Nowy serial Prime Video "Gryf" to wciągająca produkcja, idealna dla miłośników science fiction. Zamiast Hawkins mamy Krefelden, a rolę Drugiej Strony pełni Czarna Wieża. Pytanie tylko, kto z kogo czerpał. Bo mistrz Hohlbein był jeden. Tę historię warto zobaczyć przed 5. sezonem „Stranger Things".
Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wyglądałoby „Stranger Things”, gdyby powstawało w Europie, macie odpowiedź. Bo „Gryf” (akcja dzieje się w Krefeld) jeszcze przed premierą został okrzyknięty niemiecką wersją historii z Hawkins. Ale z zamiennikami bywa tak, że poza nazwą, opakowaniem i krajem produkcji w składzie też mają coś innego. Zazwyczaj tańszego. W „Gryfie” tymczasem te "części zamienne" kosztowały fortunę.
Wyświetl ten post na Instagramie
A efekt? Oj, dobry. Składający się z sześciu odcinków serial, który można obejrzeć na platformie Prime Video powstawał aż pięć lat. Producenci, a są nimi ojcowie „Dark” oraz reżyser Sebastian Marka i scenarzysta Erol Yesilkaya (współtwórca kultowego niemieckiego „Tatort”), od startu zdjęć mówili o największym niemieckim fantasy od czasu „Niekończącej się opowieści” z 1984 roku Wolfganga Petersena.
Sama praca nad projektami postaci oraz scenografią nawiązującą do konceptów Guillermo del Toro w „Labiryncie Fauna” czy „Sierocińcu” trwała bez końca. Produkcja oparta na książce mistrza fantasy Wolfganga Hohlbeina i jego żony Heike od początku miała być bowiem wyjątkowa. To właśnie Hohlbeinowie, podobnie jak Michael Ende i jego „Niekończąca się historia”, zarazili miłością do fantasy całe niemieckie (i nie tylko) pokolenia.
Wyświetl ten post na Instagramie
W przeciwieństwie jednak do innych tytułów, powieść „Der Greif” z 1989 roku, miała w sobie nieustanny mrok. Historia o braciach Marku i Thomasie oraz o przekazywanej z pokolenia na pokolenie księdze, która kosztowała życie ich ojca, na tle ponurego Krefelden, w którym ożywają cmentarne rzeźby, nie była dla każdego.
Może dlatego lekki dysonans wywołuje początek serialowego „Gryfa”. Ciepła tonacja kadrów, dzieciaki na rowerach i przełom lat 80. i 90. Tak witało nas Hawkins, tak wita nas Krefelden. Zresztą nazwa miasteczka nie jest w „Gryfie” przypadkowa, bo właśnie w Krefelden dorastał Hohlbein.
Druga Strona w wersji niemieckiej to Czarna Wieża, rządzona przez Gryfa i jego gargulce. Gdy mroczne siły porywają Thomasa, Mark wyrusza ukochanemu bratu na ratunek. I chociaż to gargulce u Holhbeinów były pierwsze, o ironio niezaznajomieni z ich twórczością mogą poczuć się, jakby wrócili nie tylko do Hawkins, ale też do Riverdale.
Tuż po premierze pojawiły się głosy, że serial Prime Video "Gryf" za bardzo został upodobniony m.in. do „Stranger Things”. Mark jest tutaj o kilka lat starszy niż u Hohlbeinów i wyrusza do Czarnej Wieży na ratunek bratu nie sam, lecz z przyjaciółmi. Jako szesnastolatek przeżywa też trudny czas dojrzewania. Wiele odcinków opatrzonych jest alertami o scenach samookaleczenia. Serialowy Mark chodzi na terapię i sam nie wie, czy lęk przed polującym na niego i jego rodzinę Gryfem nie jest jedynie skutkiem przeżytej traumy po śmierci ojca i zniknięciu Thomasa.
Wszystko to w połączeniu z mocną ścieżką dźwiękową, skomponowaną przez Thomasa Mehlhorna i Jürgena Kramlofsky’ego, sprawia, że „Gryf” wkracza na zaawansowany poziom. A że jest to kawałek dobrego, mrocznego fantasy świadczą pochwały samego Hohlbeina. Pisarz twierdzi, że choć „Gryf” nie został przeniesiony na ekran 1:1, to Sebastian Marka, który przeczytał go w wieku 12 lat, wiedział, co i jak robić, by niczego nie zepsuć.