Z Nataszą Urbańską rozmawiamy o jej nowej płycie "Rajd 44", zaskakującym zawodowym zwrocie i podboju zagranicy. Artystka opowiada też o wychowywaniu nastolatki i zdradza swój patent na udany związek.
Z jakim nastawieniem wchodzisz w nowy rok?
NATASZA URBAŃSKA: Z lekką głową i śmiałymi planami do zrealizowania. Ten nowy rok ma być lepszy, już to z nim ustaliłam... Poprzednie dwa były dla nas wszystkich bardzo trudne za sprawą pandemii.
Zaczęłaś go nie najgorzej – promocją swojej nowej płyty "Rajd 44". Jej tytuł jest symboliczny, więc muszę zapytać o twój życiowy rajd. Bardzo był wyboisty?
Hmm, czy ta droga była spokojna? Przeciwnie! Były momenty przyspieszenia i ostre zakręty, a czasem i ściany, na których się rozbijałam lub ostre hamowania. Moja droga była wyboista, bo takie jest życie. Idealnie byłoby, gdyby wszystko układało się gładko i było usłane różami, ale nie zawsze tak jest. Te momenty cudowne, mieszają się z tymi trudnymi, dzięki czemu potrafimy doceniać piękne chwile. "Co cię nie zabije, to cię wzmocni" – wierzę w to. Wszystko, czego doświadczyłam, budowało mnie. Skupiam się na tym, co tu i teraz, nie rozpamiętuję. Jestem w innym miejscu. Poszukuję nowych rzeczy, rozwijam się. Mocno stawiam na siebie – na niezależność i samodzielność. Ufam swojemu instynktowi, nauczyłam się go uważnie słuchać. Moment, w którym wydałam tę płytę, był podsumowaniem wszystkiego, co się w moim życiu do tej pory wydarzyło. Zarówno w sprawach zawodowych, jak i osobistych. Bo to wszystko się u mnie mocno przeplata.
Wyświetl ten post na Instagramie
O czym śpiewasz?
O tym, jak widzę świat. O mojej perspektywie. Mocno się przy tym odkrywam. Nigdy wcześniej aż tak szczerze nie rozmawiałam z moimi słuchaczami. Tworząc tę płytę, otworzyłam się na komponowanie muzyki i pisanie tekstów. To wymagało dużego skupienia, czasu. Pojawiło się kilka tekstów, które odzwierciedlają ten mój moment. Moment, w którym dziś jestem.
Powiedziałaś, że długo szukałaś siebie. Dziś już wiesz, jaka jesteś i kim jesteś?
Cały czas szukam, odkrywam. Dziesięć lat temu inaczej sobie radziłam, czy nie radziłam, z różnymi sprawami: ludźmi, energiami wokół nich, z decyzjami. Dziś buduję swój wewnętrzny świat coraz bardziej świadomie. Długo szukałam też świata muzycznego, który mnie odzwierciedla. Latami byłam na siłę wrzucana do jakichś szufladek, konwencji. Broniłam się, bo chciałam się dowiedzieć, co we mnie tak naprawdę drzemie, zamiast kopiować kogoś i wklejać siebie gdzieś, bo to się sprzeda. Nie idąc na kompromisy, postawiłam na własną drogę, na swój instynkt i odnalezienie siebie. Tworząc tę płytę, przebyłam ciekawą drogę w poszukiwaniu tego, co we mnie drzemie.
I okazało się, że czujesz bluesa.
Tak, zdecydowanie! Blues pomaga opowiadać o bardzo osobistych sprawach. Jego gitarowe brzmienia, na których przecież dorastałam, są mi do dziś bardzo bliskie. To producenci mojej płyty otworzyli mnie na świat bluesa i to na pewno jest teraz mój kierunek. Wszystkie pomysły, które się pojawiły na płycie, też są moje. Wyprodukowałam tę płytę samodzielnie. I muszę ci powiedzieć, że to świetne uczucie być swoim bossem.
Już nie czujesz, że coś komuś musisz udowodnić?
Już nie. Dawno, dawno temu, gdy byłam początkującą artystką, pojawiało się u mnie takie poczucie, żeby pokazać, udowodnić wszystkim, że jestem dobra nie tylko jako tancerka, ale i wokalistka. To dlatego, że ciągle słyszałam: "Albo tańczysz, albo śpiewasz". Bardzo chciałam udowodnić, że jednak potrafię. W pewnym momencie przestałam jednak o tym myśleć. Skupiłam się na rozwoju. Dziś myślę o sobie jako artystce, która wciąż jest w drodze. Płyta wydana, a ja myślę już o kolejnych projektach. Mam kilka, które już prowadzę.
Nie zatrzymuję się. Jako artystka i jako kobieta, czuję ogromną siłę i wierzę, że nic nie jest w stanie mnie zatrzymać, zwłaszcza że mam wokół siebie ludzi, którzy mnie mocno wspierają. To mi daje poczucie, że mogę wszystko. Wystarczy tylko chcieć i nigdy nie wątpić w siebie.
W "Nieuchronne" ostrzegasz przed pędem życia, w którym zapominamy o tym, co najważniejsze. Sama żyłaś w takim pędzie?
Jasne, że tak! Ten tekst powstał jeszcze zanim zaczęła się pandemia. Już wtedy tęskniłam za zwolnieniem. Gdy to się stało, wszyscy otworzyliśmy oczy i zobaczyliśmy, jak pędziliśmy kompletnie bez sensu. Pamiętam, jak poszłyśmy kiedyś z córką do kina. Mijając strefę restauracyjną, zobaczyłyśmy, że nikt tam ze sobą nie rozmawiał. Wszyscy siedzieli w telefonach! Bo dziś zapominamy o najważniejszym: relacjach z drugim człowiekiem. "Nieuchronne" to taki wake-up call. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Czas spędzany z moją rodziną jest dla mnie absolutnie bezcenny. Wiedziałam to już po urodzeniu córki i już wtedy zwolniłam. Zamiast iść na pokaz mody, zostawałam z nią i razem oglądałyśmy bajki. Nikt mi tego nie odbierze, to mój czas, a jak się ma dziecko, to się wie, że on bardzo szybko mija. Ona już dziś nie jest taka, jak była jeszcze 5 dni temu i trzeba naprawdę łapać te chwile i się nimi cieszyć.
Kalina ma już 13 lat. Jak się wychowuje nastolatkę?
Oj małe dzieci – małe problemy, a duże dzieci to... (śmiech). A tak naprawdę, Kalina jest cudowna. Ma charakter, ale i ogromną wrażliwość na drugą osobę. Jest prawym człowiekiem i to jest piękne. Kocha muzykę. Uczy się w studiu artystycznym "Metro". Angażuje się, chce rozwijać. Jeździ na każdy obóz. Zachwyca ją świat sztuki. Serce mi rośnie, bo widzę, że jest dzięki temu szczęśliwa. Uwielbiam z nią spędzać czas. Ma świetne poczucie humoru, takie jak mój tata. Wychwytuję w pojedynczych momentach tego mojego Bolka, który, poza tym, że był moim tatą, był moim ulubionym człowiekiem na świecie. Kalina bardzo mi go przypomina. Etapy jej wychowania wciąż się zmieniają, a ja się tego uczę na bieżąco.
Pojawiają się pierwsze bunty?
Jasne, ale to normalne. Pamiętam to z własnego dzieciństwa. Tak to już jest. Pewnie pojawi się ten moment, kiedy jak każdy nastolatek odwróci się od rodziców, a bliższe relacje nawiąże z rówieśnikami. Tak było ze mną. Ale liczę, że wróci, bo dla Kaliny rodzina, bliscy to podstawa. Tak jak sfera przyjaźni – bardzo to pielęgnuje, dba o swoich przyjaciół. Mamy z Kaliną też swój czas – momenty tylko dla siebie. To moja dziewczyna, mój człowiek. Jestem jej mamą, ale mamy też mocną więź przyjacielską. Od małego byłam przy niej i zawsze mogła na mnie liczyć. Zawsze tak będzie.
Wyświetl ten post na Instagramie
W co chcesz ją wyposażyć? Z czym wypuścić w świat?
Z szacunkiem do drugiego człowieka. Wpajamy jej też szacunek i pokorę do tego, co robi. Bardzo chcę, żeby odnalazła siebie i swoją pasję. I nigdy nie szła na skróty. Często o tym rozmawiamy, zwłaszcza, że mamy wysyp szybkich karier. Ktoś zostaje idolem dzieciaków, tak naprawdę niewiele sobą reprezentując. To są szybkie kariery i często duże pieniądze. Otwieram jej oczy na to, jak naprawdę wygląda show-biznes. Łatwo o upadek. Talent zobowiązuje do ciężkiej pracy. Powtarzam, że górek i dołów będzie w jej życiu dużo, ale warto pracować nad sobą, wyrabiać systematyczność, dyscyplinę. Bo efekt nie przyjdzie od razu. Oboje z Januszem jej o tym mówimy. Powtarzam jej też, żeby unikała toksycznych ludzi, złej energii.
O miłości do męża śpiewasz w dwóch utworach: "Linie" i "Innej".
Broniłam się rękami i nogami, żeby nie pisać o miłości, bo przecież tyle już o niej napisano i wyśpiewano. Ale to tak ważna sfera w moim życiu, że się nie umiałam powstrzymać. Mam w sobie tyle emocji związanych z moim mężem, że musiałam to przelać na papier. Pisałam te teksty, próbując nazwać to uczucie, które z nami idzie przez tyle lat, które wciąż się zmienia i wciąż jest bardzo silne. Te dwie piosenki są o naszej relacji, naszym uczuciu. O tym, że mimo że jesteśmy od siebie tak inni, to jednak razem przepływamy przez ten czas.
Zdradzisz, w jaki sposób, mimo tak wielu różnic, udało się wam stworzyć udany związek?
Jesteśmy bardzo różni, ale też wiele dokładnie tych samych rzeczy nam się podoba. Podobnie myślimy, podobnie reagujemy na pewne sprawy. Nawet jeśli początkowo inaczej do nich podchodzimy.
Przeciwieństwa się jednak przyciągają. Janusz to ogień, a ja woda. Oboje dojrzewamy, pracujemy nad sobą. Uzupełniamy się i współgramy. Wciąż się przyciągamy. Wciąż ze sobą rozmawiamy. I wciąż lubimy spędzać ze sobą czas. To ważne. Tak długo, jak będziemy to lubili, tak długo razem będziemy.
Janusz powiedział o tobie niedawno: "Natasza cały czas się zmienia. Jej kobiecość jest coraz bardziej intrygująca". Trudno się nie zgodzić.
To dobry moment. Jestem pozytywnie nastawiona do życia i z uśmiechem idę przed siebie. Mam to po tacie. Tak długo, jak mogę się realizować, pracować nad sobą i się nie poddawać, dbam o ludzi wokół. To mi daje siłę i energię. Właśnie dlatego walczę i idę po swoje. Nastawienie do siebie i świata jest bardzo ważne. A wygląd to już zasługa mojego beauty teamu i dobrych ciuchów (śmiech). Jestem klientką i fanką La Perli, uważam, że bardzo ważna jest pielęgnacja, dbanie o siebie. Pracuję nad ciałem – uprawiam jogę i pilates. No i koncerty, które są dla mnie wielkim zastrzykiem energii. Ale podstawą jest wysypianie się. Pozwalam sobie na drzemki w ciągu dnia (śmiech). Serio! Takie pół godziny na regenerację jest zbawienne i na ciało i na wory pod oczami. Trzeba sobie jakoś radzić. Pod tym względem zatrzymuję czas, ale nie robię tego za wszelką cenę. Godne starzenie jest fajne, bo to, co widać na twarzy, pokazuje, jakim się jest człowiekiem i jaką się ma historię.
Nie każdy wie, że po premierze "365" zachwyciły się tobą zagraniczne magazyny modowe.
To jest niesamowite, że świat tak cudownie odebrał moją rolę w tej produkcji. We włoskim "L’Officiel" pojawiły się sesja ze mną i wywiad. To bardzo miłe, gdy ktoś z zagranicy dostrzega i wspiera polskich artystów. To tylko pokazuje, jak świat się otwiera. Film podzielił widzów, ale osiągnął ogromny światowy sukces. Netflix kupił 2. i 3. część – to coś znaczy. Cieszę się z tego, że mogę brać udział w tej produkcji. A w drugiej części moja rola została rozbudowana. Otworzyły się nowe drzwi i bardzo mnie to cieszy. Będzie się działo! (śmiech).
To prawda, że rodzajem medytacji jest dla ciebie jazda samochodem?
Bardzo mnie to relaksuje. Jeśli jadę z Kaliną, włączamy naszą playlistę i śpiewamy. Lubię też samotne rajdy.
Wyświetl ten post na Instagramie
Ale dla okładki płyty popsułaś auto!
Wbrew pozorom wcale nie było łatwo znaleźć tak rozbity samochód! Aż wreszcie dźwig przywiózł to piękne czerwone porsche. Całe roztrzaskane. Pomyślałam, że to auto mocno oberwało, tak jak ja, jest więc doskonałą metaforą moich przeżyć – rozbitej, poobijanej, która jednak włącza silnik i jedzie dalej. Bez względu na wszystko.
Wyświetl ten post na Instagramie
Wywiad ukazał się w magazynie SHOW (2/2022)