Teraz nawet najbardziej luksusowe marki, najbardziej koncernowe firmy kosmetyczne i największe perfumerie oferują kosmetyki … dla mnie. I dla ciebie. Zindywidualizowane podejście przyciąga i przywiązuje klienta. Firmy więcej zarabiają, a my mamy skrojoną na miarę kosmetyki. I mnóstwo przyjemności.
Pamiętam swoje zdziwienie, jak po raz pierwszy zamawiałam kawę w Starbucksie. Gdy obsługa zapytała mnie o imię i napisała je na kubku z napojem, poczułam się wyjątkowo. W sekundę nawiązała się relacja między klientem a marką. Dlaczego by się ograniczać do gastronomii! – pomyśleli sprytni specjaliści od marketingu Yves Saint Laurent i wstawili do perfumerii Douglas w warszawskiej Arkadii pierwszy w kraju aparat do grawerowania zindywidualizowanych napisów na kosmetykach. Postanowiłam sprawić sobie własną szminkę. Wybrałam kolor, zatyczkę (może być wzorzysta), następnie pan z obsługi napisał na komputerze podłączonym do niewielkiej maszynki moje imię, włożył do niej szminkę i gotowe. Napis można zrobić na dowolnym opakowaniu – owalnej maskary, kanciastej szminki, a nawet na flakonie perfum (nie nadaje się do tego tylko najmniejsza pojemność 30 ml). Bezpłatnie! Personifikowanie opakowania – miłe. Zindywidualizowanie pielęgnacji – ważne. Marka Clinique proponuje, bym stworzyła własny krem. Najpierw wybieram jedną z dwóch baz nawilżających ID – lekki żel lub cięższą emulsję – potem jeden z wkładów ID (na niedoskonałości, zmęczenie, zmarszczki lub przebarwienia), który rozwiąże największy według mnie problem skóry. W opakowanie bazy wystarczy wcisnąć wybrany wkład. Ponad 97 proc. kobiet uważa, że ma więcej niż jeden problem z cerą. Dla takich powstało serum Signature Select Artistry. Uniwersalną bazę mogę połączyć aż z trzema ampułkami, które dobieram zgodnie z potrzebami skóry. Jest nawilżająca, rozświetlająca, przeciwzmarszczkowa, ujędrniająca lub rozjaśniająca. I już nie muszę używać kilku kosmetyków, wystarczy jeden.
Jeśli masz alergię i skłonność do podrażnień, nie dla ciebie wyszukane kosmetyki. Postaw na prostotę – na szczęście kosmetyków „troskliwych” jest coraz więcej. Ich historia zaczęła się w gabinecie dermatologów. Profesjonalna marka Croma do najlepszych gabinetów wprowadziła jednoskładnikowe preparaty, z których lekarz po konsultacji komponował serum dla pacjentki. Teraz takie kosmetyczne klocki możesz układać sama. Z jednoskładnikowych kosmetyków składa się np. seria Apot.Care. Specjalizuje się w nich też koreańska marka dr Jart+, amerykańska The Inkey List (w wolnym tłumaczeniu: skład). Dobierasz je do aktualnych (ciągle zmieniających się) potrzeb skóry, kupujesz w drogerii. Wybrałam Polyglutamid Acid Serum. To głęboko nawilżający składnik – czytam na opakowaniu. W ten sposób uczę się języka piękna. I potrzeb mojej skóry.
Czy kiedykolwiek w drogerii poczułaś się zagubiona? Ja tak. Wokół tyle kremów – jak wybrać, który kupić? Dla niezdecydowanych powstają elektroniczne gadżety, które pomagają dobrać kosmetyk do potrzeb cery lub właściwie go używać. Program Virtual Beauty Artistry można ściągnąć ze sklepu Google Play lub App Store. Wybierasz opcję „pielęgnacja skóry” i robisz selfie. Program analizuje stan skóry, podaje jej wiek (ha, bywa niezgodny z metryką!) i wskazuje problemy oraz zaleca właściwą ampułkę z serii Signature Select, które należy połączyć z podstawową bazą. Podobne narzędzie – internetową platformę „Czas działa na twoją korzyść” – stworzył koncern L’Oréal. Gdy przejdziesz przez ankietę, dostajesz jasną odpowiedź, jakie kremy będą dla ciebie najlepsze. Dla bardziej zaawansowanych technicznie są takie wynalazki jak interaktywne szczoteczki do oczyszczania i masażery Foreo. Używasz ich według wskazówek przychodzących na twój telefon. Powstała też aplikacja, która podpowiada, w jakim stopniu narażona jesteś na działanie niekorzystnych czynników zewnętrznych – My skin track marki La Roche-Posay. To niebieska „pinezka”, którą przypinasz do ubrania lub torebki. Czujnik La Roche-Posay śledzi zmiany promieniowania UV, poziomu zanieczyszczenia powietrza i wilgotności. Powiadamia o nich twój telefon i doradza, jak pielęgnować skórę. I masz zdrowie skóry pod kontrolą, na ekranie telefonu.
Byłam niedawno w fabryce koncernu L’Oréal pod Paryżem. Wiele się zmieniło. Najwięcej w części kreatywnej, bo tu głos oddano klientom. Szef działu pokazał, jak się pracuje, na przykładzie tworzonego niedawno kosmetyku nawilżającego. Zaproszeni testerzy ustawiają się wokół stołu i... bawią jak dzieci. Grają w skojarzenia słowne (z czym ci się kojarzy kwas hialuronowy?), spośród obrazków i gadżetów wybierają kolor kosmetyku kojarzony z nawilżaniem (bezbarwny i przezroczysty), konsystencję (żelową), fakturę (gładką, chłodzącą). Przy niektórych testach pracują też nad wygodnym opakowaniem – w drukarce 3D na bieżąco powstają nowe wersje. A gotowy preparat sprawdza się na własnej skórze, siedząc na barowych plastikowych krzesłach. Celowo są niewygodne, by testerzy szybko zdecydowali, czy nałożony na dłoń kosmetyk jest przyjemny, czy dobrze się wchłania, ładnie pachnie. Przecież w sklepie nie zawsze mamy komfortowe warunki, zazwyczaj się spieszymy, ktoś nas popycha, więc musimy podejmować szybkie decyzje. Według znawców sprzedaży dziś wyjątkowo ważnym kryterium wyboru kosmetyków jest przyjemność. By dopieścić zmysły, stworzenie zapachu linii do ciała Encanto Avon powierzono perfumiarzom z wyższej półki, twórcom wielkich kompozycji. Mnie radość sprawia używanie balsamu do ciała Coco Cabana Cream Sol de Janeiro – pachnie jak kokosowy popcorn. Z powodu zapachu stosuję też szampon do włosów tłustych Świeża trawa Yope (choć mam inne potrzeby). Makijaż zaczynam od powąchania podkładu Clarinsa Everlastasting – pachnie ogórkiem i mimozą. A przed snem używam glinkowych maseczek Sleep Well Soraya . Bo nazywają się Spacer przed snem, Kieliszek wina, Wieczorna kąpiel. Czuję, że twórca tych nazw rozumie mnie i moje życie.