Emigrantka z Polski postanawia wyjść za mąż za Anglika. Niestety, z ust księdza pada znane w anglosaskim obrządku pytanie...
Marzena obudziła się z nieprzyjemnym uczuciem ucisku w dole brzucha, które towarzyszyło jej przez całą noc. Powtarzała sobie, że to tylko nerwy. Wstała z łóżka i wyjrzała przez okno. Mieszkała w Anglii prawie dekadę, ale to był zdecydowanie jeden z najpiękniejszych letnich dni, jaki tu widziała. Wzięła to za dobrą monetę, dobry znak.
– Wszystko w porządku, kochanie? – zapytała mama, pukając do drzwi i wchodząc z filiżanką herbaty.
– W porządku - odpowiedziała, przeciągając się i ziewając.
– Dobrze spałaś?
– Nie.
Matka usiadła na brzegu łóżka.
– Chodzi o pieniądze?
Marzena westchnęła: – Mamo, już to przerabialiśmy.
– Wiem, wiem. Chciałam tylko powiedzieć, że możesz się wycofać, nawet teraz.
– Mamo!
– Wiem, że wszyscy przylecieli tu specjalnie z Polski, zorganizowaliśmy przyjęcie, ale cała nasza rodzina nadal mogłaby się tu spotkać, poplotkować...
– Mamo. W porządku. Wychodzę za Petera. Nie wycofam się.
– Więc dlaczego tak źle spałaś?
Marzena westchnęła. Dlaczego? Nie mogła powiedzieć mamie o tym, co wydarzyło się na jej wieczorze panieńskim i o historiach, które opowiadano jej wtedy o niewierności Petera. Nie wierzyła w ani jedną z nich… Ale ziarno wątpliwości zostało zasiane, a pewność co do słuszności własnej decyzji topniała z minuty na minutę.
Miała nadzieję, że poczuje się lepiej bliżej godziny "zero", ale tak się nie stało. Działała trochę na autopilocie, jedząc śniadanie, układając włosy, podziwiając bukiety i wreszcie wkładając swoją ślubną suknię. Gdy podjeżdżali pod kościół, widziała, że goście tłumnie kierowali się w kierunku drzwi kościoła.
Samochód się zatrzymał, Marzena wzięła głęboki oddech. A więc to już...
– W porządku, kochanie? – upewnił się tata.
– Myślę, że tak - odpowiedziała bez przekonania.
– Wszystko będzie dobrze – powiedział, ściskając jej dłoń.
Marzena rzuciła mu pełne smutku spojrzenie. On myśli, że to tylko nerwy w ostatniej chwili...
Kierowca otworzył jej drzwi i Marzena powoli wysiadła z samochodu. Przed drzwiami kościoła widziała czekające druhny, starsze kuzynki, wysokie i pełne gracji oraz młodsze, podekscytowane tym, że przyjechały do Anglii, noszą piękne długie suknie i są w centrum uwagi. Kiedy ją spostrzegły, zaczęły entuzjastycznie machać. Uśmiechnęła się do nich, odmachała i łapiąc ojca pod rękę przekroczyła próg kościoła.
Dzwony biły, ptaki śpiewały, wszystko wydawało się idealne. Prawie…
W tym momencie w drzwiach kościoła pojawił się Simon, świadek jej przyszłego męża. Jej serce zadrżało. Wyglądał na zmartwionego. Coś było nie tak?
Kiedy zobaczył Marzenę, podbiegł do niej.
– Co się dzieje? – rzucił nerwowo w jej stronę ojciec.
– Daj nam chwilę, proszę, tato – poprosiła Marzena. Razem z Simonem oddalili się nieco, choć z dialogu po angielsku jej tata i tak pewnie niewiele by zrozumiał.
Gdy Simon skończył mówić, westchnęła ciężko i zdecydowała:
– Musimy powiedzieć Peterowi! - powiedziała.
– Lepiej nie – zawahał się.
– Musimy! On musi wiedzieć. Nie możemy go oszukiwać. Chyba że... w tej chwili stąd wyjdę …
Rozbrzmiały pierwsze tony marsza weselnego. Peter wypatrzył Marzenę i ruszył na swoje miejsce.
Marzena westchnęła i odwróciła się. Nie wiedziała, co robić.
– Nic nie mów! – Szymon wycedził i popędził z powrotem do kościoła.
Ojciec Marzeny spojrzał na nią z niepokojem. Chwyciła go za ramię.
– Chodź - powiedziała, zmuszając się do uśmiechu.
Kościół był pełen. Goście odwrócili się, by zobaczyć pannę młodą wchodzącą do kościoła. Wszyscy oprócz Petera. Dopiero gdy dotarła do jego boku, spojrzał i uśmiechnął się do niej. Zmusiła się do odwzajemnienia uśmiechu. Wyglądał tak przystojnie w garniturze.
Będzie taki zły, kiedy dowie się prawdy...
Rozpoczęło się nabożeństwo, a wkrótce ksiądz przeszedł do części, która miała okazać się największym zaskoczeniem.
– Jeśli ktoś zna powód, dla którego tych dwoje nie powinno wstąpić w związek małżeński, niech wyzna ją teraz...".
Cisza była przejmująca. Marzena odwróciła się i spojrzała na Simona. Wzruszył ramionami i wyglądał na zakłopotanego.
– Ja znam – wyszeptała Marzena cicho, ale tak, że wszyscy słyszeli. Peter odwrócił się i spojrzał na nią, a potem na Simona, który oblał się rumieńcem i wyglądał na speszonego.
– Ty....? – Peter zawołał z niedowierzaniem. – Ty i... i on? Byliście ze sobą, prawda?
– Nie, coś Ty, przestań! – próbowała go uspokoić.
– To dlatego nie wróciłaś do mieszkania w wieczór panieński, prawda? - krzyczał. – Byłaś z nim!
– Nie! Powiedziała podniesionym głosem Marzena. – Oczywiście, że nie!
– A właśnie, że tak! Teraz to wszystko ma sens. Wy dwoje zawsze jesteście razem.
– Przyjaźnimy się. Uspokój się, Peter.
– I nie tylko! Nie oszukuj mnie! Zresztą, to nie ma znaczenia. Ja tamtą noc spędziłem z dziewczynami, które dziś są u Twojego boku jako druhny. Z dwiema z nich!
Marzena wpatrywała się w niego osłupiała.
– Wydawało mi się, że słyszałam damski chichot w tle, kiedy do ciebie dzwoniłam - powiedziała. – Więc kiedy zadzwoniłam tamtej nocy, ona tam była? Dlaczego...?
Peter uśmiechnął się: – Ostatni kawalerski wybryk.
Marzena odwróciła się i spojrzała na starsze druhny. – Które z nich? - szepnęła.
– Sama się domyśl – odpowiedział bezczelnie.
– Nie wierzę ci w ani jedno słowo.
– Marzena, on nie kłamie - opowiedziały jednocześnie Agata i Asia, spuszczając wzrok.
– A ja myślałam, że ty mnie kochasz…
Peter uśmiechnął się krzywo. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? Kocham tylko pieniądze Twojej rodziny. Ale teraz, kiedy okazało się, że zdradziłaś mnie z moim własnym świadkiem, ślub jest nieważny. Żadna mi czegoś takiego nie zrobi, nieważne jak bogata!
Marzena wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, a potem powoli odwróciła się w stronę gości. Wszyscy stali z otwartymi ustami.
– Mam wam coś do powiedzenia - powiedziała. – Simon, kochany Simon, świadek Petera, popełnił dziś straszny błąd. I chciał to ukryć, ale ja bardzo nie lubię kłamstw, szczególnie w takim dniu. Dlatego przed chwilą, kiedy się sprzeciwiłam, chciałam wyznać, że Simon zostawił nasze obrączki w domu i namawiał mnie, abyśmy użyli dzisiaj pożyczonych. Ale to wydawało mi się tak bardzo nie w porządku, że chciałam poprosić o wstrzymanie ceremonii, dopóki on nie przyniesie tych właściwych… Jak widać dzięki mojemu niedoszłemu mężowi nie będę już potrzebne…
Peter spojrzał na nią przerażony. A potem na Simona.
– Czy to prawda? - zapytał. – Niczego między wami nie było?
– Oczywiście, że nie!
– W takim razie zapomnijmy o sprawie. Ty też się chyba na mnie nie gniewasz za tę głupotę - powiedział Peter. – Kocham tylko ciebie.
Uśmiechnęła się do niego, obróciła na pięcie i skierowała ku wyjściu: – No cóż. Dziękuję, Peter. Dziękuję za uratowanie mnie przed popełnieniem największego błędu w życiu!