Rola Tomasza Komendy w filmie "25 lat niewinności. Sprawa Tomasza Komendy" przyniosła mu nagrodę dla najlepszego aktora na ostatnim festiwalu filmowym w Gdyni. Kim jest Piotr Trojan?
To nie jest łatwy film. Praca na planie też nie była lekka i przyjemna. Dużo scen przemocy, a to twoja pierwsza główna rola. Jak to uniosłeś?
Piotr Trojan: Pamiętam moment: przyjeżdżam pierwszy raz na plan, czeka ekipa, która mnie nie zna, a ja muszę udowodnić, że się nadaję. Wkładają mi protezy zębowe, widzę innych aktorów, scenografię, ale nie wiem, jak tego Tomka grać. Mieliśmy próby, ale teraz nie wiem. Słyszę „akcja”, zaczynam i okazuje się, że w tych zębach nie umiem mówić! Pierwszy dzień był straszny – w światłach, z ekipą dokoła czułem się bezbronny, ale po drugim Janek (Holoubek, reżyser – red.) stwierdził, że mamy to. Praca z Agatą też była pomocna.
Opowiedz.
Tomek czasem wpadał na plan, jego obecność mnie spinała, Agata potrafiła te sytuacje rozbroić. To profesjonalistka, wchodzi na plan i stawia podstawowe pytania: co ja tu robię, gdzie jest kamera, w jakim planie mnie widzicie – rzeczy, o których nie myślałem. A dobrze wiedzieć, czy jest się w bliskim kadrze, bo wtedy drobny ruch będzie na ekranie gigantyczny. Wytłumaczyła mi zasadę „trzeciego oka”, żeby spojrzeć „z góry” na układ scen, co jest po czym. Nie można grać tak samo. Rola musi się rozwijać, a sceny filmu nie są kręcone po kolei. Pokazała mi swój scenariusz, notatki na marginesach – jakich używa środków, jak je stopniuje, układa. Muszę wiedzieć, co i dlaczego w każdym momencie robię, co będzie przed, co potem. Co już wiem o swoim bohaterze, a czego jeszcze nie. Tego nauczyła mnie Agata na planie. Dobrą relację nawiązaliśmy już na castingu. Gdyby nie to, pewnie nie zagrałbym tej roli, bo ona wtedy sprawdzała, z którym „synem” czuje się najlepiej.
Chudy w tym filmie jesteś.
Straciłem do roli prawie 15 kg. Cały czas nie mogę wrócić do dawnej wagi, a lubię czuć się silny i zdrowy. Diety pilnowała lekarka Anna Lewitt. Kiedy w pewnym momencie zobaczyła moje wyniki badań, stwierdziła, że wystarczy, bo odchudzanie zagraża zdrowiu. Odetchnąłem z ulgą, bo czułem się słaby. Po którejś próbie kaskaderskiej musiałem jechać do szpitala, organizm zareagował źle. To była depresja.
Drastyczne odcięcie jedzenia ma wpływ na to, co się dzieje w naszej głowie – człowiek jest smutny, nie chce wychodzić z łóżka, nie ma siły się śmiać. Ale nie mogłem z tym nic zrobić, musiałem zacisnąć zęby, przeczekać, grać dalej.
Wyobrażam sobie, jak rzuciłeś się na jedzenie po zakończeniu zdjęć...
Miałem taki plan, zrobiłem przegląd knajp w Warszawie, ale niestety, już po przystawkach miałem dość. Ściś-
nięty żołądek na więcej nie pozwalał. Lekarka kazała wrócić do diety pudełkowej, powoli zwiększać porcje i liczbę kalorii – na diecie byłem pół roku, co najmniej tyle powinien trwać zdrowy powrót. A ja myślałem, że ta gehenna się skończy w ostatnim dniu planu! Niedługo po zagraniu Tomka miałem casting do serialu, na którym mi zależało. Wydawało mi się, że jest super, najadłem się i świetnie wyglądam. Niestety, reżyser castingu stwierdził, że wyglądam tak źle, że nie pasuję do roli. Ludzie, którzy nie wiedzieli o filmie, pytali, czy jestem chory.
Zabawne - w dzieciństwie byłeś grubaskiem.
Śląska kuchnia do dietetycznych nie należy. A wiesz, jak jest – według babci zdrowe dziecko miało być tłuste. No to byłem zdrowy. Zacząłem o siebie dbać dopiero, kiedy postanowiłem zdawać na studia aktorskie. Basen, siłownia. Zajęcia logopedyczne – bo sepleniłem i zaciągałem po śląsku. Brat, fan bodybuildingu, pokazał mi, jak się ćwiczy, a mama opowiedziała, o co chodzi z kaloriami i zdrowym odżywianiem. Nie miałem pojęcia, że jedzenie ma taki wpływ na moje ciało. Zajadałem stres. Byłem lękowym, pospinanym dzieckiem. O destrukcyjnym wpływie strachu na człowieka mógłbym napisać książkę.
Skąd ten lęk?
Może od babci? Lubiła mnie straszyć – chorobami, grzechami, Bogiem, marchewką trującą od pestycydów. Ale rozbroiłem to.
Poszedłem na terapię, przestałem wpadać w panikę, zacząłem spokojnie zasypiać. Bo moja głowa co wieczór zajmowała się tym, że są lepsi ode mnie, że mogłem coś lepiej zrobić, zagrać.
Szedłem na casting i przepraszałem, że tu jestem, że zajmuję komuś czas. Wydawało mi się, że aktor musi zrobić wszystko, czego się od niego wymaga, nie może powiedzieć: „Nie”. Kiedy w etiudzie studenckiej ktoś kazał wskakiwać zimą do jeziora, myślałem: „Wspaniale, dam radę. Jeśli sztuka wymaga, róbmy!”. Płaciłem za to gorączką. Gdy na planie serialu Komisarz Alex pies ugryzł mnie w tyłek, powiedziałem, że nic się nie stało. Dzisiaj tak bym się nie zachował.
Terapia to zmieniła?
Tak. Może inni aktorzy od razu to mają, ja musiałem się nauczyć mówić, że czegoś nie zrobię, nie pokażę, nie powiem. Kiedyś na planie serialu kazali mi wjechać do zamrażarki w kostnicy, gdzie wsuwa się martwe ciała. Powiedziałem, że nie ma mowy – mam klaustrofobię. I co się okazało? Że nie muszę. Mało tego, dzisiaj czuję się bardziej szanowany niż wtedy, gdy zgadzałem się na wszystko. Już nie myślę, że inni są ode mnie lepsi. Każdy aktor zagrałby Komendę inaczej. Polubiłem swoją wrażliwość, drobne wpadki, nawet to, że mam zakola. Zawsze czułem się niespełniony. Po nieudanym castingu myślałem, że kiepski ze mnie aktor. Dzisiaj wiem, że nie pasowałem. Ta nagroda mnie wzmocniła. Cieszę się, że inni też dostrzegli talent, o którym ja wiedziałem od dawna.