Relacje

"Mąż czy rodzina? Ukochany każe mi wybierać i mówi, że to dla mojego dobra"

"Mąż czy rodzina? Ukochany każe mi wybierać i mówi, że to dla mojego dobra"
Fot. 123RF

Czy pieniądze i pozycja rodziny mogą być przeszkodą w związku? Oto jeden z możliwych scenariuszy. 

Dwa światy 

Moje małżeństwo nie zaczęło się dobrze i nie wiem, co mam teraz zrobić. Czy być lojalna wobec mojej rodziny, w której się urodziłam i dorastałam, czy wobec mojego świeżo poślubionego męża?

O związkach takich jak nasz mówiło się kiedyś „mezalians”. Może nie jestem biedną służącą czy nieznającą swojego miejsca guwernantką, a Kacper nie ma tytułu szlacheckiego i dwóch zamków na stanie, ale i tak dzieli nas przepaść. Moi rodzice prowadzili zwykłe życie, mieli zwykłą pracę, a rodzina Kacpra odziedziczyła sześć hoteli w Polsce i dwa we Włoszech. Zupełnie inny świat, niezwykły...

Właśnie w jednym z hoteli należącym do jego rodziny poznałam Kacpra. Wpadliśmy na siebie w lobby. Ja miałam wakacje, on tu pracował jako prawnik, przynajmniej tak się przedstawił. Od razu coś zaiskrzyło. Kacper spytał, jak mi się tu mieszka, czy mam jakieś uwagi, a godzinę później przysłał mi kwiaty do pokoju wraz z zaproszeniem na kolację w prywatnej części restauracji. Był szarmancki i starał się zrobić na mnie wrażenie.

Udało mu się.

Nikt wcześniej tak o mnie nie zabiegał. Zaimponował mi też swoją wiedzą na temat najnowszych technologii. Mógł godzinami opowiadać o sztucznej inteligencji, ale w taki sposób, że nawet ja, humanistka do potęgi entej, chłonęłam te informacje jak gąbka wodę. To była jego pasja. Jako jedyny syn swoich rodziców wiedział, że pewnego dnia przejmie zarząd nad hotelami, ale chciał też wpierać naukę, w szczególności polską naukę.

– Mamy bardzo zdolnych naukowców, brak im tylko sponsorów i patronów. Tu widzę swoją rolę.

Poczułam dumę – i z niego, i z naszej polskiej myśli naukowej.

Jak w bajce

Związek na odległość nie jest łatwy, zwłaszcza gdy parę dzieli pół Polski. Dość szybko zdecydowaliśmy się więc zamieszkać razem, gdyż tylko tak mogliśmy się lepiej poznać i w ogóle myśleć o wspólnym życiu. Jasne było, że to ja przeprowadzę się do Kacpra. Jako nauczycielka mogłam poszukać pracy wszędzie, a on wolał być na miejscu i ewentualnie jeździć w delegacje. Uznałam to logiczne.

Trochę się obawiałam, jak to będzie, ale Kacper nigdy nie dał mi odczuć, że pochodzę z biedniejszej rodziny. Jego rodzice także serdecznie mnie przyjęli i odniosłam wrażenie, że szczerze się cieszą z naszej relacji. To ja miałam opory i na początku źle się czułam, gdy Kacper płacił za wyjazd na Teneryfę czy lot na Bali.

– Skarbie, po co mi te pieniądze, jeśli nie mogę się nimi cieszyć z osobą, którą kocham?

Fakt. Nie dało się też ukryć, że w moim zawodzie nigdy nie zarobię tyle, co wiceprezes zarządu spółki hotelarskiej. Z drugiej strony nie potrafiłam tak całkiem się tym nie przejmować.

– Nie chcę, by ktoś wziął mnie twoją utrzymankę.

Kacper, gdy to usłyszał, wybuchnął tak szczerym, głośnym śmiechem, że poczułam się zmieszana.

– Co cię tak bawi?

– Skarbie, jakbym szukał utrzymanki, to nie wziąłbym na cel nauczycielki polskiego.

– Tylko kogo? Modelkę, aktorkę?

– Ty to powiedziałaś! – W obronnym geście uniósł ręce, wciąż z szerokim uśmiechem na twarzy.

Narzucało się pytanie, czemu zatem wybrał mnie – czyżby szukał żony? – jednak go nie zadałam. To mężczyzna powinien wyjść z inicjatywą. Jestem za równouprawnieniem, ale w pewny kwestiach pozostaję staroświecka. Zwłaszcza przy takiej dysproporcji w majątku i dochodach.

Pół roku od mojej przeprowadzki Kacper mi się oświadczył i zaczęliśmy planować ślub. Co do wesela, sprawa była oczywista – zorganizujemy je w jednym z hoteli jego rodziny. W grę wchodził również te we Włoszech, ale dla większości moich krewnych przyjazd tam byłby niemożliwy; ostatecznie zdecydowaliśmy się na polskie morze. Mieliśmy nadzieję, że pogoda dopisze, bo planowaliśmy ceremonię na zewnątrz.

W trakcie przygotowań znów dał o sobie znać mój kompleks kopciuszka, bo zwyczajnie nie byłam w stanie uczestniczyć w kosztach, w jakiejś istotnej części.

– Nie uważasz, że kwiaty za dwadzieścia tysięcy to przesada? – Pokazałam Kacprowi rachunek, który wystawiła florystka polecona przez jego mamę.

Tylko machał ręką.

– Znowu masz te swoje opory finansowe? Skarbie, nie bądź taka dumna. Przecież niedługo oficjalnie to, co jest moje, będzie też twoje. Po drugie, zapominasz, że jestem jedynakiem, pozwól się mojej mamie wyszaleć, skoro to dla niej jedyna taka okazja. A po trzecie, nigdy nie przestaje być bizneswoman, więc jak ją znam, sporo wydatków wrzuci w koszty, jako inwestycję, dzięki której pokaże, na co stać nasz hotel i zorganizuje mnóstwo takich ślubów.

No tak. Inny świat, inne myślenie.

O trzech czwartych wydatków nawet nie wspomniałam moim rodzicom, by nie przyprawić ich zawał. Wiedziałam, ile kosztowała organizacja wesela mojej siostry, a potem brata. U nas więcej kosztował tort i słodki stół. Moją suknię ślubną tworzyła profesjonalna projektantka mody, a lista gości wydłużała się z każdym tygodniem. Cóż, jak wspomniał Kacper, dla jego specyficznej rodziny ślub syna to świetna okazja do pokazania się i ubicia kolejnych interesów.

W końcu nadszedł nasz wielki dzień. To było coś… pięknego. Aż zapierało dech. Nigdy w życiu nie uczestniczyłam i nie będę uczestniczyła w tak wspaniałej ceremonii, zwłaszcza w roli głównej, to wiedziałam bez wątpienia. Wesele było ciągiem dalszym wspaniałości. Goście bawili się do białego rana w sali z widokiem na morze, delektując się potrawami od jednego z najlepszych w Europie szefów kuchni.

Pieniądze nie są przeszkodą, czyżby?

Kiedy udaliśmy się do naszego apartamentu, Kacper wyjął z kieszeni marynarki kilka kopert.

– Twoja rodzina wręcza prezenty w kopercie, jak księdzu po kolędzie – powiedział z uśmiechem.

To miał być chyba żart, ale zrobiło mi się przykro. Nie wiedziałam, jakie obowiązują wśród elit standardy dotyczące wręczania prezentów, szczególnie pieniężnych. Kacper wyjmował banknoty i… wzdychał. Na stoliku leżało jakieś dwadzieścia tysięcy, w tym pięć od moich rodziców.

– To chyba niezła kwota – zauważyłam.

Kacper wzruszył ramionami.

– Gdyby chodziło o napiwki, powiedziałbym, że nawet godna. Ale oni wydawali najmłodszą córkę za mąż.

Poczułam gwałtowne uderzenie gorąca i rumieniec oblał mnie od stóp do głów. Zanim wybuchnęłam – jeszcze sama nie wiedziałam: płaczem czy gniewem – Kacper spojrzał na mnie i się zreflektował.

– Przepraszam, skarbie, nie chciałam cię urazić. Czasami zapominam, że… tak wiele nas dzieli, no, wiesz.

Nie, nie wiedziałam. Powinniśmy odsypiać wesele, a ja się zastanawiałam, czy nie popełniłam życiowego błędu.

– Nas? Mnie i ciebie? Twierdziłeś…

– Ależ nie, skarbie, nie denerwuj się, ty już jesteś nasza. Chyba zawsze byłaś, po prostu urodziłaś się nie w tej rodzinie. Od początku widziałem twoją skromność i klasę zarazem, i nie mogłem przeoczyć takiego diamentu. Wymagałaś tylko oszlifowania i oprawy. To już moja rola. A twoja…

– No, jestem bardzo ciekawa.

Spojrzał mi prosto w oczy i już się nie uśmiechał, gdy mówił:

– Trwaj u mego boku, bądź lojalna i nie przynoś mi wstydu. Co do twojej pracy, to jeszcze zdecydujemy, czy bardziej się nie przydasz w hotelu. A co do twojej rodziny, zacznij powoli rozluźniać kontakty. Nie. – Uniósł dłoń, gdy próbowałam zaprotestować. – Jak to przemyślisz, sama przyznasz mi rację. Oni już do ciebie nie pasują. A zupełnie nie wyobrażam ich sobie w roli dziadków mojego syna czy córki. No dobrze, pójdę wziąć prysznic. Sorry, skarbie – cmoknął mnie w czoło – ale nasza noc poślubna musi poczekać. Jestem wykończony.

Zniknął za drzwiami łazienki, a ja wolno osunęłam się na kanapę. Myślałam, że Kacper polubił moich rodziców i moje rodzeństwo, i może nawet tak było, co jednak nie przeszkadzało mu oczekiwać ode mnie, że się ich wszystkich wyrzeknę. Myślałam też, że mnie kocha, skoro spośród tylu kobiet wybrał właśnie mnie, i może nawet kochał, ale raptem już nazajutrz po ślubie podyktował mi warunki, jakie muszę spełniać, by być godną miana jego żony. Powoli docierało do mnie, że nasze małżeństwo było dla niego przemyślanym interesem.

Nie znałam go od tej strony i nie sądziłam, że kiedykolwiek poznam. Zupełnie nowa twarz Kacpra wystraszyła mnie. Czy na pewno chcę spędzić z takim dwulicowym człowiekiem resztę życia? Czy chcę mu urodzić dzieci?

Od początku różnica w naszym statusie mnie niepokoiła. Obawiałam się, że przy kłótniach może mi to wypominać. Nie sądziłam jednak, że niemal z uśmiech na ustach potraktuje mnie jak kobietę, którą wybrał i kupił.

Siedzę i myślę, co powinnam zrobić. Poddać się życzeniom męża i żyć w złotej klatce? Czy być wierna rodzinie, która kocha mnie bezwarunkowo, i jeszcze przed podróżą poślubną wystąpić o rozwód? Chyba już podjęłam decyzję, tylko jeszcze sama przed sobą nie umiem tego przyznać…

 

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również