Wywiad

Artur Barciś: "Żona nigdy mnie nie chwali. Jeżeli usłyszę, że było nieźle, to znaczy, że było znakomicie"

Artur Barciś: Żona nigdy mnie nie chwali. Jeżeli usłyszę, że było nieźle, to znaczy, że było znakomicie
Artur Barciś
Fot. Agencja AKPA

Gdy niewysoki, potrącany na korytarzu chłopak zagrał w szkolnym spektaklu, zadziała się magia. Były oklaski i przekonanie, że można już wszystko. Ta chwila, w której aktor czuje uwielbienie widzów, może uzależniać i… wbijać w pychę, że jest się wyjątkowym. Artur Barciś do dziś daje się ponieść temu uczuciu, ale szybko schodzi na ziemię. Pomaga mu w tym żona oraz pewność, że choć niebawem kończy 70 lat, nie jest spełnionym człowiekiem, najlepsze wciąż przed nim.

Artur Barciś: "Zawsze miałem w sobie dużo pokory"

Twój STYL: Tadeusz Łomnicki, spoglądając kiedyś zza kurtyny teatralnej na widownię, powiedział…

Artur Barciś: „Zazdroszczę im, że będą mogli mnie oglądać”.

A studentowi, który zwrócił się do niego, mówiąc: „Mistrzu”, odpowiedział: „Jaki mistrzu? Mów do mnie Boże!”. W wywiadach wyznawał, że każdy wielki aktor powinien być narcyzem i ekshibicjonistą.

Tadeusz Łomnicki miał wiele twarzy i był genialnym aktorem, ale nikt nie wiedział, kiedy gra, a kiedy jest sobą. Często prowokował. Był legendą, jedni go uwielbiali, inni nienawidzili. Myślę, że gdyby pracował w Hollywood, miałby kilka Oscarów na półce. Stwierdzenie, że „aktor powinien być narcyzem”, uważam za prowokację, bo ten zawód wymaga pokory. On o tym wiedział. Aktorstwo opiera się na świadomości. To ja, Artur Barciś, decyduję o tym, co moje ciało będzie robiło w służbie postaci. Osobowości narcystycznej brakuje samokontroli. Narcyz myśli, że jest wyjątkowy: wspaniały i piękny. Wierzy w obraz siebie, który jest nieprawdziwy. To go zaślepia.

Narcyz uwielbia władzę, atencję, ale przede wszystkim pragnie być kochany. Pierwszy moment, kiedy stoi pan na scenie, a publiczność tylko panu klaszcze?

Szkoła podstawowa w Rędzinach koło Częstochowy. Miałem siedem, osiem lat, byłem drobnym chorowitym chłopcem, nieustannie potrącanym na szkolnym korytarzu, bez poczucia własnej wartości. Kiedy wszedłem na scenę i zacząłem mówić wiersz, cała sala ucichła. Każdy patrzył na mnie, nagle stałem się najważniejszy. Poczułem się szczęśliwy i bezpieczny, nikt nie mógł mi nic zrobić. Gdy skończyłem, wszyscy bili mi brawo. Cudowne uczucie, pamiętam je do dziś. Wtedy postanowiłem, że zostanę aktorem.

Dla tych braw i uwielbienia? Uznał pan, że to przeznaczenie?

Przeznaczenie, ale też mój upór. Postanowiłem tego dokonać. Myślę, że w osiągnięciu celu pomogła mi świadomość, że urodziłem się z darem. Odziedziczyłem w genach coś, czego nie można się nauczyć, co mają tylko wybrańcy. W trzeciej klasie liceum wygrałem Ogólnopolski Konkurs Recytatorski, zdobyłem tytuł Recytatora Roku. Wisława Szymborska była przewodniczącą jury. To mnie upewniło, że muszę z tego daru skorzystać. Do szkoły aktorskiej dostałem się za pierwszym razem, choć nadal wyglądałem marnie. Byłem mało przystojnym kurdupelkiem, koledzy patrzyli na mnie sceptycznie, słyszałem te szepty: „Zobacz, ten też zdaje”. I ja ich rozumiałem. Było 400 kandydatów na 20 miejsc! Na szczęście dla mnie profesorowie łódzkiej szkoły filmowej postanowili postąpić niesztampowo. Zdecydowali, że nie będą zwracali uwagi na urodę, wzrost i wygląd, tylko na talent. Pewnie dlatego na moim roku było sporo różnych dziwaków. (śmiech)

Ciekawe, kiedy pierwszy raz poczuł pan ukąszenie narcyza: jestem wspaniały, jestem wyjątkowy?

Myślę, że narcyzm jest też kwestią charakteru. Ja zawsze miałem w sobie dużo pokory. Na moim recitalu śpiewam „aktor musi grać, by żyć”. Święta prawda, ale nigdy nie myślałem o sobie, że jestem wspaniały. Zdarzały się chwile wyjątkowe, jak ta, gdy miałem 25 lat, ledwo zostałem aktorem Teatru Narodowego w Warszawie, a Adam Hanuszkiewicz zaprosił mnie do swojej inscenizacji Pana Tadeusza. Wymyślił, że koncert Jankiela będzie mówił jego syn, lekko szalony na punkcie polskości i muzyki ojca. Wychodziłem na pustą scenę teatru, w  powietrzu słychać było dźwięki Poloneza Trzeciego  Maja wygrywanego na cymbałach, zaczynałem swój monolog od: „Znowu gra…”, a publiczność przerywała spektakl i biła brawo. Uwielbiałem ten moment. To było coś wspaniałego, ponieważ te brawa słyszeli koledzy, a to byli najwięksi polscy aktorzy. Radość i euforia. Poczucie, że złapałem Pana Boga za nogi.

Często słyszę, że środowisko artystyczne przyciąga osobowości narcystyczne. Gdzie widział pan więcej kolegów i koleżanek narcyzów – w kinie czy teatrze?

Ani w teatrze, ani w filmach. Może miałem szczęście bywania na planach i scenach, gdzie nikt narcyzmu nie uprawiał. Mój debiut na dużym ekranie to Znachor, czyli wielcy kina: Jerzy Bińczycki, Anna Dymna. Nikt przez sekundę nie dał mi odczuć, że jest lepszy ode mnie. Na planie Dekalogu Kieślowskiego to on był gwiazdą, ale nie był narcyzem. Nikt by się nie odważył udawać przed Kieślowskim kogoś, kim nie jest. Granie w jego filmie było spełnieniem marzeń. W teatrze podobnie. Nie spotkałem się z narcyzmem, chociaż niektórzy mogli mieć do tego prawo, bo byli wspaniali: Gustaw Holoubek, Marian Kociniak, Aleksandra Śląska. Myślę, że w pracy to się rzadko zdarza, bo jest po prostu źle widziane.

A poza?

Poza, owszem, na przykład na zlotach fanów Rancza w Jeruzalu, na Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach. Tam można kąpać się w próżności. Czytałem, że mężczyźni częściej są narcyzami niż kobiety. Na festiwalu w Międzyzdrojach widziałem „występ” kolegi i było to okropne. Tam tłumy fanów czekają na swoich ulubieńców przed hotelem. Można przemknąć bocznym wyjściem, gdzie nikt cię nie zauważy, albo przejść po czerwonym dywanie w towarzystwie ochroniarzy, demonstrując, że jest się kimś ważnym. Kolega, bardzo popularny zresztą, pojawił się w głównych drzwiach, a gdy otoczyły go fanki, powiedział do ochroniarzy: „Zabierzcie to ode mnie”. „To?” Pomyślałem: „Uuuu, mój drogi, daleko nie zajedziesz”. Bardzo się za niego wstydziłem.

Narcyzm odurza jak narkotyk…

To uproszczone określenie. Narcyzm często wynika z  kompleksów, jakichś ran z  przeszłości, niewiary w  siebie. Ta poza jest udawana. Narcyz gra kogoś, kim nie jest. Wmawia sobie i innym, że jest wspaniały, a ma poczucie bezwartościowości. Ludzie różnie radzą sobie z  popularnością, ze sławą, z uwielbieniem innych, ich komentarzami. W  mediach społecznościowych jest tego mnóstwo. Człowiek czyta, jaki jest cudowny, genialny, boski i… czasem w to wierzy, zaczyna zachowywać się tak, jakby to była prawda. Próżność potrafi zaślepić.

Celne. Pan ma za sobą wybitne role, fantastyczne recenzje. Sodówa uderzyła kiedyś do głowy?

Zazwyczaj ten, któremu ona uderzyła, o tym nie wie. Wie jego otoczenie, bliscy. On myśli, że zachowuje się naturalnie. Więc nie odpowiem na to pytanie. Musiałaby pani popytać kolegów, którzy mnie znają, czy kiedyś mi odbiło.

Artur Barciś: "Żona ciągle przywołuje mnie do porządku"

Kiedyś zapytałam żonę, zaprzeczyła.

Żona ciągle przywołuje mnie do porządku. Jest największym krytykiem mojej twórczości. Po premierze nigdy mnie nie chwali. Jeżeli usłyszę, że było nieźle, to znaczy, że było znakomicie. Twierdzi, że nie może mnie rozpieszczać: „Wszyscy cię chwalą, ja już nie muszę”. Beba nie przepada za aktorami, bywa ich surowym sędzią. Od 40 lat montuje filmy i widzi rzeczy, które nie wchodzą do ostatecznej wersji. Nikt nie wie, co się działo na tych taśmach. Ona wie i czasem z domowej montażowni słyszę dosadne komentarze na temat aktorów. Nie jestem więc w stanie jej niczym zaskoczyć. W domu nie gram, żona od razu by rozpoznała, zna mnie na wylot. Ale też nie mam potrzeby, żeby grać przed bliskimi. Po co?

A przed policjantem, urzędnikiem?

Nie. Staram się być miły, bo wiem, że wtedy ktoś mi szybciej coś załatwi, spojrzy przychylnym okiem. Czasami korzystam z popularności, ale nigdy nie gwiazdorzę. Zdanie typu: „Czy pan wie, kim JA jestem?!”, wypowiedziane np. do policjanta, który zatrzymał mnie za przekroczenie prędkości, nie przeszłoby mi przez gardło. Wolę uśmiech. Czasem działa, czasem nie. Jedni są fanami Rancza i już jest dobrze. Inni Rancza nienawidzą, bo na przykład teść w domu na okrągło ogląda. Wtedy bywa gorzej. (śmiech)

Myśli pan, że artystyczny zawód można uprawiać bez miłości własnej?

Tak. Krytycyzm wobec samego siebie może sprawić, że każda rola będzie jeszcze lepsza. Gdy jestem sobą zachwycony, to znaczy, że już nie mogę się poprawić. A przecież teatr i  film to sztuka żywa. Gram Papkina w Och- -Teatrze, to jest jedna z najtrudniejszych ról, jakie przyszło mi zagrać. Ale za każdym razem, kiedy wbiegam na scenę i mówię: „Bóg z waszmością, mój cześniku”, wydaje mi się, że mogę to zagrać jeszcze lepiej. Nie wiem, czy mi się uda, ale próbuję. Magia teatru właśnie na tym polega.

Da się żyć bez uwielbienia, adoracji, braw na stojąco?

Da się. Ważne jest uznanie. To, że publiczność docenia naszą pracę. Publiczność jest nam niezbędna jak tlen. Jakiż sens miałoby nawet najwspanialsze wykonanie jakiejś sztuki do pustej widowni? Żadnego. Twórczość polega na tym, że my coś robimy, a widzowie na to reagują. W teatrze reakcja jest natychmiastowa. Jeżeli coś się nie podoba, też to czuję. Ludzie raczej nie gwiżdżą ani nie tupią, ale cisza bywa złowieszcza. Nam oczywiście zależy na tym, żeby ten odbiór był jak najwspanialszy. I czasami jest wyrażany bardzo emocjonalnie: są wrzaski, oklaski na stojąco, ogólne szaleństwo. Wtedy aktor czuje coś w rodzaju rozkoszy, szczęścia, upojenia. Próżność jest pochodną tego stanu.

Taka chwila upojenia z ostatnich lat?

Ostatnio głównie gram w teatrze oraz reżyseruję. Niedawno wyreżyserowałem spektakl Barabuum!, w którym nie gram. Dziesięć lat chodziłem z  nim po różnych teatrach, zanim znalazłem producenta. Jestem dumny, bo to jedna z najlepszych sztuk, jakie zrobiłem. Dramat psychologiczny, komedia, farsa i melodramat. Widzowie płaczą ze śmiechu, a na końcu płaczą ze wzruszenia. To jest ten rodzaj teatru, który najbardziej lubię. Z jednej strony bawi, z drugiej skłania do refleksji. Ludzie przychodzą do teatru, żeby zapomnieć o kredytach, kłopotach małżeńskich, o wojnie w Ukrainie. Przez dwie godziny o tym nie myśleć i odpocząć. I ja im tę rozrywkę daję. Dziś najważniejsze recenzje ukazują się nie w gazetach, tylko w komentarzach. Moje w większości są bardzo dobre, więc jestem szczęśliwym reżyserem.

Artur Barciś: "Założyłem Instagram, ale nie umiem go obsługiwać"

Mile połechtane ego! Żyjemy w świecie autokreacji, gdzie każdy z nas jest trochę narcyzem. A TikTok, Instagram, Facebook nam to ułatwiają.

Ważne, by mieć do tego dystans. Znam takich, którzy kilkanaście razy dziennie mają coś do pokazania, opowiedzenia, muszą się pochwalić. Ja nie mam takich skłonności. Założyłem Instagram, ale nie umiem go obsługiwać. Koledzy powiedzieli: „Artur, musisz mieć Instagram, bo widzowie chcą się czasem dowiedzieć, co robisz poza planem”. No więc czasem coś wrzucam, na przykład, jak grabię liście w ogrodzie. Wolę Facebooka, bo to starsze medium, a moi wielbiciele mają 45+ i swoje Facebooki. W czasie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zamieściłem zdjęcie, jak piję kawę na stacji Orlenu z kubka z logo WOŚP i napisałem niewinny tekścik, że może mi się wydaje, ale teraz ta kawa smakuje jakoś lepiej... Pamiętam ten post i tysiące komentarzy! Niektóre straszliwie mnie szkalujące, ale większość ludzi stawała w mojej obronie. Zrobił się z tego viral. Do głowy mi nie przyszło, że jeden wpis może wywołać taki oddźwięk!

Patrzy pan czasami w lustro z sympatią?

Zawsze rano, gdy myję zęby, patrzę i myślę: nie jest najgorzej. Czyli jednak narcyz. W przyszłym roku kończę 70 lat. Wszyscy się dziwią, ja też. Ale to nie moja zasługa, tylko genów, choć regularnie się badam. Mama ma 92 lata, a wygląda na 75. Aktorzy to ludzie nienasyceni. Nie czuję się spełniony, bo ciągle wierzę, że to, co najważniejsze, jeszcze przede mną.

Kim jest Artur Barciś?

Artur Barciś - Rocznik 1956. Ukończył Wydział Aktorski na łódzkiej PWSFTviT. Występował na deskach Teatru na Targówku, Teatru Narodowego i Teatru Ateneum. Widzowie pokochali go za rolę w programie "Okienko Pankracego", serialach: "Miodowe lata", "Ranczo". Jego żoną jest montażystka filmowa Beata Baran, z którą ma syna Franciszka.

 

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 06/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również