Bez czego Piotr Polk nie wyobraża sobie dnia? Co go interesuje, kręci, zajmuje? Przedmioty, rytuały, zjawiska, ludzie. Aktor mówi o swojej „niezbędnej dziesiątce”.
Są moim życiem alternatywnym, z którego czerpię mnóstwo energii i przyjemności. Ważne są nawet te, których nie zrealizuję. Czasem marzę, że lecę w kosmos. Wyobrażam sobie, jak spoglądam na świat z góry i wymyślam, co mógłbym opowiedzieć po powrocie na Ziemię. Marzenie nierealne? Może, ale... moje życie powstało z marzeń, również tych, które Piotrusiowi z Kalet wydawały się „nierealne”. Wiele się spełniło. Stoją za tym lata pracy, wyrzeczeń. Nic tak mnie nie napędza, jak marzenia.
Czasem trwa całe życie, czasem chwilę. Bywa burzliwa, trudna albo wspierająca. Ale niezależnie od tego, jak złożona i wymagająca jest miłość, nie potrafiłbym bez niej żyć. Mnie do szczęścia potrzebna jest ta odwzajemniona. Lubię powiedzenie: „Kochać i być kochanym to tak jakby słońce grzało cię z dwóch stron.” Trafna metafora! Kiedy to czuję, żyję ponad prawami fizyki, a słońce ogrzewa mnie z każdej strony!
Potrzebuję tych dobrych i złych. Bo mówią o tym, jak żyłem. Złe wspomnienia przypominają o trudnych doświadczeniach. Cenię je, bo nauczyły mnie więcej niż dobre. Odzierały z iluzji na swój temat. Lubię przeglądać stare zdjęcia, bo za każdym kryje się jakaś historia. Fotografie bliskich osób z przeszłości wiszą u mnie na ścianach i patrzą – czy nie przynoszę im wstydu. Pozostałe zdjęcia trzymam w pudełkach, ale przyjdzie dzień, gdy ułożę je w albumie.
Nie wytrzymałbym, gdyby od 40 lat meble stały wciąż w tym samym miejscu. W domu rodzinnym często zmienialiśmy wystrój. Nie było nas stać na nowe rzeczy, ale przestawienie kanapy w inne miejsce dawało powiew świeżości. Uważam, że każda zmiana niesie coś dobrego – życie staje się atrakcyjne. Gdy coś zmieniam, nabieram nowej energii, chociażbym miał potykać się o szafkę, która wczoraj tu nie stała. Najgorzej, gdy człowiek gnuśnieje i przestaje mieć ochotę na nowe doświadczenia. Tego bym u siebie nie zniósł.
Z wiekiem zrozumiałem, jak ważne są tradycje, w których wyrosłem. Znam ludzi, którzy chętnie wymazaliby z pamięci miejsce, gdzie się wychowali. Ja pochodzę ze Śląska, co oznacza specyficzną gwarę, obyczajowość. Gdy zdawałem do szkoły teatralnej, musiałem nauczyć się polskiego. Mógłbym się nad tym użalać, ale uważam to za dar. Miejsce, z którego pochodzę, nauczyło mnie cenić prostotę myśli i czynów, uczciwe życie. Sporo tych darów, więc... tak, jestem dumny ze swoich korzeni.
Dziś, w czasach panoszącej się głupoty, cenię mądrych ludzi. Paru na szczęście znam. Lubię ich słuchać, sięgać do ich przemyśleń, życiowych prawd. Nie wiem, czy dzięki temu będę mądrzejszy, ale wolę przyznać się do głupoty przed mądrym niż być dumnym z siebie przed głupim. Cenię mądrość tych, którzy sporo doświadczyli i potrafią się tym dzielić. Żałuję, że bardziej nie słuchałem dziadków, ojca i mamy. Dziś wiem, że gdybym z ich słów więcej wyłowił, pojął, może przeszedłbym przez życie suchą stopą. Mądrzej...
W moim domu rodzinnym muzyka była ciągle obecna. I choć nie były to dźwięki Siedmiu bram Jerozolimy Krzysztofa Pendereckiego, wykształciła we mnie wrażliwość na dźwięki i na ciszę. Muzyka sprawia, że moje serce łagodnieje. Od lat słucham radia RMF Classic, bo nadają tam muzykę klasyczną i filmową. Od nastawienia tej stacji zaczynam dzień, jeszcze nim włączę ekspres do kawy...
Długo wierzyłem, że z makiem związana jest moja fizyczność. Babcia mówiła, że to od maku moje włosy są czarne, a oczy brązowe. Uwielbiałem mak. Mohnkranz, czyli śląski wieniec z makiem, był ulubionym ciastem. Zostało mi to do dziś. Nawet kajzerkę wolę z makiem niż z sezamem.
Nie tyle chodzi o pieniędze, co o cel, który nakręca. Praca tak na mnie działa. Gdy wyobrażam sobie taki poziom zamożności, że nie muszę nic robić, dostaję gęsiej skórki z przerażenia! Kiedy w pandemii zamknęły się drzwi ze zleceniami, euforia, że „wreszcie odpocznę, pośpię do południa”, ulotniła się… pierwszego dnia. Dowiedziałem się o sobie ważnej rzeczy: gdy pracuję, czuję, że żyję. Praca jest dla mnie jak tlen, nadaje życiu sens.
…właściwie mógłbym odwołać wszystko, co powiedziałem. Bo choć byłoby ciężko, mógłbym jakoś żyć bez pracy, marzeń, ciasta z makiem. Ale gdybym znalazł się na bezludnej wyspie i mógł poprosić tylko o jedną rzecz, to… byłby to drugi człowiek. Najchętniej – ciekawy rozmówca. Gdyby go nie było… musiałbym narysować sobie rozmówcę patykiem na piasku. Jak Tom Hanks w filmie Cast Away, który – by nie zwariować – rozmawiał ze znalezioną na brzegu piłką do siatkówki.