Partnerzy

Kinga Dębska o mężu Zbigniewie Domagalskim: "Miłość jest jak oddychanie, musisz natychmiast wciągnąć tlen do płuc"

Kinga Dębska o mężu Zbigniewie Domagalskim: "Miłość jest jak oddychanie, musisz natychmiast wciągnąć tlen do płuc"
Kinga Dębska i Zbigniew Domagalski opowiadają o swoim związku.
Fot. fot. Filip Zwierzchowski

Kinga Dębska i Zbigniew Domagalski. Reżyserka i producent. I jeszcze ta różnica wieku… To nie wróży nic dobrego, mówiono. Im się jednak udało, bo – jak przyznaje Kinga Dębska – obje byli gotowi na dojrzałą miłość. 

Kim jest Kinga Dębska, mama Marii Dębskiej

KINGA DĘBSKA – ur. 1969, reżyserka i scenarzystka filmowa. Skończyła japonistykę na UW, a potem nauczyła się czeskiego, żeby studiować reżyserię w słynnej praskiej szkole filmowej FAMU. Jej drugi w karierze film, „Moje córki krowy”, okazał się wielkim sukcesem wśród krytyków i publiczności. Kolejne: „Zabawa, zabawa” i „Zupa nic” ugruntowały jej pozycję i przyniosły wiele nagród. Mistrzowsko opowiada o ludzkich uczuciach i emocjach. Mama aktorki Marii Dębskiej.

Kim jest Zbigniew Domagalski

ZBIGNIEW DOMAGALSKI – ur. 1951, dyrektor Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie. Wcześniej przez lata kierował w WFDiF-ie produkcją ponad stu filmów dokumentalnych, muzycznych, widowisk i programów telewizyjnych. Współzałożyciel działającego od 1988 roku Studia Filmowego Kalejdoskop. Wykładowca w łódzkiej Filmówce na Wydziale Organizacji Sztuki Filmowej i członek Polskiej Akademii Filmowej. Mąż King Dębskiej, uwielbia dalekie podróże we dwoje z żoną.

KINGA DĘBSKA O ZBIGNIEWIE DOMAGALSKIM

Jak Kinga Dębska wspomina pierwsze spotkanie z mężem

Pedro Almodóvar, mój ukochany reżyser powiedział: „Obcy ludzie mogą dać ci to, czego potrzebujesz, jeśli jesteś w stanie się na to otworzyć”. I ja się z tym zgadzam. Wierzę, że trafiamy na właściwe osoby, kiedy jesteśmy na to gotowi. Niektórzy ludzie całe życie czekają w przedpokoju, aż coś się wydarzy, bo boją się coś zrobić, otworzyć drzwi. Ja do nich nie należę. Zakochuję się od razu. Pierwszy mąż dał mi piękne, mądre i dobre dziecko. Po rozwodzie pojechałam do Pragi do szkoły filmowej, poszłam na terapię, budowałam się na nowo. Było lato 2006  roku. Koleżanka mnie poprosiła, żebym przyszła na jej pitching, czyli prezentację projektów dokumentalnych. Nie chciałam brać w tym udziału, ale ona mnie błagała. Robiłam wtedy dokument „Józek i jego dzieci” o historii pewnego ojcostwa. Prezentowałam go przed komisją składającą się z Marcela Łozińskiego, Jacka  Bławuta i Zbyszka Domagalskiego. Zbyszek był znanym producentem, miał na koncie wiele wspaniałych filmów dokumentalnych i nominację do Oscara,  o czym wtedy nie wiedziałam. W przerwie podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Potem usiadł przy mnie na obiedzie, jedliśmy razem zupę i coś takiego powiedział, że poleciały mi łzy. Nie pamiętam konkretnych słów, ale poruszył we mnie jakąś głęboką nutę.

Kinga Dębska samotnie wychowywała córkę Marię Dębską zanim poznała męża

Zbyszek sam wychowywał syna Maćka, ja Marysię. Umówiliśmy się we czwórkę na sushi. Zbyszkowi z nerwów wszystko leciało z rąk, dzieci się z nas podśmiewały. Chyba dwa tygodnie po tym spotkaniu zamieszkaliśmy razem. Nie dało się inaczej, bo miłość jest jak oddychanie, musisz natychmiast wciągnąć tlen do płuc. Gdy poznałam Zbyszka, Marysia miała 14 lat. Pokochała go od razu i kocha jak ojca. Z wzajemnością. Mają niesamowitą komitywę. Co sprawiło, że nam się udało? Byliśmy gotowi na dojrzałą miłość. Kiedy składaliśmy sobie życzenia w sylwestra 2022, Zbyszek powiedział: „Najważniejsze, żebyś nie przestała mnie kochać”. Bo ja będę cię kochał zawsze”. Nawet mnie to trochę wzruszyło. Na początku nikt nam nie dawał szansy. Dzieli nas duża różnica wieku, różnica  temperamentów. Poza tym duet producent–reżyserka jest kryzysogenny. Nawet ludzie, z którymi się przyjaźniłam, mieli miny w stylu: „to się nie może udać”. Ale wiedziałam swoje. 

Kinga Dębska w czułych słowach opowiada o mężu i wspomina wzruszający ślub

Przeżyliśmy bardzo  trudne momenty: problemy zawodowe, choroby, śmierć bliskich osób, przeszliśmy przez to razem. Słowa, pierścionki prezenty niewiele znaczą w chwili próby. Wtedy liczą się czyny, to, co ktoś naprawdę zrobi. Że zapomni o sobie i jest tylko dla ciebie. Wiem, że cokolwiek by się działo, Zbyszek mnie nie zawiedzie. Jest jak opoka. Przy nim uwierzyłam, że facet może mnie z  różnych stron wesprzeć, zrozumieć, podtrzymywać i ukochać. Mój tata taki był, zawsze można było na nim polegać. Bardzo się polubili. Tak naprawdę wzięliśmy ślub, gdy już wiedzieliśmy, że tata umiera. Został przywieziony karetką, był na wózku, spuchnięty po sterydach, bo to była ostatnia faza glejaka, a ja chciałam, żeby zobaczył, że jestem szczęśliwa, żeby się ucieszył. Mama zmarła niecały rok wcześniej. Dzieci były naszymi świadkami. Wszyscy płakali. Związek moich rodziców był szczególny. Mama do śmierci kilka razy dziennie robiła tacie herbatę: słodziła, wciskała cytrynę i mieszała. Jakby on nie miał rąk. Ja tego nie robię, ale muszę Zbyszka nakarmić, to jest dla mnie ważne. Muszę wiedzieć, że nie będzie chodził głodny. W czasie zdjęć nie ma mnie w domu przez 14–16 godzin. Kiedy kręciłam serial, potrafiłam w przerwie zrobić zakupy, przyjechać do domu, ugotować obiad i wrócić na plan. Jak już kompletnie nie mam czasu, zamawiam mu pudełka z jedzeniem.

Kinga Dębska o tym, jak mąż Zbigniew Domagalski zaczął produkować jej filmy

W naszym życiu ja jestem siłą zamachową, on zabezpiecza boki. Ja mówię: „Dobra, kupujemy stary dom w Milanówku”. On na to: „Zaraz, zaraz, przecież nie mamy pieniędzy”. A potem wszystko jakoś udaje się poskładać. Uwielbiamy sami podróżować po świecie, odkrywać nowe zakątki. Kupujemy najtańsze bilety, rezerwujemy nocleg i we dwoje rzucamy się w nową przygodę. Swój pierwszy film fabularny „Hel” miałam zrobić w Zebrze u Julka Machulskiego, ale on w pewnym momencie zaczął się wycofywać. Byłam załamana, że już nigdy mi się uda i wtedy Zbyszek powiedział: „W takim razie ja ci zrobię ten film”. Tak mąż zaczął produkować moje filmy. Zawsze mi powtarza: „Pisz sama, pisz o sobie, od siebie, wtedy najlepiej ci to wychodzi”. Najważniejsze moje filmy zrobiliśmy razem:  „Moje córki krowy”, „Zabawa, zabawa” i „Zupa nic”. Najcenniejsze w związku jest to, żeby móc przy drugiej osobie rozkwitnąć. Rozwinąć  skrzydła jak motyl. Dokładnie tak rozwinęłam skrzydła przy Zbyszku. Wcześniej, mimo że skończyłam japonistykę i reżyserię miałam poczucie nieadekwatności, niedopasowania. Przy Zbyszku  poczułam, że teraz będę fruwać.

ZBIGNIEW DOMAGALSKI O KINDZE DĘBSKIEJ

Jak mąż Kingi Dębskiej wspomina ich pierwsze spotkanie

Poznaliśmy się w Centrum Sztuki Współczesnej na warsztatach, gdzie młodzi reżyserzy prezentowali swoje projekty filmowe. Kinga się wyróżniała. Była aktywna, pewna siebie, zadawała konkretne,  trudne pytania. W czasie przerwy obiadowej przypadkiem – a może nie – usiedliśmy koło siebie przy jednym stole. Zaczęliśmy  rozmawiać... Opowiedzieliśmy o sobie wszystko. Dowiedziałem się, że Kinga mieszka sama z córką, a ona, że mieszkam sam z synem. Byliśmy zadziwieni, że jesteśmy w podobnej sytuacji. Wydarzyło się coś dziwnego, jakaś magia... Na pierwszą randkę umówiliśmy się na placu Trzech Krzyży w nieistniejącej już kawiarni Szpilka. Miałem zdjęcia do jakiegoś filmu i przybiegłem kwadrans po czasie. Stoliki były wystawione na zewnątrz i przy jednym z nich zobaczyłem Kingę. Nie ciepłą i miłą, tylko wściekłą. Kiedy ona się złościła: „Jak mogłeś spóźnić się na  pierwszą randkę”, poczułem nagłą  bliskość, tego nie da się opisać słowami. Pokazała mi swoje uczucia. Do dziś tak reaguje: złość, radość, cierpienie – wszystko widać jak na dłoni. Ogromnie spodobała mi się jej prawdziwość. Nikogo nie udawała, była sobą.

Zbigniew Domagalski, mąż Kingi Dębskiej o tym, czym go urzekła

Pisała do mnie maile, wciąż je przechowuję, np. o tym, że rano wyjrzała przez okno i zobaczyła coś, co ją poruszyło. Pisała, co czuje tu i teraz. Miałem na koncie różne doświadczenia, potrzebowałem szczerości, prawdy. Kinga mi to  dała. Między nami od początku była chemia. Po tygodniu Kinga powiedziała: „No dobra, to teraz musisz poznać Marysię, a ja Maćka. Jeśli Marysia cię nie zaakceptuje, nie mamy szans”. Marysia zaakceptowała mnie szybko. Potem przyszła kolej taty.  Usłyszałem:  „Ostrzegam cię, mój tata –  tylko się nie denerwuj – lekceważy każdego faceta, z którym się spotykam. Licz się z tym, że przy tobie włączy telewizor i się nie odezwie. Jeśli tata cię nie zaakceptuje, będzie słabo”. Jezus Maria – pomyślałem – tata, mama, siostra, szwagier... jak ja to przeżyję?! Kiedy podjechaliśmy pod jej dom rodzinny, czułem się jak sztubak przed egzaminem, choć byłem dorosłym facetem. Kinga mnie przedstawiła i ku jej zdumieniu tato rozmawiał ze mną trzy  godziny i nie chciał mnie wypuścić. Stworzyliśmy świetną rodzinę, wszyscy się  lubimy. To nie jest  takie proste, zwłaszcza jak się razem pracuje. Ja jestem producentem, ona reżyserem, pytanie:  kto jest szefem? Kinga jest uparta, nigdy od razu nie przyznała mi racji. Zawsze reaguje spontanicznie, najpierw działa, potem zastanawiamy się, co z tym zrobić. Dom w Milanówku to był pomysł Kingi,  ona mnie to tego namawiała, a ja się buntowałem. Na początku zawsze się bronię, a potem... kapituluję. Kinga jest szybka, ja – według niej - bardzo powolny. Może dlatego, że się kochamy, radzimy sobie.

Zbigniew Domagalski, mąż Kingi Dębskiej: „Teraz to ja jestem osobą towarzyszącą”

Robienie  filmów  to jest moje życie, pasja, która wypełnia mój świat. Lata temu założyliśmy z kolegami Studio Filmowe Kalejdoskop nie dla pieniędzy, ale żeby być wolnym, żeby robić swoje rzeczy, to był nasz świadomy wybór. Kinga miała zrobić swój debiutancki film „Hel” w Zebrze, ale coś nie wychodziło. Była zrozpaczona, że już nigdy nie zrobi tego filmu. Wtedy powiedziałem: „Słuchaj, to może ja bym się tym zajął”. Widziałem,  jaką ona ma ogromną potrzebę zrobienia tego filmu. Pasja, energia i pracowitość Kingi były dla mnie siłą napędową. Zdobywanie pieniędzy na film jest jak jest wyprawa na wojnę. Film kosztuje kilka milionów, trzeba w niego wierzyć i walczyć. Nikt nie wiedział, kim jest Kinga Dębska. Gdybym nie wierzył, że ma talent, nie zaryzykowałbym. Byłem szczęśliwy, kiedy się udało. Wszystkie filmy powstawały, towarzysząc naszemu życiu prywatnemu. Razem nam na nich zależało. Kiedy zachorowali rodzice Kingi i odeszli w ciągu jednego roku, ogromnie to przeżywała, pisała pamiętnik, żeby jakoś przetrwać. Gdy postanowiliśmy zrobić „Moje córki krowy”, ludzie pukali się w głowę: „Film o umieraniu rodziców, zwariowaliście?!”. Wiedziałem, jak ten film zrobić, bo powstał z autentycznych przeżyć, a ja w tym wszystkim uczestniczyłem. To miał być nasz film, nasza historia, musiałem go zrobić, żeby ta żałoba w końcu odeszła. Błagałem o pieniądze, żeby ktoś zainwestował w ten film. Udało się. Film zachwycił: „fenomenalny, wspaniały, fantastyczny...”. I taki jest. Filmy Kingi są prawdziwe, bo biorą się z niej, w niej się rodzą. Myślę, że w tym wszystkim  miłość jest najważniejsza. Ale też uznanie, szacunek. Jesteśmy z Kingą bardzo blisko, ale nie rywalizujemy ze sobą, tylko się uzupełniamy. Jej jest potrzebny dobry producent, a mnie zdolna reżyserka. Dała mi ogromną siłę. Dzięki niej zyskuję poczucie własnej wartości. Cieszenie się wspólnym sukcesem jest rewelacyjnym uczuciem. Kiedy lata temu pojechaliśmy razem pierwszy raz na festiwal filmowy do Gdyni, nikt Kingi nie znał. Teraz jestem osobą towarzyszącą. Kinga Dębska – gwiazda, i jej mąż.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również