Historie osobiste

"Córka stawia mi za wzór mamę przyjaciółki. Też bym była ideałem, gdybym nie musiała pracować..."

"Córka stawia mi za wzór mamę przyjaciółki. Też bym była ideałem, gdybym nie musiała pracować..."
Albo praca, albo czas na urządzanie przyjęć i gotowanie trzydaniowych obiadów. Ja wybrałam to pierwsze
Fot. Agencja 123rf

Mama przyjaciółki mojej córki podobno robi wszystko najlepiej. Gotuje najlepsze obiady, organizuje najlepsze imprezy na cześć, wspaniale dba o dom i ogród, istna perfekcyjna pani domu. A ja? Cóż, ja w tym czasie chodzę do pracy…

Córka patrzy na mnie z wyrzutem każdego dnia. Ostatnio w ogóle nie patrzy na mnie inaczej. Matki nastolatków nie mają łatwo. Potwierdzam. Burza hormonów, parcie do podejmowania samodzielnych decyzji, bunty, histerie, ciche dni, pierwsze miłości… 

Nagła zmiana córki

Helena dołączyła do klasy mojej córki we wrześniu. Trzynastolatki od razu złapały nić porozumienia i bardzo szybko się zaprzyjaźniły. Ucieszyłam się, bo Ania wydawała mi się dotąd dość introwertyczna. Ale wystarczyła odpowiednia osoba, która wiedziała, jak do niej dotrzeć, by moja córka chichotała i trajkotała jak typowa nastolatka. Helena często przychodziła do naszego domu, więc wiem. Dziewczyny razem odrabiały lekcje, uczyły się, wybierały liceum, wychodziły na rowery albo plotkowały. Sielanka.

Ale gdy Ania wracała od Heleny, była dziwnie cicha. Tę zmianę zauważyłam po kilku tygodniach. Wyraźnie coś się działo. Kiedy ją o to pytałam, wzruszała ramionami. Aż pewnego dnia…

– Czemu u nas nigdy nie ma domowego ciasta na deser? – spytała z wyrzutem po obiedzie.

Po całym dniu w biurze sił starczyło mi na przyrządzenie szybkiego spaghetti.

– Weź sobie ciastka owsiane z puszki, mają dużo bakalii…

– Nie chcę kupnych ciastek! Czemu nie upieczesz szarlotki? – W głosie córki brzmiało coraz więcej pretensji.

– Jestem zmęczona, ale jutro możemy upiec szarlotkę, jeśli masz ochotę. Przygotuję się.

 

Dlaczego nie jestem mamą idealną?

To był pierwszy sygnał. Sądziłam, że chodzi tylko o ciastko, ale w kolejnych dniach córka zgłaszała coraz więcej zastrzeżeń Czemu raz na tydzień przychodzi do nas pani do sprzątania. Dlaczego w ogródku mamy tylko trawę i kilka krzewów, zamiast rabatek z sezonowymi kwiatami, które kwitłyby od wiosny do jesieni. Dlaczego jej urodziny zorganizowaliśmy przy ściance wspinaczkowej, a nie w naszym ogrodzie…

– Nie rozumiem, kochanie… Przecież byłaś zadowolona ze swoich urodzin.

– Nie chodzi o te głupie urodziny!

– Więc o co? – zdenerwował się mój mąż, który tak jak ja nie rozumiał, czemu Annie nagle przestało się podobać nasze życie.

– Mama Heleny wszystko robi sama! U niej jest porządek, chociaż nie ma pani Geni do sprzątania, i sama myje okna. I firanki sama szyje. I mają piękny ogródek, a nie takie nudne boisko do kopania piłki. A Helena codziennie dostaje domowy obiad. Z deserem, który zrobiła jej mama, a nie kupiła i już! – wylało się z Ani. – A na urodziny zaprosiła wszystkie dziewczyny do ogrodu. Wszędzie wisiały lampiony i girlandy. Było magicznie! A jej mama upiekła piętrowy tort!

Oszołomiona zatrzepotałam rzęsami, dosłownie.

– Kochanie, ale z tego, co wiem, mama Helenki nie pracuje, ma więcej czasu, żeby…

– Tata Heleny zarabia tyle, że jej mama nie musi pracować!

Po tej ostatniej pretensji obróciła się na pięcie i pobiegła do swojego pokoju. Trzask drzwiami był jak kropka. Nie poszłam za nią, niech ochłonie.

 

Czy to źle, że korzystamy z płatnej pomocy?

Ania musiała długo analizować nasze życie i porównywać je z życiem koleżanki, zanim wyrzuciła z siebie te emocje i zastrzeżenia, sprawiając, że ja także zaczęłam zastanawiać. Obydwoje z mężem zajmowaliśmy odpowiedzialne stanowiska, zarabialiśmy nieźle i niczego nam ani naszej córce nie brakowało. Przynajmniej tak sądziłam. Mieliśmy duże, blisko stumetrowe mieszkanie, w którym każdy miał swoją prywatną przestrzeń i w którym uwielbialiśmy przyjmować gości. Jednak przyjęcia urodzinowe dla Ani woleliśmy urządzać w jakimś ciekawym miejscu, gdzie dzieci mogły się wyszaleć i skorzystać z oferowanych atrakcji. Było nas stać na takie rozwiązanie, a i nasza córka dotąd nie narzekała na takie rozwiązanie.

Ogródek… Racja, był po prostu trawnikiem otoczonym krzewami, ale nie miałam czasu, by go uprawiać, poza tym nie przepadałam za pracą w ziemi. Chcieliśmy mieć kawałek zieleni, gdzie moglibyśmy postawić krzesła i stolik, by odpocząć przy kawie albo grillować. Nie pasjonowało nas sadzenie, pielenie i pilnowanie pór kwitnienia.

Pani Genia, nasza niezawodna pomoc domowa, była błogosławieństwem, i każda kobieta, która nie jest pedantką czy Zosią samosią, doskonale wie, o czym mówię.

Starałam się gotować obiady, ale mąż często pracował w innych godzinach niż ja, z kolei Ania jadła w szkole i z reguły nie chciała jeść drugiego obiadu w domu. Skupiłam się zatem na tym, byśmy zjadali wspólnie kolację. Preferowałam dania nowoczesne, zdrowe i szybkie w przygotowaniu. Zamiast stać godzinnymi przy kuchni, wolałam inaczej spożytkować ten czas.

Czy to znaczy, że byłam gorszą panią domu, gorszą matką? Bo nigdy nie aspirowałam do miana idealnej gospodyni? Bo pracowałam. Miałam pod sobą kilkudziesięciu pracowników, odpowiadałam za nich. Czy to dla mojej córki zupełnie się nie liczyło? Wolałaby, żebym siedziała w domu, piekąc ciasta, plotąc girlandy i zdobywając sprawność, w temacie „jak rozpoznać pelargonię po sadzonce”?

 

Zmieniając punkt widzenia

Czułam się potraktowana niesprawiedliwie. Do tego Ania abstrahowała od faktu, że za kilka lat będzie dorosła, pójdzie na studia i raczej nie będzie się oglądać na mamę, zostawioną w domu z syndromem opuszczonego gniazda.

– Skarbie, ja i mama Heleny żyjemy inaczej, mamy inne aspiracje, ale to nie znaczy, że jedna z nas jest lepsza. Fakt, że oboje z tatą pracujemy, nie wynika wyłącznie ze względów finansowych. Pasje też ludzie mają różne. Czy ja oczekuję, że zrezygnujesz z zajęć siatkówki, żeby popielić ze mną ogródek? – tłumaczyłam Ani różne kwestie, związane z podejmowaniem życiowych wyborów. – Poza tym przypominam ci, że nie lubisz sprzątać, nawet w swoim pokoju, więc wizyt pani Geni powinnaś oczekiwać z uśmiechem na ustach.

Dałam Ani do myślenia. To mądra dziewczyna, powinna zrozumieć, że każdy dom i rodzina są inne. Ze swej strony postanowiłam wprowadzić parę zmian, tak byśmy spędzały z Anią więcej czasu razem. Wspólnie gotujemy nie tylko w weekend. Uczymy się też robić niskocukrowe domowe desery. Ale na pewno nie podporządkuję całego naszego życia pod życzenia nastolatki. Gdzie gwarancja, że ta nowa mama na dłuższą metę by jej się spodobała? U sąsiada trawa zawsze bardziej zielona.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również