Po latach pracy w tej samej firmie nie przypominałam już tamtej energicznej dziewczyny, która aplikowała na wymarzone stanowisko. Zawsze byłam ambitna i wydawało mi się, że nic mnie nie zatrzyma w dążeniu do celu. Kolejne szkolenia, nowe projekty, coraz więcej obowiązków czyniły ze mnie pracownicę niemal idealną. Niestety kosztem samej siebie.
Spis treści
Straciłam balans między życiem zawodowym a prywatnym. I nic w zamian nie zyskałam. Nie mam pojęcia, dlaczego tak kurczowo trzymałam się tej firmy. Teraz jestem po pięćdziesiątce i nie mam wyboru, muszę dotrwać do emerytury, choć kompletnie brak mi motywacji do pracy. Otaczają mnie dużo młodsi pracownicy, roszczeniowi i wygodni, którzy ochoczo robią tylko jedno: przerzucają obowiązki na innych. A wynagrodzenie dostają takie samo jak kilkoro niedobitków ze starej kadry, którzy uczciwie starają się sprostać wyśrubowanym wymaganiom szefostwa.
– Wyobrażasz sobie takie podejście za naszych czasów? – wzdychałam. – Nie do pomyślenia.
– Racja – przytakiwał mi kolega zza swojego biurka. Byliśmy w podobnym wieku i nasze poglądy w tym temacie również były zbieżne. Bardzo ceniłam Wojtka za odpowiedzialność i obowiązkowość. – Ten nowy chłopak wyszedł na papierosa już trzeci raz. Czy jemu się wydaje, że raporty same się napiszą?
– No co ty! – parsknęłam śmiechem. – On ma pewność, że w razie czego my je napiszemy, żeby nie świecić oczami przed szefem.
– Dlaczego to zawsze nam dają nowych do przyuczenia? – Wojtek nerwowo klikał w klawiaturę. – Jakbyśmy mieli mało roboty. Tylko czekać aż dorzuci coś więcej.
Wykrakał…
Szef uznał, że kilka dodatkowych obowiązków nam nie zaszkodzi. Zlikwidował jeden z działów, który wydawał mu się nierentowny, a obowiązki zwolnionych pracowników scedował na naszą dwójkę. Rano wstawałam przemęczona i szłam do pracy z jeszcze większą niechęcią. Przybyło nam pracy, a pensja nie wzrosła nawet o złotówkę.
– Wrócimy do tematu za pół roku – obiecywał dyrektor. – Po podsumowaniu rocznym sytuacja będzie jasna, zabezpieczę środki na podwyżkę i zrobimy aneks do umowy.
– Pożyjemy, zobaczymy – mruknęłam, wychodząc z jego gabinetu.
Szczerze mówiąc, byłam zdziwiona, że Wojtek nie reaguje na tę jawną niesprawiedliwość. Zwykle jak lew walczył o premie i dodatki świąteczne. Wiele z tych benefitów zawdzięczaliśmy właśnie jemu, bo miał dużą siłę przebicia. Czyżby i jego dopadło wypalenie zawodowe? Atmosfera w biurze stała się tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
Przez te wszystkie lata naprawdę wiele zrobiłam dla firmy. I po co? Czułam się niedoceniana, a widok piętrzących się na biurkach segregatorów tylko bardziej mnie demotywował. Gdybym wzorem młodszej kadry prześlizgiwała się od weekendu do weekendu, zdecydowanie lepiej bym na tym wyszła.
– Ledwo mamy czas zjeść śniadanie, a konto w banku nie zachwyca – narzekałam.
Wojtek spojrzał na mnie zza grubych szkieł okularów i pogładził wąsy. Wyglądał na zamyślonego.
– Likwidacja całego działu to był błąd – skwitował.
I tyle.
Łudziłam się, że powalczy o podwyżkę dla nas obojga. Jednak gdy zaczynałam o tym mówić, zmieniał temat, jakby się pogodził z sytuacją. Długo biłam się z myślami, co powinnam zrobić? Przejąć rolę Wojtka i stanowczo upomnieć się o podwyżkę w swoim i jego imieniu? Przecież to skandaliczne, jak się nas w tej firmie traktuje. Musiało minął kilka tygodni, żebym zrozumiała, że wcale nie tworzymy jednomyślnego zespołu…
– Jutro mnie nie ma – uprzedził Wojtek, kiedy oboje zbieraliśmy się do wyjścia. – Jadę na kilka dni w Tatry. Muszę odpocząć.
– No, proszę, proszę. Gratuluję i zazdroszczę. Nic nie wspominałeś. Skąd taki pomysł?
– Trzeba jakoś uczcić podwyżkę – odparł i dopiero po chwili dotarło do niego, że powiedział o słowo za dużo.
Jeszcze nigdy tak szybko się pakował. Wcisnął notatnik do neseseru i niezdarnie zasunął krzesło. Spod gęstego, szpakowatego zarostu przebijały purpurowe rumieńce. Stałam oszołomiona, nie spuszczając z niego wzroku. Wyszedł na korytarz, potykając się w progu. Czułam się jak ogłuszona. Osunęłam się na krzesło i ukryłam twarz dłoniach.
– Wychodzi pani? – zagadnął ochroniarz, gdy najwyraźniej wszyscy inni już wyszli.
Nie miałam komu się zwierzyć, wyżalić. Dotąd Wojtek był w firmie osobą, której w pełni ufałam. Jak mógł mi to zrobić? Pracowałam równie ciężko, a może nawet ciężej niż on. Słowem się nie zająknął, że dostał podwyżkę. A sądząc po jego reakcji, nie wstawił się też za mną u szefa. Tymczasem ja od tygodni chodziłam jak struta i zbierałam się na odwagę, by zawalczyć o nas oboje.
Cóż, większość ludzi to egoiści. Może więc nie powinnam obwiniać kolegi, tylko samą siebie? Jeśli ja siebie nie cenię i pozwalam się wykorzystywać, to czemu inni mają być lepsi? Umówiłam się z szefem na rozmowę. Tym razem nie dam się zbyć.
– Pan Wojciech ma dłuższy staż – argumentował, nawet na mnie nie patrząc i notując coś na karteczce samoprzylepnej.
– Dwa lata. Raptem dwa lata dłużej, co jest żadną różnicą. A to, co z pan robi, to jawna dyskryminacja. Mężczyzna na podobnym stanowisku i z podobnym stażem pracy zarabia więcej niż kobieta? Świetny temat dla lokalnej prasy.
– To groźba? – parsknął. – Niech pani nie będzie śmieszna!
– A widzi pan, żebym się śmiała? Podwyżka od dawna mi się należy – wycedziłam.
– Zawsze uważałem panią za rozsądną kobietę. – Szef rozparł się na krześle i obrzucił mnie protekcjonalnym spojrzeniem.
W tamtym momencie było mi już wszystko jedno. Niech mnie zwolni, proszę bardzo. A potem niech szuka kogoś na moje miejsce, powodzenia. Przestałam się obawiać wizji poszukiwania pracy tuż przed emeryturą. Lepsze to niż tkwienie w środowisku, w którym czułam się niedoceniana, a bliski kolega zgarnął profity za swój i mój wysiłek.
– Kiepsko na wyszłam na tym rozsądku. Widać nie opłaca się być dobrym i uczciwym pracownikiem – odparłam, wprawiając mężczyznę w zakłopotanie.
Dobrze wiedział, że jestem jedną z jego najlepszych pracownic. Zawsze pokorna, zawsze dostępna, zawsze niezawodna. Najwyższy czas pomyśleć o sobie. Nie miałam pojęcia, jaką decyzję podejmie, ale przed wyjściem z gabinetu postawiłam mu ultimatum: albo da mi podwyżkę, albo sama złożę wypowiedzenie.
Następnego dnia zastałam na biurku aneks do umowy. Dostałam więcej, niż mogłam się spodziewać. Wystarczyło tylko być stanowczą i pewną siebie. Szkoda, że zrozumiałam to tak późno. Tymczasem Wojtek poprosił szefa o udostępnienie mu stanowiska pracy w innym biurze. Od tamtego niezręcznego momentu ani razu nie spojrzał mi w oczy.