Historie osobiste

"Chciałam sprawdzić wierność męża. Popełniłam wielki błąd i sama wpadłam w pułapkę"

"Chciałam sprawdzić wierność męża. Popełniłam wielki błąd i sama wpadłam w pułapkę"
Chciałam sprawdzić męża, a sama wpadłam w pułapkę
Fot. Agencja 123rf

Wiedziałam, że moja podejrzliwość, raz rozbudzona, nie zaśnie, jeśli nie sprawdzę, co się dzieje, czy mam powody do obaw. Parłam więc przed siebie, nie zważając na ewentualne konsekwencje… I szukając haków sama dałam się podejść.

Wśród rodziny i znajomych stanowiliśmy z Nikodem wzór do naśladowania. Szesnaście lat razem i wciąż zakochani. Często słyszeliśmy, że jesteśmy idealną parą. Oczywiście do ideału było nam daleko, sprzeczaliśmy się jak każda normalna para, ale potem wyciągaliśmy rękę do zgody.

Podczas gdy inni wokół rozstawali się, rozwodzili, niszczyli sobie nawzajem życie pretensjami czy kłótniami, my byliśmy wdzięczni losowi za to, że mamy siebie. Aż coś się zmieniło. Bliska przyjaciółka przyłapała męża na zdradzie. No, prawie. Coś ją zaniepokoiło i zamiast się zmagać z niepewnością, wynajęła… testerkę wierności.

Testerka wierności sprawdza, czy facet da się uwieść

– Wiem, że to słabe, ale skuteczne – westchnęła. – Zazdroszczę ci… Wy się kochacie jak w filmach, a mnie Tomek właśnie połamał serce na kawałeczki.

Starałam się ją pocieszyć, ale i mnie ta sytuacja dała do myślenia. Renata uważała, że ma dobre małżeństwo, choć może po latach bez fajerwerków. I co? Zadowolenie okazało się złudne i prysło z powodu zaaranżowanego flirtu.

Nie mogłam przestać o tym myśleć. Sprawdziłam w pracy, na czym dokładnie polegają usługi takiej testerki. Kobieta spotyka obiekt śledztwa niby przypadkiem, zaczyna z nim rozmawiać, uwodzić go, w końcu umawiają się na seks. Do zbliżenia nie dochodzi, to nie tego typu usługa, ale już sama gotowość obiektu do zdrady stanowi podstawę do zarzucenia mu niewierności.

Temat wciąż mnie nękał. A jeśli Nikodem tylko udaje idealnego męża, chcąc uśpić moją czujność. Tylko po co? Bo kogoś ma? Miał? Chciałby mieć? Pytania mnożyły się w mojej głowie, by po kilku tygodniach zmienić się w obsesję. Zrozumiałam, że nie zaznam spokoju, póki nie poznam prawdy, jaka by nie była.

 

Postanowiłam zastawić sidła

Nie wyglądała na wampa. Na kogoś w typie mojego męża też nie. Powiedziała, że to nie problem. Ważniejsze są informacje, których użyje, by się do preferencji obiektu dostosować. Umówiłyśmy się na relację z akcji kilka dni później. Specjalnie wyszłam z domu, by nie odbierać takiego telefonu przy mężu, gdyby wrócił. Nie chciałam też, by ktoś przypadkiem zobaczył nas razem. Siedziałam więc w restauracji przy kolejnej kawie i czekałam na wieści. Wstydziłam się tej konspiracji i zastawiania pułapki na własnego męża, ale jednocześnie nie mogłam się oprzeć.

– Przepraszam, nie ma wolnych stolików, czy nie pani nic przeciwko temu, że się dosiądę?

Spojrzałam w górę. Nade mną stał mężczyzna i uprzejmie się uśmiechał.

– Nie będę przeszkadzał, wypiję tylko swoją kawę i znikam.

– Proszę… – odparłam odruchowo. Mógłby wziąć na wynos, ale nie byłam w nastroju na spory. Nerwy miałam napięte jak postronki. Wciąż zerkałam na leżący na blacie telefon, czekając na rezultaty śledztwa.

Mężczyzna położył na stoliku najnowszą powieść Szostaka. Uwielbiałam tego pisarza, czytałam wszystko, co wydał.

– Dobra? – wyrwało mi się i wskazałam na książkę.

– Świetna, jak wszystkie, ale tu przeszedł samego siebie. – Mężczyzna uśmiechnął się ciepło. – Zna pani Wita Szostaka?

– To jeden z moich ulubionych pisarzy – wyznałam. – Ale jeszcze nie miałam okazji wstąpić do księgarni po tę powieść.

 

Podejrzewałam męża, a sama zaczęłam flirtować

Od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać. Nagle zapomniałam, że jestem w środku ryzykownego eksperymentu dokonywanego na moim życiu małżeńskim. Rozmowa między mną a Michałem toczyła się gładko. Nie wiedzieć kiedy przeszliśmy na ty i zamówiliśmy coś do jedzenia. Na koniec tego interesującego spotkania Michał wręczył mi wizytówkę z numerem telefonu.

– Jeśli zechcesz porozmawiać o literaturze… i nie tylko, to zadzwoń, będzie mi bardzo miło.

Co do pani Agnieszki, testerki, która odezwała się dość późno, niewiele miała do przekazania. Mój mąż zamienił z nią raptem kilka słów. Prosiłam, by spróbowała znowu, albo wysłała inną „przynętę”, a sama umówiłam się na kawę z Michałem. Nie było w tym żadnego podtekstu, ot, dwoje znajomych dyskutujących o książkach, które oboje kochają.

Kolejne spotkanie, i następne… Coraz mniej zależało mi na wyniku śledztwa agencji testerek, a coraz bardziej na tym, by spędzić jeszcze jedną godzinę w towarzystwie Michała. Aż w końcu musiałam spojrzeć prawdzie w oczy: zadurzyłam się. Ja, stateczna mężatka, lat czterdzieści osiem, zadurzyłam się jak nastolatka. Pragnęłam kolejnych kaw i kolacji, ale nie tylko. Miałam ochotę sprawdzić, jak by to było się z nim całować, jak by to było, gdyby mnie dotykał… Nie potrafiłam tego przerwać, choć powinnam, bo za każdym razem, gdy się widzieliśmy, chciałam więcej. Stanęłam na rozdrożu: albo to skończę, albo muszę porozmawiać z mężem.

 

Złapana na gorącym uczynku

Uprzedził mnie. Usiadł naprzeciwko mnie, przy stole i powiedział:

– Rozważam rozwód.

Krew odpłynęła mi z twarzy. On wie! To była pierwsza myśl. Dopiero potem pomyślałam, że jednak kogoś ma kogoś. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy i robi mi się słabo.

– Dlaczego? – spytałam cicho.

Nikodem bez słowa rozłożył przede mną zdjęcia, na których siedzę w kawiarni czy restauracji, wpatrując się w Michała z uwagą albo promiennym uśmiechem. Teraz dla odmiany oblałam się rumieńcem.

– Śledzisz mnie? – obruszyłam się. – Czy wynająłeś prywatnego detektywa? – Czułam się urażona, choć sama nie miałam czystego sumienia. – Zresztą to tylko mój znajomy. Rozmawiamy głównie o książkach.

– I dlatego mi o nim nie powiedziałaś?

– Powinnam. Ale to nie tłumaczy tych zdjęć!

 

Zamiast rozmawiać, śledziliśmy się

Zaległa między nami cisza. I wciąż trwa, coraz bardziej oddalając nas od siebie, a my nie wiemy, co z tym fantem zrobić. Oboje postanowiliśmy siebie sprawdzić i choć nie doszło do zdrady fizycznej, wzajemne zaufanie mocno osłabło. Popełniliśmy poważmy błąd. Zamiast szczerze porozmawiać o wątpliwościach, niepewności, woleliśmy się śledzić i zastawiać na siebie pułapki. Bo wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Michał był taką samą przynętą jak pani Agnieszka, tyle że ja dałam się złapać…

Nasze małżeństwo przechodzi bardzo poważny kryzys, którego wcześniej nic nie zapowiadało. Sami go na siebie ściągnęliśmy. Jakbyśmy nagle przestali wierzyć we własne szczęście i musieli sprawdzić, czy nadal się kochamy. A przecież miłość to wzajemny szacunek i zaufanie. Zapomnieliśmy o tym

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również