Wywiad

Natalia Rybicka: "Nie ma co komplikować, proste rzeczy są najlepsze"

Natalia Rybicka: "Nie ma co komplikować, proste rzeczy są najlepsze"
Natalia Rybicka/ MATEUSZ STANKIEWICZ/FEED ME LAB
Fot. Twój STYL

Natalia Rybicka męża poznała na końcu świata, domów miała wiele, do aktorstwa trafiła przez pomyłkę. Znamy ją z "Londyńczyków", "Żurku", "Excentryków", serialu "Gra z cieniem". Fani teatru – z ról u Macieja Englerta i Agnieszki Glińskiej. Aktorka wszechstronna, ale zdystansowana. Nie pozuje na ściankach, nie drapie pazurami o angaż. Natalia Rybicka ceni związek z pracowitym operatorem i troskę o ich patchworkową rodzinę. Czy to życiowa równowaga? Tak, ale droga do niej nie była prosta. 

 

Natalia Rybicka o nieustającej podróży

Bycie w drodze, wyjazdy i powroty, „ruchomy” dom to pani scenariusz?

Tak. Podróżuję coraz więcej, bo mąż (operator filmowy Michał Sobociński) robi zdjęcia w różnych miejscach na świecie, a dla mnie ważna jest bliskość. Nie wyobrażam sobie rozłąki na dłuższą metę. Dom budujemy za każdym razem od nowa tam, gdzie Michał ma pracę. Oczywiście, na ile to jest możliwe w związku z moim kalendarzem zawodowym i zajęciami naszych dzieciaków.

Żeby zmiana miejsca była przyjemnością, potrzebna jest łatwość adaptowania się w nowych warunkach. A tworzeniu nowych domów sprzyja charakter wagabundy. Pani to ma?

Zmienność nie jest zaprzeczeniem stabilności, za którą większość z nas tęskni? Trochę jestem od niej uzależniona. Wir mnie napędza. Od dzieciństwa uprawiałam sport, zachęcili mnie rodzice, oboje po AWF-ie. Zaczynałam tutaj, w Pałacu Młodzieży. Trenowałam gimnastykę artystyczną, taniec sportowy. Z rodzicami jeździłam na narty, na żagle. Potem już bez nich na zawody czy obozy albo z plecakiem, często samotnie. Byłam samodzielna, dobrze zorganizowana. Życiowa dyscyplina przydaje się, kiedy muszę tworzyć domy w nieznanej rzeczywistości.

„Budując, zacznę od dymu z komina” – pisał Staff, wierząc, że nie potrzeba skały, aby stworzyć na niej bezpieczne, dobre miejsce do życia. Od czego pani zaczyna?

Od znalezienia dogodnej lokalizacji. Cenimy drobne przyjemności, więc fajnie, jeśli w okolicy są miejsca z dobrą kawą, park czy kino. Nie samą pracą człowiek żyje. Wiadomo, że przyjemnie jest mieć ładny widok z okna i miłych sąsiadów, ale ważniejsze, by była możliwość przyjęcia gości. Odwiedzają nas przyjaciele i dzieci, a mamy ich troje. Lubię fazę urządzania. Staram się tworzyć domową atmosferę, nawet gdyby miało to być tylko na chwilę. Cieszy mnie kreatywne organizowanie – kupuję poduszki czy filiżanki. Coś, co ociepli bezosobowe wnętrze. Dla mnie najważniejszym elementem w domu jest stół, przy którym da się posadzić wszystkich, biesiadować, grać w planszówki. Wokół niego kręci się życie. Wygodna kanapa też się liczy, by usiąść, poczuć swoją obecność i po prostu być. Ale bez kanapy też sobie radzimy.

Da się uznać za swoje miejsca, które dotąd nic dla nas nie znaczyły?

Nawet te, gdzie było trudno, teraz wspominam jako coś wspaniałego. Na przykład Indie. Mieszkaliśmy w Bombaju. Totalny kosmos: inna strefa czasowa, pogoda, mentalność ludzi. Wielkie miasto, w którym dzień miesza się z nocą. Mój organizm zaakceptował to z trudem. A teraz czuję, że chciałabym znaleźć się tam znowu. Do Paryża przyjechałam z terminem porodu za dwa miesiące, więc miasto kojarzy mi się z czekaniem. W Berlinie uczyłam dzieci jeździć na rowerze. Historia tych miejsc jednak się tworzy. Ważne, że jesteśmy razem. To daje poczucie stabilizacji. Paradoksalnie podróże pomogły mi osiągnąć spokój. W każdej dziedzinie życia. 

Natalia Rybicka o aktorstwie

Ten stan, spokój, jest atutem w wymagającym aktywności zawodzie aktorki?

Dziś myślę, że wewnętrzny spokój to ciekawe narzędzie. Nie chce mi się już biec po więcej i więcej. A mimo to się rozwijam.

A co z lękiem, że telefon z interesującą propozycją zadzwoni w torebce innej aktorki?

Od tej obawy uciec się nie da. Aktor chce grać, doświadczać nowego, szuka adrenaliny. Mamy potrzebę ciągłego świecenia. Więc także lęk: co będzie, jeśli zgaśniemy – czy ktoś znowu nas zapali? Jesteśmy zależni od ludzi, którzy nas zatrudniają. Ale to nie spędza mi snu z powiek. Może tylko czasem zastanawiam się, dlaczego nie jestem brana pod uwagę do jakichś zdjęć próbnych. 

To się łączy ze stresem?

Nie. To analiza. Generalnie przez lata pracy nauczyłam się, że na pewne sprawy nie mam wpływu. Wiem, że zawsze daję z siebie sto procent. Po prostu czasem reżyser widzi w roli kogoś innego. Drapanie pazurami i ustawianie się na ściankach? Nie umiem, są rzeczy ważniejsze. Ale cieszę się, że mogę się spełniać zawodowo. Szczególnie że nie marzyłam o byciu aktorką. Gdy byłam mała i musiałam sprzątać pokój, czego nie cierpiałam, wyobrażałam sobie, że jestem Kopciuszkiem – grałam dziewczynkę zapędzoną do obowiązków. Ale nic więcej. Zawód przyszedł sam. Tata pomylił eliminacje do zespołu tanecznego z castingiem do musicalu Piotruś Pan i tak znalazłam się w teatrze Roma. Miałam 13 lat. Potem wydarzały się kolejne przygody. Ale granie to nie jest mus. W momentach przestoju zastanawiam się, co mogę zrobić dla siebie. Może języki? Chciałabym nauczyć się włoskiego. A może więcej pracy nad ciałem? Mogłabym zapisać się na taniec współczesny. Przez ruch potrafię się określić bardziej niż przez słowa. Mam w sobie przyzwolenie na to, że nie zawsze w życiu są fajerwerki. Może przez to, że zaczęłam grać wcześnie.

Natalia Rybicka o rodzinie

Deklaruje pani w wywiadach, że chce uciec od bycia wyłącznie matką i żoną. 

Nie nazwałabym tego ucieczką, ucieka się od czegoś niefajnego, a macierzyństwo jest dla mnie dobre. Mam raczej potrzebę zadbania o własną przestrzeń. Żeby dzieci były szczęśliwe, ja muszę być szczęśliwa, a do tego potrzebuję się rozwijać. Długo szłam do momentu, w którym stałam się dla siebie ważna. Może przez to, że jako pracujące dziecko uznałam autorytet starszych. Wierzyłam im, moje zdanie zostawało na drugim planie. Trochę mi zajęło, by się do niego dokopać i uwierzyć, że ono się liczy. Żeby odzyskać widzialność. Byłam z tych grzecznych dziewczynek, które robią "co trzeba". Cieszy mnie, że teraz buduje się w dziewczynach siłę i wiarę, że mogą wszystko. Nie zawsze muszą być ładnie ubrane, czyste i posłuszne. Ja chcę, by moje dzieci czuły się kochane, bezpieczne i wystarczające. Żeby same doszły do tego, co chcą w życiu robić. Na razie córka objawia dużą asertywność, więc to pielęgnujemy. 

Jesteście rodziną patchworkową. Dwoje dzieci męża, "wspólna" Helena i zaraz kolejny członek rodziny. Jak rozpisać mapę relacji i uczuć w takiej drużynie?

Z Michałem poznaliśmy się na końcu świata. Dosłownie, bo w Seattle, w przypadkowej knajpie spotkało się dwoje obcych sobie ludzi. Jakbyśmy mieli na siebie trafić. Wydało mi się naturalne, że w związku z tym przyjmuję go takim, jaki jest, z kim jest. Pytano mnie: to chyba trudne tworzyć związek z mężczyzną, który ma dzieci? Nie wiem, na czym ten trud miałby polegać. Z dzieciakami szanujemy się, lubimy, to silna, trwała relacja. Jedyna trudność, że oni są już na tyle duzi, że czasem nie chcą już z nami posiedzieć, gdzieś jechać, mają swoje światy. Dlatego – à propos domów – cenimy sobie ten polski, warszawski. Czasem jesteśmy tam tylko jedną trzecią roku, ale to miejsce wspólne, tu wszyscy wracamy, tu łatwiej nam się spotkać. Mogę powiedzieć: mieszkam tam, gdzie jest moja rodzina. A co do roli matki – jestem dumna, że prowadząc szalone życie, daję sobie radę. Dzięki pracy przy "Mahagonny…" wróciłam do systematyczności. Jestem w próbach, dzień składa się z konkretnych godzin i miejsc, w których muszę się pojawić. Umiem to zorganizować. Opieka dla dziecka, przejazdy, zakupy, lekarz. Jeszcze nic się nie zawaliło i to daje mi poczucie… dorosłości. 

Natalia Rybicka o wieku i nastawieniu do życia

Powiedziała 38-latka…

Wciąż się czuję, jakbym miała dwadzieścia.

Tak pani wygląda. To gen?

Chyba tak. Gen optymizmu. Myślę, że człowiek jaśniej widzi świat, kiedy uśmiecha się szeroko i jest w kontakcie ze sobą. Lubię ten stan. Trzeba zachować spokój, zejść na ziemię, poczuć pod nogami, gdzie się jest. Czasem mam wrażenie, że osiemdziesiąt procent zamieszania, które wokół siebie generujemy, da się wyeliminować.

Pani ma naturę refleksyjną?

Tak. Choć nie przesadzam z tym, bo można się wkręcić w błędne koło. Nie ma co komplikować, proste rzeczy są najlepsze. Wszędzie. W życiu, i w kuchni. No, trochę się mądrzę, bo u nas to mąż jest kucharzem. Ja mało gotuję.

Czego pani życzyć w związku z premierą nowej sztuki? I z początkiem roku?

Pogody ducha, bo dziś łatwo myśleć fatalistycznie, a nie ma takiej potrzeby. Zawsze gdzieś tam świeci słońce.

Cały wywiad można przeczytać w lutowym wydaniu magazynu "Twój STYL"

st_02_001 RYBICKA_podstawa

Kim jest Natalia Rybicka?

Natalia Rybicka - Urodziła się w 1987 roku w Warszawie. Aktorka filmowa, teatralna i serialowa. Trenuje taniec nowoczesny, klasyczny i disco dance (dwukrotnie została mistrzynią Polski w Disco Dance Freestyle). Jej mężem jest operator filmowy Michał Sobociński, z którym ma córkę Helenę. Niebawem przyjdzie na świat ich drugie dziecko.

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również