Jest przyzwolenie na niedojrzałość: kobiety namawia się, by były „niegrzecznymi dziewczynkami”, o mężczyznach mówi kokieteryjnie „wieczny chłopiec”. Pobrzmiewa w tym bunt przeciwko opresyjnej dorosłości. O tym, jakie są konsekwencje tego, że mamy dość stateczności, i co daje bycie dojrzałym dorosłym, rozmawiamy z psycholożką Joanną Flis, autorką poradnika "Madame Monday. Po dorosłemu".
Twój Styl: Skąd wniosek, że potrzebujemy instrukcji, jak się zachowywać „po dorosłemu”?
Joanna Flis: Większość dzisiejszych 30-, 40-, a nawet 50-latków tego po prostu nie wie. Ja też kiedyś nie wiedziałam. Co więcej, niewiedza dotyczy wszystkich aspektów życia: od kwestii związanych z emocjami po postrzeganie rzeczywistości. Nikt nas nie nauczył, jak to jest być dojrzałym dorosłym.
Jak to: a rodzice, dziadkowie, krewni?
Starsi lubili straszyć dorosłością, powtarzali: jak dorośniesz, to zobaczysz. Moje pokolenie dorastało w przekonaniu, że dorosłe życie musi być trudne, a dojrzałość wymaga poświęceń. Nie miał nam kto przekazać właściwych postaw, mylimy pojęcia, dojrzałość uważamy za smutną, nużącą, a dzieciństwo i młodość idealizujemy. Niedojrzałość jest niezbędnym etapem w życiu człowieka i nie ma w niej nic złego, pod warunkiem, że dotyczy wyłącznie okresu dorastania. Natomiast problemem społecznym stają się te wszystkie „podstarzałe księżniczki” i „wieczni chłopcy”. Zachowując się infantylnie, krzywdzą innych i nie potrafią zrozumieć, że postępują niewłaściwie. Wciąż ich przybywa, nie tylko na Tinderze. Spotykamy się z przejawami niedojrzałości w polityce, pracy, mediach społecznościowych, w codziennej komunikacji. Wielu współczesnych dorosłych zachowuje się nieadekwatnie do wieku: nie potrafi kontrolować emocji, brak im szacunku dla potrzeb i wrażliwości innych, bo najważniejsze jest to, co sami czują. Często są to osoby, które gorliwie pielęgnują w sobie „wewnętrzne dziecko”. Dojrzały dorosły wie, jakie braki z dzieciństwa się w nim odzywają, kiedy się uaktywniają, i świadomie nimi „zarządza”. Potrafi swoje niewłaściwe zachowania zauważyć, przeanalizować i wyciągnąć z nich wnioski.
Dojrzałość nam, kobietom, nie kojarzy się najlepiej z innego powodu. Nie chcemy być statecznymi matronami, wolimy ujmować sobie lat, jak najdłużej zatrzymać młodzieńczą energię. Przed czym uciekamy?
To jest ucieczka przed zmęczeniem i rozgoryczeniem życiem, które obserwowałyśmy u matek, babek. Tylko... kto powiedział, że ludzie, których podejścia do życia nie chcemy powielać, byli dojrzali? Nasze przekonania na temat dojrzałości są pełne niepotrzebnego patosu, koncentrują się na powadze. Czas z tym skończyć.
Sama słyszałam, że w dorosłym życiu nie ma już miejsca na zabawę. Trzeba myśleć o obowiązkach. Niewesoła wizja.
Tego typu stwierdzenia powtarza się u nas od pokoleń. Dla sporej grupy przodków były, niestety, prawdziwe. Mam tu na myśli zapracowane rodziny chłopskie, zwłaszcza kobiety. Na szczęście żyjemy w innej rzeczywistości – lepiej i godniej. Kierując się przekonaniami tych, którzy nie mieli takich warunków, marnujemy potencjał wynikający z dorosłości.
Pisze pani, że zaczyna się, gdy spostrzegamy, że życie rozczarowuje. A dojrzałością jest to, że potrafimy sobie z tym radzić. To niełatwe!
Trudniej być dorosłym bez dystansu do świata i gotowości do budowania poczucia sensu na wartościach takich, jak współpraca, życzliwość, empatia. Dojrzałość oznacza trzeźwy kontakt z rzeczywistością, bez zniekształceń. Również na własny temat. Między innymi dlatego napisałam o tym książkę. Zależy mi, by mówiono o niej tak samo, jak o innych elementach rozwoju, nad którymi chętnie dziś pracujemy – asertywność, kreatywność, sprawczość. Bo to jedna z umiejętności, które poprawiają jakość życia. Oznacza zrównoważone podejście, dzięki któremu mamy zdolność do podejmowania przemyślanych, wyważonych decyzji. Żeby tak było, musimy mieć jednak oparcie w kilku wewnętrznych filarach. Są nimi: samodzielność, zdolność do samoregulacji emocjonalnej, empatia, odpowiedzialność, elastyczność i umiejętność współpracy.
Problem w tym, że w naszych głowach częściej odzywają się głosy te mniej dojrzałe, które radzą np. nie przyznać się do pomyłki, by uniknąć związanych z nią konsekwencji.
Albo stawiać swoje potrzeby ponad dobrem społeczeństwa, jak to miało miejsce w pandemii. Sporo osób kontestowało noszenie maseczek – to było nieodpowiedzialne. Dojrzali dorośli dbają nie tylko o siebie, myślą też o innych. Proszę zauważyć, że z publicznego słownika powoli znikają pojęcia takie jak „życzliwość, „pokora”, „szacunek”. Zastępują je zaimki „ja, moje, o mnie, dla mnie”.
Przecież radzi się nam stawiać na siebie, werbalizować emocje, akcentować potrzeby.
Samorozwój, skupienie na własnych potrzebach i oczekiwaniach, zwłaszcza w przypadku kobiet, po latach pełnienia przez nas ról służebnych – to wszystko ma sens. Jednak trzeba zachować umiar. Oczywiście, gdy tłumimy wszystkie emocje i myśli, to może szkodzić. Jednak adekwatne tłumienie jest niezbędnym elementem życia. Osoba dojrzała potrafi ocenić szkodliwość niektórych własnych myśli, uczuć czy impulsów. I nie wyrażać ich, by nie krzywdzić.
Często mamy podejrzenie, że jakieś nasze zachowanie jest niedojrzałe, ale to bagatelizujemy. Nie postrzegamy niedojrzałości jako problemu, który utrudnia wszystkim życie.
O ile w obszarze zdrowia psychicznego normą już jest rozmawianie o depresji i innych zaburzeniach afektywnych, to nadal wolimy unikać tematu niedojrzałości psychicznej, choć zależy od niej jakość życia, a w konsekwencji również zdrowie. Ona jest czymś więcej niż domagającym się uwagi głosem osławionego już „wewnętrznego dziecka”. To postawa życiowa, za którą lubimy się chować, najczęściej z lęku. To sprawia same kłopoty: obniża jakość relacji, wywołuje frustrację, złość, smutek.
Zastanawiające, że jednocześnie lubimy wytykać ją innym, oceniać: „jesteś niedojrzała”, „zachowujesz się jak dzieciak”.
Robimy to z poczuciem wyższości, chociaż jest więcej niż pewne, że sami mamy obszary, w których daleko nam do dorosłości. Każdy z nas może się zachowywać dojrzale i niedojrzale w zależności od sytuacji. Mogę być sprawcza i dojrzała w pracy, ale bardzo niedojrzała w roli matki. Skąd to wiem? Od lat obserwuję moich pacjentów. To wynika też z opracowań specjalistów, m.in. Erika Eriksona. W zależności od wieku można oczekiwać pewnego zakresu dojrzałości. Dwudziestolatek będzie miał ją na innym poziomie niż pięćdziesięciolatek – to oczywiste. Jednak gdy jest odwrotnie, od razu widzimy, że coś jest nie tak. Bycie niedojrzałym oznacza, że z jakichś powodów nie mamy możliwości korzystać z potencjału, jaki daje bycie dorosłym.
Co to za powody?
Duża część współczesnych dorosłych to osoby w dzieciństwie parentyfikowane, czyli obarczane problemami rodziców, wychowujące się w rodzinach dysfunkcyjnych, gdzie nie liczyły się ani potrzeby, ani emocje najmłodszych. Trudno po nich oczekiwać dojrzałych postaw. Do tego dochodzi kultura, która kształtuje i wspiera niedojrzałe cechy, takie jak impulsywność, egocentryzm, brak cierpliwości, zachłanność. Sugeruje się wręcz, że są one normą dla ludzi sukcesu. Nowe technologie podkręcają jeszcze takie podejścia do życia. Z obserwacji pacjentów wiem, że niedojrzałe „kawałki” są w każdym z nas, czasem wystarczą sprzyjające okoliczności: zmęczenie, gorszy nastrój, by się uaktywniły. Dojrzałe reagowanie wymaga świadomego wysiłku, samokontroli. Niedojrzałe samo się odpala. Łatwiej jest się obrazić, zająć pozycję ofiary, kogoś obgadać i sobie ulżyć niż skonfrontować się z drugim człowiekiem w trudnej sprawie. Jednak gdy używamy dziecięcych narzędzi do rozwiązywania dorosłych problemów, to nie może się udać. Bo dziecięce narzędzia sprawdzają się jedynie w dzieciństwie. Dlatego tak wielu z nas jest niespełnionych, nieszczęśliwych.
Co powinno nas skłonić do myślenia, że zachowujemy się niedojrzale?
Nadmierne uleganie emocjom. Brak cierpliwości, łatwe wpadanie w irytację, ocenianie innych, szukanie aprobaty i motywacji na zewnątrz, nieumiejętność współpracy.
Zdarza się, że ktoś przychodzi na terapię, a okazuje się, że ma problem z byciem dojrzałym dorosłym?
Frustracja, smutek, poczucie monotonii i bezsensu życia to stany, z którymi regularnie zgłaszają się do mnie pacjenci w średnim wieku. I tak często bierzemy się za bary z niedojrzałością. Bo właśnie jej przeciwieństwo – dojrzałość, jest tą umiejętnością, dzięki której potrafimy radzić sobie ze starzeniem się, zmieniającym się wyglądem, zmarszczkami, menopauzą i wszystkim tym, co niesie ze sobą druga połowa życia. U wielu dorosłych niedojrzałość skutkuje jednak kompletną biernością. Oni nie przychodzą na terapię. Oni czekają. Wypatrują lepszego życia w nadziei, że samo do nich przyjdzie. Znam setki ludzi, którzy marzą tylko, aż ktoś – terapeuta, matka, Bóg, trener, dietetyczka, ukochana, ukochany – zmieni ich życie. Oczekując na to, można zabijać czas, scrollując social media, obserwując innych ludzi. W poczekalni czas płynie szybko, ale większość z nas tego nie dostrzega. Poczekalnia wciąż wygląda tak samo. Tylko my stajemy się coraz starsi, coraz bardziej zmęczeni, rozgoryczeni, znudzeni. Z mojego doświadczenia wynika jednak, że nikt nie przychodzi, żeby ratować tych, którzy utknęli w nadziei na coś, co wyrwie ich z marazmu. Trzeba wyjść samemu i podjąć działanie. Jak się już do tego dorośnie.