A nie za młody on na mistrza? – może ktoś zapytać. Chętnie rozwiewamy podobne wątpliwości. Krzysztof Zalewski posiada wszystkie mistrzowskie kwalifikacje: talent, charyzmę i niezwykłą biografię. A ostatnio zdobył aż trzy Fryderyki!
Wiedziałeś wcześniej, że twój ojciec to znany aktor, reżyser Stanisław Brejdygant?
Wiedziałem.
Przyłożyłeś ojcu, gdy już go spotkałeś?
Już dawno mi przeszło. Mam wielu znajomych, którzy są z rozbitych rodzin, zawsze to oczywiście matka wychowuje dziecko, a ojciec gdzieś buja w obłokach. Wszystkie choroby przedszkolne, wizyty u lekarza, kupowanie ciuchów, płacze w nocy, kolki ona załatwia, a synek widzi tatusia raz na dwa miesiące i jest zachwycony, że przyjechał bohater na białym koniu. To jest niesprawiedliwe, ale tak jest. Też, gdy poznałem ojca, byłem zachwycony, że mam w końcu tatę. Przyjeżdżał raz na miesiąc, chodziliśmy na spacery, rozmawialiśmy, on pukał się w czoło: "Jak to, nie czytałeś Dostojewskiego, to czego oni ciebie w tej szkole uczą?". I też wydawało mi się, że to bohater i wielki erudyta. Później jednak, im dalej w las, nasza relacja zaczęła być prawdziwsza. Przesłuchania do "Idola" były chwilę po mojej osiemnastce, mój ojciec był we Włoszech, ale wysłał mi długi list, który był wzruszający. Pisał w nim, że to jest ta magiczna granica, że mu przykro, że nie może być razem ze mną, ale bardzo mu zależy, żeby być w moim życiu. Wiadomo, dużo mu się upiekło, ale parę dobrych gestów wykonał. Gdy przyjechałem na drugie przesłuchanie do "Idola", nocowałem u taty i zabalowaliśmy tak, że o szóstej rano zasnąłem pod stołem. Po trzech godzinach zawiózł mnie na przesłuchanie, lepiej nie mówić, w jakim stanie, a reszta jest już historią.
Jak poznałeś brata?
Gdy były finałowe odcinki, mogłem zaprosić rodzinę, tata wykorzystał sytuację i wtedy poznałem mojego brata Igora. Zaprosił mnie do siebie do domu. On jest dosyć mocno introwertyczny, to moje przeciwieństwo, choć mamy mnóstwo wspólnych cech. Dlatego milczeliśmy dużo, ale jak włączył Floydów, okazało się, że mamy wspólne tematy. Takie pierwsze koty za płoty. Dziś nie ma tygodnia, żebyśmy do siebie nie dzwonili. I tutaj kolejna rzecz o moim tacie, choć nie wiem, czy później tego nie wytnę: kocham go, jest naprawdę świetnym kolesiem. Ma teraz 85 lat i im jest starszy, tym ma większy dystans do siebie. Można teraz trochę żartować z jego charakteru i on to kupuje, zrobił się mniej napięty, już nie traktuje siebie ze śmiertelną powagą.
Całą rozmowę przeczytasz w listopadowym numerze Pani. Już w sprzedaży!