Portret

Gillian Anderson: "Mogłabym znowu być z kobietą. Związek to miłość do drugiej osoby. Jej płeć nie ma znaczenia"

Gillian Anderson: "Mogłabym znowu być z kobietą. Związek to miłość do drugiej osoby. Jej płeć nie ma znaczenia"
Fot. Matt Holyoak

Gillian Anderson mogła zostać aktorką jednej roli. Mogła zrobić sobie mnóstwo operacji plastycznych, stać się celebrytką i oddawać wyłącznie błahym przyjemnościom. Nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. Swoim życiem udowadnia, że jest wszechstronną aktorką, troskliwą matką, wyzwoloną kobietą i świadomą obywatelką świata.

Kim jest Gillian Anderson?

GILLIAN ANDERSON urodziła się w 1968 roku w Chicago. Tam też studiowała w Goodman School of Drama na DePaul University. Pierwsze kroki w zawodzie stawiała na deskach nowojorskich teatrów. Już wtedy pokazała, że ma talent i zdobyła prestiżową nagrodę Theatre World Award. Nie chciała grać w telewizji, jednak to właśnie dzięki niej zyskała sławę – rola agentki Dany Scully w kultowym serialu „Z Archiwum X” przyniosła Anderson popularność na całym świecie, a także pierwsze nagrody Złoty Glob i Emmy (1993). Kolejne dostała dopiero po 23 latach za wykreowanie postaci Margaret Thatcher w „The Crown”. Fani uwielbiają ją również za występy w serialach „Upadek”, „Sex Education”, „Wielka” czy „Hannibal”. Gillian jest nie tylko aktorką, ale też aktywistką społeczną i pisarką, a prywatnie mamą trojga dzieci.

Gillian Anderson - jak serial "Z Archiwum X" wpłynął na jej karierę 

Sława spadła na nią wcześnie i gwałtownie. Gdy zaczęła grać w „Z Archiwum X”, miała 24 lata. Dziewięć sezonów, 202 odcinki. Miliony fanów przed telewizorami, nagrody, w tym Emmy, Złoty Glob i Nagroda Gildii Aktorów Ekranowych w jednym roku.

Serial i jej postać błyskawicznie stały się kultowe: dziewczyny próbowały ją naśladować, pisały do niej listy, dziękowały za to, że Scully pozwoliła im uwierzyć w swoje możliwości, że nabrały odwagi, by wejść w męski świat. Postać rudowłosej lekarki i agentki specjalnej FBI zainspirowała wiele młodych kobiet do kariery naukowej, studiów medycznych, pracy w organach ścigania.

Ale odpowiedzialność, jaką niósł ze sobą „efekt Scully”, mogła trochę przytłaczać. Aktorka przyznaje, że dopiero z czasem zrozumiała cały feministyczny kontekst i moc postaci, którą grała. „Nie od razu miałam śmiałość mówić na głos, że jestem feministką, tak jakby było w tym coś wstydliwego. Musiałam najpierw przeczytać trochę książek o emancypacji kobiet, by zrozumieć, że słowo »feministka« brzmi dumnie”, mówiła w wywiadzie dla PANI.

Gillian Anderson o byciu feministką 

Czy utożsamiała się ze swoją bohaterką? Zawsze ją lubiła, nigdy nie zaczęła mieć dość, mimo niezwykle uciążliwego medialnego szumu. Z czasem stała się zdeklarowaną feministką: „Mam feministyczny kościec. I pewnych tekstów lub reakcji wobec kobiet po prostu nie toleruję”. Na planie „Archiwum” musiała czasem mierzyć się z męską dominacją. Wkurzało ją na przykład to, że z pokoju zawsze pierwszy wychodził agent Mulder, a dopiero za nim agentka Scully. Takiej kolejności oczekiwali realizatorzy. Mężczyzna jako przewodnik? Zdecydowanie nie dla niej.

Kiedy w 2002 roku postanowiono zakończyć serial, Anderson przeprowadziła się do Londynu. Odetchnęła, miała dość tego, że bez obstawy nie może nawet wyjść z dzieckiem na plac zabaw. Chciała zmienić tempo życia, uwolnić się od wścibskich dziennikarzy, zyskać więcej prywatności, wrócić na scenę.

Gillian Anderson - związki

Miała 34 lata, 8-letnią córkę Piper i za sobą krótkie małżeństwo z jej tatą, Clyde’em Klotzem, kanadyjskim scenografem poznanym na planie. Po dwóch latach życia w Europie wzięła kolejny ślub w rajskiej scenerii: wyspa Lamu na wybrzeżu Kenii, turkusowe wody Oceanu Indyjskiego, 10-letnia Piper w roli druhny i szczęśliwy wybranek, czyli wieloletni partner Julian Ozanne. Dokumentalista i fotoreporter.

Jednak już po półtora roku para ogłosiła separację, a sześć miesięcy później Gillian urodziła syna Oscara. Jego ojcem był biznesmen Mark Griffiths. Dwa lata później, w 2008 roku, gdy aktorka kończyła 40 lat, przyszedł na świat ich drugi syn – Felix. Ten związek też nie wytrzymał próby czasu. Podobnie jak kolejny ze scenarzystą i współtwórcą „The Crown”, Peterem Morganem.

Gillian Anderson otwarcie o swojej seksualności 

Anderson bardzo ceni niezależność i wolność. Również seksualną. Gdy 11 lat temu przyznała, że w liceum była w związku z dziewczyną, wywołała medialną burzę. Spekulowano: jednak lesbijka, biseksualna? Ucięła te dywagacje, mówiąc: „Jestem aktywną heteroseksualną kobietą, która celebruje wszelkie formy wyrażania seksualności”. I chociaż ostatni raz była w łóżku z kobietą tuż po studiach, gdy mieszkała w Nowym Jorku, nie wyklucza, że to może się powtórzyć. Nie zamyka żadnych drzwi. Prowokacyjnie, ze swoim uśmiechem Mony Lisy, mówi: „W przyszłym roku mogłabym być z kobietą”. I dodaje: „Dla mnie związek polega na miłości do drugiej osoby. Jej płeć nie ma znaczenia”.

Gillian Anderson w filmie "The Fall" i jej feministyczny manifest

Bezpruderyjna, świadoma swoich potrzeb kobieta i dominująca, surowa inspektor policji. Taką twarz pokazała w wyprodukowanym przez BBC głośnym serialu „The Fall” („Upadek”). Scena, w której tłumaczy, dlaczego mężczyźni nie czują się komfortowo z tym, kiedy to kobieta decyduje o seksie, to prawdziwy feministyczny manifest. I aktorski majstersztyk. Anderson zagrała tę rolę z wyraźną przyjemnością.

Jej bohaterka ma w sobie coś ze Scully: połączony z profesjonalizmem chłód, dystans, pewność siebie. Ale nie jest to po prostu jej brytyjska, starsza wersja. Anderson uwielbia grać mocne, wymykające się prostym ocenom postaci. Niezwykle ceni sobie rolę psychiatry w kontrowersyjnym serialu „Hannibal”. Jej sceny z Madsem Mikkelsenem, który wciela się w postać tytułowego psychopaty i perwersyjnego estety, mają w sobie niezwykłą intensywność. Aktorskie zderzenie dwóch silnych osobowości, prowadzących na ekranie wyrafinowane, nasycone dwuznacznością dialogi, to prawdziwa uczta dla filmowych koneserów.

Gillian Anderson jako aktorka trudna do zaszufladkowania

Ale Gillian nie dała się wtłoczyć do szufladki: wyniosła dama albo sztywna policjantka. Udowadnia, że słynny brytyjski dystans i poczucie humoru to też jej domena. W serialu „Sex Education” wcieliła się w rolę seksuolożki terapeutki. Ekspresyjna i nieco przerysowana, znakomicie wpisała się w konwencję. Zaskoczyła i szczerze bawiła. Bardzo polubiła swoją bohaterkę: „Rzadko dostaję role komediowe. Terapeutki grałam już kilka razy, sama spędziłam wiele lat na psychoterapii, ale kogoś takiego jak ona nigdy nie spotkałam. To kompletnie postrzelona, nieprzewidywalna kobieta”, mówiła w PANI. Przyznaje, że dzięki tej roli było jej też łatwiej przeprowadzić pogawędkę o seksie ze swoimi synami.

Ponowne masowe uznanie i spektakularny renesans popularności przyniósł Gillian udział w serialu „The Crown”. Za rolę Margaret Thatcher zebrała mnóstwo pochwał, zdobyła Emmy i Złoty Glob. Nie ukrywa, że zagranie Żelaznej Damy było dla niej wyzwaniem: „Thatcher niewątpliwie budziła respekt, ale delektuję się tym, co odkrywam pod powierzchnią, a nawet zakochuję w ikonie, która, uwielbiana bądź znienawidzona, jednak zdefiniowała epokę”.

Najtrudniejsza okazała się dla niej praca nad głosem słynnej premier. Słyszała od reżysera: „Więcej, mocniej. Żeby było prawdziwe, powinno brzmieć prawie jak parodia”. Charakterystyczne, ostre brzmienie i intonacje, które stworzyła dla tej postaci, wielu zachwyciły. Choć są i tacy, którzy odebrali to jako aktorskie przeszarżowanie. Faktem jest, że po roli w „The Crown” znów może przebierać w propozycjach. Wybiera tylko te, które wydają jej się szczególnie ciekawe. Dla których warto byłoby poświęcić czas spędzany z nastoletnimi synami. I poranki, kiedy robi im swoje popisowe francuskie tosty.

Gillian Anderson o tym, jak nauczyła się asertywności 

„Metodą prób i błędów nauczyłam się nie zgadzać na rzeczy, przy których intuicyjnie nie czuję, że są dla mnie. Nieważne, kto reżyseruje, kto jeszcze w tym gra, za jakie pieniądze. Jeśli nie czuję, że to już we mnie jest, wiem, że będę do dupy”. Co prawda produkcja Showtime „The First Lady” („Pierwsza Dama”), w której zagrała Eleanor Roosevelt, czyli kolejną autentyczną i ważną postać z historii, tyle że Stanów Zjednoczonych, nie spotkała się ze szczególnym zainteresowaniem.

Również wystylizowany serial „Bielmo” z Christianem Bale’em nie zebrał entuzjastycznych recenzji. Teraz aktorka czeka na premierę filmu „Cudowny chłopak. Biały ptak” Marka Forstera, w którym zobaczymy ją obok Helen Mirren.

Gillian Anderson latami zmagała się z uzależnieniami i depresją 

Mówi o sobie, że lubi być odludkiem, ale nie żyje w bańce. Na świecie jest nie więcej niż 20 osób, które zalicza do grona przyjaciół. Nie interesują ją znajomości na pokaz, przyjęcia, ekstremalne doznania. Latami zmagała się z depresją, z uzależnieniami. Nauczyła się doceniać proste życie, uważnie obserwować siebie i świat. A ponieważ zawsze miała naturę buntowniczki, odnajduje się w roli aktywistki i stara się zmieniać to, co uważa, że zmieniać trzeba.

Zaangażowała się w działania na rzecz praw kobiet w Afganistanie, przeciw przemocy seksualnej wobec dziewczynek w Mjanmie czy przemocy domowej w Wielkiej Brytanii. Od dawna nie ogranicza się tylko do grania. Poza aktywnym działaniem na rzecz kobiet jest współautorką serii książek SF i feministycznego poradnika „We: A Manifesto for Women Everywhere” (My: manifest dla kobiet z całego świata O swojej drodze mówi: „Zawsze podskórnie czułam, że chcę robić różne rzeczy, ale uważałam, że powinnam skupić całą uwagę na aktorstwie, bo tylko w ten sposób coś osiągnę. Ale w pewnym momencie zrozumiałam, że już wystarczy, że nie muszę się z nikim ścigać ani niczego udowadniać. I wtedy otworzyłam się na inne rzeczy”.

Nie uważa się za autorytet, nie pozuje na ekspertkę od wszystkiego, ale ma nadzieję, że jej życiowe doświadczenie może w jakiś sposób pomóc innym kobietom. Jej zdaniem wszędzie zmagają się z podobnymi problemami – zjawiskiem szklanego sufitu, gorszymi zarobkami, mobbingiem, zbyt małym wsparciem w opiece nad dziećmi. Ona sama długo walczyła o to, by jej gaża w „Z Archiwum X” dorównała tej, którą otrzymywał David Duchovny. Udało jej się to po latach, gdy serial na chwilę powrócił na ekrany. Uważa, że jedną z największych przeszkód, które młoda kobieta musi pokonać, jest brak wiary w siebie.

"Niedawno w rozmowie z Heleną Bonham Carter wspomniała swoją młodzieńczą obsesję na punkcie wyglądu, gdy uważała, że nie jest dość szczupła. Sesje zdjęciowe potrafiły być dla niej koszmarem: „Gdy teraz patrzę na te zdjęcia, widzę tylko młodość i piękno. Ani przez chwilę nikt nie pomyślałby, że mam nadwagę. To tragiczne, co same sobie robimy”.

Gillian Anderson akceptuje swoje zmarszczki i nie tak dawno ogłosiła, że nie założy stanika

Nauczyła się dystansu do siebie i nie jest uzależniona od opinii innych. Akceptuje upływ czasu, nie ukrywa zmarszczek, a niedawno ogłosiła, że nigdy już nie założy stanika. Ale wie, że ten rodzaj luzu często przychodzi z czasem. I jako empatyczna, mądra, dojrzała kobieta zwraca się do tych młodszych:

„Czasem jedna niesprawiedliwa ocena, jedno złe słowo potrafią sprawić, że cały świat się wali, wszystkie nasze osiągnięcia i sukcesy nagle przestają się liczyć. Świat potrafi być wobec kobiet okrutny, dlatego chciałabym powiedzieć dorastającym dziewczynom, żeby słuchały swojego wewnętrznego głosu i nie dały sobie wmówić, że są gorsze, głupsze czy brzydsze od innych. Akceptujcie siebie i bądźcie z siebie dumne!”."

Cały artykuł przeczytacie w najnowszym numerze magazynu Pani 

pa_08_001 _OKLADKA_Gillian

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również