Nadmierna masa ciała odbija się na zdrowiu. Skutki otyłości leczy się trudniej niż jej przyczyny. Jak utrzymać prawidłową wagę w świecie, który... sprzyja tyciu? Mówi prof. Paweł Bogdański, internista, hipertensjolog i obesitolog.
Znajoma mawia, że tyje od samego patrzenia na słodycze. Inni mogą jeść wszystko, a są szczupli. Skąd taka niesprawiedliwość?
Profesor Paweł Bogdański: Nauka nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Do tej pory znaleziono ponad 300 czynników wpływających na rozwój otyłości. To m.in. skłonności dziedziczne, choroby przewlekłe, odżywianie się wysoko przetworzonymi pokarmami, brak aktywności fizycznej. Ale także uwarunkowania psychologiczne i społeczne, życie w stresie, pośpiechu. Indywidualne predyspozycje do tycia wciąż są badane. Naukowcy dociekają, dlaczego niektórzy pomimo starań, ćwiczeń, diet nie potrafią schudnąć. Otyłość to trudna do zwalczenia przewlekła choroba, która powinna być diagnozowana i leczona. I traktowana poważnie.
Kobiety przywiązują dużą wagę do wyglądu. Odchudzanie, idealna figura to nasze ulubione tematy. „Pulchne” nie mają łatwo…
Z punktu widzenia fizjologii jedzenie jest naturalnym elementem życia. Wiąże się jednak z kontekstem kulturowym i społecznym. Z jednej strony koncerny spożywcze kuszą tanią żywnością przetworzoną i jedzeniem typu fast food dostępnym na każdym kroku. Z drugiej panuje kult sprawnego i szczupłego ciała. To wywołuje dysonans. Może powodować napięcie, które paradoksalnie rozładowujemy, sięgając po jedzenie. Nadwaga często ma podłoże psychologiczne.
„Zajadamy” emocje?
To daje chwilowe poczucie komfortu. Ale może wymknąć się spod kontroli. Często w ten sposób odreagowują napięcie osoby żyjące szybko, intensywnie. Jedzą nieregularnie, w trakcie pracy, przed komputerem. Z badań wynika, że wykonywanie innych czynności podczas jedzenia sprzyja przejadaniu się. Gdybyśmy żyli spokojniej, wolniej, bylibyśmy zdrowsi i szczuplejsi. Dlatego lekarze i dietetycy namawiają do celebrowania posiłków. Dokładnego przeżuwania każdego kęsa, skupiania się na konsystencji, smaku, zapachu potraw. Niestety, dzisiaj rzadko znajdujemy na to czas i chęć.
Ale potem poświęcamy mnóstwo czasu i wysiłku na odzyskanie smukłej sylwetki...
Osoby z dużą nadwagą spotykają się z odrzuceniem, pogardą, są wyśmiewane. Otyłe dzieci w szkole mają mniej kolegów, dorosłym trudniej znaleźć pracę, częściej mają depresję. Nawet od lekarzy słyszą często: „Proszę do mnie wrócić, jak pani schudnie”. A wiele z nich naprawdę się stara, próbuje schudnąć, szuka pomocy. Nieraz padają ofiarą oszustów, którzy oferują rzekomo „cudowne” kuracje. Tymczasem każda nieudana próba coraz bardziej utrudnia osiągnięcie celu.
Dlaczego schudnąć jest coraz trudniej?
Osoby, które odchudzają się w sposób nieracjonalny, na zmianę tracą, a potem odzyskują kilogramy, mają obniżoną przemianę materii. To znaczy, że na podstawowe czynności życiowe – jak oddychanie, sen, trawienie – organizm zużywa mniej kalorii niż u osoby bez takich wahań. Nadmiar energii gromadzi się w postaci tkanki tłuszczowej.
Utrzymanie prawidłowej masy ciała staje się wtedy wyzwaniem. Dlatego uważam, że należy unikać stygmatyzacji osób otyłych. Potrzebują naszego wsparcia. Jednocześnie nie wolno zamykać oczu na szybko narastające zjawisko otyłości zarówno u dzieci, jak i dorosłych. Bagatelizowanie problemu nie rozwiąże go, raczej pogłębi.
Jak można uniknąć nadwagi?
Należy jeść różnorodne, nieprzetworzone produkty, głównie pochodzenia roślinnego. Być aktywnym fizycznie. Na spacery, marsze, jazdę na rowerze czy pływanie trzeba poświęcać minimum 30–45 minut przynajmniej 3–4 razy w tygodniu. A najlepiej robić to codziennie. Warto regularnie się ważyć, mierzyć obwód talii. Dodatkowe kilogramy i centymetry mogą pojawić się niepostrzeżenie. Osobom ze skłonnością do tycia polecam wizyty kontrolne u lekarza, który może zlecić odpowiednie badania.
Co powinno nas zaniepokoić?
Po pierwsze wzrost masy i obwodu talii powyżej norm ustalonych dla płci i wieku. Zwłaszcza jeśli nastąpi nagle. Jeśli do tego czujemy się źle psychicznie lub fizycznie, warto skonsultować się z lekarzem.
Czy skłonność do tycia może być skutkiem innej choroby?
W kilku procentach przypadków. Najczęściej to schorzenia endokrynologiczne i związane z nimi zaburzenia hormonalne, jak niedoczynność tarczycy, zaburzenia funkcji nadnerczy, podwzgórza. Nadwadze sprzyjać mogą też przyjmowane leki, m.in. glikokortykosteroidy stosowane w leczeniu astmy czy chorób reumatycznych, niektóre leki stosowane w psychiatrii, m.in. do leczenia schizofrenii. Mogą zwiększać apetyt i zmniejszać uczucie sytości, prowadząc do przyrostu masy ciała. Pacjent nie powinien jednak myśleć: „pewnie tak musi być”. W wielu przypadkach sposób leczenia można zmienić, dobrać inne preparaty.
Jak dużo Polaków ma problem z nadmierną masą ciała?
Zajmujemy piąte miejsce w Europie. Nadwagę ma 69 proc. mężczyzn i 57 proc. kobiet. Wśród dzieci i młodzieży 44 proc. chłopców i 25 proc. dziewczynek. Nadwaga w młodym wieku powoduje, że ryzyko rozwoju otyłości w dorosłym życiu wzrasta 18-krotnie! Zwyczaje żywieniowe kształtują się od wczesnego dzieciństwa. Tymczasem aż 99 proc. przedszkolaków podjada między posiłkami. Głównie są to przekąski słone, słodkie, bogate w tłuszcz… Mamy podają dzieciom słodkie kaszki, soki, dosładzane jogurty, sądząc, że to dla nich dobre. Podjadanie w dzieciństwie to nawyk, który często zostaje na całe życie. Wiele osób zjada ok. 1000 kcal dziennie tylko w postaci przekąsek! Jednocześnie rozwój cywilizacji sprawia, że zużywamy coraz mniej energii. Samochody, windy, elektryczne hulajnogi, piloty do telewizorów, dzięki którym nie trzeba wstawać z kanapy – takie udogodnienia sprawiają, że ruszamy się coraz mniej. Badania pokazują, że tylko 1 na 10 dorosłych i 3 na 10 dzieci jest wystarczająco aktywnych fizycznie. A bezruch przyczynia się nie tylko do otyłości, lecz także innych poważnych chorób.
Nie jest to więc kwestia wyglądu, lecz zdrowia. Jakie konsekwencje może mieć otyłość?
Gdyby chodziło tylko o wygląd, nie dyskutowałbym. To kwestia gustu. Nie znam jednak innej choroby przewlekłej z tak dużą liczbą negatywnych skutków. Otyłość może nieść ponad 200 powikłań! To przede wszystkim cukrzyca typu 2 – ryzyko jej rozwoju wzrasta ponad 90-krotnie przy BMI powyżej 35 kg/m². Poza tym nadciśnienie tętnicze. Choruje na nie 10 mln Polaków, szacuje się, że prawie połowa przypadków jest związana z nadwagą. Dalej ryzyko rozwoju miażdżycy oraz jej skutków – zawału serca, udaru mózgu. Kolejny problem to bezdech senny, który dotyka prawie 10 proc. dorosłych Polaków. Otyłość przyspiesza też rozwój chorób zwyrodnieniowych stawów: kręgosłupa, bioder, kolan. Z danych Amerykańskiego Towarzystwa Onkologicznego wynika, że ponad 40 proc. wszystkich nowotworów to skutek otyłości. Może prowadzić przede wszystkim do raka piersi, jelita grubego, trzustki, przełyku, macicy.
Jakie popełniamy błędy, próbując schudnąć?
Pierwszym i najważniejszym jest unikanie wizyty u lekarza i dietetyka. Pomocy nie należy szukać w internecie ani u koleżanek! Problemu nie zlikwidują modne diety cud ani niesprawdzone kuracje. Popularne teraz diety eliminacyjne – np. wykluczanie glutenu czy nabiału – zamiast pomóc, doprowadzają jedynie do niedoborów pokarmowych. Masa spada, ale potem wraca do punktu wyjścia. Zwłaszcza osoby z dużą nadwagą wymagają pomocy specjalistów. Czasem wystarczy konsultacja lekarza pierwszego kontaktu. W trudniejszych przypadkach warto poszukać poradni chorób metabolicznych (adresy na stronie internetowej: ootylosci.pl – przyp. red.). W takich miejscach pacjentem zajmuje się zespół składający się z lekarza, dietetyka, fizjoterapeuty. Często potrzebne jest również wsparcie psychologa. Kompleksowa opieka daje najlepsze efekty.
Jak wygląda leczenie?
Kiedy przychodzi do mnie pacjent, rozmawiamy o jego stylu życia, sposobie odżywiania. Najpierw próbujemy metod niefarmakologicznych, czyli diety dostosowanej do wieku, stanu zdrowia. Podpowiadam, jak robić zakupy, jak jeść na wakacjach, imprezach. Namawiam do ruchu, ćwiczeń. Dopiero gdy to nie daje efektów, włączamy leki wspomagające odchudzanie. Przyjmuje się je co najmniej 6–12 miesięcy. To preparaty przetestowane, skuteczne i bezpieczne. Są tylko trzy, działają różnie. Lek z orlistatem ogranicza wchłanianie tłuszczów przyjętych z pokarmem o 30 procent. Ten złożony z bupropionu i naltreksonu zmniejsza uczucie głodu, zwiększa uczucie sytości, hamuje apetyt. Podobnie jak trzeci, najnowszy – z liraglutydem, który zmniejsza też ryzyko rozwoju cukrzycy, reguluje ciśnienie tętnicze, lipidy, chroni układ sercowo-naczyniowy. Zalecany jest osobom z nadwagą i otyłością, zwłaszcza jeśli współistnieją: insulinooporność, stan przedcukrzycowy, cukrzyca typu 2 lub miażdżyca. Za wybór leku odpowiedzialny jest specjalista, który bierze pod uwagę stan zdrowia pacjenta, ewentualne przeciwwskazania, interakcje z innymi lekami. W najcięższych przypadkach, tzw. otyłości olbrzymiej przy BMI powyżej 40, rozważamy leczenie bariatryczne polegające m.in. na wycięciu części żołądka. To jednak ostateczność.
W sklepach internetowych, a nawet aptekach, dostępnych jest mnóstwo preparatów „wspomagających odchudzanie” bez recepty. Czy suplement diety może pomóc?
Naukowcy stale badają wpływ wielu substancji, także tych naturalnych, na redukcję masy ciała. Pamiętajmy jednak, że suplementy to środki spożywcze, a nie lecznicze. Ich celem jest uzupełnienie normalnej diety. W odróżnieniu od leków nie są zatwierdzane przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych. Nie prowadzi się nad nimi wieloletnich badań klinicznych, które udowadniałyby ich skuteczność i bezpieczeństwo. Jestem sceptyczny co do ich działania i efektów. Choć niektóre substancje, jak ekstrakt z zielonej herbaty czy spirulina (rodzaj alg – przyp. red.), mogą pomagać w regulowaniu zaburzeń metabolicznych, które towarzyszą otyłości. Radzę jednak, by sięgać po nie tylko w porozumieniu z lekarzem. Przestrzegam przed stosowaniem środków oczyszczających, które mogą rozstroić metabolizm, czy odwadniających, które nie odchudzają, a jedynie usuwają płyny z organizmu, przez co powodują doraźny spadek wagi.
Niebezpieczne mogą być preparaty dostępne poza aptekami, np. w internecie: „chińskie zioła na odchudzanie”, „fat burnery – spalacze tłuszczu” i inne tego typu. Mogą zawierać niedozwolone, groźne dla zdrowia pestycydy, metale ciężkie, substancje psychoaktywne. Obietnica uzyskania szybkich efektów powinna wzbudzić podejrzenia.
Nie wierzmy w hasła, które sugerują, że lekarze albo firmy farmaceutyczne ukrywają przed pacjentami patent na odchudzanie.
Osoba szczupła może pomyśleć: mnie ten temat nie dotyczy. Ale każdy zna przecież kogoś, kto boryka się z problemem nadwagi. Często są to osoby bliskie, ktoś z rodziny, wśród znajomych, w pracy. Jak możemy pomóc?
Postarajmy się taką osobę zrozumieć, wczuć w jej sytuację. Potrzebuje przede wszystkim naszej życzliwości i wsparcia. To ludzie, którzy często czują się samotni, co mogą skrywać pod pozorem wesołości. Otyłość nie jest na ogół świadomym wyborem, nie obwiniajmy więc nikogo za to, jak wygląda, wygłaszając proste osądy typu: „niech przestanie się obżerać”. Namawiajmy do wspólnej aktywności – zaprośmy na spacer, wyprawę za miasto. Zorganizujmy wspólny czas tak, żeby nie skupiać się na jedzeniu. Warto też pomóc w znalezieniu dobrego specjalisty: lekarza, dietetyka. Zwłaszcza gdy obserwujemy, że ktoś utknął w ślepym zaułku: stosuje nieskuteczne diety, wydaje pieniądze na drogie, może nawet szkodliwe zabiegi. Jeśli nie zgodzi się od razu, powróćmy do tematu za jakiś czas. A kiedy rozpocznie już leczenie, pomagajmy, kibicujmy. Niech czuje nasze wsparcie. Przypominajmy, że każdy, nawet mały sukces przybliża do lepszego samopoczucia i zdrowszego życia.