Po rozwodzie nie chciałam izolować dzieci od ojca, ale były mąż wkłada im do głowy szkodliwe bzdury. Nie mogę na to pozwolić.
Jestem chyba jedyną osobą na świecie, która nie znosi piątków. Już w czwartek chodzę przygnębiona i z bólem serca patrzę, jak moje nastoletnie dzieci pakują plecaki. Każdy weekend spędzają u ojca, i po każdym coraz bardziej się ode mnie oddalają. Nie jestem matką, która izolowałaby dzieci od ojca z czystej złośliwości. Znam Norberta aż za dobrze i uważnie śledzę jego poczynania. Moje dzieci mają z nim kontakt i pozostają pod jego wpływem, więc muszę trzymać rękę na pulsie. To ważne. Właśnie teraz, gdy dzieci są tak podatne na manipulację. Chcę, by wyrosły na świadomych i samodzielnie myślących ludzi. Tymczasem mój były mąż wkłada im do głów szkodliwe ideologie. Przez jego irracjonalne poglądy córka nie chciała pójść na bilans do lekarza.
– Nie życzę sobie przekazywania danych medycznych na mój temat do szkoły – wyrecytowała, jakby ktoś ją tego nauczył. – Poza tym dzisiaj to wielki biznes. Mamo, obudź się wreszcie.
– Pójdziesz do lekarza i koniec – nie ustępowałam. – Jakie dane, jaki biznes? Dziewczyno, raz na jakiś czas trzeba skontrolować swoje zdrowie!
– Ona ma rację – wtrącił syn. – Nie słyszałaś o depopulacji? Chcą zmniejszyć liczbę ludności, a nie leczyć.
– Kto chce? Konkrety poproszę.
Patrzyłam na swoje dzieci i nie wierzyłam w to, co słyszę.
– Ten, no… Bill Gates! – rzucił nazwiskiem Adam. – I Światowa Organizacja Zdrowia.
– Tata kupił nam książkę na ten temat – dodała Zuza.
Musiałam wziąć kilka głębokich oddechów, by opanować złość. Nie powinnam kłócić się z dziećmi, bo to oddali nas od siebie jeszcze bardziej. Wiedziałam, że nie są niczemu winne. To tylko dwoje nastolatków, zapatrzonych w ojca jak w obrazek. Norbert praktycznie nie brał udziału w ich wychowaniu. Zajmował się rozpieszczaniem i spijał rodzicielską śmietankę, a teraz na domiar złego fundował im pranie mózgu.
To ja byłam zawsze tym złym policjantem. Strażnikiem, który pilnuje godziny powrotu do domu i odrabiania lekcji. Zajmowałam się milionem spraw, o których Norbert mógł zapomnieć, kiedy po rozwodzie wyprowadził się z domu. Swego czasu urządził mi karczemną awanturę o szczepienia dzieci. Był święcie przekonany, że szczepionki powodują autyzm, bo gdzieś coś wyczytał, ale już nie doczytał, że to była celowo spreparowana plotka. Trzeba wszystko sprawdzać, sięgając do różnych źródeł.
Niestety, racjonalne argumenty w ogóle do Norberta nie trafiały. Gdy zaszczepiłam się na grypę, zapytał, czy się nie boję i czy zdaję sobie sprawę, jakie to może mieć konsekwencje. Kiedyś jego poglądy mnie bawiły, potem niepokoiły, ale przy dwójce małych dzieci nie miałam sił z nim walczyć. Przymykałam oko na jego dziwactwa, robiłam swoje, a potem wysłuchiwałam pretensji. Kiedy jednak zaczął mieszać dzieciom w głowach, miarka się przebrała. Jako matka musiałam dbać o ich zdrowie i bezpieczeństwo. Były mąż ze swoimi teoriami spiskowymi nawet w tej kwestii stawał mi na drodze.
– W ten weekend zostajecie w domu – zadecydowałam, ignorując wcześniejsze ustalenia.
Norbert przekroczył granice. Owszem, można dzielić się z dziećmi swoimi poglądami, ale nie wolno ich narzucać. Szczególnie, jeśli dotyczą tak delikatnych kwestii. Czy on nie rozumiał, że w ten sposób może skrzywdzić własne dzieci? Zuza nie chciała pójść do lekarza, bo naopowiadał jej bzdur. Za długo przymykałam oczy, musiałam wreszcie zacząć działać. Jego obsesja się nasilała, co zwyczajnie mnie przerażało. A jeśli dzieciom coś się stanie pod jego opieką, a on ich nie zawiezie na pogotowie? I co, będzie złamanie leczył mchem i łupkami?
– Nie możesz nam zabronić – obruszył się Adam. – To niezgodne z przepisami prawa.
– Nie będziemy rozmawiać w taki sposób. – Wzięłam się pod boki. – To dom, a nie sala sądowa.
– Zabraniasz nam pojechać do taty i nawet nie pytasz nas o zdanie – nie ustępował syn. – Jesteś tyranem. O, przepraszam, tyranką – poprawił się ironicznym tonem.
No tak, feminatywy również były solą w oku mojego byłego męża, bo niby podważały językowe i społeczne tradycje. A mój mądry, choć naiwny synek pozwalał się indoktrynować. Stał w progu salonu z rękami skrzyżowanymi na piersiach i rzucał mi buntownicze spojrzenia. Wcześniej też się sprzeczaliśmy, to normalne. Ostatecznie potrafiliśmy się jednak porozumieć i wspólnie ustalaliśmy panujące w domu zasady. Tym razem czułam, że wszystko wymyka mi się spod kontroli.
– Daj spokój, ona i tak nic nie zrozumie – powiedziała Zuza i klepnęła brata w ramię w geście solidarności. – Tata będzie wiedział, co z tym zrobić.
– Co masz na myśli? – zapytałam drżącym głosem.
Byłam ich matką, a oni traktowali mnie jak wroga. Chciałam tylko chronić dzieci przed destrukcyjnym wpływem byłego męża. Najwyraźniej zrobił im takie pranie mózgu, że nawet nie zauważyły, co się z nimi dzieje.
– Jeśli tak bardzo chcecie, to możecie się do niego wynieść jeszcze dzisiaj – wycedziłam przez zęby. Choć od razu pożałowałam tych słów, siłą rozpędu dodałam: – Beztroskie weekendy u tatusia to nie to samo, co prawdziwe życie.
Nie zwykłam przerzucać na dzieci odpowiedzialności za decyzje dorosłych, ale wyprowadzili mnie z równowagi. Mimo wszystko powinni być bardziej obiektywni. Tak bardzo się starałam, żeby mieli dobre relacje z ojcem, mimo skomplikowanego rozwodu, i oto podziękowanie. Chciałam zapewnić im wszystko, czego potrzebują do prawidłowego rozwoju. Woziłam ich do szkoły i na zajęcia dodatkowe, odbierałam z imprez i dbałam o zbilansowaną dietę, wybierałam zawsze trafione prezenty i naprawiałam ich rowery. Matka na pełen etat z nadgodzinami, bez świąt i wakacji. Musiałam być superwomen, bo Norbert nawet palcem nie kiwnął w takich „trywialnych” sprawach.
On był od relaksu i spiskowej teorii dziejów. Zabierał dzieciaki na weekendy, sadzał przed telewizorem i oglądał razem z nimi „śmieszne” filmy. Taka była jego wizja ojcostwa. Jednak co innego napychanie im żołądków popcornem i chipsami, a głów mało ambitnymi produkcjami, a co innego mącenie umysłów nieracjonalnymi teoriami, typu, że globalne ocieplenie to mit.
Groźba wyprowadzki chyba podziałała, sądząc po minie Adama.
– Najpierw muszę porozmawiać z waszym ojcem. Ustalenia muszą się zmienić – wyjaśniłam już spokojniejszym tonem.
Chciałam, żeby dzieci rozumiały, że sytuacja jest poważna. Tutaj nie chodziło o mnie, ani nawet o moją niechęć do byłego męża. Chodziło wyłącznie o ich dobro.
– Źle to zabrzmiało – westchnęła Zuza, a ja nie byłam pewna, czy ma na myśli swoje słowa, czy mój mały szantaż. – Po prostu chcielibyśmy mieć was oboje.
Patrzyła na mnie sarnimi oczami, w których lśniły łzy. Zacisnęłam pięści. To, co robił mój były mąż, było po prostu obrzydliwe. Dzieci w tym wieku z jednej strony się buntują, a z drugiej są bardzo podatne na wpływy. Zachowują się, jakby miały na sobie niezniszczalną zbroję, ale pod tą skorupą kryje się delikatne wnętrze. Nasze dzieci są mądre i wrażliwe. Nie pozwolę, żeby Norbert je skrzywdził. Jeśli nic się nie zmieni, sprawa zakończy się w sądzie.