ale mnie to nie zniechęcało. Robiłam i robię swoje. W lotnictwie trzeba się cały czas uczyć. W domu tata zawsze powtarzał: „Trzeba całościowo opanować materiał córko. Co by było gdybym potrafił wystartować, a nie umiał wylądować?” To zdanie wręcz mnie prześladuje. Na szczęście dystansu do pracy i perfekcji, nauczyło mnie macierzyństwo – śmieje się.

To jak zderzenie z ptakiem

Przez dłuższy czas obserwowała, jak wiele pojazdów bezzałogowych pojawiło się w przestrzeni powietrznej.

– Stwierdziłam, że może to stwarzać zagrożenie dla tych, którzy latają. A tu w grę wchodzi życie kilkuset osób na pokładzie Airbusa czy Dreamlinera – opisuje przypadki, kiedy dron o mały włos nie zderzył się z takim samolotem.

Widząc te zagrożenia stwierdziła, że musi odciągnąć filmujących operatorów dronów od samolotów w takich miejscach jak lotniska. W 2017 r. zdecydowała, że zorganizuje kampanię społeczną o zasadach lotów dronami, aby edukować operatorów spoza świata lotniczego. Jednak już na samym początku nie było łatwo. Wydeptywała ścieżki do cenionych pilotów. Uważała, że to oni, na zdjęciach, na bilboardach w prasie i telewizji powinni mówić o bezpieczeństwie. To było trudne. Zwłaszcza, ze względu na animozje, jakie są między środowiskiem lotników, a droniarzy.

– A nie możesz tej akcji z tatą zrobić? – pytał kapitan Jerzy Makula, jeden z autorytetów lotnictwa, którego zaprosiła do roli ambasadora kampanii. Ale jej tata unikał rozgłosu. Dlatego stwierdziła, że o pomoc poprosi szefa szkoły lotniczej Lot Flight Academy. I udało się! Kampania spotkała się z pozytywnym odbiorem, jednak na tym polu jest ciągle wiele do zrobienia.

– Niedługo wejdą air taxi, czyli latające taksówki. Będę we Francji wozić z lotnisk na stadion, podczas letnich igrzysk olimpijskich. To będzie kolejny uczestnik przestrzeni powietrznej – twierdzi Joanna.

 

Joanna Wieczorek, archiwum własne bohaterki
Drony, ale niedługo będą powietrzne taksówki - mówi Joanna
Archiwum prywatne Joanny Wieczorek

Obrazy, second handy i bioenergoterapia

Czy jej dzieci też już pasjonują się dronami? 17-letni Janek często przysłuchuje się rozmowom mamy.

– Nieraz mówi mi, że tu podałam inną informację, a komuś innemu jeszcze inną. Potrafi wyłapać niuanse. Ale dronem interesuje się od czasu do czasu, jak przypomni sobie, że go ma. Jego bardziej ciągnie do informatycznych rozwiązań – mówi. Natomiast córka Zosia (15 l.) chciałaby się zająć psychologią lotnictwa. W tę stronę ją ciągnie. 

W weekendy jeżdżą na rowerach, chodzą na wystawy obrazów, a także do second hand. Oprócz tego interesuje się bioenergoterapią. Uważa, że ludzie mają różną energię. Wierzy w siłę religii.

 

Największa trudność to ósemki

Justyna Siekierczak dronami zainteresowała się, kiedy była w drugiej ciąży. Wtedy jej brat, który miał firmę w sektorze zabezpieczeń terenów przemysłowych i obiektów podwyższonego ryzyka, wymyślił, że stworzą spółkę zajmującą się dronami. Ona wtedy pracowała w agencji badawczej. Zarządzała nią. – Czułam się tam, jak w rodzinie. Ale chciałam rozpocząć nowy etap, taki na swój rachunek – wspomina.

I tak zrobiła w 2014 r.

– Byłam na macierzyńskim. Opiekowałam się córeczkami i w międzyczasie poznawałam specyfikę dronów. Uznałam, że mogę się ich nauczyć, bo niby dlaczego nie? – opowiada.

Kiedy zamówili dron, czekali na niego 1,5 miesiąca.

– Było mnóstwo zamieszania, szedł z Chin. I jak w końcu go otrzymaliśmy, była euforia. Stwierdziliśmy, że teraz, już, natychmiast latamy. Leciał, spadał, leciał. Trudno było o płynne ruchy. I wtedy zaangażowaliśmy do współpracy pierwszą osobę. Hobbystę, modelarza, droniarza. On pomógł nam w ogarnięciu tych pierwszych dronów – wspomina.

Największą trudność sprawiało robienie ósemek, takich kokardek. I cały czas trzeba było lecieć przodem i obracać dron wokół własnej osi – pokazuje rękami.

Zanim przystąpiła do egzaminu z prowadzenia pojazdów bezzałogowych, kilka ich rozbiła. Lądowały na ziemi, na drzewie.

– Więc dobrze, że dość szybko dorobiliśmy się serwisu. Inaczej byłoby to raczej drogie przedsięwzięcie. Bo naprawa czegoś, co w Polsce jeszcze nie było tak znane, trochę kosztowała – tłumaczy.

Ale na teście dostała sto procent.

 

Justyna Siekierczak, photo AdamHARRYCharuk
Ktoś kiedyś pomylił jej pracownika i uznał go za prezesa
Fot: Adam ChaRuk

Kobiecy rodzynek

Z bratem dzielili się zadaniami i uczyli się tego sprzętu. Zastanawiali się do czego mogą użyć drony. Chcieli proponować ten sprzęt ochroniarzom, by nie musieli chodzić po nocach wokół obiektów. Ale ta branża nie była wtedy tak otwarta na to rozwiązanie. W przeciwieństwie do tych, którzy drony zaczęli wykorzystywać do robienia zdjęć.

– Śluby, uroczystości, ale też piękna fotografia z powietrza. Sama się w to wkręciłam. Kiedy fotografowałam, miałam wrażenie, że z góry będzie efekt wow. A później tu śmietnik, albo coś co mało atrakcyjnie wygląda za płotem. Ale profesjonalni fotografowie, artyści mają wyobraźnie, jak coś może być pięknie skomponowane – mówi.

W momencie, kiedy jej brat zajął się inną firmą, ona została z dronami. Teraz ma ośmioosobowy zespół.

– To świetnie wyspecjalizowani faceci – twierdzi.

Trzy lata temu pojawiła się propozycja zasiadania w zarządzie Izby Polskich Systemów Bezzałogowych. A kiedy ówczesny prezes Izby został pełnomocnikiem ministerstwa infrastruktury do spraw dronów, Justyna weszła do zarządu. Była kobiecym rodzynkiem.

Ktoś kiedyś pomylił jej pracownika i uznał go za prezesa. – Ale to nie była kwestia braku tolerancji, a brak prawdopodobieństwa występowania kobiet w tej branży. Po prostu branża dronowa jest stricte męska – tłumaczy. – Zdarzało się, że ktoś nie chciał ze mną rozmawiać, bo jestem kobietą. Grzecznie wymieniał ze mną uwagi, ale nie przechodził do meritum. Po prostu czekał na mężczyznę – wspomina. – Czy się obrażałam? Nie! Oddawałam pole kolegom, którzy np. mieli wiedzę w innym temacie, niż ja.

Drony zaglądają do okien

Teraz rynek dronowy nie jest już taką niewiadomą, jak wtedy gdy Justyna rozkręcała firmę.

– Drony mają zastosowanie w budownictwie, w geodezji. Np. gdy są tereny dla geodetów trudno dostępne, niebezpieczne – np. skarpy. Albo podczas budowy dróg, kiedy dronem możemy sprawdzać każdy etap budowy – wymienia.

Poza tym mówi też o monitoringu jakości powietrza. Straże miejskie i samorządy wyposażają się w drony coraz częściej. I mieszkańcy też są „za” – bo dzięki temu niektórzy przestaną smrodzić. Ale jest też druga grupa, która mówi: – „Nie, bo nam drony do okien zaglądają. I jak na golasa chodzić? Nie życzę sobie tego” – śmieje się.

Drony sprawdzają się teraz podczas wojny w Ukrainie.

– Mieliśmy akcje „Drony na wschód” – to akcja Izby i wielu firm. Można było wysłać drona do serwisu jednego z członków Izby. Tam dron miał zdejmowane nazwy, numery seryjne. Później był wysyłany dalej, do Ukrainy. 

Teraz Justyna zajmuje się wdrożeniem dronów w rolnictwie. A także współpracuje z amerykańskim producentem dronów i uczy się kwestii dotyczących ochrony danych.

 

Mama z dronem

Justyna w „dronowanie” wciągnęła też córki. Córki: 10 i 15 lat od małego się nimi interesowały. Dziewczynki żeglują i tam też korzystały z dronów. – Jak dzieci wypływają na cały dzień, to mama może kontrolować i podejrzeć co się dzieje – śmieje się.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również