Historie osobiste

"Po rozwodzie przyjaźnię się z byłym mężem. To takie dziwne? Doradza mi nawet w sprawach sercowych"

"Po rozwodzie przyjaźnię się z byłym mężem. To takie dziwne? Doradza mi nawet w sprawach sercowych"
Fot. 123RF

Kiedy mówię, że przyjaźnię się z byłym mężem, wiele osób uśmiecha się z niedowierzaniem. A to szczera prawda. Krzysiek jest nie tylko moim eksmężem, ojcem moich córek, ale również przyjacielem. Nie spędzam z nim całych wieczorów na zwierzeniach, jak z moimi najbliższymi przyjaciółkami lub z córkami, bo jednak przyjaźń damsko-męska jest zupełnie inna. Lubimy się, szanujemy i w razie potrzeby wspieramy – tylko tyle i aż tyle.

"Pytają, czy nadal kocham byłego męża"

Niedawno siostra zapytała mnie, czy nadal kocham Krzysztofa. Nie musiałam zastanawiać się nad odpowiedzią:

– Nie.

– Naprawdę nic już do niego nie czujesz? Bo z boku wygląda to trochę inaczej…

– Pewnie, że coś do niego czuję. Sympatię, szacunek, przywiązanie, wdzięczność. Ale nie myślę o nim jak o mężczyźnie.

Agata pokręciła głową.

– Nie obraź się, ale to strasznie dziwne.

– Dlaczego? Znamy się tyle lat, wiele razem przeszliśmy: i dobrego, i złego. Dowiódł, że mogę na niego liczyć.

– Ja tam nie mogłabym się przyjaźnić z Dawidem, gdybyśmy się rozwiedli. Bez szans.

Cóż, tak jak syty nie zrozumie głodnego, tak szczęśliwa mężatka nie zrozumie szczęśliwej rozwódki. Zwłaszcza, że moje i Krzyśka stosunki świeżo po rozstaniu wcale nie były takie dobre. Nie robiliśmy sobie na złość, nie kłóciliśmy się o łyżeczki, ale tuż po rozwodzie atmosfera między nami była napięta i chłodna.

Chyba miałam do niego żal. Za szybko zrezygnował z walki o nasze małżeństwo, poddał się, podczas gdy ja jeszcze miałam nadzieję. Odnosiłam się więc do niego uprzejmie, lecz z rezerwą. Powściągałam wszelkie uczucia. Nie chciałam, żeby się domyślił, jak bardzo mi go brakuje. Że chętnie cofnęłabym czas, by znowu być jego żoną. Jako rozwódka czułam się niepewna, zagubiona i strasznie samotna.

"Nasza miłość się wypaliła"

Większość ludzi rozwodzi się z konkretnych powodów: zdrada, przemoc, nałóg czy inne niewybaczalne przewinienia. U nas było inaczej. Nasza miłość się wypaliła. To ja pierwsza powiedziałam: dość. Ale on od razu przyznał mi rację, czego się chyba nie spodziewałam. Może wcale nie pragnęłam rozstania, tylko chciałam zmotywować Krzyśka do działania, w sensie zmiany? Myślałam o tym wiele razy i nie potrafię powiedzieć, co dokładnie wtedy czułam i czego chciałam. Pogubiłam się.

Tuż po rozwodzie zdarzało mi się, żałować, że już nie jesteśmy razem, i bardzo mnie to frustrowało. Opanuj się, więcej godności, upominałam samą siebie. A potem było jeszcze gorzej, bo Krzysiek się zakochał. Jak mógł tak szybko znaleźć sobie inną?! Byliśmy małżeństwem prawie dziesięć lat, a on nie odczekał nawet roku po rozwodzie! Do frustracji dołączyły złość i smutek.

Obiektywnie patrząc, Justyna była bardzo sympatyczna. Od razu polubiła nasze córki, ale nie starała się na siłę wkupić w ich łaski. Była taktowna, bezpośrednia i energiczna – gdybyśmy poznały się w innych okolicznościach, mogłybyśmy się nawet zaprzyjaźnić. Jednak nie w takiej sytuacji. Chciałam się odciąć emocjonalnie od Krzyśka, od jego spraw, zostawić za sobą przeszłość i iść dalej. Ale to nie jest takie proste, kiedy widujesz kogoś co tydzień, albo i częściej, i kiedy ten ktoś jest szczęśliwy z inną, a ty musisz na to patrzeć i się uśmiechać, wszystko dla dobra waszych córek…

 

 

"Nie jesteśmy na tyle młodzi, by marnować czas"

Na szczęście i ja kogoś poznałam. Piotr był naprawdę interesujący: przystojny prawnik z sarkastycznym poczuciem humoru. W mężczyznach zawsze najbardziej podniecała mnie inteligencja.

Zakochanie się dobrze mi zrobiło. Odzyskałam utraconą pewność siebie, przestałam się czuć tak żałośnie, i przypomniałam sobie, że przecież nadal jestem atrakcyjna i jeszcze wciąż młoda...

Koleżanki mówiły mi: kwitniesz. A Krzysiek mi kibicował.

– Wreszcie nie czuję się winny – mówił. Niby żartem, ale rozumiałam, co mu chodzi.

Niestety, kiedy minęło pierwsze zauroczenie, Piotr okazał się partnerem nie dla mnie. Przytłaczał mnie, kiedy ja potrzebowałam przestrzeni, romansu też, przyznaję, ale nie kolejnego związku. Na to było za wcześnie. Nie wiedziałam tylko, jak zerwać, bo dla Piotra to było coś poważnego.

I tu wkroczył Krzysztof.

– Choć z czysto egoistycznego punktu widzenia wolałabym, żebyś kogoś miała, jako twój były mąż i obecny przyjaciel, radzę, żebyś rozpatrując jakikolwiek związek, siebie stawiała na pierwszym miejscu.

– No ale…

– Żadnego „ale”. Nie po to się ze mną rozwodziłaś, żeby ponownie dać się zamknąć w ramach relacji, która cię ogranicza i frustracje. Nie wiesz, jak zerwać? Szybko i skutecznie. Spójrz na rozwód jak na okazję, nie porażkę, i korzystaj z niej. Choć do starości nam daleko, nie jesteśmy na tyle młodzi, by marnować czas. Na pewno znajdziesz sobie ciekawsze zajęcia niż pielęgnowanie nierokującego związku.

Miał rację i skorzystałam z jego rady.

Oprócz bycia matką i czyjąś partnerką, byłam też niezależną od nikogo kobietą, która ma własne pasje i przyjemności. Paradoksalnie rozwód pomógł mi odnaleźć siebie jako oddzielną osobę, a Piotr mi w tym przeszkadzał. Kiedy zniknął, odetchnęłam głębiej i radośniej. A gdy Krzysiek zabierał do siebie dziewczynki, miałam już całkowitą swobodę. Zrozumiałam, że ten czas samotności nie jest pustką, lecz wolnością.

Cieszyłam się zatem swobodą i nie szukałam miłości. To ona mnie znalazła, gdy byłam pewna, że już zawsze chcę być singielką. Krzysiek najpierw się śmiał, że przechodzę kryzys wieku średniego, skoro uwodzę młodszych, o trzy lata, ale zawsze. Ale gdy lepiej poznał Zbyszka, kazał mi się go trzymać.

 

 

"I dla mnie przyszła pora na miłość"

Choć jesteśmy razem dopiero dwa lata, mam pewność, że chcę się przy nim zestarzeć. Lubimy ze sobą rozmawiać i wspólnie milczeć. Dajemy sobie dużo przestrzeni. Zbyszek imponuje mi tym, że zna swoją wartość i nie stara się niczego udowadniać na siłę. Z Krzyśkiem nigdy nie układało nam się razem tak łatwo – najpierw było dużo kłótni, a kiedy już się dopasowaliśmy, pojawiły się nuda i wypalenie. Ze Zbyszkiem jest inaczej, budujemy nasz wspólny świat bez trudu, bez zgrzytów, na fundamentach bliskości, czułości i zaufania.

Zbyszek, w przeciwieństwie do Piotra, nie jest zazdrosny o mojego byłego męża i nie próbuje ojcować moim córkom czy brać się za ich wychowanie. Pewnie dlatego tak szybko go zaakceptowały. A jego prawie dorosły syn polubił mnie dokładnie za to samo.

W tym roku cieszyłam się na święta Bożego Narodzenia również dlatego, że Krzysztof wracał do kraju. Wyjechał na ośmiomiesięczny kontrakt i dziewczynki naprawdę się za nim stęskniły. Ja też. Długo chodziłam po sklepach, zastanawiając się, co sprawi mu przyjemność. Jego pasją jest nurkowanie, ale zawsze sam kupował cały potrzebny sprzęt, bo uważał, że nikt inny nie zna się na tym tak dobrze jak on. Kiedyś mnie irytował tą swoją przemądrzałością, teraz budzi ona we mnie rozbawienie z domieszką rozczulenia. Dorośli mężczyźni to w gruncie rzeczy mali chłopcy, tylko w większych ciałach. Trzeba im pozwalać na zabawę w ekspertów w dziedzinach, które uważają za swoje specjalności.

Zdecydowałam się na aparat fotograficzny do robienia zdjęć pod wodą. To był strzał w dziesiątkę! Kiedy Krzysiek odpakował prezent, dostrzegłam w jego oczach błysk autentycznej radości.

Podczas wspólnego łamania się opłatkiem pomyślałam, że co prawda bycie parą nam nie wyszło, ale bycie rodziną wychodzi nam świetnie. Bo nasza rodzina wcale się nie rozpadła, przeciwnie, powiększyła się: teraz tworzą ją nasze córki, my, Justyna, Zbyszek i jego syn. Nasze życie to nie bajka, nie jest idealne, ale zależy nam na sobie, więc potrafimy wykazać się dobrą wolą, gdy pojawiają się problemy.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również