Relacje

Seksuolożka o kobiecym orgazmie: jak go osiągnąć, jak się nim cieszyć i jak skończyć z udawaniem

Seksuolożka o kobiecym orgazmie: jak go osiągnąć, jak się nim cieszyć i jak skończyć z udawaniem
Fot. 123RF

Wyobrażenie o tym, jak powinien wyglądać seks, jest zdominowane przez męski punkt widzenia. Tymczasem kobieca przyjemność seksualna chętnie otworzyłaby się na jakieś urozmaicenia. O kobiecym orgazmie rozmawiamy z edukatorką psychoseksualną, Alicją Długołęcką. 

Kobiecy orgazm - dlaczego tak rzadko go doświadczamy? 

PANI: Z badań wynika, że 20 proc. kobiet ma problemy z osiągnięciem orgazmu, a co 10. nigdy go nie doświadczyła. Dlaczego sprawy kobiecego orgazmu są tak skomplikowane?

Alicja Długołęcka: Byłyśmy przekonywane przez setki lat, że mamy przeżywać orgazm w wyniku obezwładniającej naszą psychikę i ciało męskiej penetracji. Takie podejście jest kompletnie niedorzeczne w świetle współczesnej nauki. Kiedy to mówię, natychmiast myślę o tym, jak długo badacze wcale się kobiecą seksualnością nie zajmowali, cenzurowali tę wiedzę i skupiali się prawie wyłącznie na kwestiach reprodukcyjnych, a nie seksualnych. Trudno w to uwierzyć, ale do tej pory w książkach medycznych znajdują się przestarzałe i niekompletne ilustracje kobiecych narządów płciowych. Zdarza mi się prowadzić wykłady o budowie łechtaczki oraz jej roli w życiu seksualnym kobiet i one nazywane są „feminizującymi”. W XXI wieku uważam to za dziwaczne.

 

Wydaje się, że naukowcy są oderwani od praktycznej wiedzy o seksie. Przecież kobieta może mieć orgazm np. w wyniku pieszczot piersi. Co to ma wspólnego z penetracją?

No właśnie. Ale zacznijmy od królowej łechtaczki, bo dzisiaj wiemy, że podstawowym, najbardziej wrażliwym narządem seksualnym kobiety jest właśnie łechtaczka. Kiedy zostanie pobudzona, jej odnogi wypełniają się krwią (ciała jamiste), następuje erekcja i wtedy przednia ściana waginy się uwypukla, przez co staje się bardziej wrażliwa na stymulację. I nie ma znaczenia, czy to będzie masowanie palcami, penisem czy wibratorem. Ważne, że bez tego trudno osiągnąć przyjemność i orgazm. To rewolucjonizuje myślenie o kontaktach seksualnych – penetracja jest tylko jednym z  zachowań seksualnych, które mogą sprawiać przyjemność obu stronom po spełnieniu pewnych warunków. I może być tak, że rzeczywiście lizanie uszu albo podszczypywanie piersi będzie dla  niektórych kobiet jeszcze przyjemniejsze.

Orgazm pochwowy a orgazm łechtaczkowy. Ekspertka mówi o micie na ich temat

Jednak za Freudem wiele osób ciągle dzieli orgazm na łechtaczkowy i pochwowy. Ten pierwszy uznając za gorszy...

Ten mit, choć obalony, ciągle pokutuje. Powtórzę zatem: orgazm jest jeden i jest związany z łechtaczką. Ale brakowi wiedzy nie ma się co dziwić, skoro dopiero w 1989 roku australijska  urolożka Helen O'Connell jako pierwsza opisała łechtaczkę w sposób medyczny i seksuologiczny.  A dopiero w 2013 roku został opracowany jej trójwymiarowy model. Wcześniej medycy się nią nie interesowali, ponieważ postrzeganie kobiecej seksualności było zdeterminowane przez androcentryczny albo religijny światopogląd. Powstawały różne absurdalne koncepcje, jak histeria jako wynik „wędrującej macicy”, która nie doznała zaspokojenia.

Niedawno przez Francję przetoczyła się dyskusja o seksie. Francuzki podważyły klasyczną formę kontaktu seksualnego jako posiłku składającego się z trzech dań: gra wstępna jako przystawka, potem penetracja, czyli danie główne, i orgazm – deser, który należy się przede wszystkim mężczyznom. Hasłem „Zacznijcie się starać, bo nie chce nam się już udawać” usiłowały namówić mężczyzn do większej kreatywności.

Zgadzam się z nimi. Uważam, że musimy przyjąć kobiecą perspektywę seksualną przynajmniej jako równorzędną wobec wymyślonego przez mężczyzn dla mężczyzn schematu seksu. Sama jestem przeciwniczką określenia „gra wstępna”. Pytanie: gra wstępna do czego? Do penetracji, której finałem jest wytrysk połączony z orgazmem? To androcentryczny punkt widzenia. Obie jesteśmy z pokolenia, które było uczone, że kobiety potrzebują długiej gry wstępnej, że jest ona skomplikowana, ważna i nawet w pewnym sensie niezbędna. Powtarzano nam też, że orgazmu trzeba się nauczyć i że to przychodzi z wiekiem. Ale nie możemy się go uczyć same, bo masturbacja jest grzeszna i wyuzdana - to mężczyzna ma nam orgazm dać. To schemat, którego pokłosie widać po dziś dzień w postaci iluś twarzy Greya i wielu dni Blanki Lipińskiej - przyjedzie rycerz na białym koniu i on nauczy nas podczas tej gry wstępnej, jak osiągać orgazm. 

Kobiecy orgazm - dlaczego nierzadko jest udawany?

Skąd wziął się pomysł, żeby udawać orgazm?

Jak powiedziała pisarka Rebecca Solnit: „Mężczyźni patrzą na kobiety, a kobiety patrzą na siebie, sprawdzając, jak ktoś na nie patrzy”. Męskie spojrzenie determinuje to, jak kobiety postrzegają siebie. Staje się wyznacznikiem poczucia sprawczości i atrakcyjności, ale również seksualnej przyjemności. Orgazm nawet udawany jest wpisany w męski schemat udanego seksu. Teraz to się zmienia. Kobiety nie chcą działać zgodnie z ustalonymi kiedyś zasadami – chcą traktować swoją cielesność jako nierozłączną część samych siebie, a przyjemność jak coś, co wynika z samopoznania i dobrej komunikacji z partnerem/partnerką. Cena poczucia własnej wartości i dostępu do przyjemności zgodnie z męskim zarządzaniem była stanowczo za wysoka.

W filmie Sophie Hyde „Powodzenia, Leo Grande” Nancy Stokes (Emma Thompson), 60-letnia kobieta po menopauzie, która nigdy nie odczuwała przyjemności z seksu, spotyka się z sex workerem Leo Grandem, by poczuć rozkosz. Dlaczego część z nas nie doświadcza przyjemności czy orgazmu?

Powiedziałabym, że odpowiedzialna jest za to kultura, która od czasów starożytnych – bo wcześniej było inaczej – zajmowała się tłumieniem kobiecej seksualności. Zaczynało się od tego, że jako 10–, 12-letnie dziewczynki dostawałyśmy przekaz, że seks jest czymś zagrażającym, wiąże się z nadużyciami i niechcianymi ciążami. To coś, na co trzeba uważać. Potem przychodził dość krótki czas, kiedy stawałyśmy się atrakcyjne seksualnie. I to też nie była nasza decyzja, ale związana z tym, jak odbijamy się w oczach mężczyzn. Z takim przekazem trudno odkrywać radość seksu. Jeszcze jedno, z czego zdałam sobie sprawę, pisząc książkę „Przypływ. O emocjach i seksualności dojrzałych kobiet”: jestem przeciwniczką mówienia dziewczynkom, że kiedy zaczynają miesiączkować, stają się kobietami. Kiedy przestajemy miesiączkować, już nimi nie jesteśmy? Kobietom z naszego pokolenia wdrukowano, że jesteśmy atrakcyjne i kobiece wtedy, kiedy jesteśmy płodne i reprodukcyjnie użyteczne. A potem zakładamy berety, zajmujemy się wnukami i nasza seksualność mija bezpowrotnie. Czas to odmitologizować. I to jest rola naszego pokolenia.

 

Dzisiaj młode kobiety są chyba bardziej świadome własnej seksualności i bardziej niezależne?

Dowodem na to jest fakt, że to one zapoczątkowały akcję #MeToo, która otworzyła oczy wielu  dojrzałym kobietom. Dzięki niej uświadomiłyśmy sobie, ile tak naprawdę doświadczyłyśmy w swoim życiu przemocy seksualnej. Mówię to także w swoim imieniu - takich sytuacji były nie dziesiątki, ale setki. Ta świadomość pozwala odzyskiwać szacunek do siebie, swojej seksualności i kobiecości. Nie dostawałyśmy przekazu o kobiecej dumie związanej z seksualnością. Nasza duma koncentrowała się na macierzyństwie, a nie na byciu kobietą, która ma energię seksualną. To zmienia młode pokolenie.

Nancy Stokes, bohaterka „Powodzenia, Leo Grande”, wprawdzie późno, ale jednak przejmuje kontrolę nad swoją seksualnością. Postanawia ją z własnej inicjatywy poznać i poczuć.

Dlatego jestem niezwykle wdzięczna za ten film. Z mojej, seksuologicznej, perspektywy zawiera pewne uproszczenia, ale i tak opowiada tę historię w genialny sposób. Polecam go swoim  pacjentkom i pacjentom. Pary proszę o obejrzenie go oddzielnie – mogą pójść na ten sam seans, ale sugeruję, żeby usiedli w sali kinowej z dala od siebie. Potem podczas sesji zadaję inne pytania kobietom, a inne mężczyznom. I to jest doskonały materiał, który pozwala przerobić to, jak zostałyśmy wychowane, i uświadomić sobie, co przyjęłyśmy z tej kultury i traktujemy jak własne. Choć czasami uświadomienie sobie tego kulturowego wpływu jest emocjonalnie bardzo trudne. Dociera do nas własne pogubienie oraz  smutne losy seksualne naszych mam i babć.

Czy kobiecy orgazm jest potrzeby, by odczuwać satysfakcję z życia seksualnego?

Orgazm jest kobietom niezbędny, by odczuwać satysfakcję z życia seksualnego?

W 2011 roku seksuolożka Rosemary Basson sprawiła, że zmieniła się klasyfikacja zaburzeń seksualnych i teraz uznaje się, że podstawą satysfakcji kobiety jest przyjemność seksualna, a orgazm może być, ale nie musi. Nie jest celem. Z badań wynika bowiem, że czasami kobiety mają  orgazm, ale z powodu innych czynników nie odczuwają satysfakcji. Czasem jest to orgazm służący rozładowaniu napięcia, jak wtedy, kiedy uprawiamy seks, żeby się pogodzić, i możemy  mieć  ambiwalentne emocje, niekoniecznie związane z satysfakcją, albo kiedy masturbujemy się nie z samomiłości, tylko po to, żeby zdusić smutek i zagłuszyć pustkę albo rozładować stres związany z przepracowaniem czy konfliktem. Takie orgazmy wcale nie muszą się wiązać z satysfakcją, mogą nawet pogłębiać nasz smutek, poczucie beznadziei i samotności.

Co w nas samych uniemożliwia satysfakcję z życia seksualnego?

O tym właśnie rozmawiam w swojej najnowszej książce „Przypływ” z terapeutkami i seksuolożkami. Kobiety mają największy problem z daniem sobie prawa do przyjemności - nie tylko seksualnej, również zmysłowej w ogóle. A dopiero jak damy sobie to prawo, nauczymy się odczuwać przyjemność i w konsekwencji łatwiej będzie nam doświadczać orgazmu. Dlaczego nie dajemy sobie tego prawa? Nie myślimy o sobie i wyobrażamy sobie, że powinnyśmy się poświęcać – to jest opresyjny model, który działa na wszystkie obszary naszego życia. W rezultacie kiedy  stajemy się dojrzałymi kobietami, jesteśmy przemęczone, gorzkniejemy i mamy w sobie żal do innych, bo tyle się starałyśmy... Z tej postawy nic dobrego nie wynika, hamujemy swój rozwój i generujemy trudne starzenie. Praca z takim podejściem nie jest łatwa, ale moment, w którym kobieta odkrywa swoje potrzeby, także seksualne, jest fantastyczny. Często kiedy przychodzą do mnie kobiety z problemami seksualnymi, najpierw przez rok pracujemy nad umiejętnością  odnalezienia przyjemności z najprostszych czynności: spaceru, widoku, filiżanki herbaty... 

Kiedy Nancy Stokes opowiada o swoim złym doświadczeniu seksu z mężem, rodzi się pytanie: jakie znaczenie w tym wszystkim miała jej wola?

Ewidentnie była bezwolna. Ale to zmienia się w relacji z Leo Grandem. I to jest fantastyczne w tej opowieści i chyba też dlatego ten film tak podoba się kobietom. Leo pomaga jej odzyskać szacunek do siebie i uważność. Nie odpowiada na przygotowaną przez Nancy listę czynności seksualnych do odhaczenia. My często dokładnie tak postępujemy – kobiety próbujące zmienić swoje podejście do seksu zamiast pytać siebie, czego chcą, co je podnieca, oglądają filmy pornograficzne i pytają innych mężczyzn, co ich podnieca, żeby to wykorzystać w relacji z partnerem. Dlatego dla mnie to ważny moment – kiedy Leo we wrażliwy sposób przystopował tę listę. Dzięki temu Nancy nauczyła się akceptować nie tylko przyjemność, ale także samą siebie. Poczuła swoje potrzeby.

Czy matka z córką powinna rozmawiać o kobiecym orgazmie?

Jak wyobraża sobie pani edukację dotyczącą przyjemności przekazywaną przez kobiety z pokolenia na pokolenie? Matka siada z córką i mówi: „Wiesz, przyjemność seksualna to jest bardzo indywidualna sprawa. Nie warto jej zostawiać przypadkowi. Warto się dotykać, poznawać swoje ciało i dowiadywać się, co nam sprawia przyjemność”?

Oczywiście, że nie wyobrażam sobie, żeby moja matka tak do mnie mówiła, ale jestem matką świeżo dorosłej córki i przy założeniu, że nie może to być opowieść o moich doświadczeniach seksualnych, taka ciałopozytywna dyskusja jest absolutnie na miejscu. Między matką i córką, i między jej koleżankami. Także mówienie, że autoerotyczne zachowania są cenne i rozwijające.  Napisałam jakiś czas temu książkę zatytułowaną „Zwykła książka o tym, skąd się biorą dzieci”, złożoną z autentycznych rozmów z dziećmi. Dwie z dziewczynek, siedmio- i ośmiolatka, podczas takiej rozmowy wymyśliły nazwę Gilgotka i mówiły, że dotykanie Gilgotki jest bardzo przyjemne. Ja, doświadczona edukatorka seksualna, zrozumiałam, jak naturalny stosunek do ciała mają dzieci, a dopiero reakcja dorosłych może go zaburzyć. Znam i takie przypadki – są kobiety, które przez całe życie zmagają się z zahamowaniami, bo kiedy były dziećmi, ktoś, widząc, że się dotykają, zawstydził je i upokorzył.   

O co pani pyta mężczyzn po obejrzeniu filmu „Powodzenia, Leo Grande”?

O ich wrażenia związane z tym burzącym stereotypy modelem, który został tam pokazany. Mamy do czynienia ze związkiem starszej kobiety z dużo młodszym mężczyzną. I jest to relacja na chwilę. Sugeruję, żeby przyjrzeli się swoim schematom i przekonaniom. Pytam, czego mogliby się nauczyć jako kochankowie od Leo Grandego. Bo najczęściej kiedy przychodzi do mnie para, mężczyzna ma przekonanie, że problem leży po stronie partnerki, której „się nie chce”. Rozmowa o tym, jakie ich potrzeby ujawniają się pod wpływem tego filmu, pozwala im uświadomić sobie różne emocje, to, co nazywam „miękkim brzuszkiem”. Bo tak jak my powinnyśmy odzyskać własny głos, mężczyźni  zasługują na to, żeby odzyskać swoją wrażliwość.  

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również