Film "Jednym głosem" opowiada wstrząsającą historię molestowania w miejscu pracy. Tym miejscem pracy było Hollywood, zaś jego ofiarami nie tylko asystentki producenta Harveya Weinsteina, ale również takie gwiazdy jak Gwyneth Paltrow czy Ashley Judd. Jak to możliwe, że ten proceder trwał ponad trzy dekady? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć film "Jednym Głosem".
Film "Jednym Głosem", który w Polsce będzie miał premierę 25 listopada powstał na podstawie książki Jodi Kantor i Megan Twohey, dziennikarek gazety "New York Times". To właśnie ich artykuł dotyczący tematu molestowania seksualnego opublikowany w tej gazecie w 2017 roku stał się początkiem końca potężnego producenta Hollywood Harveya Weinsteina. Światem wstrząsnęła informacja o tuszowaniu przestępstw, co ostatecznie doprowadziło do oskarżenia i skazania najpotężniejszego producenta Hollywood oraz zapoczątkowało ruch #metoo. Film "Jednym głosem" opowiada historię dziennikarskiego śledztwa reporterek "new York Timesa" przeciwko Weinsteinowi. Obraz spodoba się fanom takich produkcji jak "Spotlight" czy "Gorący temat", również na temat molestowania seksualnego.
Film "Jednym Głosem" zaczyna się od sceny, kiedy Megan Twohey (w tej roli Carey Mulligan, która zagrała również w innym świetnym filmie o podobnej tematyce - "Obiecująca młoda kobieta") namawia kobietę molestowaną przez startującego w wyborach prezydenckich Donalda Trumpa na wywiad, w którym opowie o swoich doświadczeniach. Kobieta staje się celem medialnej nagonki, zaś Trump zostaje prezydentem. Kiedy kobieta prosi gazetę o pomoc, dowiaduje się, że media nie mogą się angażować w żaden sposób.
Nic więc zatem dziwnego, że kiedy Jodi Kantor (Zoe Kazan), koleżanka Megan z gazety "New York Timesa", otrzymuje informacje, że słynny producent filmowy Harvey Weinstein (wyprodukował m.in "Pulp Fiction", "Zakochanego Szekspira" czy "Chicago") ma na swoim koncie zatuszowanie sprawy o molestowanie, początkowo żadna z ofiar nie chce się wypowiadać na ten temat. Wiedzą jak się to dla nich może skończyć. Dodatkowo większość z kobiet podpisała umowę o zachowaniu poufności, która zabraniała im opowiadać o swoich doświadczeniach z Weinststeinem.
Wyświetl ten post na Instagramie
Zaczyna się więc żmudne śledztwo. Dziennikarki powoli odkrywają kolejne tropy, które prowadzą je do ofiar molestowania przez Weinsteina z ostatnich trzech dekad zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Europie i Azji. Brakuje im jednak fizycznych dowodów, które pozwoliłyby im na publiczne oskarżenie producenta. Jednocześnie główne bohaterki dowiadują się, że są śledzone, zaś po stronie Weinsteina stoją nie tylko prawnicy, ale także osoby, które powinny wspierać jego ofiary, w tym prokurator czy córka słynnej feministki, która w zamian za finansowe wsparcie ma pomóc producentowi w odzyskaniu twarzy.
Celem filmu nie jest granie na emocjach (chociaż budzi szok i smutek), lecz skupienie się na systemie, który pozwolił takim seksualnym drapieżnikom jak Weinstein swobodne funkcjonowanie przez całe dekady. Bo przecież jego zachowanie nie było zaskoczeniem. Już w latach 90. Gwyneth Paltrow mówiła w wywiadzie telewizyjnym, że Weinstein "zmusi cię do zrobienia jednej lub dwóch rzeczy", zaś Courtney Love radziła w 2005 roku w wywiadzie: "Jeśli Harvey Weinstein zaprasza cię na prywatne przyjęcie w Four Seasons, nie idź". Prowadzący galę oscarową w 2013 roku Seth MacFarlane powiedział o nominowanych za najlepszą rolę żeńską: "Gratulacje, Wasza piątka nie musi udawać, że pociąga ich Harvey Weinstein", zaś cała sala pełna gwiazd śmiała się z trafnego dowcipu. Tym co pozwalało Weinsteinowi pozostać bezkarnym było wsparcie studia filmowego Miramax, w którym pracował, które wypłacało hojne ugody kolejnym asystentkom i aktorkom. Jego współpracownicy woleli pozostać w niewiedzy. Jak mówi w filmie jeden z jego dawnych współpracowników:
Myślałem, że chodzi o romanse, nie o molestowanie.
Film szczegółowo pokazuje kolejne etapy śledztwa, które trwało kilkanaście miesięcy. Co ciekawe, w odróżnieniu od klasyków dziennikarskiego śledztwa takich jak "Wszyscy ludzie prezydenta", gdzie dziennikarze poświęcają się bezgranicznie śledztwu, bohaterki "Jednym głosem" prowadzą w tym czasie zwyczajne życie. Twohey zachodzi w ciąże, walczy z depresją poporodową, Kantor musi pogodzić wymagającą pracę z bycie mamą dwójki dzieci. To jeszcze podkreśla jak długo trwa rozpracowanie takiej historii, jak wiele trzeba determinacji (i nie ukrywajmy zasobów finansowych gazety), aby doprowadzić do udowodnienia molestowania wpływowemu mężczyźnie.
Chociaż film skupia się na postaci producenta, on sam pojawia się sporadycznie. Widzimy mężczyznę, który najpierw próbuje wszystkiemu zaprzeczyć, potem grozi pozwami. Następnie ma nadzieję, że uda mu się wymigać od sprawiedliwości powierzchownymi zmianami: bierze urlop z pracy, aby poświecić się studiowaniu relacji między kobietami a mężczyznami w miejscu pracy. Po publikacji artykułu ponad 80 kobiet oskarżyło Weinsteina o molestowanie, w tym 18 o gwałt. Wśród nich znalazły się m.in. Asia Argento, Kate Beckinsale, Cate Blanchett, Ashley Judd, Angelina Jolie, Uma Thurman.
Wyświetl ten post na Instagramie
Tym czego zabrakło mi w filmie "Jednym głosem" to próby wyjaśnienia dlaczego tym razem udało się skazać Weinsteina. Dlaczego opinia publiczna nie odwróciła oczu jak robiła to już wiele razy? Czy chodziło właśnie o to, że tyle kobiet zabrało wspólnie głos? Czy o to, że klimat społeczny sprzyjał tej sprawie? A może Weinstein, do tej pory kura znosząca złote jaja, przestał być na fali? Tuż po publikacji artykułu Weinstein został wyrzucony ze swojej firmy producenckiej The Weinstein Company, zaś jego żona projektanta Georgina Chapman wniosła pozew o rozwód. Ostatecznie producent został skazany na 23 lata pozbawienia wolności za gwałt. Producent filmów takich jak "Emma", "Mansfield Park" czy "Bękarty wojny" został sam.