Wszyscy chcemy osiągnąć sukces, ale czy wiemy, jak się z nim obchodzić? Dlaczego nie każdy uszczęśliwia? Kiedy prowadzi na manowce? Z jakiego powodu poczucia sukcesu nie mają czasem ci, którzy osiągnęli wiele? I co ma z tym wspólnego poznanie siebie? Wyjaśnia Ewa Woydyłło, psycholożka i psychoterapeutka.
Twój STYL: Gdy pyta się ludzi, co uznają za sukces, odpowiedź krąży wokół pieniędzy, władzy, sławy. Tylko że jak się przygląda tym, którzy to wszystko mają, to oni jakoś nie zawsze są szczęśliwi. Gdzie tkwi błąd?
Ewa Woydyłło: Ta definicja ma wymiar bardzo materialny i powiązany z tym, jak nas postrzegają inni. Taki sukces szybko się przejada i jest chwiejny, bo uzależniony od cudzych opinii. Dziś jestem sławna, jutro sławny jest ktoś inny – wczorajszy triumf zamienia się w porażkę. Dlatego wolę psychologiczną interpretację sukcesu. Odnosi się do każdej dziedziny życia: jest nim to, co daje poczucie radości życia i zadowolenia z siebie. Dla jednej osoby będzie to fakt, że ma rodzinę. Dla kogoś innego, że od roku jest trzeźwy albo zmienił pracę na bardziej satysfakcjonującą. Inni mogą się w tym nie dopatrzyć niczego niezwykłego. Nie szkodzi, ważne, że ten człowiek ceni swoje osiągnięcie, bo dotarł do celu, który sam sobie wyznaczył. Dla mnie to jest sukces.
Ale żyjemy w czasach, gdy wiele osób szuka w cudzych oczach potwierdzenia, że to, co osiągnęli, ma wartość.
Jedna z moich książek nosi tytuł Droga do siebie. Poświęciłam ją poczuciu wartości, które uważam za podstawę jakości życia. Ludzie z ugruntowanym poczuciem wartości nie szukają potwierdzenia swoich osiągnięć u innych. Sami wyznaczają sobie cele i nagradzają siebie satysfakcją za ich osiąganie. Niestety, sporo ludzi, również tych z dużymi osiągnięciami, ma z poczuciem wartości problem. Dlatego nawet spektakularne osiągnięcia nie mogą ich nasycić. Nie zawsze „człowiek sukcesu” – a jest nim każdy, kto zyskał w swojej dziedzinie poziom wysokiej kompetencji, ma „poczucie sukcesu”. Jedno z drugim może iść w parze, ale nie musi. Jeśli ktoś ma zaburzone poczucie wartości, może czuć się nikim, nawet gdy podziwiają go miliony.
Natknęłam się na jeszcze inną definicję. Sukcesem jest według niej to, że ktoś ma odwagę żyć „po swojemu”. Zgodnie z wyznawanymi wartościami. Nie ma tu mowy o szczególnych osiągnięciach.
W tę definicję jest za to wpisane poznanie siebie. Bo żeby żyć zgodnie ze swoimi wartościami, trzeba je sobie najpierw uświadomić. To dotyka ważnej sprawy. Czasem „człowiek sukcesu” nie czuje satysfakcji ze swoich osiągnięć, bo budował coś opierając się na cudzych pragnieniach i wartościach. To przypadek dzieci, które realizują niespełnione ambicje rodziców. Ale też ludzi, którzy inwestują energię, by zdobyć to, co jest „prestiżowe”, „powszechnie cenione”. Nie pytają siebie, na ile cel, w który angażują tyle energii, jest z nimi spójny. Zgadzam się, że kluczowym warunkiem satysfakcji z własnych osiągnięć jest poznanie siebie. Tylko wtedy mamy szansę wyznaczyć sobie cele zgodne z naszymi pragnieniami i potrzebami. Poznanie siebie oznacza też wyzwolenie się z traum, kompleksów – mechanizmów, które nieświadomie nami zarządzają. Gdy się na to odważamy, czasem odkrywamy, że goniliśmy za czymś, bo mieliśmy w sobie głęboki nieuświadomiony deficyt. Bywa i tak, że pragnienie sukcesu jest motywowane pogonią za miłością i akceptacją, których nie dostaliśmy w przeszłości od ważnej dla nas osoby, najczęściej któregoś z rodziców. Warto taką bombę rozbroić. Inaczej żaden sukces nie będzie cieszyć. Gdy rozwiążemy problemy emocjonalne, które mają źródło w przeszłości, może się okazać, że nasze cele się zmienią. A małe sukcesy będą cieszyć bardziej niż kiedyś ogromne.
Jaka cecha najbardziej zbliża nas do sukcesu w jakiejś dziedzinie? Jeszcze do niedawna sądziliśmy, że inteligencja i uzdolnienia.
Zweryfikowano to w ciekawych badaniach. Dużej grupie dzieci zmierzono poziom inteligencji. Po 20 latach badacze odszukali te osoby i sprawdzili, jak radzą sobie w dorosłym życiu. Sprawdzono nie tylko, jak funkcjonują, co osiągnęli, ale też jaki jest poziom ich zadowolenia z siebie, jak radzą sobie z trudnościami i czym się kierują, dokonując wyborów. Okazało się, że inteligencja wcale nie koreluje z sukcesem tak silnie, jak sądzono wcześniej. Czynnikiem łączącym tych, którzy odnieśli sukces i odczuwali zadowolenie z siebie, nie było wysokie IQ, tylko samodyscyplina i wytrwałość. To było przełomowe odkrycie. Potwierdziło je wiele innych badań. Od tamtej pory np. w Kanadzie, gdzie wprowadzono bardzo dojrzały i świadomy model edukacji, nauczyciele nie chwalą dzieci za inteligencję czy uzdolnienia, tylko za pracowitość. U nas, niestety, wciąż panuje kult inteligencji. Choć wiadomo, że sporo osób z wybitnymi świadectwami kończy karierę na pracy w recepcji.
Iga Świątek, Olga Tokarczuk, Agnieszka Holland odniosły niekwestionowany sukces, i to w skali świata. Wytrwałość i samodyscyplina to na pewno ich silne strony. Czy jest coś jeszcze, co warto zauważyć?
Każda z tych kobiet na pewno doświadczyła też wielu porażek. Od innych osób różni je to, że się nimi nie zniechęciły. Nie ma zwycięzców, którzy wcześniej nie przegrywali. Sukces to w gruncie rzeczy pozytywne zwieńczenie wielu przegranych. Ludzie, których dziś podziwiamy, różnią się od innych tym, że umieli się z trudnymi doświadczeniami umiejętnie obchodzić. Szukali w nich inspiracji, dostrzegali lekcje, z których warto wyciągać wnioski, umieli dokonywać korekt pierwotnego planu. Do każdego sukcesu prowadzi inna droga. Często długa, kręta i nieoczywista.