Dobra relacja z dorosłym dzieckiem to wielka wartość. Może jednak zostać wystawiona na próbę, gdy młody człowiek zaczyna dokonywać najważniejszych życiowych wyborów.
Mateusz od najmłodszych lat był rozważny, uparty i lubił wyznaczać sobie cele. Lubił się też uczyć. Miał wielki talent do programowania i nauk ścisłych. Wygrywał olimpiady, różne konkursy. Wierzyłam, że mój syn będzie kimś wyjątkowym. Oczywiście zależało mi też na jego szczęściu, jak każdej matce. Oraz na pielęgnowaniu więzi między nami. Comiesięczne wspólne obiady, nierzadko przeciągające się do wieczora, były naszą tradycją. Mati nazywał je „rodzinnym update'em”.
Aż nadeszła sobota, gdy rano Mati zadzwonił i powiedział, że dziś nie pojawi się na obiedzie. Zdziwiłam się. Skąd ta nagła zmiana planów? Zazwyczaj informował nas z wyprzedzeniem, jeśli nie mógł przyjść. Co takiego się stało?
– Oj, nie drąż. Skoro nie chce, to nie chce, ma prawo. – Mój mąż niespecjalnie się przejął. – To dorosły młody mężczyzna, nie musi się nam tłumaczyć z każdego kroku.
Niby racja. Przecież to zwykły rodzinny obiad. Żadna okazja. Niemniej pozostałam czujna i nie umknęło mi, że Mati nie dzwoni tak często jak kiedyś. A jak rozmawiamy, wydaje się jakiś roztargniony, nieobecny. Gdy wpadł odebrać urzędową korespondencję, nie chciał zostać na kawę, choć kupiłam jego ulubione brownie. Dziwne. Zmienił też styl ubierania się. Zawsze nosił koszule, które dla niego wybierałam, porządne gatunkowo swetry i casualowe spodnie. Teraz miał na sobie bluzę z kapturem i dżinsy. Bardzo dziwne.
Podeszłam do okna i zauważyłam, że obok jego samochodu stoi jakaś dziewczyna, ubrana tak samo jak on. Zanim wsiedli do auta, Mati pocałował ją w usta. Oczywiście Mateusz był normalnym młodym mężczyzną i spotykał się z dziewczynami, jednak dotąd żadnej nie ukrywał. Po co te sekrety?
Zadzwoniłam do syna i wprost zapytałam o tę dziewczynę.
Mateusz ciężko westchnął. I znowu. Zwlekł z odpowiedzią, jakby w myślach cenzurował informacje, których chce mi udzielić. Ostatecznie zdradził, że jest z związku od dwóch miesięcy. Jego dziewczyna ma na imię Julia i jest artystką. To wszystko. Trzy gołe fakty. Artystka? Co to w ogóle znaczy? Wypytywany o szczegóły, Mati sprytnie się wymigał:
– Mamo, dopiero się poznajemy. Daj nam czas, proszę. To może być coś poważnego, nie chcę tego zepsuć.
No i miałam dylemat. Nie podobało mi się, że pod wpływem nowej dziewczyny mój syn się zmieniał i miał przed nami tajemnice. Z drugiej strony miłość zawsze zmienia ludzi, a ja cieszyłam się, że mój syn wyszedł z etapu miłostek i chce się na serio zaangażować. Niedawno skończył studia, rozpoczął pierwszą poważną pracę, wynajął pierwsze mieszkanie, myślał o doktoracie… Dobrze, że ma z kim dzielić to nowe życie.
– Przyprowadź ją na obiad – zaproponowałam. – Nie wzdychaj, tylko ją nam przedstaw. Wstydzisz się nas czy jej?
Na takie dictum musiał ustąpić.
Nie mogłam się doczekać „update'owej” soboty, a potem żałowałam, że nadeszła.
Gdy weszli do salonu, jeszcze się uśmiechałam. Ale kiedy wymieniałyśmy uścisk dłoni, kurtuazyjny uśmiech zamarł mi na ustach. Julia była od Mateusza widocznie starsza. Przyznaję, zwracała uwagę – oryginalną, lekko orientalną urodą, długimi rzęsami, mocnym makijażem, który jednak nie przekraczał granic dobrego smaku, i tatuażami na dłoniach. Była nie tyle stylowa, co wystylizowana. Miała pomysł na siebie, który konsekwentnie realizowała. Przychodząc tu, nie zmierzała udawać innej, niż jest, i chwała jej za to.
Ale nic dziwnego, że zdążyła poznać samą siebie, skoro była już decydowanie po trzydziestce!
Starałam się być miła w trakcie obiadu, i nie psuć atmosfery, ale w głowie już planowałam rozmowę z Mateuszem. Im więcej się dowiadywałam o Julii, tym większej nabierałem pewności, że ten związek to pomyłka. Nie ma prawa się udać. On dopiero zaczyna dorosłe życie, ona ma już za sobą konkretny bagaż doświadczeń. Może skrywa jakieś traumy, byłych mężów, problemy zdrowotne albo finansowe, rodziców, którymi musi się opiekować? Byli dla siebie nawzajem egzotyczni, nic dziwnego, że pojawiała się fascynacja, ale związku nie buduje się na przeciwieństwach, tylko na tym, co łączy.
Pochodzili z dwóch różnych światów. Programista z dobrego domu i artystka, która w trakcie studiów na ASP musiała dorabiać, żeby się utrzymać. Praca dorywcza stała się jej zawodem, gdy otworzyła własne studio tatuażu, podczas gdy Mateusz niemal od przedszkola realizował swój plan. No i różnica wieku. Jedenaście lat to sporo. Dla niej to już ostatni dzwonek, jeśli chce mieć dzieci. A Mati dopiero zaczyna karierę i nie myśli o ojcostwie. Czy ja powinnam na to pozwolić?
Odczekałam trzy dni.
– Wiedziałem, że zadzwonisz, mamo – odezwał się pierwszy. – Wiem też, dlaczego dzwonisz. Ale daruj sobie, nie przekonasz mnie, że nie pasujemy do siebie z Julią. Nie chcę się z tobą kłócić, nie chcę, by któreś z nas powiedziało o słowo za dużo. Dlatego…
– Nie waż się rozłączać! – krzyknęłam, czując się bezradna jak nigdy wcześniej. Dotąd Mateusz zawsze brał pod uwagę moje zdanie.
– A ty przestań się wtrącać, mamo! – On też podniósł głos. Kolejna nowość w jego zachowaniu. – Przy Julii czuję się szczęśliwy i spokojny o przyszłość, jaka by nie była. Wy mnie wspieracie, ale zarazem wskazujecie kierunek, a Julia mnie inspiruje, dodaje skrzydeł, niczego nie narzucając. Będąc z nią, jestem bardziej dorosły niż przy was. Wreszcie czuję się jak mężczyzna, nie chłopiec. Z własnej woli nigdy jej nie zostawię. Pogódź się z tym, mamo.
Nigdy… to bardzo długo, choć Mateusz jeszcze o tym nie wie.
Byłam przybita, bo zrozumiałam, że bez względu na obawy muszę się wycofać. Serce nie sługa. Więc niech moje dziecko idzie własną drogą. Niech popełnia błędy i odnosi sukcesy na własne konto. Skoro jest szczęśliwy i zakochany, czemu to psuć? W imię czego?