Nie chce biernie czekać na propozycje, wzięła sprawy w swoje ręce. To zawodowo. A prywatnie? Po rozwodzie Katarzyna Warnke definiuje siebie na nowo. Dziś wie już na przykład, że sfery domowa i romantyczna niekoniecznie muszą się przenikać.
Spis treści
PANI : O rolę Wronki ubiegało się wiele aktorek. Spodziewałaś się, że właśnie ty ją dostaniesz?
KATARZYNA WARNKE: Zaproszenie na casting potraktowałam lekko. Byłam do niego przygotowana, ale sądziłam, że skoro ten projekt jest Izy (Izabela Kuna - przyp. red) wychuchanym „dzieckiem”, to na pewno myśli już o kimś konkretnym do tej roli. „Klara” jest inspirowana jej doświadczeniami, więc może istnieje prawdziwa Wronka, jej pierwowzór, i akurat jest aktorką? Ale wychodzę z założenia, że zawsze warto się pokazać, bo casting jest pewną szansą - nawet jeśli nie dostanę roli, to nawiązuję kontakty, pokazuję się w nowej odsłonie. Między mną i Izą była chemia, ale wiadomość, że to właśnie ja zagram Wronkę, bardzo mnie zaskoczyła.
Gracie najlepsze przyjaciółki, to was do siebie zbliżyło?
Myślę, że tak. Komedia wymaga dużych umiejętności i skupienia, praca nad nią była intensywna, więc nie starczało czasu na ploteczki. Rozmawiałyśmy głównie podczas make-upu i w przerwach między ujęciami. Iza dosłownie zalała mnie sympatią i wsparciem. Szczególnie zbliżyło nas chyba poczucie humoru. Można powiedzieć, że nasza relacja wybuchła jak supernowa.
Wronka wciąż szuka miłości. A ty?
Ona szuka tak desperacko, bo jest nieukochana przez samą siebie, choć pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Ma surrealistyczny stosunek do związków i mężczyzn – w każdym odcinku pojawia się nowy narzeczony, i to już jest ta największa, najprawdziwsza miłość. Tak nie zachowują się dojrzali emocjonalnie ludzie, tylko nastoletnie dzieciaki. Chociaż akurat ja, mając 16 lat, zakochałam się na bardzo serio i na bardzo długo. Poszukiwania Wronki były ciekawe do zagrania, bo to kolorowe, ale ja prywatnie jestem w zupełnie innym miejscu. Mogę powiedzieć, że znalazłam się w pewnym limbo. Jestem aktywna artystycznie, aktywna jako mama, ale wyciszona w sferze romantycznej. Nie czuję się gotowa na poważny związek.
Dlaczego?
Wydaje mi się, że muszę dopiąć w głowie różne sprawy. Na początku, po rozstaniu, był okres pewnej niecierpliwości, miałam ochotę szybko rzucić się w nowe. Ten stan miał swoją moc. Tak jakbym na nowo zakochiwała się w życiu. A teraz przyszedł spokój. Oraz przyjemność poznawania samej siebie w innej odsłonie. Kiedy zaczynaliśmy być z Piotrkiem razem, osiem czy dziewięć lat temu, byłam inną Kasią. Od tamtego czasu wiele się wydarzyło, wskoczyłam na zupełnie inny poziom popularności, doświadczyłam macierzyństwa, pojawiły się już na poważnie pisanie i reżyseria - to sprawia, że wracam na „wolny rynek” jako inny człowiek. Potrzebuję czasu, żeby poznać siebie na nowo, w oderwaniu od konceptu żony i matki. I zdefiniować raz jeszcze.
Przeszłaś już etap żałoby?
Jak już człowiek pożegna się z wizją życia, które miało być, a którego nie będzie, to można złapać oddech. Ja się momentami czuję jak nastolatka, bo nie przypuszczałam, że będę jeszcze chodzić na randki, czuć motyle w brzuchu i sama o sobie decydować. Kiedy Helena jest u taty, mogę nic nie robić cały dzień, a wcześniej nie byłabym w stanie sobie na coś takiego pozwolić. Albo realizuję się w tym czasie twórczo. Mogę wszystko i nie mam ochoty stracić tego poczucia wolności.
Kiedyś mówiłaś, że jesteś romantyczką. Wciąż możesz tak powiedzieć?
Jestem romantyczką. Uwielbiam słowo romans i jest mi przykro, że zaczęło kojarzyć się wyłącznie ze zdradą. Dla mnie „mam romans” oznacza, że spotykam się z kimś, jesteśmy blisko intymnie i jeszcze nikt o tym nie wie. Nie dzielimy się tym ze światem, to jest tylko nasze. Mnie się coś takiego bardzo podoba. Niestety, takie myślenie to rzadkość. Uważa się, że jak kobieta ma dziecko, to od razu chce budowania związku, wprowadzania się itd. A ja mam ochotę powiedzieć: „Moje dziecko to nie twój problem, w ogóle się tym nie zajmuj”. Bo ja się tak łatwo nie podzielę moją córką. To mój skarb.
Mogłabyś po raz trzeci zostać żoną?
Nie wiem, do czego by mi to miało być potrzebne. Jestem samodzielną matką i moje dziecko wymaga szczególnej uwagi. Spokój, który mogę zapewnić córce dzięki temu, że w domu jestem tylko ja, jest dla mnie istotny. Nie krytykuję innych rozwiązań, natomiast w tym momencie wybieram właśnie taki model funkcjonowania. Jeżeli mogę chodzić na randki, wyjeżdżać razem na wakacje i spędzać cudowne weekendy, to po co mi wspólne życie, wspólne mieszkanie i wspólne problemy? Chcę z niecierpliwością czekać na kolejne spotkanie. To taki powrót do przeszłości. Lubię osobność tych sfer: domowej i romantycznej.
W drugiej części „Klary” przerażona Wronka mówi, że marszczy jej się już wszystko, nawet skóra nad kolanami. Boisz się upływu czasu?
Jestem zainteresowana swoją kondycją w szerszym rozumieniu, gładka skóra mi nie wystarczy. Zresztą drogie kremy, zabiegi czy nawet lifting nie zastąpią zdrowego stylu życia. Na to, jak wyglądamy, wpływa także higiena umysłowa: to, co czytamy, o czym myślimy, jak myślimy. Wszystko po nas widać. Myślę, że dla mnie ważne są świeżość oraz lekkość zarówno zewnętrzne, jak i w wewnętrznym wymiarze.
„Jesteśmy w takim wieku, że musimy używać życia. Inaczej to życie wypłynie jak z wafelka” – to też cytat. Używasz życia?
Dodałabym, że w pewnym wieku trzeba umieć to robić. Kiedy się jest bardzo młodym, ważne jest poznawanie i testowanie swoich własnych granic, gaz do dechy. Później trzeba już mierzyć siły na zamiary. Ale stajemy się też bardziej wybredni, wiemy, czego chcemy i z czym nam po drodze. Lubię ten stan. Uważam, że życie jest po to, aby się nim zachwycać.
Cały wywiad możecie przeczytać w najnowszym numerze magazynu "PANI"