Czy terapia hormonalna chroni przed zachorowaniem na COVID-19? I jaki naprawdę ma wpływ na stan naszego zdrowia, wyjaśnia dr. n. med. Katarzyna Skórzewska, ginekolog i endokrynolog.
Spis treści
Czy to prawda, że hormonalna terapia zastępcza sprawia, że kobiety, które ją stosują, lżej przechodzą COVID-19 i rzadziej umierają z powodu tej choroby?
Tak, ale nie chodzi tu tylko o terapię hormonalną, tylko w ogóle o immunostymulujące działanie estrogenów. Już na samym początku pandemii zauważono, że kobiety chorują rzadziej i w mniejszym stopniu są narażone na groźne powikłania. Badania pokazują, że dwie trzecie zgonów spowodowanych COVID-19 występuje u mężczyzn, a śmiertelność kobiet wzrasta drastycznie po pięćdziesiątce, czyli po menopauzie, kiedy poziom endogennych estrogenów gwałtownie się obniża. Wtedy nasza odporność na zakażenie wyraźnie spada. Są też badania, z których wynika, że kobiety przed menopauzą mają mniejszą niż mężczyźni zapadalność nie tylko na choroby wirusowe, lecz także na sercowo-naczyniowe. Zaraz po menopauzie to ryzyko się wyrównuje, natomiast już po kilku latach zaczyna wzrastać. Chodzi bowiem nie tylko o poziom estrogenów, lecz także androgenów, których kobiety po menopauzie mają coraz mniej. Jeśli chodzi o terapię hormonalną, istnieje mnóstwo badań, które wskazują na korzyści z jej stosowania.
Czyli istnieje zależność między ilością estrogenów a odpornością?
Oczywiście. Im wyższy jest poziom estrogenów w organizmie, tym lepsza jest jego odporność. Dlatego kobiety w okresie okołoowulacyjnym rzadziej łapią różne infekcje. Natomiast podczas miesiączki, kiedy poziom tych hormonów spada, mają większe skłonności do pojawiania się np. opryszczki, która też jest chorobą wirusową. Z tego powodu coraz częściej podkreśla się zdolność estrogenów do zmniejszania replikacji wirusów. Zauważono to nie tylko na przykładzie koronawirusa SARS-CoV-2, lecz także grypy. Ten sam mechanizm hamuje też powstawanie tzw. burzy cytokinowej, czyli zbyt gwałtownej reakcji układu immunologicznego na zakażenie. Więc nawet bez żadnych dodatkowych analiz można zaryzykować twierdzenie, że kobiety, które przyjmują terapię hormonalną w okresie menopauzy, lżej przechodzą COVID-19 i rzadziej umierają z jego powodu.
Na czym polega hormonalna terapia zastępcza?
Może zacznijmy od tego, że nie używa się już określenia hormonalna terapia zastępcza, tylko terapia hormonalna. Ona niczego nie zastępuje, tylko uzupełnia niedobory estrogenów, które przestają być produkowane przez jajniki.
Dzięki jej stosowaniu organizm kobiety po menopauzie funkcjonuje na takiej samej ilości estrogenów jak w fazie pomiesiączkowej przed menopauzą. Unikamy w ten sposób procesu gwałtownego starzenia się, który dotyczy nie tylko wyglądu, lecz także całego organizmu. Kobiety po menopauzie stają się bardziej podatne na wszystkie schorzenia związane z upływem czasu. Terapia hormonalna jest więc profilaktyką chorób sercowo-naczyniowych, osteoporozy, otyłości, cukrzycy, choroby Alzheimera, choroby Parkinsona, demencji, problemów z nietrzymaniem moczu. Po prostu spowalniają się procesy starzenia. Dlatego terapia hormonalna robi dla naszego organizmu o wiele więcej niż tylko likwidowanie uderzeń gorąca czy nadmiernej potliwości, z czym w powszechnej świadomości zazwyczaj się kojarzy.
Dlaczego mimo tylu zalet tylko 5–7 procent kobiet w Polsce stosuje tę terapię?
To wcale nie jest zły wynik. Polska jest jednym z kilku krajów, w których najczęściej się ją stosuje. Też byłam zaskoczona, kiedy zapoznałam się z tymi wynikami.
Na świecie cały czas pokutuje mit, że terapia hormonalna zwiększa ryzyko pojawienia się zakrzepicy i raka piersi. Wzięło się to z niewłaściwej interpretacji wyników dużego amerykańskiego badania z 2002 roku. Uznano wtedy, że terapia hormonalna jest bardzo niebezpieczna, co wywołało wielką medialną kampanię ostrzegającą kobiety przed jej stosowaniem. Liczba kobiet przyjmujących terapię hormonalną spadła w ciągu dwóch lat o 66 proc.
Jak się jednak później okazało, badanie to nie dotyczyło stosowania terapii w celu złagodzenia symptomów menopauzy. Przeprowadzono je w celu ustalenia jej wpływu na zdrowie kobiet w wieku po menopauzalnym – średnia wieku uczestniczek badania wynosiła 63 lata. Mimo to przekonanie, że terapia hormonalna zabija, pozostało. O tym, jak bardzo irracjonalny jest ten strach, może świadczyć przykład niektórych moich pacjentek. Przez wiele lat bez żadnego problemu stosują one hormonalną antykoncepcję, natomiast kiedy wchodzą w okres menopauzy i pytam, czy są zainteresowane terapią hormonalną, zaczynają gwałtownie protestować i mówić, że nie chcą faszerować się hormonami. Nawet kiedy wyjaśniam, że są to dużo mniejsze dawki hormonów niż w przypadku antykoncepcji, i tak boją się je stosować, bo w ich przekonaniu powodują raka.
Istnieje jednak związek między terapią hormonalną a rakiem piersi?
Nie ma wątpliwości, że niektóre rodzaje terapii hormonalnej nieznacznie zwiększają ryzyko występowania raka piersi. Różnica pomiędzy kobietami, które ją stosują, i tymi, które jej nie stosują, jest jednak bardzo niewielka. W grupie tysiąca kobiet korzystających z terapii przez pięć lat po ukończeniu 50. roku życia wystąpią o dwa przypadki nowotworu piersi więcej i jeden przypadek raka jajnika więcej niż u kobiet, które hormonów nie przyjmują. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że ryzyko pojawienia się nowotworu kilkakrotnie bardziej zwiększa nadwaga czy palenie papierosów. Ważne jest też to, że kobiety, które stosują terapię hormonalną, są pod stałą opieką lekarską i ich zdrowie jest monitorowane. Muszą regularnie wykonywać badania, w tym mammografię. Nawet jeśli pojawi się u nich nowotwór piersi, jest on wykrywany wcześniej niż u pozostałych kobiet. Dzięki temu można go skuteczniej leczyć.
Czyli kobiety wolą cierpieć z powodu objawów menopauzy?
Na pewno istnieje grupa kobiet, którym proces starzenia się nie przeszkadza. Bardzo duża grupa decyduje się na korzystanie z preparatów pochodzenia roślinnego, takich jak wyciągi z soi czy czerwonej koniczyny, które są dostępne bez recepty. Jest to dla nich wygodna opcja, ponieważ nie wymaga wizyty u lekarza i robienia niezbędnych w tym wypadku badań. Ich popularność wiąże się z modą na wszystko, co naturalne. Poza tym te preparaty są szeroko reklamowane, natomiast terapii hormonalnej nie można reklamować, bo są to lekarstwa dostępne tylko na receptę. Zazwyczaj nie ma przeciwwskazań do stosowania preparatów roślinnych, warto jedynie zwracać uwagę, czy są to suplementy diety, czy wyroby medyczne. Składu suplementów nikt nie kontroluje, natomiast wyrób medyczny musi zawierać standaryzowane składniki w ilościach, które obiecuje na opakowaniu. Mimo że dość sceptycznie podchodzę do tego typu preparatów, to muszę przyznać, że wiele pacjentek twierdzi, że dzięki nim czuje się lepiej.
W jakich przypadkach nie można stosować terapii hormonalnej?
Na pewno wtedy, kiedy mamy do czynienia z aktywną chorobą zatorowo-zakrzepową lub z jakimkolwiek nowotworem hormonozależnym. Doustnej terapii nie mogą stosować kobiety, które mają problemy z wątrobą. Mimo że najczęstszym powikłaniem terapii hormonalnej są choroby zatorowo-zakrzepowe, to kobiety i tak najbardziej boją się raka.
Czy w związku z możliwością pojawienia się tej choroby trzeba kontrolować stężenie D-dimerów, czyli markerów aktywacji krzepnięcia krwi?
Nie ma konieczności profilaktycznego ich oznaczania. Podczas stosowania terapii hormonalnej ich poziom może być nieco wyższy, ale to nie znaczy, że się ma lub będzie miało chorobę zatorowo-zakrzepową. Zlecanie tego badania generuje tylko niepotrzebny lęk i niepokój u pacjentek. Widzą trochę podwyższony wynik i od razu wpadają w panikę. D-dimery trzeba oznaczać, jeśli zakrzepica już występuje, w celu monitorowania jej przebiegu.
Co trzeba wziąć pod uwagę, zanim podejmie się decyzję o korzystaniu z terapii hormonalnej?
Zawsze konieczne jest przeprowadzanie dokładnego wywiadu lekarskiego. Nie tylko na temat stanu zdrowia samej pacjentki, lecz także chorób, które występowały w jej rodzinie. Każdy lek ma działania uboczne. Jednak zawsze korzyści z jego stosowania muszą przewyższać ewentualne zagrożenia, inaczej nie zostałby dopuszczony do użytku. Tak też jest w przypadku terapii hormonalnej. Decyzja zawsze należy do kobiety, ale dobrze, żeby mogła ją podjąć na podstawie prawdziwych, a nie fałszywych informacji.