Kariera Gillian Anderson przechodzi ostatnio renesans. Aktorka została niedawno nagrodzona Złotym Globem za rolę Margaret Thatcher w serialu "The Crown", a teraz możemy ją oglądać w trzecim sezonie "Sex Education".
Popularność przyniosła jej Dana Scully z „ Z Archiwum X”, czyli postać, która niemalże z dnia na dzień stała się kultowa. Potem Gillian Anderson na długo została zaszufladkowana jako aktorka jednej roli i nie dostawała propozycji na miarę swojego talentu. Ale na szczęście to się zmienia. Jako Margaret Thatcher w serialu "The Crown" jest fenomenalna! Z kolei jej komediowe oblicze możemy oglądać w produkcji "Sex Education", której trzy sezonu znajdziesz na Netfliksie. Co nas czeka w ostatniej na razie odsłonie tego serialu? Tym razem liceum Moordale nawiedzi plaga chlamydii, a dyrekcja poprosi o pomoc doktor Jean Milburn, bohaterkę graną przez Anderson. Przypominamy rozmowę z aktorką, która na łamach PANI opowiedziała o serialu.
Polubiłaś swoją bohaterkę, Jean ?
Bardzo, bo rzadko dostaję role komediowe! Grałam już kilka razy terapeutki, sama spędziłam wiele lat na psychoterapii, ale kogoś takiego jak ona nigdy nie spotkałam. To kompletnie postrzelona, nieprzewidywalna kobieta. Zakochałam się w jej dziwacznym domu - każdego dnia na planie odkrywałam stojącą gdzieś między książkami czy innymi bibelotami nową figurkę penisa, której wcześniej nie zauważyłam. Ona ma nawet szachy, w których figurami do grania są penisy i waginy różnych rozmiarów i kształtów (śmiech). Spodobało mi się też to, że chociaż Jean jest terapeutką, nie ma gotowej recepty na to, jak ułożyć relację z synem i pomóc mu w problemach dorastania. Jest w tych zmaganiach podobna do każdej innej matki.
Twój serialowy syn Otis staje się domorosłym psychoterapeutą swoich kolegów i koleżanek, którzy przychodzą do niego z problemami, bo szkolna edukacja seksualna zawodzi. Pamiętasz jeszcze swoją?
W czasach mojego liceum nie było jeszcze takiego przedmiotu, to było ponad trzydzieści lat temu! (śmiech). Myślę, że dla nauczycieli edukacja seksualna to wciąż trudny temat. Pojawiają się wątpliwości: o czym mówić, jakim językiem? A przede wszystkim gdzie w swobodnej rozmowie o seksie leży granica dobrego smaku, której nie należy przekroczyć? Smutna prawda jest taka, że teraz młodzież czerpie wiedzę głównie z Internetu, który często pokazuje karykaturalną wizję intymności. Potem nastolatki mają nierealistyczne oczekiwania w stosunku do siebie i partnera, a to zawsze kończy się rozczarowaniem i frustracją, a nawet brakiem samoakceptacji. Teraz przed pedagogami stoi niewdzięczne zadanie wytłumaczenia im, że w prawdziwym życiu to wszystko wygląda inaczej. Niewdzięczne, bo przecież łatwiej obejrzeć film pornograficzny niż posłuchać kogoś starszego i bardziej doświadczonego.
A co z rodzicami? Uważasz, że powinni rozmawiać ze swoimi dziećmi o seksie?
Ja jeszcze nigdy nie poruszałam tego tematu ze swoimi rodzicami, chociaż skończyłam pięćdziesiątkę. Moja córka ma 24 lata i kiedyś usłyszałam od niej, że mam szlaban na rozmowy o seksie. Zobaczymy, co powiedzą moi młodsi synowie, którzy mają teraz dziesięć i dwanaście lat (śmiech). Pierwsze pytania już powoli zaczynają zadawać. Kiedyś zapytali mnie, skąd biorą się dzieci, a ja byłam tym tak zaskoczona, że porównałam spermę do kijanki, która wydostaje się z ciała mężczyzny i płynie do celu, który znajduje się w ciele kobiety. To było żenujące! Jakiś czas później, gdy chłopcy zobaczyli parę lesbijek z dzieckiem, zapytali mnie, skąd wzięła się kijanka, skoro nie było mężczyzny (śmiech). Teoretycznie żyjemy w czasach dużej swobody obyczajowej, ale seks to wciąż wstydliwa sprawa. Nam, rodzicom, wydaje się, że kiedy przyjdzie odpowiedni moment i dziecko dojrzeje, będziemy wiedzieli co powiedzieć. Ale to nieprawda. Rozmowa o seksie z własnym potomstwem zawsze jest krępująca, powiedzmy to sobie szczerze! To jak stąpanie po polu minowym.
Myślisz, że oglądanie wspólnie z dziećmi twojego serialu może ułatwić taką rozmowę?
Mam nadzieję. Jego nastoletni bohaterowie są bardzo różni, ponieważ chcemy pokazać młodym ludziom, że mają prawo być tacy, jak im się tylko zamarzy i spotykać się z tym, z kim chcą. Oraz że żadne marzenia czy pragnienia nie są powodem do wstydu.
„Sex Education” to lekka i zabawna produkcja, ale porusza wiele trudnych tematów, takich jak aborcja.
Cieszę się, że ten problem został poruszony. To jest zawsze skomplikowana decyzja, bardzo obciążająca emocjonalnie. Może mieć wpływ na całe dalsze życie kobiety. Dlatego należy uświadamiać nastolatkom, jakie mogą być konsekwencje uprawiania seksu bez zabezpieczenia. Idąc z kimś do łóżka bierzemy odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za drugiego człowieka. Warto o tym pamiętać.
Ostatnio jesteś bardzo zajęta. Grasz, piszesz, zaprojektowałaś kolekcję ubrań. Kiedy zrozumiałaś, że aktorstwo to za mało?
Zawsze podskórnie czułam, że chcę robić różne rzeczy, ale uważałam, że powinnam skupić całą swoją uwagę na aktorstwie, bo tylko w ten sposób coś osiągnę. Ale w pewnym momencie zrozumiałam, że już wystarczy, że nie muszę się z nikim ścigać ani nic nikomu udowadniać. I wtedy otworzyłam się na inne rzeczy. Ale nie będę kłamać, potrzebowałam zachęty z zewnątrz. Tak zwanego kopa w tyłek. Zazwyczaj wyglądało to tak, że ktoś pytał: „Gillian, nie miałabyś ochoty napisać książki?”, „Gillian, może być coś zaprojektowała?”, a ja odpowiadałam: „Hmmm… a czemu by nie?” (Śmiech).
Aktywnie działasz na rzecz kobiet, jesteś współautorką książki „We:A Manifesto for Women Everywhere” („My: Manifest dla wszystkich kobiet”). Gdybyś miała dać jakąś radę dziewczynom, które wkraczają w dorosłość i zaczynają pierwszą pracę, jak by brzmiała?
Nie czuję się autorytetem, ale z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że jedną z największych przeszkód, które młoda kobieta musi pokonać, jest brak wiary w siebie. Czasem jedna niesprawiedliwa ocena, jedno złe słowo potrafią sprawić, że cały świat się wali, wszystkie nasze osiągnięcia i sukcesy nagle przestają się liczyć. Świat potrafi być wobec kobiet okrutny, dlatego chciałabym powiedzieć dorastającym dziewczynom, żeby słuchały swojego wewnętrznego głosu i nie dały sobie wmówić, że są gorsze, głupsze czy brzydsze od innych. Akceptujcie siebie i bądźcie z siebie dumne!
Dla wielu młodych kobiet jesteś przykładem kobiety sukcesu, wzorem do naśladowania. Czujesz odpowiedzialność z tym związaną?
Jedna z pierwszych ról, które zagrałam, to Dana Scully z „ Z Archiwum X”, czyli postać, która niemalże z dnia na dzień stała się kultowa. Dziewczyny próbowały ją naśladować, a ja oczywiście byłam utożsamiana z moją bohaterką. To wielka presja, a ja miałam wtedy dopiero 25 lat. Wcześnie musiałam nauczyć się odpowiedzialności, która wiąże się z dużą rozpoznawalnością. Ostatni sezon serialu został wyemitowany w zeszłym roku, a Scully dojrzewała razem ze mną, więc tak na prawdę ta presja nigdy nie zniknęła (śmiech). Scully była silną kobietą, tak samo jak Stella z serialu „Upadek”, i ja tę swoją kobiecą siłę czerpałam również z nich. Ale przyznaję, że nie od razu miałam śmiałość głośno mówić, że jestem feministką, tak jakby to było coś wstydliwego. Musiałam najpierw przeczytać trochę książek o historii emancypacji kobiet, żeby zrozumieć, że słowo „feministka” brzmi dumnie.