Wywiad

Katarzyna Herman: "Ciągle się czuję dość młoda i niewinna. I niech tak zostanie… aż do śmierci"

Katarzyna Herman: "Ciągle się czuję dość młoda i niewinna. I niech tak zostanie… aż do śmierci"
Katarzyna Herman
Fot. Filip Zwierzchowski

Aktorka wciąż głodna nowych ról. Kobieta, która przeżyła koniec miłości i poukładała świat na nowo. Katarzyna Herman już nic nie musi, ale cały czas chce.

Katarzyna Herman: "Nikt nie nauczył nas się starzeć"

PANI: Spektakularny sukces „1670”, nominacja do Orła za rolę w filmie „Doppelgänger. Sobowtór”, nominacja do Telekamer, „Święto ognia” czy serial „Belfer”, ten rok był dla ciebie wyjątkowo udany. Mówi się, że dla aktorek dojrzałych pracy jest mniej, ale ty udowadniasz, że może być odwrotnie.

KATARZYNA HERMAN: Jest mniej, to prawda. I to jest dziwne, bo to głównie kobiety są konsumentkami sztuki. Za to aktorzy po pięćdziesiątce dopiero rozwijają skrzydła. Mnie się szczęści i, odpukać, pracuję. Ale nigdy nie wiem, ile to jeszcze potrwa. Ja sobie zresztą tego kalendarza nie planuję. On się zapełnia sam konkretnymi zadaniami, które do mnie przychodzą. Mogę je wziąć lub odrzucić, ale poczucie, że mam nad tym kontrolę, jest złudzeniem. Zresztą mój kalendarz nie musi być pstrokaty. Lubię pracować, ale umiem też leniuchować. Wyłączyć się, wyspać.

Nie masz czasem ochoty zwolnić?

Niektórzy koledzy narzekają, że już im się nie chce, że chcieliby odpocząć, a mnie się cały czas chce. Zresztą czuję, że zegarek tyka, że mam coraz mniej czasu i muszę się spieszyć. Bo już bliżej niż dalej. Ale jak popatrzeć na zachód, to coraz więcej dojrzałych aktorek gra. Tilda Swinton gra. Julianne Moore gra. Kate Winslet zagrała teraz reporterkę wojenną Lee Miller, i to jak! 

Lubisz oglądać się na ekranie?

Kiedy robię serial czy film i reżyser chce mi pokazać wstępnie zmontowany materiał – odmawiam. Za wcześnie dla mnie. Przychodzę dopiero kilka miesięcy później na premierę, zdystansowana, i wtedy już oglądam postać, a nie siebie. Chociaż to też bywa trudne. Bo teraz obraz jest megaostry i na dużym ekranie widać każdy por na skórze. Taśma filmowa była łaskawsza niż ta HD, na której się teraz kręci. Brutalne. (śmiech)

Kiedyś powiedziałaś, że aktorkom charakterystycznym, do których sama siebie zaliczasz, łatwiej się starzeć. Kokieteria?

Musiałam to powiedzieć, gdy byłam koło trzydziestki i jeszcze nie wiedziałam, jak będzie potem…

Jest takie zdanie w „Biegunach” Olgi Tokarczuk: „Nikt nie nauczył nas się starzeć, nie wiemy, jak to jest. Gdy jesteśmy młodzi, wydaje się nam, że ta choroba dotyka zawsze innych. My zaś, z jakichś nie do końca jasnych względów, pozostaniemy młodzi”.

Nie wiem, co o tym myśleć. Ciągle się czuję dość młoda i niewinna. (śmiech) I niech tak zostanie… aż do śmierci. Choć zdaję sobie sprawę, że wiecznie młodzi nie pozostaniemy, na to wpływu nie ma nikt, to nawyki i tryb życia zależą od nas. „Memento mori”, więc robię, co mogę - jak mam wybrać schody czy winda, to zawsze wybieram schody, nie truję się cukrem czy alkoholem. Ale już przestałam mówić, ile mam lat, tylko podaję, ile mi jeszcze zostało do setki. To jest moja obrona, bo wszędzie przykleja się nam łatkę wieku. Uważam to za bardzo niesprawiedliwe, że można sobie mój rok urodzenia sprawdzić w Wikipedii. Rzeczywiście jest tak, jak napisała Olga, że nikt nie nauczył nas się starzeć. Mnie również do pewnego momentu wydawało się, że ten problem mnie nie dotyczy. Dlatego mogłam kokietować zapewnieniami, że jako aktorka charakterystyczna nie będę miała z tym żadnego problemu. Bzdura. Oczywiście, że mam, jak każdy, i wolałabym mieć 20 lat mniej. Tylko najchętniej zachować wiedzę, którą mam dziś. Również tę o rozczarowaniach, możliwym końcu miłości, menopauzie, która zawsze zaskakuje - ojej, czy to już?

To właśnie Olga Tokarczuk powiedziała, że dla niej menopauza była jedną z najlepszych rzeczy, jakie jej się przydarzyły. Bo w końcu poczuła, że nie musi nikomu już nic udowadniać.

Wiele kobiet tak mówi - już nic nie muszę - i pewnie to daje ulgę. Ja natomiast pomyślałam o tym, czego już nie mogę. Na przykład nie mogę mieć dzieci. Że to koniec, basta. Marzyłam o trójce i dotarło do mnie, że to się nie wydarzy. Ale oswajam się z tematem przemijania. W końcu i tak wszyscy „zginiemy w zupie” (Julian Tuwim – przyp. red.) i skończymy w ziemi. Albo w ogniu. To brzmi strasznie, ale warto się przygotowywać na odchodzenie i pracować na to, żeby żyć pogodnie. Przyglądam się starszym i mądrzejszym, takim jak Maja Komorowska czy Jan Peszek, i myślę sobie, że najważniejsze to zachować młodość w głowie. Oczywiście, jakkolwiek człowiek bezczelnie i entuzjastycznie by żył, to widać, że oczy są bardziej podkrążone niż kiedyś, nos dłuższy, a owal opada, ale sprawny umysł i energia dają błysk w oku. Zresztą starzenie się to nie jest równia pochyła, zmiany osiągają swój punkt kulminacyjny i potem wyhamowują. Czekam na ten moment wyhamowania.

 

Katarzyna Herman: "Myślałam, że jestem kochliwa"

Twoje podejście do mężczyzn i miłości też się zmieniło?

Do miłości tak: jestem bardziej rozważna, mniej romantyczna. Co nie gwarantuje, że nie stracę głowy nagle, zupełnie niepragmatycznie. A co do mężczyzn - bez zmian. Ciągle podoba mi się dojrzały facet, w kwiecie wieku, z seksownym mózgiem, zdrowym ciałem i zdrowym duchem. Ale ponieważ ja się przesuwam na osi czasu, to może się wydawać, że jak byłam młodsza, to podobali mi się starsi, a teraz podobają mi się młodsi. (śmiech) Zresztą nie wiem, nie pamiętam, ja się od dobrych paru lat kocham w mężczyznach wyłącznie platonicznie. I bardzo mnie to dziwi, bo myślałam, że jestem kochliwa i piorun sycylijski trafi mnie od razu po złożeniu papierów rozwodowych. (śmiech) Ale to nie takie proste, jestem fajna, ale fajnych, samotnych ludzi na świecie są miliony. Więc może starzeć się będę jednak sama i nic tu sobie z kalendarzem nie zaplanuję, nic a nic. A może będę bogata i zamieszkam w komunie z garstką przyjaciół i będziemy sobie pływać razem i grać w warcaby czy brydża? I czasem wpadną odwiedzić mnie dzieci…

 

Katarzyna Herman o dzieciach: "Było kilka ważnych momentów, które przegapiłam"

Leon ma 20 lat, Roma 15. Na Instagramie napisałaś, że za bycie matką nastolatków powinni dawać ordery.

Bo to jest poligon! Nigdy nie czytałam poradników, jak wychowywać dzieci, bo wydawało mi się, że wystarczy kochać i przytulać. Ale nie zawsze wystarcza. Czasem nie cierpię mojego zawodu za to, że jak córka była mała i mówiła: „Mamo, jest niedziela wieczorem, nie wychodź do teatru, zostań w domu jak inne mamy”, to ja ją całowałam w czoło, mówiłam „dobranoc” i wychodziłam. Było kilka ważnych momentów, które przegapiłam. Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to wszystko inaczej. Ale koleżanki strofują mnie: „Co ty chrzanisz, gdybyś siedziała cały czas w domu, to byłabyś nieszczęśliwa, że nie pracujesz, że nie zrobiłaś kariery. A na koniec dzieci, wyprowadzając się, wypomniałyby ci, że nie miałaś ambicji, i zostałabyś z niczym”. Chyba mają rację. Nie należy zadręczać się wyrzutami sumienia, trzeba robić swoje. Na pewno starałam się z dziećmi zbudować więź emocjonalną i intelektualną, choć pewnie mogłam to zrobić lepiej, być bardziej uważna... No i widzisz, znowu sama siebie oceniam!

To pewnie kolejna odsłona syndromu oszustki. Powiedz, czy łatwiej ci wychowywać córkę czy syna? Sama masz sześć sióstr…

Trudniej córkę, więcej kryzysów. Roma jest silna. Piękna i mądra, ale próbuje „wyzwolić się” spod wyrazistej, mocnej matki, na dodatek aktorki. Ona jest na takim etapie, że chce robić wszystko po swojemu i surowo mnie ocenia. Twierdzi np., że mam fatalny gust, chociaż potem podbiera mi ciuchy. Byłam dojrzałą kobietą, kiedy ją urodziłam, więc córce wydaję się czasem dziadersiarą. (śmiech) Ale kiedy ja dorastałam, też miałam poczucie, że chcę robić wszystko inaczej niż mama, że będę kompletnie inna. Obserwuję moją córkę i widzę tę sztafetę pokoleń: w niej budzi się kobiecość i odkrywa make-up, ja już maluję się coraz mniej. Ona rozkwita, ja przekwitam. Trudne i jednocześnie piękne.

Dajesz jej dużo swobody?

Staram się nie projektować na nią swoich lęków, chociaż najchętniej ochroniłabym ją przed całym złem tego świata. Wydaje mi się taka bezbronna... A ona powtarza: „Mamo, poradzę sobie”. I wiem, że to prawda. Roma jest asertywna, potrafi stawiać granice. Również dzięki terapii. Umie na przykład powiedzieć: „Mamo, nie mam teraz ochoty na dotyk, nie przytulaj mnie”. I ja się od niej tego uczę. Wiem, że moja córka musi popełnić swoje własne błędy, ale chciałabym, żeby te upadki nie były zbyt bolesne.

Cały wywiad można przeczytać w listopadowym numerze magazynu PANI.

pa_11_001_x1_v4

Kim jest Katarzyna Herman?

Katarzyna Herman - Rocznik 1971, chociaż wolałaby, żeby data jej urodzenia nie była taka łatwa do sprawdzenia. Zamiast wieku podaje, ile lat jeszcze zostało jej do setki. Prywatnie mama dwudziestoletniego Leona i piętnastoletniej Romy.
Absolwentka warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Po dyplomie na wiele lat związała się ze stołecznym Teatrem Powszechnym. Obecnie związana z Teatrem Dramatycznym. Na ekranie zadebiutowała rolą Janeczki Jurewicz w serialu „Boża podszewka”, którą błyskawicznie zdobyła sympatię widzów. Dużą popularność przyniosła jej także Karolina Waligóra z „Magdy M.”, a ostatnio Zofia Adamczewska z „1670”. W tym roku za rolę w filmie „Doppelgänger. Sobowtór” była nominowana do Orła. Wystąpiła też w takich produkcjach jak „W sypialni” Tomasza Wasilewskiego, „Janosik. Prawdziwa historia” Agnieszki Holland i Kasi Adamik. 

 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 11/2024
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również